piątek, 15 czerwca 2018

My czterej pazerni


Jakiś czas po Stawce większej niż życie postanowiłem se przypomnieć drugi hitowy serial wojenny z lat 60.: Czterech pancernych i psa. Jest to oczywiście jedna z najpopularniejszych polskich produkcji telewizyjnych ever. Jeśli chodzi o moją recepcję, po raz pierwszy widziałem ją we wczesnym dzieciństwie i niewiele zapamiętałem prócz hełmofonów, czołgów oraz imion bohaterów. Za drugim razem, już w pełni świadomie, oglądałem Pazernych w centralnej podstawówce (okolice VI klasy), niektóre odcinki nawet po kilka razy. Teraz przyszła pora na porządny rewacz.
O co mniej więcej chodzi, w zasadzie wszyscy wiedzą, ale na mój blog zawsze może trafić ktoś, np. niedawny imigrant, kto do tej pory nie miał kontaktu z tak ikonicznymi dziełami polskiej kultury popularnej. A zatem pokrótce: I pies to opowieść o szesnastoletnim (na początku) Janku Kosie (w tej roli Janusz Gajos), który wstępuje do formowanego w ZSRR Wojska Polskiego, aby a) wrócić z Syberii do Polski, b) odnaleźć ojca, o ile jeszcze żyje, oraz c) nakopać Niemcóm do życi. Trafia do 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, gdzie jego towarzyszami stają się: dowódca Olgierd (Roman Wilhelmi), syn zesłańca syberyjskiego, atletyczny śląski ładowacha Gustlik (Franciszek Pieczka), dezerter z Wehrmachtu, a także mechanik-kierowca Grigorij (Włodzimierz Press), syn kominiarza spod Sandomierza gruziński dżygit. Sam Jankos pełni funkcję strzelca-telegrafisty, a załogi dopełnia Szarik, jego utalentowany owczarek alzacki (nie niemiecki!), który w dzieciństwie (czyli na początku I odcinka) był co prawda jamnikiem szorstkowłosym. Ich czołg o numerze taktycznym 102 otrzymuje z czasem nazwę „Rudy”. Regularnie pojawiają się także: kierowca ciężarówki kapral Wichura vel „król kazachstańskich szos” (Witold Pyrkosz), pułkownik (Tadeusz Kalinowski), radziecki starszyna Czernousow (Janusz Kłosiński) oraz dziewczyny: polska telegrafistka Lidka (Małgorzata Niemirska) i radziecka sanitariuszka Marusia (Pola Raksa). Do tego sporo znanych nazwisk w epizodach.
Od ćwierci wieku wielu publicystów powtarza, że Czterej pazerni to serial szkodliwy ze względów politycznych, przekazujący kłamliwy obraz II wojny światowej i ogólnie propagandowy. No cóż… ideologicznych uproszczeń i przeinaczeń nie brakuje, wojna jest przedstawiona jako przygoda, Armia Czerwona – same równe chłopy, w porównaniu z bezkształtną masą Niemców. Każdy dowódca jest jak ojciec dla swoich ludzi, a jeśli wśród „naszych” trafi się ktoś bucowaty, to jego śmierć jest pewniejsza, niż gdyby był Afroamerykaninem w czerwonym switrze. Niemniej serial i tak stanowi poprawę wobec niesamowicie topornej pod tym względem powieści Janusza Przymanowskiego. Weźmy choćby to, że w oryginalnym dziele aż połowę załogi „Rudego” stanowią spece z bratniej armii, podczas gdy w serialu człowieka radzieckiego Wasyla Semena zastąpił Olgierd, Polak służący przedtem w RKKA. Patos lejący się strumieniami równoważy natomiast swojska obyczajówka i spora doza humoru, czyniąca z Pancernych po prostu solidną pozycję rozrywkową.
Zniekształceń ideologicznych mimo wszystko nie brakuje. Już na samym początku nie bardzo wiadomo, skąd się Janek w ogóle wziął na tej Syberii. Losy mieszkańców wschodniej Polski były w PRL tematem tabu, w najlepszym razie używano mglistych omówień typu „wojenna zawierucha rzuciła go na Wschód”. Niemniej nie dało się ukryć, że żołnierze polscy wracający do kraju z armią Berlinga skądś się przecież w ZSRR wzięli. W przypadku Pancernych problem polega na tym, że Janek był z Gdańska. Łatwo by tu było znaleźć wyjaśnienie – chociażby, że gdy wojna wybuchła, nie zdążył wrócić do domu z wakacji na Kresach. Ale dlaczego twierdził, że nad Ussuri szukał ojca, gdy ten walczył przecież na Westerplatte, trudno powiedzieć. Tu też nasuwa się proste wyjaśnienie: nie chciał mówić o tym, co naprawdę przeżył w ojczyźnie światowego proletariata. Jednakże w drodze na Syberię zahaczył też o Kaukaz – i tu już trudno znaleźć proste wyjaśnienie… Z kolei w drugim odcinku bohaterowie cieszą się, że niebawem przekroczą Bug, że zostały wyzwolone Chełm i Lublin. Wygodnie się przy tym pomija, że wschodnia granica Polski przebiegała przed wojną dalej na wschód niż obecnie. Oprócz kwestii ideologicznych rzuca się też w oczy wielbłąd rzeczowy: Gustlik jest zdecydowanie Ślązakiem, ale mówi, że pochodzi z Ustronia, czyli ze wprawdzie Śląskiego, ale jednak Beskidu, gdzie nie ma Ślązaków, ino Górole.
Niemcy w tym serialu to oczywiście bezosobowa horda „always chaotic evil”. Z dwoma wyjątkami. W trzecim sezonie występuje jeden dobry Niemiec, lecz za to strasznie głupi. Po wojnie zostanie enerdowcem. Załogę wyratował też raz z opałów przyjazny oficer Abwehry, którym początkowo miał być „wszystkich szpiegów boss”, ale Stanisław Mikulski miał już potąd i rolę przejął inny aktor.
Można się zastanawiać, czy Janek jest Garym Stu. Strzelec z niego wszak wyborowy, przyciąga dziewczyny, ma ulubionego, niezwykle zdolnego zwierzaka, zdarza mu się też używać nieregulaminowej broni (karabin snajperski, pistolet „Piotr Malarz”). Z drugiej strony, nie zawsze wszystko mu dobrze wychodzi, czasem zostaje ranny, a w ogólnym rozrachunku załodze „Rudego” zazwyczaj udaje się przeżyć dzięki pracy zespołowej.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie przyczepił się do mundurów. W pierwszym sezonie, od trzeciego do piątego odcinka, załoga walczy pod Studziankami, gdzie Janek & Co. rozwalają kilka „tygrysów”. Ich przeciwnikiem jest elitarna dywizja „Hermann Göring”. Wchodziła ona w skład Luftwaffe, tymczasem ci Niemcy, których widać, mają na sobie mundury wojsk lądowych albo Waffen-SS. W trzecim odcinku (Gdzie my, tam granica) jeden z czołgistów zastrzelonych przez Janka jest esesmanem, a drugi już nie, zaś wewnątrz czołgu wisi przyklejony emblemat policji niemieckiej (gapa w owalnym wieńcu dębowym). Snajper, który w piątym zranił Marusię, ma wszelkie oznaki Waffen-SS, ale na mankiecie, podobnie jak piechota w czwartym odcinku, nosi opaskę Pancerno-Spadochronowej (ściągniętą później przez Szarika). Nie dość, że ma ją na niewłaściwym rękawie, to napis „Hermann Göring” wykonany jest pismem gotyckim – a powinien drukowanymi literami. Istniała wersja gotycka, ale bardzo rzadka, wprowadzona w 1942 r. i szybko zastąpiona drukowaną, nie miała też białej obwódki, jak ta w filmie. Pierwsza opaska „göringów”, którą na tym etapie wojny mogli nosić weterani, co zachowalii ją na pamiątkę, miała i obwódkę, i pismo gotyckie, lecz za to napis brzmiał „General Göring”, a zresztą pochodziła z czasów, gdy jednostka ta należała jeszcze do policji pruskiej, a nie Wehrmachtu. Ale generalnie niemieckie oznaki są tu w cały świat.
Z drugiej strony nie denerwuje mnie specjalnie fakt, że „tygrysy” i „pantery” w Czterech pancernych to „ucharakteryzowane” T-34 (te pierwsze obłożone blachą, te drugie po prostu przemalowane), w końcu jedyny sprawny „tygrys” na świecie ostał się w brytyjskim Bovington (i grał w Furii u boku Brada Pitta). Gorzej, że prawie wszystkie niemieckie czołgi w tym serialu to albo „tygrysy”, których w rzeczywistości było stosunkowo niewiele, za to pieruńsko trudne do ubicia. Z drugiej strony – wiadomo, że wielu żołnierzy alianckich, zgodnie z zasadą „strach ma wielkie oczy”, istotnie brało każdy niemiecki czołg za „tygrysa”, a każdą armatę za „osiemdziesiątkę ósemkę”. Transportery opancerzone, na których jeżdżają tu Niemcy, to przeważnie przemalowane powojenne modele radzieckie – tylko z rzadka pojawia się charakterystyczny półgąsienicowy SdKfz 251.
Pierwszy sezon kończy się tym, że (SPOILER) Janek dociera nad Bałtyk i odnajduje ojcaSerial okazał się jednak tak popularny, że nakręcono drugą i trzecią serię, w których Jankos, już jako dowódca, prowadzi „Rudego” do samego Berlina. Miejsce telegrafisty zajmuje Tomasz Czereśniak (Wiesław Gołas), syn chłopa, który pomógł pancernym w jednym z odcinków pierwszej serii i zresztą archetyp „prostego chłopaka ze wsi”. Jest silny prawie jak Gustlik, strzela prawie tak celnie jak Janek, obydwu jednak ustępuje pod względem intelektualnym. Nie można mu wprawdzie odmówić pewnego chłopskiego sprytu opartego na zmyśle praktycznym, choć nie do końca jest on kompatybilny z inteligencją według rozumienia miastowych. Poza tym Tomasz gra również na harmonii. Dużą część pierwszego odcinka zajmuje jego droga do jednostki (widać tu więc pewną paralelę z pierwszym odcinkiem serii, tym razem z wędrówką Janka).
Druga seria jest bardziej "przygodowa" od pierwszej: mój ojciec stwierdził kiedyś, że to instruktaż, jak wygrać wojnę za pomocą jednego czołgu. Drużyna – czasami w poszerzonym składzie, z kapralem Wichurą i Lidką – patałęta się z dala od linii frontu, tocząc walki z niemieckimi dywersantami i spadochroniarzami albo zajmując wysunięte pozycje. Ma to w sobie coś z westernu, a w jednym z odcinków Grigorij wręcz otwarcie zmienia się w kowboja! Tylko kapelusa mu brakuje. Przy tym Lidka ulega „udziewczynieniu”: w pierwszej serii latała po Warszawie w hełmie i z pepeszą, a tutaj stroi się w trofiejne suknie, boi się myszy i zaględuje Grigorija swoimi rozterkami sercowymi (nie żeby Gruzin sam nie lubił się użalać nad własnym życiem uczuciowym). Po drodze załoga napotyka m.in. przedwojennego rotmistrza, który stanowi dobry przykład, że autorzy serialu nie poszli w całościowe lakierowanie rzeczywistości. Oficer ów jest jedną z kilku postaci nie do końca zadowolonych z nadejścia prosowieckiej władzy, a mimo wszystko dalekich od karykaturalnego burżuja (choć w jego akurat przypadku dawane jest do zrozumienia, że to człowiek minionej epoki). Pojawiają się też Mieczysław Czechowicz i Jerzy Turek w roli stryja i bratanka Szawełłów z Wileńszczyzny, którzy co prawda wspominają z nostalgią swoje stare gospodarstwo pod Święcianami, ale potem dostają ziemię z reformy rolnej, więc yeah, whatever.
W serii trzeciej „Rudy” do składu dołączają motocyklista Magneto i jego młodszy brat, podchorąży Zadra, gran przez Mariana Opanię, jak również Wiesław Michnikowski jako ginekolog wcielony do wojskowej służby medycznej, choć mdleje na dźwięk wystrzałów. W czasie walk miejskich w Berlinie pojawia się zmarły niedawno Roman Kłosowski w roli oficera propagandowego. A kiedy już (SPOILER)  wojna będzie wygrana i prawie wszyscy wrócą do domu, serial zakończy się, jak każda porządna opowieść, weselem, na którym zdjęcia robić będzie sam Janusz Przymanowski.
Swoją drogą, książkę, na której podstawie nakręcono seryjal, przeczytałem w dzieciństwie nawet kilka razy. Wygląda na to, że mój mózg odfiltrował całą toporną ideologię, za to w trakcie oglądania zdałem sobie sprawę, że pamiętam fragmenty dialogów, których nie było w serialu.