Pobyt we
Wiedniu spodobał mi się tak bardzo, że postanowiłem wybrać się ponownie na tereny
monarchii naddunajskiej. Tym razem spośród Królestw i Krajów Reprezentowanych w
Radzie Państwa padło na Księstwo Cieszyńskie, a konkretnie na dwa spośród jego
miast – Wisłę i Ustroń.
W odróżnieniu
od cesarskiej stolicy prawie nikt tu nie mówi po niemiecku. Rzuca się też w
oczy niemal całkowity brak muzułmanów, a nawet sikhów, za to spotykujemy
protestantów. Przy głównym deptaku miasta stoi duży kościół ewangelicki, a
katolicki jest o wiele mniejszy i upchnięty gdzieś z boku, przy dworcu
autobusowym. Idę sobie, patrzę, a tu coś leży w parku na schodach. Podnoszę – a
to periodyk „Naprzód”. Nie jest to jednak dobrze mi znana gazeta Polskiej Partii
Socjaldemokratycznej Galicji i Śląska, jeno „Systematyczna lektura Pisma
Świętego dla nastolatków”, wydawana przez Wydawnictwo Słowo Prawdy – znaczy się
organizację ewangelikalną. Niemniej, pomimo wszelkich różnic pomiędzy Wiedniem
a Wisłą, pałac Habsburgów w tej drugiej jest!
Prawie jak Schönbrunn, tylko mniejszy |
Do Wisły
docieramy koleją. Dworzec w mieście jest zupełnie nieczynny, nawet kibla porządnego
nie ma. Jedyne, co tam jeszcze funkcjonuje, to automat biletowy. W Ustroniu za
to budynek stacji zaadaptowano na sklep odzieżowo-jubilerski, gdzie moja
towarzyszka życia, po dłuższych deliberacjach, nabywa bardzo gustowne spodnie,
tyle że dziurawe – za to nie ma gdzie kupić biletu. Mimo tych utrudnień, żadna
z dwóch miejscowości nie może narzekać na brak turystów.
W takiej
sytuacji istotnym środkiem transportu zbiorowego pozostają autobusy. Do środka
dworca PKS w Wiśle przynajmniej można wejść, chociaż kasy też są nieczynne.
Autobusy jeżdżą częściej niż pociągi; wiele z nich to pojazdy lokalnej firmy,
załatwiającej komunikację na całą okolicę, ale raz na jakiś czas przybywają
autokary nawet z Bytowa, kursujące do Gdyni. Poza tym istnieją w okolicy również
ze trzy taksówki, dla których dworzec kolejowy stanowi istotny punkt zborny. Sprzed
niego też odchodzą ciasne busy do Ustronia.
Pittca wygląda estetyczniej niż dworzec. |
Nasza kwatera
nie mieści się w centrum, jeno na peryferiach, w dzielnicy-przysiółku
Partecznik. Duży, żółty dom posadowiony jest na szczycie wzgórza, w okolicy o charakterze
zdecydowanie wiejskim, choć nasyconej pensjonatami i kwaterami prywatnymi.
Dostajemy pokój na drugim piętrze, z widokiem na najbliższe wzniesienia pokryte
lasem i parę sąsiednich gospodarstew. W zestawie mamy łazienkę z prysznicem,
lodówkę, czajnik bezprzewodowy, balkon i telewizor z mnóstwem arabskich
kanałów.
"Siwa mgła z góry szła..." |
Po wyjściu na
zewnątrz widzimy u jednego sąsiada spasione kury, a u drugiego tabliczkę „Ostry
Pies”, ale już nie samego psa. Nieco niżej, w jednej z zagród mijanych po
drodze, czuwa brytan wielkości cielaka, ale na nas w ogóle nie zwraca uwagi,
nawet pyska z miski nie wyciągnie. Jeszcze niżej napotykamy dwa barany, a
wzdłuż drogi, jak to ongiś ujął tegoroczny kandydat na prezydenta, pasą się
traktory.
Trzecia owieczka |
Podejście do
chaty jest strome i schodząc w stronę miasta, łatwo runąć na asfalt, zdzierając
sobie kolano. W związku z tym szybko podejmujemy decyzję o zakupie ciupagi. Na
ulicy 1 Maja, głównym the ptaku
Wisły, wybieramy odpowiedni egzemplarz. Ceny wahają się od kilkunastu do
trzydziestu złotych, w zależności od jakości. Moim łupem staje się ciupaga z
metalowym (alamuniowym?) „żeleźcem” ozdobionym motywem szarotki, kozicy i pasma
górskiego, obuch natomiast wyrzeźbiony jest w kształt góralskiej głowy.
Ciężkich obrażeń tym nie zadasz, bo ostrze jest zeszlifowane na płasko. Z
drugiej strony – przez cały nasz pobyt nie pojawia się konieczność dania komuś
po głowie, za to w górzystym terenie i z obciążeniem podpora okazuje się nieoceniona.
Wisła jest
górskim ośrodkiem turystycznym, którego życie kręci się wokół ul. 1 Maja. Tu
znajdują się restauracje, bary, stragany z pamiątkami. Rozważam zakup kapelusza
góralskiego w stylu beskidzkim, czyli nie z muszelkami, a z czerwonym sznurem,
ale rezygnuję: parę lat temu kupiłem w internetach kapelusz podhalański i
widzę, że to, co się sprzedaje na straganach, przedstawia sporo niższą jakość
niż tamten mój nabytek. Miasto jest oczywiście rozciągnięte o wiele dalej, ale
jego większość stanowią dzielnice mieszkalno-rolnicze.
Pierwszego Maja |
Drugą arterią,
wokół której skupia się Wisła-miasto, jest oczywiście Wisła-rzeka. Patrząc na
ten płytki (zwłaszcza po niedawnych upałach) nurt, aż trudno uwierzyć, że jest
to ten sam majestatyczny ciek wodny, który przepływa przez Warszawę i Toruń. W
wielu miejscach woda sięga, patrząc na oko, do kostek, a większą część koryta
zajmują SUCHE kamienie, na których przysypiają kaczki.
Co, ja nie przejdę? Dziesięć razy w tę i nazad przejdę! |
W Wiśle wzdłuż
Wisły ciągną się bulwary, lepiej utrzymane z lewego brzegu, zaniedbane na
prawym. Przy bulwarach rozstawione są czterojęzyczne tablice
informacyjno-edukacyjne o Wiśle i jej znaczeniu. Muszę stwierdzić, że tłumacz
angielski i rosyjski odwalili chałturę, nie wiem, jak niemiecki. Po drodze
mijamy park, gdzie moją uwagę zwraca alejka rzeźb przedstawiających istoty
legendarne. Do innych atrakcji turystycznych należy miejski amfiteatr – w
którym zawsze jest przynajmniej jeden widz, spiżowy Stanisław Hadyna – albo strzelnica.
Jedź w góry, mówili. Tam zdrowe powietrze, mówili. |
Ostatecznie
przechodzimy na prawy brzeg Wisły, gdzie natrafiamy na malowniczy staw z gęstą
roślinnością, żywymi kaczkami i betonowym jaszczurem.
Waran miejski, źródło inspiracji dla przyjezdnych pisarzy |
Po bardzo
stromych schodach wspinam się na stok, by dotrzeć do ulicy ks. Juliusza
Bursche. Krótkim spacerem docieramy do Hotelu Gołębiewskiego. Budynek w Wiśle
nie jest tak potwornym behemotem jak ten w Karpaczu, ale i tak widać go praktycznie
z każdego miejsca. Można wejść do środka i ponapawać się luksusem. A potem na
dół. Gołębiewski napędza koniunkturę także swoim sąsiadom: u stóp stoku, przy
głównej drodze, powstała restauracja „Pod Gołębiem”.
To je on! |
Skoro mowa o
zjawiskach napędzających koniunkturę, musi się pojawić drugi w ciągu ostatnich
30 lat, obok papieża, Polak deifikowany za życia – Adam Małysz. Mamy więc
skocznię narciarską im. Adama Małysza w Wiśle-Malince, muzeum pucharów Małysza
oraz ustawioną w holu domu zdrojowego rzeźbę Małysza z białej czekolady (za
szybą, żeby nasz orzeł nie został pożarty). Natomiast w jadłospisach
miejscowych knajp trudno znaleźć bułkę z bananem. Duże niedopatrzenie.
My Wish |
O ile Wisła
najogólniej przypomina przerośniętą wieś ulicówkę, to Ustroń jest już bardziej do
miasta podobny. Siatka ulic jest większa, a nawet występuje rondo, z którego
można się udać w kilku różnych kierunkach. Niegdysiejszy ośrodek przemysłowy, a
zarazem uzdrowisko, szczyci się swoją przeszłością, jest tu więc muzeum
regionalne z ciężkimi torobajdłami stojącymi w szeregu przed wejściem, były
rezerwuar wody dla przemysłu, zaadaptowany w początkach XX wieku na staw
kajakowy, a także szereg parków.
Kto by pomyślał, że to salon urody? |
Kierujemy się
ku Wiśle, która tu wygląda na jeszcze mniej mokrą niż w mieście-imienniczce.
Wzdłuż brzegów rozciągają się szerokie błonia, służące miejscowym i przyjezdnym
jako quasi-plaża.
Welcome to Gustlik Beach |
Dalej na
wschód, na zboczach górskich, wznoszą się piramidalne hotele; w jednym z nich
małżonka moja mieszkała na wakacjach 21 lat temu, ale nic nie pamięta. Ja
chociaż pamiętam niektóre szczegóły szkolnej wycieczki roku pańskiego 1995,
kiedy to byliśmy w wiślańskim muzeum i przewodniczka opowiadała o szoku
kulturowym, jaki przeżywały góralki na widok majtek i jak zastanawiały się, czy
toto się wkłada przez głowę.
Piramidy góralskie, zbudowane przez reptilian w neolicie o świcie |
Rozważamy
zjedzenie obiadu w karczmie góralskiej, ale w ostateczności idziemy do
pierogarni na wypasione porcje pierogów, głównie z orzechami. Minusem tego
lokalu okazuje się zakaz fotografowania potraw, meniu i wystroju. Potem pod
starą drewnianą chałupą natrafiam na stoisko z tanią książką antykwaryczną i moim
łupem stają się: Plątanina afrykańskich
dróg Grzegorza Łubczyka i Bogdana Szczygła oraz Guide to New York City Landmarks wydany przez Komisję Ochrony Zabytków
NYC, łącznie za dychę.
Mural biblioteczny |
Co
na tym wyjeździe podobało mi się najbardziej? Rzeźby drewniane współczesnych
artystów, kilka w Wiśle, a kilkanaście w ustrońskim parku zdrojowym. Dzieła
takich autorów jak Filip Lysek, Józef Faryna, Artur Szołdra, Patrycja Picha czy
Władysław Ligocki powstawały w ramach plenerów rzeźbiarskich w latach
2011-2015. Jednego razu tematem byli „Górale i harnasie”, kiedy indziej – świat
zwierząt, a całość, mimo zróżnicowania stylistycznego, stanowi dość urokliwe
połączenie tradycyjnej techniki i nowoczesnego spojrzenia na świat.
Dżejnosik pali faję, dźwiedź ryczy, a kruk zadziera nosa |
Wracamy z
Ustronia osobowym do Katowic. Ponieważ nie ma gdzie kupić biletu, kolejka do
konduktora jest tak długa, że biedak wpada w panikę, że nie starczy mu papieru
w ustrojstwie do drukowania biletów. Wraz z nami jadą przynajmniej dwie grupy
kolonijne, z czego jedna pod opieką dwóch młodych mężczyzn, których zawód nie
jest całkiem pewny, ale jeden nosi kiszert z Trójcą
Rublowa, drugi podczytuje Biblię, a obaj mają krucyfiksy na szyjach. W
Katowicach, na nowym, odmienionym dworcu, pół godziny na przesiadkę. Do domu
docieramy terminowo. Kolejny udany wyjazd zaliczon. Tylko dlaczego, jo sie
pytom, dlaczego w Ustroniu nie ma jeszcze pomnika Gustlika z Czterech pancernych?!
Sławny harnaś Liu Bang |
...a jakby tak olać zakaz fotowania jedzenia i se pyknąć????no,i co ony by???
OdpowiedzUsuń