niedziela, 23 sierpnia 2015

U źródeł wielkiej rzeki



Pobyt we Wiedniu spodobał mi się tak bardzo, że postanowiłem wybrać się ponownie na tereny monarchii naddunajskiej. Tym razem spośród Królestw i Krajów Reprezentowanych w Radzie Państwa padło na Księstwo Cieszyńskie, a konkretnie na dwa spośród jego miast – Wisłę i Ustroń.
W odróżnieniu od cesarskiej stolicy prawie nikt tu nie mówi po niemiecku. Rzuca się też w oczy niemal całkowity brak muzułmanów, a nawet sikhów, za to spotykujemy protestantów. Przy głównym deptaku miasta stoi duży kościół ewangelicki, a katolicki jest o wiele mniejszy i upchnięty gdzieś z boku, przy dworcu autobusowym. Idę sobie, patrzę, a tu coś leży w parku na schodach. Podnoszę – a to periodyk „Naprzód”. Nie jest to jednak dobrze mi znana gazeta Polskiej Partii Socjaldemokratycznej Galicji i Śląska, jeno „Systematyczna lektura Pisma Świętego dla nastolatków”, wydawana przez Wydawnictwo Słowo Prawdy – znaczy się organizację ewangelikalną. Niemniej, pomimo wszelkich różnic pomiędzy Wiedniem a Wisłą, pałac Habsburgów w tej drugiej jest!
Prawie jak Schönbrunn, tylko mniejszy

Do Wisły docieramy koleją. Dworzec w mieście jest zupełnie nieczynny, nawet kibla porządnego nie ma. Jedyne, co tam jeszcze funkcjonuje, to automat biletowy. W Ustroniu za to budynek stacji zaadaptowano na sklep odzieżowo-jubilerski, gdzie moja towarzyszka życia, po dłuższych deliberacjach, nabywa bardzo gustowne spodnie, tyle że dziurawe – za to nie ma gdzie kupić biletu. Mimo tych utrudnień, żadna z dwóch miejscowości nie może narzekać na brak turystów.
W takiej sytuacji istotnym środkiem transportu zbiorowego pozostają autobusy. Do środka dworca PKS w Wiśle przynajmniej można wejść, chociaż kasy też są nieczynne. Autobusy jeżdżą częściej niż pociągi; wiele z nich to pojazdy lokalnej firmy, załatwiającej komunikację na całą okolicę, ale raz na jakiś czas przybywają autokary nawet z Bytowa, kursujące do Gdyni. Poza tym istnieją w okolicy również ze trzy taksówki, dla których dworzec kolejowy stanowi istotny punkt zborny. Sprzed niego też odchodzą ciasne busy do Ustronia.
Pittca wygląda estetyczniej niż dworzec.

Nasza kwatera nie mieści się w centrum, jeno na peryferiach, w dzielnicy-przysiółku Partecznik. Duży, żółty dom posadowiony jest na szczycie wzgórza, w okolicy o charakterze zdecydowanie wiejskim, choć nasyconej pensjonatami i kwaterami prywatnymi. Dostajemy pokój na drugim piętrze, z widokiem na najbliższe wzniesienia pokryte lasem i parę sąsiednich gospodarstew. W zestawie mamy łazienkę z prysznicem, lodówkę, czajnik bezprzewodowy, balkon i telewizor z mnóstwem arabskich kanałów.
"Siwa mgła z góry szła..."

Po wyjściu na zewnątrz widzimy u jednego sąsiada spasione kury, a u drugiego tabliczkę „Ostry Pies”, ale już nie samego psa. Nieco niżej, w jednej z zagród mijanych po drodze, czuwa brytan wielkości cielaka, ale na nas w ogóle nie zwraca uwagi, nawet pyska z miski nie wyciągnie. Jeszcze niżej napotykamy dwa barany, a wzdłuż drogi, jak to ongiś ujął tegoroczny kandydat na prezydenta, pasą się traktory.
Trzecia owieczka

Podejście do chaty jest strome i schodząc w stronę miasta, łatwo runąć na asfalt, zdzierając sobie kolano. W związku z tym szybko podejmujemy decyzję o zakupie ciupagi. Na ulicy 1 Maja, głównym the ptaku Wisły, wybieramy odpowiedni egzemplarz. Ceny wahają się od kilkunastu do trzydziestu złotych, w zależności od jakości. Moim łupem staje się ciupaga z metalowym (alamuniowym?) „żeleźcem” ozdobionym motywem szarotki, kozicy i pasma górskiego, obuch natomiast wyrzeźbiony jest w kształt góralskiej głowy. Ciężkich obrażeń tym nie zadasz, bo ostrze jest zeszlifowane na płasko. Z drugiej strony – przez cały nasz pobyt nie pojawia się konieczność dania komuś po głowie, za to w górzystym terenie i z obciążeniem podpora okazuje się nieoceniona.
Z drugiej strony nie ma pióra.

Wisła jest górskim ośrodkiem turystycznym, którego życie kręci się wokół ul. 1 Maja. Tu znajdują się restauracje, bary, stragany z pamiątkami. Rozważam zakup kapelusza góralskiego w stylu beskidzkim, czyli nie z muszelkami, a z czerwonym sznurem, ale rezygnuję: parę lat temu kupiłem w internetach kapelusz podhalański i widzę, że to, co się sprzedaje na straganach, przedstawia sporo niższą jakość niż tamten mój nabytek. Miasto jest oczywiście rozciągnięte o wiele dalej, ale jego większość stanowią dzielnice mieszkalno-rolnicze.
Pierwszego Maja

Drugą arterią, wokół której skupia się Wisła-miasto, jest oczywiście Wisła-rzeka. Patrząc na ten płytki (zwłaszcza po niedawnych upałach) nurt, aż trudno uwierzyć, że jest to ten sam majestatyczny ciek wodny, który przepływa przez Warszawę i Toruń. W wielu miejscach woda sięga, patrząc na oko, do kostek, a większą część koryta zajmują SUCHE kamienie, na których przysypiają kaczki.
Co, ja nie przejdę? Dziesięć razy w tę i nazad przejdę!

W Wiśle wzdłuż Wisły ciągną się bulwary, lepiej utrzymane z lewego brzegu, zaniedbane na prawym. Przy bulwarach rozstawione są czterojęzyczne tablice informacyjno-edukacyjne o Wiśle i jej znaczeniu. Muszę stwierdzić, że tłumacz angielski i rosyjski odwalili chałturę, nie wiem, jak niemiecki. Po drodze mijamy park, gdzie moją uwagę zwraca alejka rzeźb przedstawiających istoty legendarne. Do innych atrakcji turystycznych należy miejski amfiteatr – w którym zawsze jest przynajmniej jeden widz, spiżowy Stanisław Hadyna – albo strzelnica.
Jedź w góry, mówili. Tam zdrowe powietrze, mówili.

Ostatecznie przechodzimy na prawy brzeg Wisły, gdzie natrafiamy na malowniczy staw z gęstą roślinnością, żywymi kaczkami i betonowym jaszczurem.
Waran miejski, źródło inspiracji dla przyjezdnych pisarzy

Po bardzo stromych schodach wspinam się na stok, by dotrzeć do ulicy ks. Juliusza Bursche. Krótkim spacerem docieramy do Hotelu Gołębiewskiego. Budynek w Wiśle nie jest tak potwornym behemotem jak ten w Karpaczu, ale i tak widać go praktycznie z każdego miejsca. Można wejść do środka i ponapawać się luksusem. A potem na dół. Gołębiewski napędza koniunkturę także swoim sąsiadom: u stóp stoku, przy głównej drodze, powstała restauracja „Pod Gołębiem”.
To je on!

Skoro mowa o zjawiskach napędzających koniunkturę, musi się pojawić drugi w ciągu ostatnich 30 lat, obok papieża, Polak deifikowany za życia – Adam Małysz. Mamy więc skocznię narciarską im. Adama Małysza w Wiśle-Malince, muzeum pucharów Małysza oraz ustawioną w holu domu zdrojowego rzeźbę Małysza z białej czekolady (za szybą, żeby nasz orzeł nie został pożarty). Natomiast w jadłospisach miejscowych knajp trudno znaleźć bułkę z bananem. Duże niedopatrzenie.
My Wish

O ile Wisła najogólniej przypomina przerośniętą wieś ulicówkę, to Ustroń jest już bardziej do miasta podobny. Siatka ulic jest większa, a nawet występuje rondo, z którego można się udać w kilku różnych kierunkach. Niegdysiejszy ośrodek przemysłowy, a zarazem uzdrowisko, szczyci się swoją przeszłością, jest tu więc muzeum regionalne z ciężkimi torobajdłami stojącymi w szeregu przed wejściem, były rezerwuar wody dla przemysłu, zaadaptowany w początkach XX wieku na staw kajakowy, a także szereg parków.
Kto by pomyślał, że to salon urody?

Kierujemy się ku Wiśle, która tu wygląda na jeszcze mniej mokrą niż w mieście-imienniczce. Wzdłuż brzegów rozciągają się szerokie błonia, służące miejscowym i przyjezdnym jako quasi-plaża.
Welcome to Gustlik Beach

Dalej na wschód, na zboczach górskich, wznoszą się piramidalne hotele; w jednym z nich małżonka moja mieszkała na wakacjach 21 lat temu, ale nic nie pamięta. Ja chociaż pamiętam niektóre szczegóły szkolnej wycieczki roku pańskiego 1995, kiedy to byliśmy w wiślańskim muzeum i przewodniczka opowiadała o szoku kulturowym, jaki przeżywały góralki na widok majtek i jak zastanawiały się, czy toto się wkłada przez głowę.
Piramidy góralskie, zbudowane przez reptilian w neolicie o świcie

Rozważamy zjedzenie obiadu w karczmie góralskiej, ale w ostateczności idziemy do pierogarni na wypasione porcje pierogów, głównie z orzechami. Minusem tego lokalu okazuje się zakaz fotografowania potraw, meniu i wystroju. Potem pod starą drewnianą chałupą natrafiam na stoisko z tanią książką antykwaryczną i moim łupem stają się: Plątanina afrykańskich dróg Grzegorza Łubczyka i Bogdana Szczygła oraz Guide to New York City Landmarks wydany przez Komisję Ochrony Zabytków NYC, łącznie za dychę.
Mural biblioteczny
             
            Co na tym wyjeździe podobało mi się najbardziej? Rzeźby drewniane współczesnych artystów, kilka w Wiśle, a kilkanaście w ustrońskim parku zdrojowym. Dzieła takich autorów jak Filip Lysek, Józef Faryna, Artur Szołdra, Patrycja Picha czy Władysław Ligocki powstawały w ramach plenerów rzeźbiarskich w latach 2011-2015. Jednego razu tematem byli „Górale i harnasie”, kiedy indziej – świat zwierząt, a całość, mimo zróżnicowania stylistycznego, stanowi dość urokliwe połączenie tradycyjnej techniki i nowoczesnego spojrzenia na świat.
Dżejnosik pali faję, dźwiedź ryczy, a kruk zadziera nosa

Wracamy z Ustronia osobowym do Katowic. Ponieważ nie ma gdzie kupić biletu, kolejka do konduktora jest tak długa, że biedak wpada w panikę, że nie starczy mu papieru w ustrojstwie do drukowania biletów. Wraz z nami jadą przynajmniej dwie grupy kolonijne, z czego jedna pod opieką dwóch młodych mężczyzn, których zawód nie jest całkiem pewny, ale jeden nosi kiszert z Trójcą Rublowa, drugi podczytuje Biblię, a obaj mają krucyfiksy na szyjach. W Katowicach, na nowym, odmienionym dworcu, pół godziny na przesiadkę. Do domu docieramy terminowo. Kolejny udany wyjazd zaliczon. Tylko dlaczego, jo sie pytom, dlaczego w Ustroniu nie ma jeszcze pomnika Gustlika z Czterech pancernych?!

Sławny harnaś Liu Bang



1 komentarz:

  1. ...a jakby tak olać zakaz fotowania jedzenia i se pyknąć????no,i co ony by???

    OdpowiedzUsuń