czwartek, 21 listopada 2024

Kraków po przerwie, czyli śladami smoka i Witosa

 W październiku wyskoczyłem na weekend do Krakowa. Kiedyś spędziłem w tym mieście siedem studenckich lat, ale od tamtej pory wpadałem tylko z rzadka i jak po ogień, zazwyczaj ograniczając się do zestawu obowiązkowego: Floriańska-Rynek-Grodzka-Wąwel-Planty, czasami jeszcze z najważniejszymi punktami Kazimierza. Teraz przyszła pora spędzić w królewskim mieście stołecznym dwa dni.

Nocleg przytrafił się w hotelu położonym blisko dworca, lecz wystrój pokoju nie był specjalnie luksusowy, raczej przypominał hotelową normę, do jakiej przywykłem w podróżach po Polszcze. Śniadanie w formie szewskiego stołu bardzo mi odpowiadało.

Wielokrotnie miałem wrażenie, jakbym wiele krakowskich detali widział po raz pierwszy w życiu. Kiedy w czasach studenckich biegło się z Alei Wieszczów na Mały Rynek i nazad, nie było często okazji się rozejrzeć, czy choćby spojrzeć po attykach kamienic.

Oczywiście, pewne rzeczy się nie zmieniły. Po mieście nadal kłębią się tłumy turystów, a nawet jest ich chyba więcej niż dawniej. Kiedy prosisz kogoś o zdjęcie, nigdy nie wiadomo, jakiego języka trzeba będzie użyć. Pod murami przy Pijarskiej nadal artyści sprzedają landszafty, gołe baby akty i portrety Żydów liczących pieniądze. Na Floriańskiej nadal siedzi pod murem piłkarz i podbijaniem piłki zbiera fundusze. Pod „Zwisem” nadal relaksuje się metalowy Piotr Skrzynecki ze świeżymi kwiatami w dłoni.


Na Rynku Głównym ludzie nadal spotykają się pod „Adasiem”, a nawet odbywają się tam demonstracje (natrafiłem na mikropikietę Ukraińców przeciwko wojnie). Po drugiej stronie Sukiennic nikt natomiast nie spotyka się pod skarbonką, a to dlatego, że… skarbonki nie ma. Jest za to po staremu głowa Igora Mitoraja, z którą turyści robią sobie zdjęcia. Jedna Koreanka zrobiła sobie natomiast zdjęcie ze mną i tak awansowałem na atrakcję turystyczną Krakowa.

A Kościół Mariacki dalej stoi krzywo wobec ulicy

Pod kątem turystów i innych zwiedzających funkcjonuje w centrum Krykowa szereg atrakcji i sklepów, poważna baza noclegowa, jak również gastronomiczna.

Nie przeszkadza to w kultywowaniu przez miejscowych życia religijnego.

Tour de force tego wyjazdu było Krakowskie Muzeum Figur Woskowych na Floriańskiej. Bilety kosztowały 55 zł od głowy, lecz jeżu malusieńki, było warto. Większość figur okrobrycznie niepodobna do oryginałów. Już z ulicy można dostrzec upiorne podobizny książęcia Williama i księżnej Katarzyny, królowa Haźbieta to trochę Kałużyński, a trochę Brian Johnson. Jest też groteskowa Marilyn Monroe (Merylin Mongoł?) ze stanikiem wypchanym najwyraźniej gazetami. Elvis to nie tyle Presley, co sobowtór Elvisa z klubu nocnego w Krośniewicach, a Beatlesi zamiast Lennona mają w składzie Jaromira Nohavicę.

Inwazja porywaczy ćau

Na piętrze stoją sportowcy: Radwańska, Marcin Gortat z niewielką domieszką Doktora Yry, Tyson, Małysz, Lewy, Marit Bjoergen, Usain Bolt, a także postacie z mediów dla młodszych odbiorców: Pitasy z Karaibów, czołowa trójka z Harry Pottera, Shrek i ktoś tam jeszcze. W osobnej sali siedział jechidny Elton John przy fortepianie oraz didżej David Guetta, przypomiający niemilca z Miasteczka Twin Peaks. Dodatkową atrakcję stanowi korytarz luster, w którym łatwo stracić orientację.


W piwnicy Winston Churchill pilnuje Osamy, Hitlera, Stalina, Lenina i Putina, zaś w równoległym korytarzu siedzą na kanapie papieże Benedykt i Franjo (dla JP2 był fotel, ale jego samego wzięli do renowacji). Do tego Dalajlama, Zełenski, Mandela, a także pary prezydenckie: Wałęsowie, Kwaśniewscy i Kaczyńscy, co jeden to lepszy. Był też Jaruzelski podobny do Jana Marii Rokity, ale szczytem wszystkiego okazał się Piłsudski.

- Wam kury sz... prowadzać, a nie do golenia się brać

Floriańska jest szeroka, ale tłoczna. Dla komunikacji między dworcem a Rynkiem zawsze wolałem Szpitalną. Na rogu Św. Marka nadal znajduje się antykwariat, ale to już nie jest ten sam co w moich czasach studenckich, tylko inny, który wtedy zajmował inny lokal, dalej w głębi Marka. Z kolei „Rara Avis”, który dawniej mieścił się kajś w bramie, teraz ma porządną witrynę.

Sklep ogrodniczy za to stoi, jak stał. Szkoda tylko, że nie ma już „Rock Serwisu”, gdzie kiedyś słyszałem Alternative 4 Anathemy. Poza tym jest na Szpitalnej cerkiew prawosławna – akurat zaczynało się nabożeństwo, parafianki przed wejściem zakładały chusty. Grekokatolicy tymczasem zbierają się w cerkwi na Wiślnej.


Mnóstwo turystów kłębi się na Wąwelu. Wieżę katedralną zastałem w remoncie, obstawioną rusztowaniami. Tym razem nie udało się zrobić zdjęcia z panoramą Krykowa w kierunku Druha Jubilata, bo część bastionu, z której było go widać, została odgrodzona z powodu remontu.

Oprócz głównej osi Starego Miasta zajrzałem też w rejony przemierzane często w czasach studenckich. Na Podwalu zajrzałem do Głównej Księgarni Naukowej, przy czym okazało się, że nie istnieje już drugi jej lokal. Za moich czasów łączył się on z działem papierniczym, wychodzącym na podwórze przy Krupniczej, i można było w razie potrzeby iść na skróty przez księgarnię.  

Tego zegaru też nie pamiętam

Posuwając się dalej Podwalem, minąłem punkt obsługi pasożerów MPK na rogu Studenckiej – na początku roku akademickiego kolejka po miesięczny ciągnęła się nieraz aż po Kapucyńską. Z detali przypadły mi do gustu drzwi Zespołu Szkół Ekonomicznych z wielkim mosiężnym kaduceuszem.

Przy ul. Jabłonowskich, w antykwariacie „Skrypt”, kupiłem sobie pamiątkę w postaci anglojęzycznej antologii H.G. Wellsa, m.in. z Wehikułem czasu

Głównym celem był odsłonięty niedawno pomnik-ławeczka Bohdana Smolenia na rogu Jabłonowskich i Czapskich, przy akademiku rolniczym, w którym artysta mieszkał.

Jednakowoż gdyby go postawili przy ulicy Smoleńsk, to już by było przegięcie

Próbując się wykierować z Jabłonowskich na Krupniczą, ominąłem ceglane muzeum Wyspiańskiego, którego w ogóle nie kojarzyłem. Niedaleko znajduje się bursa, na której frontonie wiszą tabliczki różnych instytucji, m.in. Krakowskiego Klubu Sympatyków Lecha Wałęsy.

Jeśli chodzi o samą Krupniczą, to odcinek od Teatru Bongatela do Loretańskiej został zamieniony w deptak, ku internetowym lamentom samochodziarzy, którym wielką różnicę robi te 160 metrów (z Krupniczej i tak nie można było wyjechać bezpośrednio na Podwale).

Drugim teatrem przy Krupniczej jest Grąteska, gdzie, swoją drogą, gra moja koleżanka z liceum. Obok znajduje się rotunda, w której urządzono market Lewiatan. W czasach studenckich nierzadko robiłem tam zakupy, a kiedy nie miałem czasu ani piniędzow na porządny obiad, posilałem się kupioną tam kanapka z kurczakiem, przechodząc z jednego budynku uniwersyteckiego do drugiego. W tym roku dopiero zwróciłem należytą uwagę na strop i centralną kolumnę.



Zajęcia miewałem, jak to na filologii, w Collegium Patafianum u zbiegu Krupniczej i Alei Mickiewicza. Były wtedy dwa budynki: Duże Paderevianum, gdzie siedzieli wszyscy poza polonistami – od slawistów na pierwszym piętrze do orientalistów na dziewiątym – i Małe Paderevianum, mieszczące Instytut Wschodniosłomiański i hotel dla pracowników naukowych. Przed wejściem do budynków rozciągał się skwerek z popiersiem Ignaca Penderewskiego, który zimą przyoblekał elegancką śnieżną czapę. Do dziś Małe Paderevianum zostało wyburzone, a na miejscu skwerku postawiono, prawie równo z ulicą, kompleks po byku, który jednak zachował dotychczasową nazwę. Podobno skwerek jest wewnątrz, jako swoiste patio.

Biblioteka Jagiellonka specjalnie się nie zmieniła i nawet kible wyglądają w niej tak samo jak za moich czasów, po drodze jednak widziałem sporo nowych ścieżek rowerowych w rejonie Alei Wieszczów.


            Sama al. Mickiewicza, po staremu, zastawiona jest monumentalnymi gmachami uczelnymi, wśród których prym wiedzie Górniczo-Hutnicza Orkiestra Dęta.

Straight Outta Czarnowiejska

Nie odmówiłem sobie też odwiedzin na Karmelickiej, chociaż tam już odnotowałem mniej zmian.

A na przykład ten szyld to już w ogóle się nie zmienił

Kiedy doszedłem do biblioteki miejskiej przy ul. Rajskiej (siedziało się ongiś nad rocznikami Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego), zauważyłem, że cały ciąg wzdłuż tylnej elewacji biblioteki – od Karmelickiej do ul. Dolnych Młynów – przekształcony został w Park im. Wisławy Szymborskiej, z rozmaitą roślinnością, instalacjami, muralami, sadzawkami…

W dodatku na tyłach bibloteki stoi pomnik Pala Telekiego, węgierskiego premiera i przyjaciela Polski, który popełnił samobójstwo w proteście przeciw udostępnieniu Niemcom terytorium Węgier do ataku na Jugosławię.

Sama ulica Dolnych Młynów uchodziła niegdyś za krakowskie centrum hipsterstwa. Teraz 3/4 to zdezelowane ruiny, a pozostałą ćwiartkę stanowią mocno oblegane knajpki.

Dobrze było przejść się szeroką ulicą Dietla (bynajmniej nie Eduarda), wytyczoną między starym Krakowem a Kazimierzem na miejscu dawnego koryta Wisły.

Stamtąd do centrum w jedną stronę, a na Kazimierz w drugą biegnie prostopadła do Dietla ul. Starowiślna. Tam, gdzie łączy się z ul. św. Gertrudy Westerplatte, wznosi się Poczta Główna i Pałac Prasy, ongiś siedziba opiniotwórczego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, upamiętnionego nieco zakrzywioną tablicą. Fakt, że w czasie wojny „Ikaca” zastąpił w tym budynku „Goniec Krakowski” vel „Podogoniec”, został taktownie przemilczany.

Na Starowiślnej podziwiałem także Pałac Pugetów, gdzie byłem przed laty na spotkaniach autorskich z Aleksandrą Marininą i Borysem Akuninem. W kazimierskiej części biegu tej ulicy zjadłem pożywną pitcę i wypatrzyłem podobiznę Wincentego Witosa.

Na dogłębne zwiedzanie Kazimierza nie starczyło mi czasu i wpadłem tam tylko jak po ogień. Przede wszystkim, przy ul. Berka Joselewicza, odnalazłem nieznaną mi dotąd tablicę pamiątkową na cześć słynnego żydowskiego autora piosenek, Mordechaja Gebirtiga.

Z całą pewnością nie było natomiast przy ul. Koletek (czy jak mawiają w Krakowie – „na Koletku”) poprzednim razem muralu upamiętniającego Andrzeja „Püdla” Bieniasza. Nasuwa się pytanie: kiedy jakiś mural na cześć Piotra Marka?

Düpą wiecznie żyje i króluje w podziemiu
      Wyjazd był bardzo udany, chociaż wielu rzeczy mi jeszcze brakowało: i Hali Targowej, i spaceru ul. Długą, i Podgórza, a przede wszystkim marzę o zwiedzeniu kiedyś Cmentarza Rakowickiego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz