Jakiś czas
po Stawce większej niż życie postanowiłem
se przypomnieć drugi hitowy serial wojenny z lat 60.: Czterech
pancernych i psa. Jest to oczywiście jedna z
najpopularniejszych polskich produkcji telewizyjnych ever. Jeśli
chodzi o moją recepcję, po raz pierwszy widziałem ją we wczesnym
dzieciństwie i niewiele zapamiętałem prócz hełmofonów, czołgów
oraz imion bohaterów. Za drugim razem, już w pełni świadomie,
oglądałem Pazernych w
centralnej podstawówce (okolice VI klasy), niektóre odcinki nawet
po kilka razy. Teraz przyszła pora na porządny rewacz.
O co mniej
więcej chodzi, w zasadzie wszyscy wiedzą, ale na mój blog zawsze
może trafić ktoś, np. niedawny imigrant, kto do tej pory nie miał
kontaktu z tak ikonicznymi dziełami polskiej kultury popularnej. A
zatem pokrótce: I pies to
opowieść o szesnastoletnim (na początku) Janku Kosie (w tej roli
Janusz Gajos), który wstępuje do formowanego w ZSRR Wojska
Polskiego, aby a) wrócić z Syberii do Polski, b) odnaleźć ojca, o
ile jeszcze żyje, oraz c) nakopać Niemcóm do życi. Trafia do 1. Brygady Pancernej im. Bohaterów
Westerplatte, gdzie jego towarzyszami stają się: dowódca Olgierd
(Roman Wilhelmi), syn zesłańca syberyjskiego, atletyczny śląski
ładowacha Gustlik (Franciszek Pieczka), dezerter z Wehrmachtu,
a także mechanik-kierowca Grigorij (Włodzimierz Press), syn
kominiarza spod Sandomierza gruziński
dżygit. Sam Jankos pełni funkcję strzelca-telegrafisty, a załogi
dopełnia Szarik, jego utalentowany owczarek alzacki (nie
niemiecki!), który w dzieciństwie (czyli na początku I
odcinka) był co prawda jamnikiem szorstkowłosym. Ich czołg o
numerze taktycznym 102 otrzymuje z czasem nazwę „Rudy”.
Regularnie pojawiają się także:
kierowca ciężarówki kapral Wichura vel „król kazachstańskich
szos” (Witold Pyrkosz), pułkownik (Tadeusz Kalinowski), radziecki
starszyna Czernousow (Janusz Kłosiński) oraz dziewczyny: polska
telegrafistka Lidka (Małgorzata Niemirska) i radziecka sanitariuszka
Marusia (Pola Raksa). Do tego sporo znanych nazwisk w epizodach.
Od ćwierci
wieku wielu publicystów powtarza, że Czterej
pazerni to serial szkodliwy ze względów
politycznych, przekazujący kłamliwy obraz II wojny światowej
i ogólnie propagandowy. No cóż… ideologicznych uproszczeń
i przeinaczeń nie brakuje, wojna jest przedstawiona jako przygoda,
Armia Czerwona – same równe chłopy, w porównaniu
z bezkształtną masą Niemców. Każdy dowódca jest jak ojciec
dla swoich ludzi, a jeśli wśród „naszych” trafi się ktoś
bucowaty, to jego śmierć jest pewniejsza, niż gdyby był
Afroamerykaninem w czerwonym switrze. Niemniej serial i tak
stanowi poprawę wobec niesamowicie topornej pod tym względem
powieści Janusza Przymanowskiego. Weźmy choćby to, że
w oryginalnym dziele aż połowę załogi „Rudego” stanowią
spece z bratniej armii, podczas gdy w serialu człowieka
radzieckiego Wasyla Semena zastąpił Olgierd, Polak służący
przedtem w RKKA. Patos lejący się strumieniami równoważy
natomiast swojska obyczajówka i spora doza humoru, czyniąca z
Pancernych po prostu
solidną pozycję rozrywkową.
Zniekształceń
ideologicznych mimo wszystko nie brakuje. Już na samym początku nie
bardzo wiadomo, skąd się Janek w ogóle wziął na tej Syberii.
Losy mieszkańców wschodniej Polski były w PRL tematem tabu,
w najlepszym razie używano mglistych omówień typu „wojenna
zawierucha rzuciła go na Wschód”. Niemniej nie dało się ukryć,
że żołnierze polscy wracający do kraju z armią Berlinga
skądś się przecież w ZSRR wzięli. W przypadku
Pancernych problem
polega na tym, że Janek był z Gdańska. Łatwo by tu było znaleźć
wyjaśnienie – chociażby, że gdy wojna wybuchła, nie zdążył
wrócić do domu z wakacji na Kresach. Ale dlaczego twierdził, że
nad Ussuri szukał ojca, gdy ten walczył przecież na Westerplatte,
trudno powiedzieć. Tu też nasuwa się proste wyjaśnienie: nie
chciał mówić o tym, co naprawdę przeżył w ojczyźnie
światowego proletariata. Jednakże w drodze na Syberię
zahaczył też o Kaukaz – i tu już trudno znaleźć proste
wyjaśnienie… Z kolei w drugim odcinku bohaterowie cieszą
się, że niebawem przekroczą Bug, że zostały wyzwolone Chełm i
Lublin. Wygodnie się przy tym pomija, że wschodnia granica Polski
przebiegała przed wojną dalej na wschód niż obecnie. Oprócz
kwestii ideologicznych rzuca się też w oczy wielbłąd rzeczowy:
Gustlik jest zdecydowanie Ślązakiem, ale mówi, że pochodzi z
Ustronia, czyli ze wprawdzie Śląskiego, ale jednak Beskidu, gdzie
nie ma Ślązaków, ino Górole.
Niemcy
w tym serialu to oczywiście bezosobowa horda „always chaotic
evil”. Z dwoma wyjątkami. W trzecim sezonie występuje jeden dobry
Niemiec, lecz za to strasznie głupi. Po wojnie zostanie enerdowcem.
Załogę wyratował też raz z opałów przyjazny oficer Abwehry,
którym początkowo miał być „wszystkich szpiegów boss”, ale
Stanisław Mikulski miał już potąd i rolę przejął inny aktor.
Można się
zastanawiać, czy Janek jest Garym Stu. Strzelec z niego wszak
wyborowy, przyciąga dziewczyny, ma ulubionego, niezwykle zdolnego
zwierzaka, zdarza mu się też używać nieregulaminowej broni
(karabin snajperski, pistolet „Piotr Malarz”). Z drugiej strony,
nie zawsze wszystko mu dobrze wychodzi, czasem zostaje ranny, a w
ogólnym rozrachunku załodze „Rudego” zazwyczaj udaje się
przeżyć dzięki pracy zespołowej.
Oczywiście
nie byłbym sobą, gdybym nie przyczepił się do mundurów. W
pierwszym sezonie, od trzeciego do piątego odcinka, załoga walczy
pod Studziankami, gdzie Janek & Co. rozwalają kilka „tygrysów”.
Ich przeciwnikiem jest elitarna dywizja „Hermann Göring”.
Wchodziła ona w skład Luftwaffe, tymczasem ci Niemcy, których
widać, mają na sobie mundury wojsk lądowych albo Waffen-SS. W
trzecim odcinku (Gdzie my, tam granica)
jeden z czołgistów zastrzelonych przez Janka jest esesmanem, a
drugi już nie, zaś wewnątrz czołgu wisi przyklejony emblemat
policji niemieckiej (gapa w owalnym wieńcu dębowym). Snajper, który
w piątym zranił Marusię, ma wszelkie oznaki Waffen-SS, ale na
mankiecie, podobnie jak piechota w czwartym odcinku, nosi opaskę
Pancerno-Spadochronowej (ściągniętą później przez Szarika). Nie
dość, że ma ją na niewłaściwym rękawie, to napis „Hermann
Göring” wykonany jest pismem gotyckim – a powinien drukowanymi
literami. Istniała wersja gotycka, ale bardzo rzadka, wprowadzona w
1942 r. i szybko zastąpiona drukowaną, nie miała też białej
obwódki, jak ta w filmie. Pierwsza opaska „göringów”, którą
na tym etapie wojny mogli nosić weterani, co zachowalii ją na
pamiątkę, miała i obwódkę, i pismo gotyckie, lecz za to napis
brzmiał „General Göring”, a zresztą pochodziła z czasów, gdy
jednostka ta należała jeszcze do policji pruskiej, a nie
Wehrmachtu. Ale generalnie niemieckie oznaki są tu w cały świat.
Z drugiej
strony nie denerwuje mnie specjalnie fakt, że „tygrysy”
i „pantery” w Czterech
pancernych to „ucharakteryzowane” T-34
(te pierwsze obłożone blachą, te drugie po prostu przemalowane),
w końcu jedyny sprawny „tygrys” na świecie ostał się w
brytyjskim Bovington (i grał w Furii u
boku Brada Pitta). Gorzej, że prawie wszystkie niemieckie czołgi w
tym serialu to albo „tygrysy”, których w rzeczywistości było
stosunkowo niewiele, za to pieruńsko trudne do ubicia. Z drugiej
strony – wiadomo, że wielu żołnierzy alianckich, zgodnie z
zasadą „strach ma wielkie oczy”, istotnie brało każdy
niemiecki czołg za „tygrysa”, a każdą armatę za
„osiemdziesiątkę ósemkę”. Transportery opancerzone, na
których jeżdżają tu Niemcy, to przeważnie przemalowane powojenne
modele radzieckie – tylko z rzadka pojawia się charakterystyczny
półgąsienicowy SdKfz 251.
Pierwszy
sezon kończy się tym, że (SPOILER) Janek dociera nad Bałtyk i
odnajduje ojca. Serial okazał się jednak tak popularny,
że nakręcono drugą i trzecią serię, w których Jankos, już
jako dowódca, prowadzi „Rudego” do samego Berlina. Miejsce
telegrafisty zajmuje Tomasz Czereśniak (Wiesław Gołas), syn
chłopa, który pomógł pancernym w jednym z odcinków
pierwszej serii i zresztą archetyp „prostego chłopaka ze wsi”.
Jest silny prawie jak Gustlik, strzela prawie tak celnie jak Janek,
obydwu jednak ustępuje pod względem intelektualnym. Nie można mu
wprawdzie odmówić pewnego chłopskiego sprytu opartego na zmyśle
praktycznym, choć nie do końca jest on kompatybilny z inteligencją
według rozumienia miastowych. Poza tym Tomasz gra również na
harmonii. Dużą część pierwszego odcinka zajmuje jego droga do
jednostki (widać tu więc pewną paralelę z pierwszym
odcinkiem serii, tym razem z wędrówką Janka).
Druga seria jest bardziej "przygodowa" od pierwszej: mój ojciec
stwierdził kiedyś, że to instruktaż, jak wygrać wojnę za pomocą
jednego czołgu. Drużyna – czasami w poszerzonym składzie, z
kapralem Wichurą i Lidką – patałęta się z dala od
linii frontu, tocząc walki z niemieckimi dywersantami
i spadochroniarzami albo zajmując wysunięte pozycje. Ma to w
sobie coś z westernu, a w jednym z odcinków Grigorij wręcz
otwarcie zmienia się w kowboja! Tylko kapelusa mu brakuje. Przy tym
Lidka ulega „udziewczynieniu”: w pierwszej serii latała po
Warszawie w hełmie i z pepeszą, a tutaj stroi się w trofiejne
suknie, boi się myszy i zaględuje Grigorija swoimi rozterkami
sercowymi (nie żeby Gruzin sam nie lubił się użalać nad własnym
życiem uczuciowym). Po drodze załoga napotyka m.in. przedwojennego
rotmistrza, który stanowi dobry przykład, że autorzy serialu nie
poszli w całościowe lakierowanie rzeczywistości. Oficer ów jest
jedną z kilku postaci nie do końca zadowolonych z nadejścia
prosowieckiej władzy, a mimo wszystko dalekich od karykaturalnego
burżuja (choć w jego akurat przypadku dawane jest do zrozumienia,
że to człowiek minionej epoki). Pojawiają się też Mieczysław
Czechowicz i Jerzy Turek w roli stryja i bratanka Szawełłów z
Wileńszczyzny, którzy co prawda wspominają z nostalgią swoje
stare gospodarstwo pod Święcianami, ale potem dostają ziemię z
reformy rolnej, więc yeah, whatever.
W
serii trzeciej „Rudy” do składu dołączają motocyklista
Magneto i jego młodszy brat, podchorąży Zadra, gran przez Mariana
Opanię, jak również Wiesław Michnikowski jako ginekolog wcielony
do wojskowej służby medycznej, choć mdleje na dźwięk wystrzałów.
W czasie walk miejskich w Berlinie pojawia się zmarły niedawno
Roman Kłosowski w roli oficera propagandowego. A kiedy już (SPOILER) wojna będzie wygrana i prawie wszyscy wrócą do domu,
serial zakończy się, jak każda porządna opowieść, weselem, na
którym zdjęcia robić będzie sam Janusz Przymanowski.
Swoją
drogą, książkę, na której podstawie nakręcono seryjal,
przeczytałem w dzieciństwie nawet kilka razy. Wygląda na to, że
mój mózg odfiltrował całą toporną ideologię, za to w trakcie
oglądania zdałem sobie sprawę, że pamiętam fragmenty dialogów,
których nie było w serialu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz