środa, 15 września 2021

Weekend w Małbrzychu

 Postanowiono się wybrać kolejny raz na Dolne Śląsko, tym razem wybierając jedno z byłych miast wojewódzkich.

Głównym celem wycieczki był Zamek Książ.

Podróż pociągiem trwała trzy i pół godziny. Spośród kilku istniejących w Waldenburgu stacji kolejowych wybraliśmy dworzec Małbrzych Miasto. Od razu wzbudziła moje zainteresowanie jego arcytektura: ośmiokątna hala z żurawiem w środku.

Z niewielkiego placu przed dworcem można dojechać taxówką do Zamku Książ, dawnej rezydencji rodu Hochbergów. Po drodze widziałem dużo urban decay, z perłą w koronie w postaci nieczynnego hotelu Sudety. Taksówkarz gawarił, że tylko patrzeć, jak się to komuś zawali na głowę, a już „baldachim” przed wejściem w pierwszej kolejności.

Hotel Suddendeath

Wysadzono nas przed główną bramą kompleksu zamkowego. Były tam kasy biletowe i kawałek ogrodu w stylu francuskim, z panną-fontanną.

Fontanna niezbyt przemyślanna

Za bramą stojały dwa hotele w budynkach koło bramy. Jeden nazywa się „Pod Oślą Bramą”, nasz okazał się Zamkowy. Pokój nieduży, ale uksusowy, pomijając, że informacja dla gości w języku angielskim została przetłumaczona w stylu „tour de jołopen open” (poczynając od nagłówka „Dear Quests”). Z okna miałem widok na boczną wieżę zamkową.

I nic, że to okno od łazienki, na wprost kabiny i kibla

Na obiad poszliśmy do położonej kilka budynków dalej restauracji. Obiad kosztował 120 zł, a trzeba było długo czekać! W końcu dużo turystów, a na polu ulewa. W obrębie kompleksu zamkowego znajdowało się kilka budynków, w tym nasz hotel i jeszcze drugi, oddzielone od samego schlossu malowniczo położonym dziedzińcem, po którym jeździła autonomiczna kosiarka. Spotkałem tam czarnego, miziastego kota.

Jak to zwykle w czasie epidemii, zwiedzanie odbywało się z audioprzewodnikiem. Widoki z okien to po prostu excentryczny radharc.

 Wnętrza fajnie urządzone, chociaż nie wszystkie oryginalne – zamek został dokumentnie splądrowany w czasie wojny, kiedy narodowi szwaboliści wywalili kniazia Hochberga (jegoż synowie służyli w armiach alianckich) i urządzili tu zakłady wchodzące w skład sławetnego kompleksu Riese. W jednych pomieszczeniach rekonstrukcje dawnego wystroju, w innych plansze edukacyjne.

Herr Jesus

Jedną rzeźbę znaleziono po wojnie, walającą się pod murami zamku. Nikt nie wie, gdzie pierwotnie stała ani dlaczego nie zrabowano jej razem z innymi

Obecnie stoi na jednym z kominków

 Niestety, weszliśmy przed 17, a czynne jest do 18, więc jakoś w 2/3 ekspozycji zaczęli nas gonić ochroniarze, żebyśmy już kończyli. Udało się jeszcze zobaczyć kawałek zamkowych tarasów.

"Sprawdzono - min niet"

Na jednym bilecie można było odwiedzić zarówno zamek, jak i należącą także do muzeum Palmiarnię. Była ona jednak odrobinę oddalona od zamku. Nieopodal był przystanek MPK, ale nie chciało mi się czekać, więc poszliśmy pieszo, drogą przez dziki park pałacowy i otwarte łąki.

Księżna Daisy przyjechała do Książa z jakiejś pszyczyny

W Palmiarni było dość ciekawie – kolejny ogród botaniczny na moim koncie. W kompleksie połączonych ze sobą szklarni znajdują się nie tylko palmy, ale też kaktusy, araukarie, drzewka banzai i inna zielenina. Do tego nieco zwierząt: żółwie czerwonolice w sadzawce, pawie w wolierze i lejmury w zaadaptowanej szklarni, choć te ostatnie były dosyć senne, a przeto nie można się było dowiedzieć, czy taka aranżacja im odpowiada. W jednym z pawilonów urządzono sklep kwiaciarski, w drugim – wystawę roślin owadożernych, w trzecim – ekspozycję zbrój japońskich i kimon.

Pan od wuefu

Spod Palmiarni, kupując bilety u kierowcy, dojechaliśmy autobusem miejskim do Szczawna-Zdroju. Trasa wiodła przez blokowisko Piaskowa Góra, gdzie znienacka rzuciły mi się w oczy białe łosie.

We Wambrzychu spotykujemy też muflony, ale nie zrobiłem zdjęcia, bo uciekły

Szczawno-Zdrój jest odrębnym miastem, ale położonym tuż przy Wałbrzychu, niczym Świdnik pod Lublinem albo te wszystkie miasta Górnego Śląska obok siebie – praktycznie nie widać granicy. Znalazłszy się w uzdrowisku, szybko dotarliśmy na deptak, gdzie m.in. zjedliśmy obiad w restaruracji „Pod Lwami”.

Ale nie pod tymi

Głównym punktem atrakcji był park zdrojowy wraz z poniemiecką pijalnią wód, niestety niemiłosiernie optaną przez gołąby.

Ciekawie też było pochodzić po bocznych uliczkach, gdzie na każdym kroku napotykałem ślady po sławnych kuracjuszach – najbardziej rzuca się w oczy spiżowy Hendryk Wieniawski, ale jest też np. tablica pamiątkowa Gerharta Hauptmanna czy cały wykaz wybitnych Polaków, którzy tu wypoczywali.

 Weszliśmy też na porośnięte parkiem wzgórze. Oprócz ścieżek spacerowych mają tam sztuczny wodospad oraz Wieżę Anny, nazwaną na cześć księżnej Anny Emilii, żony Jana Henryka VI.

Do Książa, czyli Fyrsztynu, wróciliśmy na autobusie. Cała trasa trwała około godziny, więc ledwo się zmieściłem na bilecie jednorazowym (godzinnym). Po drodze widziałem na Piaskowej Górze mural pod sklepem monopolowym, upamiętniający Siwego z zespołu Defekt Muzgó.

„Wszyscy jedziemy na tym samym wuzkó”, konkretnie linii 8

Końcowy etap trasy wiódł przez podwałbrzyską wieś Lubiechów – spokojne, ruralne okolice. Po powrocie okazało się, że czarne koty na zamku są dwa.

Trzeciego dnia przyszło zbadać centrum miasta. Po załatwieniu spraw na dworcu przede wszystkim obfotografowałem Hotel Sudety, po czym ruszyliśmy z buta w kierunku ścisłego centrum.

Zagadka anatomiczna

 Najpierw szliśmy wzdłuż obleśnych familoków, przy których miałem duszę na ramieniu. Kiedy te dobiegły końca, zaczęły się potworne rozkopy – w Małbrzychu trwała akurat generalna przebudowa systemu drogowego. W końcu zdecydowaliśmy się złapać autobus i skrócić sobie tę wędrówkę.

Szyld zaprojektowany przez lekarza

Planowaliśmy odwiedzić muzealną Starą Kopalnię, ale trzeba było odwołać, bo nie się wyrobilibyśmy przed odjazdem pociągu; tym bardziej, że główna ulica prowadząca do Kopalni także była nieprzejezdna.

Modernizacya

Zamiast tego zwiedziliśmy Muzeum Porcelany. Ekspozycja, urządzona w dawnym domu bogatych mieszczan, zawierała całą myngę eksponatów przedstawiających dzieje małbrzyskiej ceramiki.

Najbardziej podobała mi się sala PRL-owskich talerzy okolicznościowych. Tu kopalnia, tam ORMO. Tu Spotkanie Ludzi Dobrej Roboty, tam Turniej Złotej Kielni. Tu Pracownicze Ogródki Działkowe, tam mistrzostwa Polski w zapasach.

Na klatce schodowej pod koniec zwiedzania upchnięto jeszcze wystawę współczesnego malarstwa polskiego; znalazł się tam Beksiński i dwa Duda-Gracze.

Wyobraźcie sobie schabowego na czymś takim. Może być klonowany

Po zjedzeniu czegoś postanowiliśmy zobaczyć ścisłe centrum. Stare Miasto skupia się wokół dwóch głównych placów. Pierwszym z nich jest Rynek, wokół którego, w stylowych kamienicach, znajduje się Urząd Miasta z kotwicą na dachu i rozmaite – w założeniu – preściżowe sklepy.

Z lewej bibloteka

Drugi to Plac Magistracki z potężnym, neogotyckim urzędem miejskim, na którego tyłach stoi nie mniej stylowy kibel. Naprzeciw kibla - urząd stanu cywilnego, gdzie w 1964 pobrali się Tadeusz Nalepa i Mira Kubasińska, żeby dostać koedukacyjne zakwaterowanie.

Odbiegające od tych placów boczne ulice są jednak mocno zaniedbane, żeby nie powiedzieć – zakapiorskie. Jeśli ktoś kojarzy w mieście Cz. ulicę Krakowską, Katedralną czy Ogrodową, to centrum Małbrzycha wygląda jak całe miasto złożone z takowych. Przynajmniej opieki duchowej tutejszym nie brakuje. W centrum znajduje się potężna kolegiata Matki Boskiej Bolesnej (i mniejsze sanktuarium), kościół ewangelicki i polskokatolicki, a także parafia prawosławna w zwykłej kamienicy.

Kolor Małbrzycha

Czy faktycznie Małbrzych jest aż tak potwornie przepełniony poczuciem beznadzięgi, jak się często uważa? W latach 90., po upadku tutejszych kopalni, była to podobno stolica polskiego bezrobocia. Do dzisiaj sytuacja się poprawiła, miejscami miasto ładnieje, ale w wielu miejscach jeszcze czuć brak piniądza (nie dotyczy Zamku Książ). Zobaczymy, jak będzie po modernizacji sieci drogowej.

Wiele widoków jednak odbiera mowę


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz