Na jesieni
przyszła pora na kilka biografii muzycznych, ale najpierw zajrzałem do czegoś z
zupełnie innej beczki.
24.
Hannu Mäkelä, Pan Huczek, Warszawa
1984
Postanowiłem
odkurzyć lekturę z czasów dzieciństwa. Tytułowy pan Huczek to niewielkiej
postury dziad borowy, trochę czarodziej. Zajmuje się straszeniem ludzi,
szczególnie dzieci, ale ostatnimi czasy nie bardzo mu to wychodzi. Może się
starzeje, a może już cywilizacja za bardzo się rozpycha. Oprócz straszenia
zmaga się z różną materią w swoim domu i wokół niego.
Jak
to często bywa z literaturą dziecięcą, inspiracją były opowieści, które Hannu Mäkelä
wymyślał dla swojego dziecka. Zaadaptowane do postaci książkowej, tworzą zbiór
kilkunastu opowiadań, w zasadzie samodzielnych, pomijając fakt, że czasami
narracja powraca do zdarzeń wcześniejszych. Przewijają się też dziewczynka
Rimma, chłopiec Mikko i sąsiad pana Huczka, bóbr.
Po
odświeżeniu książka wydała mi się dość depresyjna: w pierwszym opowiadaniu pan
Huczek był chory i kiedy poszedł straszyć ludzi, to nie tylko mu się nie udało,
ale sam się niemało najadł strachu. Kiedy indziej wspomina, jak został
porzucony przez ojca (wychowywał go dziadek-czarodziej), wielokrotnie też mu
się nie udaje to, co zamierzał, a kiedy przyszedł do Rimmy na przyjęcie, to został
w ramach zabawy potraktowany dość sadystycznie. Do tego dochodzi jego
zagubienie w obliczu cywilizacji, jak wtedy, gdy pojechał do miasta. Po namyśle
widzę w tym oswajanie dziecięcych lęków: nawet leśny strach może mieć zły dzień.
Z
drugiej strony pan Huczek potrafi się cieszyć z prostych rzeczy codzienności,
takich jak sauna. Jego radość pogłębia fakt, że najwyraźniej nie ma on zbyt
dobrej pamięci, więc choć żyje już długo, to ciągle zdumiewają go przemiany pór
roku. Mimo zaś deklarowanej mizantropii jest w sumie dobroduszny (spoiler:
jedyny raz, kiedy skutecznie kogoś wystraszył, to przepędzając dwóch pijaków
usiłujących okraść staruszkę). Mój ulubiony jest rozdział o tym, jak pan Huczek
z pomocą bobra przeprowadził sabotaż na budowie.
W
dzieciństwie natrafiłem również na radziecką (w języku polskim) książeczkę Dziadek
Au, wydaną w serii „Bajka filmowa” – były to adaptacje radziańskich
animacji. Tytułowy bohater wydawał się mieć sporo wspólnego z panem Huczkiem,
do tego stopnia, że podejrzewałem plagiat. Jak się po latach okazało, nie był
to plagiat, tylko regularna adaptacja – w ZSRR nakręcili serial animowany na
podstawie książki fińskiego autora. W dodatku Dziadek Au to w oryginale nie był
żaden dziadek, tylko wujaszek (diadiuszka, a nie dieduszka).
25.
Tymon Tymański, AD/HD. Autobiografia. Rozmawia Rafał Księżyk, Kraków
2013
Do
wywiadu-rzeką z jednym z największych trójmiejskich odlotowców przymierzałem
się od dawna. Spodziewałem się słusznie wciągającej lektury, gdyż ze starych
wywiadów w prasie muzycznej wiedziałem, że Ryszard „Tymon” Tymański to urodzony
gawędziarz. Człowiek, w którym wielka erudycja i wysokie wyrafinowanie łączą
się z szokującą ordynarnością (mającą zapewne za zadanie maskować jego
nadwrażliwość). On nie przekracza po prostu granic dobrego smaku – on je
wyłamuje buldożerem. Ale równocześnie jest inteligentem o ogromnym polu
skojarzeniowym.
Jest
też sporo o buddyzmie, o medytacji zen i mistrzu Genpo. W kontekście niedobrych
przeżyć z sektą Niebo i tego, jak obserwował swoich kolegów popadających w
okołoreligijny obłęd, może zdumiewać, że Tymański napisał kiedyś utwór Wypuśćcie
Ryśka Matuszewskiego w obronie „Mohana”, przywódcy Bractwa Rycerzy
Himawanti (i tu jest jeden z wątków częstochowskich; drugi to Ziut Gralak), ale
na kartach książki artysta stwierdza, że się mylił, bo nie dysponował wtedy
pełnymi informacjami. Prawdopodobnie po uświadomieniu sobie tego błędu powstał
utwór Nakopię do dupy Ryśkowi M.
Oprócz
przyjaciół i współgraczy pojawiają się kobiety. Tymon trzykroć się żenił, a
zdarzały mu się też dziewczyny w Finlandii, Belgradzie i Szwajcarii – z tą
ostatnią dochodziło do ostrych kłótni o sikanie na stojąco, co dla Szwajcarów
jest nie do pomyślenia, więc Mikołaj Trzaska wypracował stanowisko
kompromisowe. Nieco uwagi poświęcono kontrowersyjnemu związkowi z nieletnią
Sarą Brylewską, w dodatku córką dawnego mentora – artysta nie kryje, że była to
decyzja z jego strony mocno niedojrzała, która narobiła mu sporo
nieprzyjemności. Do najmroczniejszych momentów książki należy natomiast choroba
psychiczna i śmierć perkusisty Jacka Oltera.
Jako
artysta niezależny (taki, na którym nikomu nie zależy), Tymon ma do powiedzenia
wiele gorzkich słów o polskiej branży muzycznej, od nastawionych tylko na zysk
wytwórni po zidiociałych muzyków interesujących się wyłącznie tantiemami i
wódą. Jego rozliczeniem ze środowiskiem miał być własny film Polskie gówno
– wywiad został przeprowadzony jeszcze przed ukończeniem jego realizacji.
![]() |
| Tymon i Bowie, bynajmniej nie David |
Tymański
snuje opowieść z właściwym sobie talentem gawędziarskim. Odznacza się bogatym
językiem: choć nie stroni od wulgaryzmów, to obok pojawiają się rozmaite
zapożyczenia, neologizmy, niszowe kolokwializmy. Można nawet urządzić zabawę
pijacką: kolejka za każdym razem, gdy pojawi się słowo „sowizdrzał” albo
„sowizdrzalski”.
Książkę
uzupełnia dyskografia i filmografia Tymańskiego. Warstwa ikonograficzna jest
dość wyczerpująca – zawiera zdjęcia rodzinne, zdjęcia z kolegami, zespoły na
scenie, okładki płytowe i plakaty.
26.
Ian Halperin, Max Wallace, Kto zabił Kurta Cobaina?,
przeł. Bogusław Lubański, Poznań 2004
Skoro
przez moje ręce przeszła ta sensacjonistyczna pozycja, postanowiłem ją
przejrzeć.
Samobójstwo
Kurta Cobaina było pokoleniowym szokiem. Tak wielkim, że niektórzy zaczęli
powątpiewać, czy to w ogóle było samobójstwo. Zjawili się dwaj dziennikarze i
postanowili napisać artykuł. Potem pojawiła się propozycja filmu
dokumentalnego, a z zebranego materiału powstała wreszcie książka.
Pierwsze
pół książki to w zasadzie streszczenie życia i kariery Cobaina, a także jego
przyszłej małżonki Courtney Love oraz ich związku. Oj, nie był ci on w
dzieciństwie człowiekiem tak łagodnym, jak go zapamiętała Kim Gordon… Z całą
też pewnością widać, jak bardzo sława go przerosła – facio, który chciał po
prostu grać swoje piosenki przed publicznością i może nawet być znany, stał się
nagle głosem pokolenia i autorem najważniejszej płyty dziesięciolecia. Love przedstawiona
jest jednoznacznie jako czarny charakter – manipulantka, mitomanka, attention
queen i ogólnie zła kobieta. Wygląda na to, że związek z Cobainem był
niesamowicie toksyczny i choć Kurt nie był całkiem bez winy, to jednak
przeważnie jemu przypadała rola ofiary.
W
drugiej połowie zaczyna się rozważanie hipotezy, że śmierć Cobaina nie była
samobójstwem, lecz morderstwem. Autorzy opierają się tu na śledztwie
prowadzonym na własną rękę przez prywatnego detektywa Toma Granta, którego
zatrudniła Love na kilka dni przed śmiercią męża, aby ustalił miejsce jego
przebywania. Hipoteza opiera się na poszlakach, takich jak to, że list
pożegnalny Cobaina nie mówi otwarcie o samobójstwie, na broni nie było jego
odcisków palców, a raport z sekcji zwłok wskazał trzykrotność śmiertelnego
stężenia heroiny we krwi (to ostatnie najłatwiej podważyć – skąd wiadomo, że
dokument ujawniony jako raport w ogóle był autentyczny?) Poza tym wskazuje się
na fakt, że Cobain jakoby nie zdradzał przedtem skłonności samobójczych, za to
zamierzał się rozwieść i/lub odejść z Nirvany. Jego wypowiedzi sprawiające
takie wrażenie traktuje się jako przykłady zwykłej frustracji lub wisielczego
humoru, a przedawkowanie leków nasennych w Rzymie – jako nieszczęśliwy wypadek.
Ogólnie rzecz biorąc, autorzy nie mówią, że na pewno było murderstwo i na pewno
Courtney Love jest winna, ale przedstawiają hipotezy i sugerują, że śledztwo
należy przeprowadzić ponownie. Referując ustalenia Granta i innych społecznych
śledczych za nierozstrzygające, wykazują również słabe punkty w ich teoriach.
Ostatnie
rozdziały omawiają „życie po życiu”: reakcje na śmierć Cobaina, od „efektu
Wertera”, który pochłonął życie co najmniej 68 młodych ludzi (co zdaniem
autorów było winą zbyt lekkomyślnego podania samobójstwa Kurta do wiadomości
publicznej), po rozmaite mistyfikacje. Mowa również o dalszej działalności Love
– nieodmiennie przedstawianej jako osoba skrajnie niesympatyczna – i o tym, jak
próbowała torpedować działalność Halperina i Wallace’a. Ciekawostka: Courtney
wystąpiła w filmie Skandalista Larry Flynt, do którego zarekomendował ją
reżyserowi… Vaclav Havel.
Autorzy
bazowali na szeregu źródeł, w tym na autorytatywnej biografii Nirvany Bądź
jaki bądź Michaela Azerrada, który miał jeszcze okazję rozmawiać z Kurtem.
Oprócz tego sami przeprowadzili szereg wywiadów – ze znajomymi Cobainów czy
ludźmi z regionu Seattle, przy czym część informatorów zachowała anonimowość.
Dotarli nawet do akt policyjnych. Zwraca uwagę, że pomimo sensacyjnego tematu
autorzy starają się oceniać wiarygodność informacji i wiele z nich uznają za
zmyślenia – dotyczy to również wypowiedzi samego Cobaina.
Tłumacz
poradził sobie średnio. Owszem, zrozumiałe są całe zdania, a nawet akapity, a
nie tylko pojedyncze wyrazy – ale za to pojawiają się błędy świadczące o tym,
że nie zawsze uważał, co tłumaczy. Na przykład czytamy, że matka Cobaina
„oskarżała męża o oszustwa”. Chyba o zdrady? Zdarza mu się też zmieniać piec. W
dwóch miejscach, w tym już na samym początku pierwszego rozdziału, seattlowski
prezenter Marty Riemer – człowiek, który pierwszy podał publicznie informację o
śmierci Kurta – występuje w rodzaju żeńskim. Później Cobain z kolegami jedzie
„na koncert Sammy Hagar”, a innym razem twierdzi, że podpisał kontrakt „dzięki
perswazji Gordona”, chociaż kilka linijek wyżej stoi jak byk: „Kim Gordon,
wokalistka” (przeważnie basistka, ale mniejsza o to). Perry Farrell występuje
jako „Farrella”, a szczyt wszystkiego to przerobienie Stevie Nicks na „Steve’a
Nicksa”. Snoop Doggy Dog to dla niego grupa, a nie jeden facet. Przekręcane są
nazwiska, nazwy miejscowości i zespołów – na widok „Butthole Soldiers” spadłem
z krzesła. Dowiadujemy się też, że książka Azerrada ukazała się jakoby „pod
koniec 1993 roku, czyli kilka miesięcy po śmierci Kurta” – przed czy po, co za różnica. A gdzie indziej: „Następnego
ranka »Seattle Times« opublikowało przejmujące zdjęcie (...), na
którym było ciało Cobaina, otoczone przez policję z widocznymi ubranymi w
dżinsy nogami w sportowych butach”. Policja miała te nogi w sportowych butach.
27. Maciej Maleńczuk, Ćpałem, chlałem i
przetrwałem.
Rozmawia Barbara Burdzy, Warszawa 2015
Kolejny
po Tymonie wywiad-rzeka z kontrowersyjną postacią polskiej sceny muzycznej jako
lejtmotyw ma doświadczenia z używkami. Maciej Maleńczuk mówi o narkotykach jak
praktyk i znający, a mniej więcej jedna trzecia książki dotyczy jego ulubionego
specyfiku – heroiny. Ma to sporą wartość poznawczą, jeśli ktoś chce się
dowiedzieć o uzależnieniach – co prawda MMM mówi o heroinie afirmatywnie, ale
nie kryje, że wykańcza ona organizm, że jego wielu kolegów od strzykawki się
wykończyło, że człowiek się zapuszcza itp. I generalnie jest to substancja nie
dla wszystkich. Do marihuany krakowski bard ma stosunek dość pozytywny.
Amfetaminy i LSD próbował, ale nie znosi, kokaina pojawia się incydentalnie,
zaś najbardziej przez niego znienawidzoną używką jest ta najpospolitsza:
alkohol.
Po
zakończeniu dyskusji o heroinie narkotyki nadal pozostają motywem wiodącym, ale
przez pozostałe 2/3 książki już nie dominującym. Syn Edwarda opowiada o różnych
ważnych punktach w życiu: odmowa służby wojskowej, więzienie, szpital
psychiczny. Lektura jest to całkiem łotrzykowska – imprezy, bijatyki,
dziewczyny, przyjaciele, oblicze Krakowa, którego można nie zauważyć, nawet
studiując przez siedem lat. Jeśli chodzi o sprawy muzyczne, MMM skupia się na
okresie grania „na stricie” oraz pierwszym etapie działalności Homo Twist,
z Miarką Kowalem i Grzegorzem
Schneiderem, a potem z Waldemarem Raźnym i Bolcem. Püdelsi
pojawiają się na marginesie, Olaf Deriglasoff jeszcze rzadziej. Dostajemy za to
wgląd za kulisy niektórych utworów Maleńczuka – artysta wyjaśnia np. że Narkomanka
to synteza trzech różnych osób, ale także poznajemy takie persony jak
Antoni Radwan czy Edek Leszczyk. Taki np. tytułowy bohater piosenki Krzysio
to nie jakiś zwykły narciarz, tylko chałupniczy producent heroiny, u którego
Maleńczuk terminował. Artysta przejrzyście opisuje cały proces, jednak bez
podawania proporcji, żeby czytelnicy się nie zainspirowali. Mówi za to o tym,
czego pod żadnym pozorem narkoman nie powinien robić (i on to wie z własnej
autopsji), np. używać igieł kradzionych ze szpitalnego śmietnika.
W
ogóle Maleńczuk dysponuje iskrą gawędziarską nie mniejszą niż Tymon, przy czym
używa znacznie więcej niecenzuralnego słownictwa. Mocną stroną książki są
anegdoty – o tym, jak kradł mak chłopu z działki, jak poszedł w sandałach na
demonstrację, dlaczego były mynażer grupy Laid Back rzucał w niego krzesłem, jak
po Krakowie rozeszła się plotka o jego domniemanym homoerotycznym romansie czy
też jak uczestniczył w realizacji filmu Śmierć Johna L., która to
realizacja była jednym wielkim ochlajem.
Co
prawda redaktorka mogłaby trochę ociosać potok słów rozmówcy – i nie mówię tu o
góralskich przerywnikach, lecz o tym, że Maleńczuk zaraził się upiorną manierą
dodawania „tak?” na końcu zdania, tudzież drugim chwastem słownym „umówmy się,
że…” – co mnie w trakcie lektury raziło znacznie bardziej niż rynsztokowe
słownictwo.
Można
podejrzewać, że Pan Maleńczuk, jako artysta-gawędziarz, niektóre historie
ukoloryzował, a jeśli czegoś nie pamiętał – co przy takim woluminie spożycia
nie byłoby niczym dziwnym – to sobie we własnym zakresie uzupełnił szczegółami.
Pojawia się akcent częstochowski w postaci zjazdu hipisów, na którym poznał on Ryśka
Riedla. Wbrew temu, co twierdzi, 14 sierpnia (w jego urodziny) nie wypada
święto Matki Boskiej Częstochowskiej, Aleje NMP nie nazywały się w tamtych
czasach inaczej i nie mają 8 kilometrów długości (musiałby chyba doliczyć całą
Mirowską).
28.
Ian Halperin, Max Wallace, Miłość i śmierć. Morderstwo Kurta Cobaina,
przeł. Dorota Kaczor i Witold Kurylak, Katowice 2004
Kilka lat po Kto zabił Kurta Cobaina? panowie
Halperin i Wallace pociągnęli dalej swoją wizję tragedii z kwietnia 1994. Tym
bardziej, że w pierwszej książce mimo wszystko nie stwierdzili, kto ich zdaniem
zabił Kurta Cobaina.
Początek
jest dość reportażowy – autorzy pojechali do Aberdeen (ale nie tego w Szkocji)
i próbowali ustalić, jak wygląda pamięć o Cobainie w jego rodzinnym miasteczku.
Dalej mamy zasadniczo powtórzenie tych samych zdarzeń i relacji tych samych
rozmów, o których pisali w poprzedniej książce. Zasadnicza różnica polega na
tym, że przez ten czas nawiązali kontakt z Tomem Grantem, który ujawnił im
zawartość gromadzonych przez lata taśm z nagraniami swoich konwersacji na ten
temat. Uzupełniają one ogólny obraz zdarzeń wokół śmierci Kurta i potrafią
nawet wzbudzić wątpliwości co do powszechnie uznanej wersji, ale tak czy
inaczej nie dostarczają rozstrzygających wniosków. W dalszym ciągu hipoteza o
morderstwie jest oparta na poszlakach, z których na najważniejszą wyrasta wizja
Courtney Love jako kobiety skrajnie
egoistycznej i bezwzględnej, przed którą wielu krytyków, łącznie z
rodzonym ojcem, musi się ukrywać. Co prawda Grant twierdził, że jest również w
posiadaniu nagrań stanowiących niezbity dowód, ale pokaże je dopiero przed
sądem, jeśli wznowione zostanie postępowanie.
Poza
tym autorzy przypominają parę innych tajemniczych zgonów związanych ze sprawą.
Najbardziej rozwinięta jest kwestia Eldona Hoke’a, podupadłego byłego członka
grupy The Mentors, którego Love jakoby próbowała wynająć do likwidacji Cobaina.
W związku z tym wątkiem Halperin i Wallace nawiązali kontakt z człowiekiem,
który dawał do zrozumienia, że to on jest zabójcą, ale może tylko prowokował.
Tak czy inaczej, do zdecydowanych konkluzji autorzy nie dochodzą.
![]() |
| Courtney Love wyrasta na główną podejrzaną, ale... |
Tłumaczenie
jest lepsze niż w Kto zabił Kurta Cobaina? W szczególności tłumaczom nie
mylą się płecie, z jednym wyjątkiem. Tipper Gore występuje w rodzaju męskim, a
przecież każdy, kto ma pojęcie o amerykańskim rocku lat 80./90., powinien
wiedzieć, że to znana z cenzorskich zapędów małżonka republikańskiego polityka
Ala Gore’a.
29. Maciej Maleńczuk, Chamstwo w państwie.
Rozmawia Barbara Burdzy, Warszawa 2016
Drugi efekt współpracy Maleńczuka z Barbarą Burdzy składa się z
dwóch części. Pierwsza to znowu wywiad-rzeka. Tym razem bard wypowiada się o swoich
poglądach. Mówi o polityce – wiadomo, że nie przepada za władzą konserwatywną,
która objęła rządy krótko przed wydaniem tej książki, ale także partia
umiarkowana nie jest mu bliska. Mówi o alkoholu, o ubraniach, o seksie, o
religii, o naturze Polaków, o rozmaitych sprawach… Jest to mniej ciekawe niż
książka poprzednia, bo mniej tu po prostu opowieści o jego życiu, mniej anegdot,
a więcej przemyśleń. Niektóre – zwłaszcza na temat kobiet czy hemosektualistów
– są dość prostackie. Co prawda Maleńczuk powiada, że on właściwie poglądów nie
ma, tylko dostosowuje je do rozmówcy. W takim razie średnio mu wychodzi, skoro
w rozmowie z kobietą mówi o kobietach ogółem to, co mówi. I jeszcze do tego
twierdzi, że jest feministą.
Druga
część książki to wybrane utwory Macieja M. Maleńczuka. Część znałem już z płyt
Homo Twista czy Püdelsów – Nikt znikąd, Narkomanka, Pieniądze,
Wolność słowa, Lema pamięci kosmiczny pogrzeb. Są też nowsze teksty,
odwołujące się do rzeczywistości politycznej, a z drugiej strony stylizacja na
starohiszpańską cantigę. Centralny punkt stanowi tytułowy poemat Chamstwo w
państwie, opublikowany już przez Maleńczuka w samoistnej postaci książkowej
gdzieś około 2003 roku. Do tego dochodzi parę przekładów – zwłaszcza Wysockiego
oraz… obszernych fragmentów Pieśni o Rolandzie, artysta uważał bowiem,
że Boy-Żeleński zostawił robotę w połowie, prezentując ją czytelnikowi w
postaci prozy, a nie mowy wiązanej.
.jpg)
.jpg)
.jpg)

.jpg)
.jpg)
.jpg)
.jpg)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz