poniedziałek, 20 marca 2023

Cały świat jest B, czyli pierwsze płyty w 2023

 Pierwsze w tym roku nabytki płytowe są dziełami wykonawców zaczynających się na B. 


Blade Loki, Torpedo los!!!, 2009 

Na początek coś z polskiego punku, i to z kobietą przy mikrofonie. Torpedo los!!! jest piątym albumem wrocławskiej grupy, która zdążyła wyrobić sobie markę na krajowej scenie.

Większość utworów to punkowe galopy, które od innych punkowych galopów różnią dwie rzeczy. Po pierwsze, udział sekcji wzdętej (trąbka i puzon). W składzie są też klawisze, ale niezbyt wyeksponowane. Po drugie, potężne brzmienie, odległe od garażowo-piwnicznego standardu, budzące za to skojarzenia z Kultem i Armią. W dodatku jeden z muzyków nazywa się Ważny, choć to nie puzonista, jeno klawiszowiec.

Najlepszy (bo najbardziej melodyjny) jest sam początek płyty: Biegnij, biegnij, Torpedo los i szczególnie Wszyscy diabli. Reszta jest melodyjna mniej, ale zespołowi nie brakuje energii, w sam raz do jazdy jakimś dużym i ciężkim pojazdem, może być AMX-10 RC, względnie do wyciskania gąbek na głowy milicjantów. Momentami się robi monotonnie ze względu na podobne progresje akordowe w poszczególnych piosenkach. Utwór Wszystko mnie wkurwia jest dokładnie tak wściekły, jak zapowiada tekst, Polic zdziera gardło, ale i tu nie obywa się bez trąb. Apokalipsa wykorzystuje wiersz Juliana Tuwima, zaś Przeróbka Skóry Aya RL (z genderową zamianą ról w tekście) nie różni się stylistycznie od reszty albumu. W Dzieci podwórek wpleciono kolaż wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, łącznie ze śpiewaniem hymnu.

W czasie prac nad Torpedo los!!! z zespołu odeszła (na jakiś czas) Agata Polic. Zastąpiła ją Agnieszka „Maja” Niemczynowska. Jako bonusy do albumu dołączono trzy alternatywne wersje utworów, zawierające już jej wokal. Niestetyż, nie ma takiej stylowej chrypki, a w dodatku sepleni.


 
 

The Beautiful South, 0898 Beautiful South, 1992

Kontynuuję zapoznawanie się z twórczością tego zespołu. Tym razem przyszła pora na trzeci album, pod tytułem nawiązującym do prefiksu brytyjskich sekstelefonów. Oprócz Heatona i Hemingwaya śpiewała tu Briana Corrigan, choć w książeczce członkowie zespołu figurują pod tak ekscentrycznymi pseudonimami, że trudno się domyślić.

Jak zwykle, mamy tu przewrotność pod maską eleganckiego pop rocka. Zaczyna się od dźwięków fortepianu przywodzących na myśl A Song for Whoever, ale potem otwieracz Old Red Eyes Is Back już przyspiesza. Zasadniczy skład wspomagają to trąby, to smyki. Czasem grupa przybiera konwencję balladową (Something That You Said z harmonijką), czasem bliższą rocka (We Are Each Other, We’ll Deal with You Later), czasem skontrastowaną (36D). Mniej jest może elementów jazzujących. Briana Corrigan, o wysokim głosie pełnym słodyczy podszytej perwersją, role pierwszoplanowe przyjmuje w The Rocking Chair i największym przeboju z płyty – Bell-Bottomed Tear, dla mnie osobiście mniej tu ciekawym. Kiedy indziej wykonuje duety lub po prostu śpiewa back-wokale. Trochę nowofalowego mroku słychać w Here It Is Again, natomiast You Play Glockenspiel, I’ll Play Drums opiera się na partii klawiszy budzącej skojarzenia z AOR.

Dodatkowy atut albumu stanowi szata graficzna w postaci surrealistycznych obrazów Davida Cuttera. 


 

The Beautiful South, Quench, 1998

Quench był szóstym albumem zespołu ogólnie, a trzecim z Jacqueline Abbot w składzie. W porównaniu z Horrigan obdarzona jest ona głosem nieco niższym i mniej słodkim, a odrobinę bardziej „po przejściach”, ale niestety mniej też zauważalna na płycie. Zespół nie porzuca swojego elegancko-ironicznego stylu – jak klasyczna, w miarę motoryczna piosenka Beautiful South brzmi chociażby Lure of the Sea. Fortepianowe ballady reprezentują Big Coin i jeden z czterech singli, The Table.

Zauważa się nieco więcej brzmień jazzowatych. Skojarzenia takie ewokuje – pojawiający się już od pierwszego utworu – fortepian elektryczny, a także sekcja dęta. How Long’s a Tear Take to Dry jest nieźle rozswingowane, a otwiera je zagrywka gitary w technice slide, nieco dezorientująca, bo potem takich brzmień już nie uświadczysz. Gdzieniegdzie pojawiają się rytmy samboidalne: Perfect 10, Look What I Found in My Beer, gdzie nawet słychać santanowate zagrywki gitarowe, czy wreszcie Losing Things inkrustowany partiami trąbki z tłumikiem. Natomiast finałowy Your Father and I, z dostojeństwem godnym Roxy Music, wykorzystuje sitar.

Najciekawsza jest mniej więcej połowa płyty: Dumb z rozkołysanym refrenem w stylu estrady lat 50., żwawszy Perfect 10 z kontrastem dynamicznym między zwrotką a refrenem (oba wydane na singlach) oraz The Slide, wyposażone nie tylko w orkiestrę, ale i gospelsowy chór. Pockets to z kolei „wieczorna” ballada, jaka pasowałaby do Knopflera albo późnego Claptona; gościnnie gra tu na gitarze Paul Weller.

Na okładce znalazł się groteskowy obraz boksera, pędzla Petera Howsona, który potem zażyczył sobie tantiem za jego wykorzystanie w materiałach promocyjnych. Książeczka wymienia byłego kolegę z Housemartins, Normana Cooka – który tymczasem wyrobił już sobie markę jako spec od muzyki elektronicznej Fatboy Slim – w roli „konsultanta rytmicznego”.


 
 

Blur, The Great Escape, 1995

W ciągu ostatnich dwóch lat uzupełniłem płytotekę o wiele ważnych płyt britpopowych – a jednego z dwóch najważniejszych zespołów tego nurtu ciągle brakowało.

The Great Escape była następczynią jednej z najlepszych płyt Blur – Parklife. Wobec tego okazała się albumem bardzo wyczekiwanym, a jej recepcja była niejednorodna. Taki na przykład „TRock” w 1998 zdecydował się włączyć właśnie ją, a nie Parklife do zestawienia dziesięciu najważniejszych płyt britpopu, a już pięć lat później, we wkładce o Blur, inny recenzent tego pisma ocenił ją jako wyraźny krok w tył. Prawda, że na albumach jeszcze kolejnych zespół Damona Albarna odleciał tak daleko, że The Great Escape blednie w porównaniu.

Piosenki są dość zróżnicowane aranżacyjnie, często z wykorzystaniem instrumentów klawiszowych. W Fade Away pojawiają się dęciaki, gdzie indziej kwartet smyczkowy. Albarn śpiewa z urzekającym brytyjskim akcentem, w którym nawet bez rozumienia tekstów słychać ironię, a koledzy nierzadko wspomagają go wokalami tła, zwykle falsetowymi, ale np. kanwą Top Man jest zadumane pohukiwanie. Szybko do przodu jedzie Globe Alone, który by można nazywać punkowym, kiejby nie groteskowy syntezator. Tymczasem Ernold Same to przerywnik o nieco musichallowym nastroju, z melorecytacją na tle partii smyczkowych i gitarzystą Grahamem Coxonem grającym dla odmiany na banjo. Najbardziej przebojowy walor mają Country House, z bardzo zaraźliwym refrenem, oraz dynamiczniejszy Charmless Man. Ze spokojniejszej części repertuaru wyróżniają się wzbogacone smyczkami Best Days i The Universal. Co prawda zdarza się trochę monotonii: otwieracz Stereotypes, wspomniany Top Man i późniejszy Mr. Robinson’s Quango są utrzymane w podobnym średnim tempie i na podobnych patentach. Płytę kończy oniryczne Yuko and Hiro z gościnnym śpiewem Cathy Gillat, ale potem jest jeszcze krótki ukryty instrumental.

  



Billy Joel, An Innocent Man, 1983

Kolejna w ostatnim czasie płyta Billy’ego Joela to swego rodzaju podróż w czasie, mająca na celu odtworzenie atmosfery lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych – nastoletnich czasów autora.

Tu się znajduje Uptown Girl, piosenka tak niezwykle przebojowa, że można ją u nas od czasu do czasu usłyszeć w normalnym radiu, lecz płyta jest ogólnie bardzo równa. Easy Money to jak dotąd mój ulubiony otwieracz spośród płyt Joela – energiczny, krzepki soul-funk w tradycji Jamesa Browna, z odpowiednio dynamicznymi trąbami.

Zgodnie z koncepcją albumu, jest tu wszystkiego po trochu: nieco detroickiego soulu (Tell Her About It), nieco doo-wopu (The Longest Time, Careless Talk), nieco korzennego rokendrola typu Chuck Berry (Christie Lee). Utwór tytułowy jest kolejnym przykładem rozlewnej ballady „do pomylenia z Eltonem Johnem”, z monumentalnym smyczkowym crescendem. Chociaż This Night ma wszelkie cechy „czarnego” R&B nawiązującego do lat 50., to refren zaczerpnięty został z Sonaty patetycznej Beethovena. W soulowym Leave a Tender Moment Alone pojawia się solo na harmonijce chromatycznej w wykonaniu belgijskiego mistrza Tootsa Thielemansa (zasadził dąb w Inowrocławiu). Instrument nadaje całości charakteru nieco steviewonderowatego, chociaż inspiracją był Smokey Robinson.

W osobistym rankingu płyt Billy Joela An Innocent Man wychodzi na drugie miejsce po The Stranger.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz