wtorek, 9 maja 2023

Kto pochodzi od żyrafy, czyli literatura błękitno-żółta (z frontu czytelniczego, 3/2023)


Po dłuższej przerwie przyszedł czas skontynuować zaczęte w zeszłym roku nadrabianie współczesnej literatury ukraińskiej.

 

9. Oksana Zabużko, Badania terenowe nad ukraińskim seksem,
przeł. Katarzyna Kotyńska i Ewa Rojewska-Olejarczuk (wiersze), Warszawa 2003

Ponieważ z najnowszych pisarzy naddnieprzańskich znałem do tej pory właściwie wyłącznie Jurija Andruchowycza, postanowiłem sprawdzić także kobiecą perspektywę. Badania terenowe nad ukraińskim seksem były swego czasu powieścią bardzo głośną, uznaną za jedno z czołowych dzieł tamtejszej prozy feministycznej.

Literatura wschodniosłowiańska od wieków lubi skaz (inaczej gawędę), potoczystą narrację imitującą mowę potoczną, jakby narrator na żywo opowiadał coś zgromadzonym słuchaczom. Współcześni autorzy, niestety, doprowadzają tę technikę do postaci monstrualnej: łącząc skaz ze strumieniem świadomości, piszą powieści jednym ciągiem, strony to ściany tekstu bez wyodrębnionych akapitów i zaznaczonych dialogów. Po tamtej stronie granicy winni takiego pisarstwa są m.in. Wiktor Jerofiejew czy Michaił Kononow, a wśród Ukraińców – także i Oksana Zabużko. W Badaniach terenowych nie tylko mamy do czynienia ze ścianą tekstu, ale pojedyncze zdania, rozgałęziając się szkatułkowo w coraz to nowe dygresje, potrafią zajmować ze 3-4 strony. Gdzieś tam przemyka nawet ojciec Kolbe, chociaż pomylone zostały pewne szczegóły – synowie człowieka, za którego Kolbe poszedł do celi, zginęli w bombardowaniu nie podczas jego pobytu w obozie, lecz dopiero w 1945. Można jednak powiedzieć przynajmniej tyle dobrego, że autorka raz na jakiś czas rozpoczyna nowy akapit.

Narracja prowadzona jest raz w pierwszej osobie, raz w drugiej, kiedy indziej w trzeciej. Bywa też, że – zgodnie z tytułem powieści – narratorka zwraca się do ladies and gentlemen, wyimaginowanego audytorium. Gdyby mi się chciało przeczytać to jeszcze raz, pewnie mógłbym wyciągnąć wnioski co do tego, do jakich zdarzeń z życia bohaterki dopasowane są poszczególne typy narracji.

Lecz o czem to właściwie jest? Badania terenowe to monolog 34-letniej poetki Oksany, która, zmęczona egzystencją, w mieszkaniu na obczyźnie (w Pensylwanii) wspomina dziewięć miesięcy toksycznego związku z Mykołą, artystą plastykiem. Już od pierwszego kontaktu wiedziała, że to bolesny człowiek, ale mimo wszystko nie mogła się oprzeć. Wbrew tytułowi, seksu nie ma tu aż tak dużo, a jeśli już, to w wizji dalekiej od pobudzającej.

Przede wszystkim obserwujemy tu historię związku i jego rozpadu. Zarówno blurp, jak i rozmaite recenzje mówią o „narodowej psychoanalizie” i kwestii tego, jak najnowsza historia Ukrainy wpływa na poszczególne historie ludzkie. Ludzie wzrastający pod wpływem Imperium po prostu musieli być pokopani, stąd samczość Mykoły i wszelkie wyboje w jego relacji z Oksaną. Bohaterka zdecydowała się na związek z nim właśnie dlatego, że nie był „człowiekiem radzieckim”, tylko Ukraińcem-inteligentem, z którym prędzej mogła znaleźć wspólny język, nie istniała nawet ukraińsko-rosyjska bariera lingwistyczna, ale on też już był zatruty postsowiecką mentalnością, amplifikującą jego samczość. Jednak przez większość powieści refleksje o ukraińskim charakterze narodowym pojawiają się podskórnie, mimochodem, i dopiero na kilkunastu ostatnich stronach, w których bohaterka wspomina swoje dzieciństwo i młodość jako córki dysydenta, w pełni wychodzą na powierzchnię.

Cytat: „Czy można w ogóle zrozumieć ludzi, którzy myślą o swoim organie płciowym w trzeciej osobie?”

 

10. Paweł Smoleński, Szcze ne wmerła i nie umrze.
Rozmowa z Jurijem Andruchowyczem, Wołowiec 2014

Andruchowycz to pierwsze nazwisko, które przychodzi mi do głowy na hasło „pisarz ukraiński”. Oprócz prozy literat z Iwano-Frankowska zajmuje się poezją – z Ołeksandrem Irwańcem i Wiktorem Neborakiem współtworzył sławetną grupę poetycką Bu-Ba-Bu. Miał też epizod jazzowy, a raczej jassowy, występując z saksofonistą Mikołajem Trzaską i innymi polskimi muzykami formację Andruchoid.

Zeszłego roku zaopatrzyłem się w parę pozycji tworzonych lub współtworzonych przez Andruchowycza. Ze względu na rozwój bieżącej sytuacji, jako pierwszą chyciłem książkę dotyczącą spraw najnowszych. Zmarły przed kilku dniami Paweł Smoleński, publicysta związany z „Gazetą Wyborczą”, reportażysta i dobry znajomy Andruchowycza, przeprowadził z nim długą rozmowę o Euromajdanie, Ukrainie i całej reszcie. Książka ukazała się na jesieni 2014, w pierwszą rocznicę protestów, które doprowadziły do obalenia skorumpowanego reżimu Wiktora Janukowycza.

Niektórzy – czasem inspirowani przez wiadomo kogo, a czasem powtarzając bezrefleksyjnie po tych pierwszych z braku wiarygodnych danych – mówią, że Euromajdan był przewrotem inspirowanym przez CIA. Jak było naprawdę? Kilkoro z nas jest jeszcze dość starych, żeby pamiętać. 21 listopada Janukowycz ogłosił, że wbrew temu, co było dogadane, nie podpisze umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Wywołało to protesty młodzieży na Placu Niepodległości w Kijowie. Wobec braku reakcji wiece stawały się z dnia na dzień coraz słabsze i byłyby w końcu umarły śmiercią naturalną, gdyby „jenakijewskij wor” nie postanowił nagle wysłać milicji na demonstrantów. Po brutalnym spałowaniu młodzieży naród coś trafiło i rozpoczął się ludowy zryw, kolejna realizacja hasła Mychajło Chwylowego: „Jak najdalej od Moskwy!” Im bardziej brutalne środki stosowali ludzie prezydenta, tym bardziej zdeterminowani i wściekli stawali się Ukraińcy.

Andruchowycz był w tym czasie na Polsce, gdzie odbywał trasę koncertową z zespołem Karbido. Na wieść o zamieszkach wrócił do kraju i przez jakiś czas znajdował się w centrum wydarzeń, osobiście biorąc udział w protestach albo otrzymując wiadomości od znajomych, którzy tam byli. Obowiązki zawodowe zmusiły go do wyjazdu bezpośrednio przed tym, jak milicja zaczęła zabijać ludzi, ale wkrótce wrócił.

Pierwsza część rozmowy dotyczy Euromajdanu jako takiego i udziału Andruchowycza w wydarzeniach. W drugiej Smoleński namawia pisarza na refleksje dotyczące Ukrainy ogólnie: o różnicy między wschodem a zachodem, o stosunku do Donbasu, o tym, jak to właściwie było z tym separatyzmem, o Banderze… Wspomina Leonida Kuczmę i jego próby lawirowania między Zachodem a Rosją, zakończone po morderstwie Gieorgija Gongadze, kiedy przed prezydentem zamknął się kierunek zachodni. Andruchowycz nie owija w bawełnę, wali na odlew, mówiąc o betonowym Janukowyczu i jego zausznikach (minister kultury Tabacznyk „przysięgałby, że Ukraińcy pochodzą od żyrafy, gdyby w ten sposób mógł się podlizać Janukowyczowi i Rosji”). Nie oszczędza też Zachodu, który nie rozumie Ukrainy i łapie się na rosyjską propagandę o neonazistach. Widać co prawda jego uprzedzenia do mieszkańców Donbasu jako postsowieckiej ciemnej masy,pozbawionej wyższych aspiracji i celowo utrzymywanej w nędzy przez rządzących tam gangsterów. Jego krytyka nie omija Wiktora Juszczenki, który w czasie rewolucji 2004 symbolizował nową nadzieję i nową jakość, a jako prezydent okazał się megalomanem o wąskich horyzontach i sam wreszcie doprowadził do powrotu Janukowycza do władzy. Kiedy zaś „jenakijewski wor” stanął na czele nawy państwowej, droga dla donieckich kleptokratów i bandytyzmów stanęła otworem. Z perspektywy niemal dekady. można tu się dopatrywać pewnych analogii z naszym krajem, choć u nas nie przybrało to skali tak ekstremalnej.

Trzecia część książki poświęcona jest Rosji. Andruchowycz przebywał tam w 1989 na stypendium moskiewskiego Instytutu Literatury im. Maksyma Gorkiego. Paradoksalnie, w tym monstrualnym mieście-molochu on i inni pisarze ukraińscy mogli liczyć na bardziej liberalną atmosferę niż w rządzonym żelazną ręką przez miejscowych aparatczyków Kijowie. Jednak ile rosyjsko-radzieckiego syfu się tam naoglądał i ile słyszał wielkoruskiego szowinizmu nawet od inteligentnych ludzi – to jego. Pisarz nie ma wątpliwości, że Rosjanom nie przeszkadza zamordystyczna władza, wręcz przeciwnie: „możemy żyć w biedzie, byleby się nas bali”. Wspomina Andrieja Makarewicza, lidera zespołu Maszyna Wriemieni, który już w 2014 występował na wiecu przeciw atakowi na Ukrainę i z dnia na dzień stał się wrogiem publicznym – żodyn nie kiwnął palcem w jego obronie. Dziś Makarewicz jest w Rosji uznany za „agenta obcego wpływu”, a równocześnie zajmuje pierwsze miejsce na „białej liście” zagranicznych artystów sprzyjających wolnej Ukrainie.

Rozmowa odbywała się w czerwcu 2014, kiedy jeszcze było bardzo niepewne, co teraz z Ukrainą. Trwała już wojna pograniczna. W toku rozmowy Andruchowycz zastanawia się, jak będzie wyglądać dialog polsko-ukraiński o zbrodni wołyńskiej na kolejną okrągłą rocznicę, w roku 2023, skoro z dekady na dekadę jest coraz ostrzej. Stawia też diagnozę, która się na szczęście nie sprawdziła: „Gdyby, co nie daj Boże, doszło do otwartej wojny, nie wytrzymamy ich agresji”. I zaraz potem dodaje słusznie: „Ale zjeść czterdziestomilionowy naród to nie takie proste. Nawet Putin może się udławić”. I oby co prędzej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz