W
lipcu przytrafił się wyjazd na Warmię i Mazury. Dlatego wróciłem do tematyki
Zakonu Marii (ale nie tego od Kalibra 44), a potem zostałem jeszcze nad
jeziorami.
13. Paweł Pizuński, Poczet wielkich mistrzów
krzyżackich,
Skarszewy, bd. (zapewne przed 1999)
Z
dyrektorów Zakonu Krzyżackiego najbardziej jest u nas znany Ulryk z Jungingenu,
chociaż główna jego zasługa była taka, że dał się zabić pod Grunwaldem. Paweł
Pizuński postanowił usystematyzować nieco wiedzę o wielkich mistrzach i gdzieś
w latach 90. wysmażył leksykon.
Książka składa się z krótkich notek
biograficznych, potraktowanych w sposób popularnonaukowy, czyli bez
ścisłego uźródłowienia. Bibliografia (co prawda „wybrana”) wymienia kilka
pozycji, głównie niemieckich z XX i końca XIX wieku. Zaczyna się od pierwszego hochmajstra
z czasów palestyńskich, Henryka Walpota, a kończy oczywiście na księciu
Albrechcie Hohenzollernie, siostrzeńcu Zygmunta Starego. Po drodze pojawiają
się tak znane postacie jak Hermann von Salza, który uczynił z Krzyżaków liczącą
się siłę, dwaj von Feuchtwangenowie, za których sprawą Zakon przeniósł główną
siedzibę do Prus, Konrad von Wallenrod, odmienny od wizerunku zaprezentowanego
przez Mickiewicza, bracia von Jungingen czy też zbawca Zakonu po klęsce
grunwaldzkiej, Henryk von Plauen.
Są
też jednak mistrzowie mniej znani, tacy jak XIII-wieczny malwersant Gerhard von
Malberg albo nieco późniejszy Günther von Wüllersleben, o którego istnieniu
nauka dowiedziała się dopiero w XIX wieku. Zdarzały się nawet przypadki
uzurpacji urzędu, jak Gotfryd von Hohenlohe. Funkcja wielkiego mistrza nie
zawsze była dożywotnia: całkiem często zdarzały się przypadki rezygnacji.
Śmiercią gwałtowną, oprócz Ulryka pod Grunwaldem, zginął Werner von Orseln
(zadźgany przez współbrata), a także, być może, Paweł von Russdorf. Von Plauen
tak natomiast dopiekł braciom swoimi tyrańskimi skłonnościami, że siłą zmusili
go do ustąpienia. Najdłużej wielkimi mistrzami byli von Salza i Winrych von
Kniprode – każdy po 29 lat. Pochodzenie z terenów Rzeszy rozkładało się rozmaicie,
żaden wielki mistrz nie urodził się w Prusiech, ale ze dwóch było Szwajcarami.
Czyta się toto całkiem lekko, może w
zasadzie służyć za bryk z historii Zakonu. Widać jednak, że książka została
wydana własnym sumptem. Chociaż korektą zajął się bliżej nieokreślony „zespół
redakcyjny”, to przydałoby się jej więcej, gdzieniegdzie trafiają się błędy i
literówki typu „Jaćwierz”. Za ikonografię służą portrety wielkich mistrzów,
głównie w postaci drzeworytów z książek wydanych odpowiednio w 1684 i 1720 r.,
ale są też zdjęcia np. nagrobków, posągów czy fresków z Malborka.
Sekularyzacja
Prus nie oznaczała końca Zakonu Marii Panny Domu Niemieckiego – istnieje on do
dzisiaj, choć już dawno nie ma charakteru rycerskiego, a wielcy mistrzowie
rezydują we Widniu. Krzyżacy przestali jednak być liczącą się siłą polityczną
dysponującą własnym państwem, a już w ogóle nie wpływali na historię Polski i
okolic, więc późniejsze ich dzieje nie interesują autora.
14. Andrzej Rzempołuch, Lidzbark Warmiński,
Warszawa 1989 (z serii Barbakan)
Kolejna
– po omawianym dawniej Malborku – książka z serii poświęconej ważnym
zabytkom polskim. Czytania jest tu zaledwie na 56 stron (plus streszczenia w
kilku językach), ale do tego drugie tyle ilustracji, głównie czarno-białych.
Na tekst składa się krótki zarys
historii Lidzbarku W., lokowanego na prawie chełmińskim przez biskupa
warmińskiego Eberharda z Nysy na początku XIV wieku – jednakże standardową
siatkę ulic trzeba było dostosować do warunków terenowych. Co ciekawe,
pierwszymi mieszkańcami Lidzbarka byli osadnicy z Dolnego Śląska! Jako siedziba
biskupów warmińskich, miasto należało do najważniejszych ośrodków kulturalnych
w Prusiech; urzędowali tu m.in. Łukasz Watzenrode (z siostrzeńcami
Kopernikami), Jan Dantyszek, Stanisław Hozjusz, Marcin Kromer czy ostatni z
polskich biskupów warmińskich przed zaborami (i jeszcze na ich początku) –
Ignacy Krasicki. Rys historyczny omawia też jednak zmiany architektoniczne w
mieście za Niemca oraz prace konserwacyjne po II wojnie światowej.
Największy rozdział to oczywiście
omówienie gotyckiego zamku biskupiego w widłach Łyny i Symsarny – jego
architektury, zmian na przestrzeni dziejów oraz wystroju. Trochę miejsca
poświęcono też oranżerii (dziś po drugiej stronie szosy), a także
najważniejszym zabytkom w samym mieście, takim jak kościół farny św. Piotra,
Pawła i Michała Archanioła, kościół na Pilniku, kościół ewangelicki pełniący
dziś funkcję cerkwi czy zachowane fragmenty murów obronnych (poza Pilnikiem
wszystkie widziałem na własne oczy). Autor poświęcił też parę słów artystom
działającym w Lidzbarku od XV do XVIII w.
Ilustracji
jest ponad 70, z czego większość przypada na zamek. Są to zarówno fotografie
stanu rezydencji w latach 80., jak i reprodukcje dawnych wizerunków. Należy
dodać, że od czasu wydania sporo się zmieniło i dziś można podziwiać częściowo
odrestaurowane freski na krużgankach I piętra, których na zdjęciach w książce
jeszcze nie ma.
Fanów
nieco nowszych zabytków zainteresuje zdjęcie ul. Ratuszowej z ówczesnymi
szyldami. Wtedy, od lewej do prawej, widać było kawałek ratusza, bibliotekę,
Miejski Dom Towarowy, lokal o nieokreślonym przeznaczeniu, sklep obuwniczy i
sklep AGD. Na Google Street View można jeszcze zobaczyć stan z 2013 – od
biblioteki w prawo znajdują się: sklep odzieżowo-sportowy, obuwniczy, odzieżowy
i księgarnia. W roku 2024 były to: pusty lokal, usługi krawieckie, laboratorium
medyczne i w dalszym ciągu księgarnia (służąca zarazem jako sklep papierniczy,
zabawkarski i z wyposażeniem dla plastyków).
15. Paweł Pizuński, Krzyżacy od A do Z, Skarszewy
1999
Przebywając
na terenie dawnego państwa zakonnego, przeczytałem jeszcze drugą książkę P. Pizuńskiego.
Jak się łatwo domyślić, jest to leksykon przedstawiający alfabetycznie
najważniejsze kwestie związane z Krzyżakami – nie tylko od A do Z, ale nawet do
Ż jak Żmudź.
Podobnie jak Poczet wielkich
mistrzów, książka może służyć jako podręczne kompendium na temat Krzyżaców.
Tu również wymienieni zostali wszyscy wielcy mistrzowie Zakonu, ale też szereg
innych dostojników i innych postaci ważnych w jego historii, nie wyłączając
biskupów, w tym warmińskich. Co się zaś tyczy zamków krzyżackich, to chyba
każdy z nich dostał po haśle – kiedy powstał, jakie były jego losy i struktura,
co się z nim później stało. Kwidzyna i Lidzbarka nie ma, bo to były zamki
biskupie, nie zakonne.
Prócz tego leksykon wyjaśnia
poszczególne urzędy, jednostki administracyjne, ważniejsze wydarzenia itp. Mowa
o stosowanej broni, walucie państwa krzyżackiego i dokumentach
stanowiących podstawę funkcjonowania Zakonu. Do tego dochodzą różne grupy
personelu – samych braci-rycerzy było stosunkowo niewielu, ale wokół nich
kręcili się różni półbracia, sarianci, rozmaici służebni, wojska zaciężne,
rycerstwo i Prusowie zobowiązani do służby wojskowej w zamian za posiadanie ziemi…
Istniały nawet siostry krzyżackie, ale nie w Prusiech i ogólnie mało o nich
wiadomo. Poświęcono też kilka haseł Prusom, ich plemionom, a nawet paru
głośniejszym przywódcom, takim jak Skumand czy Herkus Monte. Stosunkowo
zdawkowo natomiast potraktowani zostali satelici Krzyżaców – kawalerowie mieczowi
i bracia dobrzyńscy.
Tekst urozmaica trochę ilustracji –
m.in. ryciny i zdjęcia zamków albo reprodukcje pieczęci poszczególnych
konwentów i dostojników. Natomiast co do korekty, to mogłaby być lepsza. Kurlandzkie
miasto Mitawa funkcjonuje np. jako „Miława”. Pod literą „Ł” widzę zagadkowe
hasło „łałmy”, z odniesieniem do hasła „Natangia”. Sprawdzam więc pod „N”, cóż
to były te łałmy, i okazuje się, że były to boginki czczone przez Natangów,
jednak nie „łałmy”, lecz – „łaumy”. Ojciec Dużego Witolda, wielki książę
Kiejstut, występuje zaś w całym leksykonie konsekwentnie jako „Kiejstrut”. Kiej
się ta korekta czymś struła…
16. Zbigniew Nienacki, Nowe przygody Pana
Samochodzika, Olsztyn-Białystok 1982
Skoro
już zaniosło mnie na Mazury, postanowiłem sięgnąć po kolejną książkę z
popularnej serii Zbigniewa Nienackiego.
Tym
razem Tomasza N. Samochodzika spotykamy w gospodzie ludowej nad Jeziorakiem. Na
naprawę promu czeka tam wiele spośród ważniejszych dramatis personae, które
będą nam towarzyszyć w ciągu dalszej akcji. Dopiero w drugim rozdziale
dowiadujemy się z retrospekcji, że główny bohater przyjechał na Mazury, aby
odnaleźć hitlerowską ciężarówkę ze zrabowanymi zbiorami jednego z muzeów, która
pod koniec wojny utonęła gdzieś w jeziorze. Wiadomo, że skarbu poszukuje już
podejrzany osobnik z blizną, ale nieznane jest choćby przybliżone jego
położenie, dlatego pan Tomasz pracuje sam, w ramach urlopu.
A
raczej próbuje pracować, ponieważ przez 90% książki jego uwagę nieustannie absorbują
inne sprawy. Należy do nich w pierwszym rzędzie Czarny Franek i jego banda
chuliganów, rozbisurmaniający się w tak pięknych okolicznościach przyrody.
Wojnę podjazdową toczy z nimi niejaki Kapitan Nemo, tajemniczy wigiliant na
szybkiej łodzi. Jest też nadęty „książę spinningu” Wacek Krawacik, który już by
zdobył złoty medal wędkarski, ale ktoś mu ukradł zdobytą wielkim kosztem mapę
najlepszych łowisk. Oprócz tego Pan Samochodzik poznaje oczywiście intrygującą
pannę oraz skazany jest na uciążliwe towarzystwo zarozumiałego, acz
nieskutecznego wędkarza, pana Anatola. W ciągu akcji pojawia się znany z
pierwszych trzech powieści w serii harcerz Wilhelm Tell – teraz już drużynowy –
oraz jego podwładny Baśka, który potem wystąpi w Zagadkach Fromborka.
Cokolwiek
by mówić o poglądach politycznych Nienackiego, o wizerunku postaci kobiecych czy
o tym, że jak na kogoś, kto postawił sobie za cel edukować poprzez rozrywkę,
jego książki zawierają coś dużo błędów rzeczowych – to ewokować wakacyjną
atmosferę on potrafił. Te noce w namiocie, żegluga po jeziorach, łowienie ryb, czajenie
się w krzakach… Błędów rzeczowych udało mu się uniknąć dzięki temu, że tym
razem pan Tomasz nie szwenda się po zabytkach, tylko na łonie przyrody. Gdzieś
tam w tle pojawia się Jerzwałd, wieś, w której mieszkał sam Nienacki (i którą
potem osobliwie sportretował jako Skiroławki).
Z
dzisiejszej perspektywy może uderzać, że co prawda zostawianie w lesie pustych
puszek po konserwach uważa się za kompletny brak szacunku do przyrody, ale za
właściwe uchodzi ich zakopywanie. Osobliwe jest też narzekanie napotkanego
milicjanta, że turystom przybywającym nad jezioro nie chce się meldować na
pobyt czasowy – jednakże sam autor, jak i jego bohater, był legalistą i lojalistą
PRL, więc nie ma się co dziwić. Milicjanci są zresztą uprzejmi, akuratni i wygłaszają
pogadanki. Skłonności dydaktyczne ma sam Tomasz – swoją drogą ormowiec – przez
co zostaje ochrzczony przezwiskiem „Pan Samoględzik”.
Jeśli chodzi o pannę, to tym razem ma na imię Marta, ma też warkocz i dopiero co zdała na studia. Między nią a Tomaszem nie dochodzi do żadnych kroków romansowych poza flirtoidalnym przekomarzaniem się. Druga ważniejsza postać żeńska to ruda Bronka, członkini bandy, wobec której Pan S. ma okazję użyć talentów dydaktycznych. Płeć feminalną reprezentuje poza tym Edyta, narzeczona Wacka - w zasadzie mogłoby jej nie być, bo nie wnosi zgoła nic do fabuły, tylko się opala na pokładzie jachtu (gdyby to był film, mogłaby przynajmniej robić za fanserwis), oraz jeszcze słabiej zarysowane żony pana Anatola i jego kolegi, pana Kazia, który sam przez większość książki stanowi li tylko tło dla Anatola.
Po raz pierwszy powieść wydana została w 1970 r., ale ja korzystałem z wydania z 1982 r., w ramach serii w opracowaniu graficznym Szymona Kobylińskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz