Heringsbudy |
Do mojego miasta włok przyjechał o
czasie. Jednakże we Chrocławiu (ok. 11:40) podano komunikat, że podróżni jadący
do Środy i Legnicy winni się przesiąść w pociąg Kolei Dolnośląskich.
Przyprawiło mnie to o niejaką frustrację, zwłaszcza że w zasięgu wzroku nie
było nikogo, kto by mógł udzielić jakich informacji. W końcu załapano się na
przyspieszony do Lubina (nie mylić z Lublinem!) o 12:29 i byliśmy na miejscu z
zaledwie półtoragodzinnym opóźnieniem. Można było podziękować stojącemu przy
wejściu do dworca krasnalowi KaDecikowi.
Sam dworzec nie jest ani bardzo duży, ani specjalnie nowoczesny, ale ściany wyłożone żółtymi i zielonymi kafelkami mają urok. Przed wejściem, oprócz krasnala, można zobaczyć tablicę pamiątkową z 1946, na której nazwa miasta widnieje jeszcze w formie „Lignica”.
Hotel znajdował się, na szczęście, tuż obok dworca, ale musieliśmy jeszcze poczekać w restauracji na rozpoczęcie o 14 doby hotelowej. Pokój był przyzwoity, widywałem lepsze, ale i widywałem gorsze. Największy mankament stanowiły lampki nocne zamontowane w ścianie na absurdalnie dużej wysokości, praktycznie uniemożliwiające lekturę.
Meduza pod sufitem |
Restauracja połączona jest z
browarem, więc w sali jadalnej znajdują się miedziane kadzie warzelne, których
nie należy dotykać, bo gorące. Śniadania podawano w formie szewskiego stołu,
ale skromniejszego niż zazwyczaj: musli nie było w ogóle, a jajka dopiero od
trzeciego dnia (fakt, że w długi weekend hotel miał prombel z łańcuchami
dostaw). Poza tym nie było automatu z herbatą czy kawą, tylko należało prosić
obsługę o zagotowanie wody. Goście mogą przyjechać ze zwierzętami: za naszego
pobytu do restauracji przyszły biała suczka i szary rasowy kiziak. Tego
ostatniego dziewczynka nosiła na głowie i nie sprawiał wrażenia, jakby miał coś
przeciwko temu.
Miedziane kobiety Marka Tomasika na klatce w Muzeum Miedzy |
W pokojowym telewizorze można
zobaczyć m.in. kanały lokalne z Bolesławca i Zgorzelca oraz dwa programy discopolowe
– Polo TV i Szlagier TV. Ten drugi miał się chyba koncentrować na
pseudofolkowej odmianie stylu – co oznaczało głównie klimata góralskie czy
romskie – ale podział nie był zbyt ostry, bo góroli widziałem też na pierwszym
kanale, a ogólnopolskie desko polo – na drugim. Za to w jadalni któregoś dnia
rano z głośników leciało Whole Lotta Love i Gimme All Your Lovin’,
potem Crash Test Dummies i jeszcze coś, ale po jakimś czasie też zmienili na
disco.
W Legnicy zwiedzaliśmy najogólniej
historyczne centrum, zamknięte w pierścieniu ulic
Libana-Witelona-Skarbka-Dziennikarska-Piastowska-Pocztowa. Z dawnych murów
miejskich pozostały zasadniczo dwie wieże: Bramy Głogowskiej (z informacją
turystyczną) i Bramy Chojnowskiej. Nie są jednak najwyższymi budowlami w
mieście, bo przewyższa je choćby maszt Poczty Polskiej, a już przede wszystkim
komin huty.
Wieża Bramy Głogowskiej |
Do ważnych punktów starego miasta
należy Zamek Piastowski – o rodowodzie jeszcze XII-wiecznym, ale wielokrotnie
przebudowywany. Po zniszczeniach wojennych stał i niszczał, aż postanowiono go
wyremontować i urządzić w środku placówki oświatowe, m.in. Zespół Szkół
Muzycznych. Znajduje się tam też oddział Muzeum Miedzi, przeznaczony do
zwiedzania z przewodniczką. Pawilon na środku dziedzińca kryje ruiny kaplicy św.
Benedykta i Wawrzyńca.
Z zewnątrz i z wewnątrz |
Do zwiedzania udostępniono obie zachowane wieże zamkowe, choć nie jest to atrakcja dla wszystkich – dużo łażenia i stromo. Wieżę św. Jadwigi pokonuje się tylko do około połowy, w dodatku nie można stamtąd podziwiać widoków, bo szyby są z nieprzezroczystego szkła. Za to można podziwiać – słabo zachowane, ale zawszeć – freski przedstawiające wzory cnót rycerskich, jak król Artur, Karol Wielki, Gotfryd z Bulionu czy Juda Machabeusz.
Co innego z Wieżą Św. Piotra, wyremontowaną i udostępnioną dla zwiedzających dopiero parę lat temu. Wejście jest bardzo wysokie i strome, ale przewodniczka zarządza co jakiś czas postoje w pomieszczeniach po drodze.
Z tarasu na szczycie rozciąga się monumentalny
widok na Legnicę i okolicę. Doskonale widać z bliska katedrę, Galerię
Piastowską, luksusowy hotel, a dalej także komin huty i bloki na Zakaczawiu.
Architektura miejska – jak to na Ziemiach Wyzyskanych: dużo ładnych architektonicznie, ale zaniedbanych budynków popruskich. Sporo eklektycznych i klasycyzujących kamienic, trochę secesji, gdzieniegdzie – jak we Wrocku, ale na mniejszą skalę – betonowe klocki w miejscu budynków zburzonych w czasie wojny. Gdzieniegdzie też trafia się na przykłady postmodernizmu.
Gotycka katedra św. Piotra i Pawła jest jednym z budynków najbardziej rzucających się w oczy. Pomiędzy nią a ul. Witelona rozciąga się Plac Słowiański (jak to zwykle bywa na Ziemiach Wyzyskanych), czyli typowa nowoczesna wybetonowana płaszczatka, do której przylegają modernistyczny urząd powiatowy, zwyczajny blok mieszkalny, neogotycki gmach Banku Spółdzielczego z podcieniami oraz pudełkowata kamienica mieszcząca Wydział Oświaty. Jest też neorenesansowy Nowy Ratusz o czterech skrzydłach: przy katedrze mieści się Urząd Miasta, a z drugiej strony, od Witelona, wprowadzili się strażacy, których komenda obejmuje jeszcze parę innych budynków.
Od katedry zaczyna się legnicki
Rynek. Jest on podłużny niczym wrocławski, tyle że sporo mniejszy. Podobnie jak
w Breslau, środkiem biegnie blok zabytkowych budynków, w tym barokowy ratusz,
i wyjątkowo spektakularny Wachtelkorb, czyli dom Pod Przepiórczym Koszem z
ogromnym zgrafitem, oraz wąskie kamieniczki z podcieniami, zwane Śledziówkami
lub Heringsbudami, z których jedną również zdobi zgrafito. Ponadto zwraca uwagę
nowoczesna mozaika przy bibliotece miejskiej.
Od strony katedry z rynkiem sąsiaduje zielony Plac Powstańców Wielkopolskich. Pod fontanną grywają uliczni muzycy, a opodal rozkładają się bukiniści. Plac przechodzi w ulicę NMP – reprezentacyjny deptak, przy którym mimo wszystko może się nagle trafić pusty, udeptany plac.
Przy tej ulicy stoi kamienica Scholza, na której można zobaczyć kolejne duże sgraffito z personifikacjami sztuk wyzwolonych. Perspektywę ulicy zamyka druga monumentalna świątynia w mieście – protestancki kościół Mariacki, też gotycki (pochodzenia XIV-wiecznego). Można wejść na wieżę, ale tym razem nie skorzystałem.
Jeżeli chodzi o pozostałe kościoły w centrum, to rzucają się w oczy jeszcze dwie duże sztuki: barokowy św. Chrzciciel w centrum i neogotycki św. Jacek na drugim brzegu Kaczawy.
Różne ozdoby fasadne |
Dla wielu atrakcją jest położona tuż obok Mariackiego świątynia konsumpcjonizmu, Galeria Piastów, ale ja w niej ciągle się gubię. Bardziej naturalne dla mnie środowisko to targ na Placu Warzywnym.
Goryl dolnośląski |
Próbowałem też dotrzeć do Księgarni Akademickiej, ale ona chyba znajdowała się na terenie Collegium Witelona, który był tego dnia zamknięty. Poza tym w mieście brak poważnych księgarni, jedynie Empik, Świat Książki, księgarnia diecezjalna i bukiniści.
Są za to biznesy z innych branż |
Spośród budynków zrujnowanych moją
uwagę zwrócił stary browar, a później także kino „Polonia”, w którym 5 maja
1945 odbył się pierwszy seans filmowy na Ziemiach Wyzyskanych. Po kilku
tygodniach od wycieczki ze zdumieniem zobaczyłem je w III sezonie Rojstu,
gdzie grało stary budynek hotelu w wątku osadzonym w latach 60.
Wytropiłem też zrujnowany portal strzeżony przez dwa pozłacane lwy, nad którym widnieje dumny, choć nieco ukruszony napis „Universitas in Liginicium 1526”. Jak się dowiedziałem, jest to gmach Wyższej Szkoły Meneldżerskiej, która została zawieszona w 2016, a jej rektorowi postawiono 77 zarzutów oszustwa.
Legnicki Hungwart |
Od centrum w kierunku południowym odbiega ulica Jaworzyńska. Prócz tego, że jest ważną arterią komunikacyjną, można tam znaleźć co nieco ciekawej arcytektury, jako to szkoła im. Zofii Kossak-Szczuckiej z lat trzydziestych (kiedy oczywiście nazywała się inaczej), z płaskorzeźbami uczniów w portalu i szachulcem na szczycie (a tak w ogóle szachulców ani muru pruskiego nie ma za dużo w centrum Legnicy). Nieopodal znajduje się cerkiew prawosławna Zmartwychwstania Pańskiego, urządzona w budynku całkiem zachodnioeuropejskim, który za Niemca służył ewangelikom. W mieście jest też cerkiew grekokatolicka, ale oddalona od centrum.
Odbijając w bok pomiędzy willami, napotykam Plac Orląt Lwowskich, gdzie stoi obeliks ku czci Henryka Pobożnego i św. Jadwigi Śląskiej, z cytatem z JP2. Tło dla niego stanowi potężny budynek kurii biskupiej, z frontonem ozdobionym twarzami faraonów, znakami zodiaku oraz czterema postaciami kobiecymi, z których jedna trzyma rakietę tenisową. Skąd taka blasfemia na budynku diecezjalnym? Ano, za Niemca była tu szkoła żeńska (liceum i gimnazjum).
Iga Radwańska |
Najważniejszą placówką muzealną w mieście jest Muzeum Miedzi. W głównym gmachu mieści się wystawa stała, obejmująca rozmaite wyroby miedziane (w tym wannę), historię wydobycia miedzi w regionie, a także przykłady miedziorytnictwa.
Niesłychane, Zygmunt III Taca |
Do tego dochodzą ekspozycje czasowe. Co roku muzeum wystawia prace związane z Festiwalem „Srebro”. Latoś były to dzieła Wydziału Biżuterii ASP w Łodzi (m.in. naszyjnik z piętki od chleba i zestaw naczyń z filcu) oraz czesko-słowacka biżuteria ery cyfrowej z Triennale Szkła i Biżuterii w Jabloncu – w tym medalion z dysku twardego czy naszyjniki z układów scalonych.
W osobnej sali pojawiło się malarstwo skaldynawskie z prywatnej kolekcji, a w korytarzu wisiały surrealistyczno-fantastyczne grafiki Jarosława Jaśnikowskiego. Była też wystawa poświęcona odnalezionemu niedawno skarbowi srebrnemu z Czarnkowa. Na pamiątkę zanabyłem album Ha-Gi za 5 zł.
"To òznôczô Kaszëba" |
Co miała Ha-Ga (Anna Gosławska-Lipińska) wspólnego z Legnicą? Tego nie wiem, dotarłem jedynie do informacji, że zdarzało jej się przebywać w Jeleniej Górze. W Legnicy jednak odbywa się Satyrykon – festiwal rysunku satyrycznego i w ogóle satyry, a to właśnie jego organizatorzy, razem z córką Ha-Gi, przygotowali wspomniany album. Maskotką imprezy jest „satyrykonowy chłopaczek” Filip w błazeńskiej czapce. Rzeźba stoi przy ul. NMP i pilnuje galerii sławy Satyrykonu: szeregu metalowych płyt chodnikowych upamiętniających polskich satyryków, takich jak Czeczot, Lipiński, Maria Czubaszek czy Stefania Grodzieńska.
Tuż za rogiem od Muzeum Miedzy mieści się Akademia Rycerska, gmach zbudowany przez Józefa I dla kształcenia szlacheckiej młodzieży śląskiej. Do jej absolwentów należał Andrzej Zamoyski z KEN. Obecnie różne skrzydła budynku zajmują rozmaite instytucje – jakieś szkoły, wydziały Urzędu Miasta… Na dziedzińcu stoi lew-pomnik legniczan poległych w I wojnie światowej. W Akademii mieści się także oddział Muzeum Miedzi przeznaczony na wystawy czasowe. Tym razem wystawiano tam intrygujące rzeźby, które, ze spatynowanej miedzi i nie tylko, wywajała Katarzyna Bułka-Matłacz.
"...bo na imię mam Młynek, a nazwisko Kawowy" |
Oddaliwszy się trochę od centrum, po
drugiej stronie ul. Witelona znalazłem bardzo rozległy park miejski. Główna biegnąca
przez niego droga, Aleja Orła Białego, ciągnie się aż do Kaczawy, gdzie ludzie
kąpią owczarki niemieckie. Po drodze można napotkać różne rzeźby, pawilony,
pergolę, a także stadion Miedzi Legnica.
Na jednym końcu parku (przy centrum) mieści się Kozi Staw z wyspą, z drugiego (nad Kaczawą) – nieduży ogród francuski ze stawem oraz muszla koncertowa. Mniej więcej pośrodku urządzony został ogród angielski, stąd zapewne nazwa „Polana Angielska”.
W tych dniach trwały obchody majówki miejskiej, w parku było więc pełno ludzi korzystających z takich atrakcji jak foodtrucki, stragany, konie i wielbłądy. Koło rzeki przedstawiciele Legnickiej Akademii Shaolin uczyli ludzi skakać na trampolinie z fikołkiem w powietrzu. Na Polanie Angielskiej stała scena, jakieś młode panny śpiewały przeboje Bajmu itp., a po nich występowali lokalni raperzy.
Wieczorem 3 maja, na finał imprezy, miała śpiewać Sylwia Grzeszczak, ale z powodów zdrowotnych nie dojechała i na jej miejsce zaangażowali Ewę Farną. Wybierałem się, ale zrezygnowałem, bo już miałem w nogach dużo kilometrów.
Henryk Bezbożny |
Odbijając w bok od Alei Orła
Białego, można dojść w rejon intrygujących willi i kamienic, a stamtąd –
nad Kaczawę w bardziej górnym biegu, w rejonie kościoła św. Jacka.
Idąc bulwarami w obie strony pomiędzy dwoma mostami, sfotografowałem żółtą willę Bolko von Richthofena. Nie chodzi o brata Czerwonego Barona ani o jego kuzyna archeologa, tylko o jeszcze innego hrabiego Bolka, miejscowego potentata. W willi mieści się dziś ośrodek pomocy psychopedagogicznej. Obok stoi niewielki kościółek, ufundowany przez Richthofena dla potrzeb Kościoła Apostolskiego, a dziś użytkowany przez zielonoświątkowców.
Jeśli chodzi o rzeźby w mieście, to w parku niedaleko dworca stoją postaci z deka postsocrealistyczne: hutnik, żniwiarz, włókniarka i kobieta z dzieckiem, co do której nie znalazłem informacji. Z nowszych zwraca uwagę seria Edwarda Mirowskiego „Dzieci Legnicy” w czapkach z gazety – Julek przy katedrze, Edek na Zakaczawiu i Florek przy nowoczesnym budynku. W różnych miejscach można też zobaczyć rzeźby bardziej abstrakcyjne, a pod murami zamkowymi – dużą pacynę mającą zapewne symbolizować rycerzy Henryka Pobożnego.
Entuzjastom historii Legnica kojarzy się z bitwą, w której Mongolczycy tak rozwalcowali wojska chrześcijańskie, że książę Henryk II Pobożny zupełnie stracił głowę. Do bitwy doszło jednak nie pod samym miastem, tylko… nie wiadomo dokładnie gdzie. Naukowcy wysuwają rozmaite teorie, a grupa zapaleńców grasuje po okolicy z wykrywaczami metalu, poprzysiągłszy, że nie spoczną, dopóki nie odnajdą pola bitwy. Na razie – w 2018 – znaleźli przy okazji skarb srebrnych monet z X wieku, w tym bawarskich, arabskich i perskich.
Wiadomo w każdym razie, że bitwa nie odbyła się na terenie dzisiejszej wsi Legnickie Pole, jakieś 10 km od miasta – bo wieś położona jest na wzgórzu, więc co najwyżej Mongołowie mogli tam po bitwie rozbić obóz. Jednak to właśnie w Legnickim Polu znajduje się Muzeum Bitwy Legnickiej. Dojeżdża tam z miasta autobus, ale w niedziele i święta dość rzadko, więc jeśli się nie chce czekać kilku godzin na kurs powrotny, to trzeba odłożyć trochę groszy na taksówkę (w takich sytuacjach z całą dobitnością rozumie się sens przysłowia „czas to pieniądz”). Uwaga: bilet autobusowy powinien być podmiejski (II strefa). Nie zaleca się kupować w kebabie na dworcu, bo tam mają tylko normalne, a ekspedientki nie obchodzi, jakie są w mieście bilety. Są też prywatne busy, lecz nie korzystałem.
Muzeum mieści się w romańskim kościółku, niegdyś użytkowanym przez benedyktynów, a gdy później wybudowali sobie po drugiej stronie ulicy klasztor – przez protestantów. W jednej dużej sali mieści się trochę eksponatów fizycznych, jako to mongolski łuk (replika) i strzały prosto z Mongolii, autentyczne średniowieczne bełty, płyty nagrobne z okolicy czy replika wrocławskiej płaskorzeźby nagrobnej Henryka Pobożnego. Jest też sporo tablic i ekranów. Pani przewodniczka pokazuje prezentację multimedialną i sama też dość zajmująco opowiada.
Można poza tym wejść na wieżę kościelną, skąd rozciąga się malowniczy widok na Gminny Ośrodek Kultury i sklep mięsny.
Po zwiedzeniu ekspozycji obszedłem muzeum naokoło, podziwiając rzeźby drewniane i resztki pomnika poległych w I wojnie światowej. Uwaga: w muzeum nie ma toalety. Przewodniczka odsyła do cukierni, ale tam również jej nie ma.
Co się tyczy bazyliki św. Jadwigi - oczywiście Śląskiej, żony Henryka Brodatego i matki Pobożnego, nie mylić z królową - to jest ona utrzymana w stylu
barokowym, z ciekawymi malowidłami i rzeźbami. Najbardziej podobali mi się
Turek i Kozak podtrzymujący łuk głównego portalu.
Ogólnie rzecz biorąc, kolejny wyjazd na terytoria dawnych Prus był pouczający. Mam już na koncie 29 z 49 miast wojewódzkich dawnego podziału administracyjnego.
"Oszczędzaj w PKP" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz