poniedziałek, 29 grudnia 2014

Lord of tha Parzynczewo, czyli Tajemna Historia Polaków



Lubie se czasem zajrzeć na forum Historycy.org. Można tam nie tylko znacząco pogłębić wiedzę historyczną, ale także zostać kibicem albo uczestnikiem sążnistych flejmów. Czasami zaś przytrafiają się prawdziwe kurioza. Dość rzadko, bo moderatorzy czuwają, starając się likwidować co większe odpały, a regulamin forum zabrania tworzenia tematów nieweryfikowalnych, dänikeńszczyzny, zabaw z paleoastronautyką i tym podobnych.

Czasem jednak coś się prześliźnie przez sito. Tym razem ktoś zamieścił – krytycznie – link do pewnej audycji na YouTube. Nagranie zostało niemal jednogłośnie obśmiane, wyłamał się jedynie miejscowy guru neosarmatyzmu. Wystarczył mi komentarz jednego z userów: „Blllluccchhha obśmiałem się jak norka w rui z borsukiem”, abym postanowił dać szansę dorobkowi niejakiego Pawła Szydłowskiego. Nie spodziewałem się jednak, że twórczość ta okaże się crackiem prawie tak mocnym, jak Saga o Katanie. Dziewczęta i chłopcy, this is what happens when you find history in the Alps.

DISCLAIMER: Sam autor w komentarzu pod jednym ze swoich filmów oświadcza, co następuje:
Ja nie zgłaszam żadnych praw autorskich. Chce żeby ludzie na podstawie tego co robie ja  zaczeli odkrywać naszą historię z własną interprettacją, lub nie. Traktuj mnie i moją twórczość jako kamyka który spowoduje lawinę wiedzy. 
No to jazda z tą „interprettacją”, a lawina kamyków niewątpliwie obruszy się nam na głowy. Tłustym drukiem podaję cytaty dosłowne.

Pan Szydłowski bazuje w Vancouver (tym kanadyjskim) i trzeba przyznać, że jego audycje to prawdziwy „wank-over” pod każdym względem. Interesuje go nie tylko historia Polski, ale także historia Żydów, demaskowanie spisków Kościoła Katolickiego oraz medycyna i dietetyka alternatywna, opierająca się głównie na diecie optymalnej, którą aniołowie, czyli UFO, przekazali Mojżeszowi. Mięcho ma być najlepsze na wszystko, jako że…
Nie jedzące cholesterolu duże zwierzeta trawożerne, mają słaby system nerwowy,są płochliwe, i łatwo wpadają w panikę, co wykorzystują inteligętliejsze i karkulujące chłodno swoje szanse mniejsze drapierzniki.

Tematami medyczno-biologicznymi się dalej nie zajmuję, bo są w internetach ludzie bardziej w tym oblatani i zdolni bez wysiłku rozobłoczyć koncepcję leczenia cukrzycy i AJC słoniną, za to skupię się na historii. Też alternatywnej, i to jeszcze jak.

Główną tezę p. Szydłowskiego można streścić następująco: Polska przez kilka tysięcy lat była prawdziwym mocarstwem, Demokratyczne, federacyjne imperium Polan istniało 3000 lat, aż dopóki niemiecki mnich Kazimierz, zwany niestety Odnowicielem, nie najechał państwa króla Masława w ramach serii watykańsko-niemieckich wypraw krzyżowych (dlaczego od razu nie „watykańsko-enerdowskich”?). a przy tym antyczna Lechia, czyli przedkatolicka Polska, była największym z państw celtyckich.

Przyszedł więc niemiecki Kościół i wyrównał, a współcześni historycy są albo głupcami, albo kłamcami, lub, co bardziej prawdopodobne, głupimi kłamcami, ewentualnie kłamliwymi głupcami. Naukowcy udają, że nie wiedzą o istnieniu starożytnego „Królestwa Lechitów”. Wygląda na to, że nie wiedzą jeszcze innych rzeczy. Dowiadujemy się bowiem, że uniwersytet istniał w Polsce już w XII w. i jego rektorem był nie kto inny, jak Wincenty Kadłubek! Tenże wrzucał do swej kroniki materię całkowicie legendarną, ale p. Szydłowski na krytyce źródeł się nie zna i mistrza Kadłubkowe rewelacje o wojnach Lechitów z Aleksandrem Wielkim i Juliuszem Cezarem bierze na poważnie.

Przebrnywanie przez twórczość p. Szydłowskiego nie jest łatwym zadaniem, głównie ze względu na jej monotonię. Ten sam pokój z tym samym oknem, ten sam mikrofon, ta sama łososiowa koszula w prążki, czasem tylko okulary inne. Narrację, często czytaną ze zbindowanych notatek albo czegoś w tym rodzaju, prowadzi jednostajnym tonem, jadąc w kółko na jednej i tej samej intonacji zdania, przepełnionej wyższością wobec odbiorcy. Niekiedy przechodzi ona w obrzydliwą manierę pogardy wobec „uniwersyteckich matołów, debili i głąbów” takich jak Jasienica, zazwyczaj połączoną z gestem stukania palcem w czoło.

Poza tym styl Szydłowskiego używany przez Szydłowskiego to styl powtórzeń, charakteryzujący się dużą ilością powtórzeń. Próbka w skali mikro:
Władca Parzęczewa był koronowany na króla Parzęczewa koroną Parzęczewa.

Chcecie więcej?
Przemysław założył Przemysław nad Wkrą, gdzie później królem Przemysława był Atylla, potomek Przemysława.
To zdanie jest tak piękne, że należałoby je wykuć w najszlachetniejszym fajansie i wywiesić na wieży Wawel w prastarym lechicko-celtycko-aryjsko-sarmacko-wendyjsko-słowiańsko-wandalickim mieście Krakowie.

Monotonię częściowo redukuje jest słuchanie samej fonii, gdy wzrok jest zajęty czym innym, jednak wtedy pomija się kapitalne wtręty ikonograficzne. Należy do nich sfotoszopowana mapa z angielskiego atlasu historycznego, gdzie większość Europy zajmuje granatowa plama z napisem LECHINA EMPIRE – jak wykazuje szybki gugiel, wyrażenie to występuje w internetach niemal wyłącznie na stronach związanych z wypocinami p. Szydłowskiego. I skąd taka dziwna forma „Lechina”, a nie „Lechite” czy chociaż „Lechian”? Być może ten, kto przerabiał mapkę, skopiował z innej mapy „CHINA” i dodał dwie litery. Niestety, ów myszthrz fotoszopa zapomniał usunąć z ramki legendę, odnoszącą się do terytoriów plemion barbarzyńskich, które pierwotnie były zaznaczone na terytoriach przerobionych przezeń na Cesarstwo Lechitów.
Nieco inna ikonografia. Podkreślenia moje.
  
Źródła absurdu

W przypadku badań historycznych zawsze należy zadawać sobie pytanie o bazę źródłową. O opracowania mniejsza, bo było dokładnie jedno – Polska Piastów Jasienicy, który uchodzi bardziej za publicystę niż historyka. Oto, skąd p. Szydłowski czerpał info o „przedkatolickiej” historii Polski, poczynając od V wieku p.n.e.:
Najstarsze kroniki są zawsze najlepsze, bo mają dostęp do źródeł, które później ulegają zniszczeniu w wojnach i na stosach inkwizycji. Najstarsze zachowane do dziś nieanonimowe kroniki polskie to kroniki biskupów: Kadłubka i Boguchwała, a także franciszkańska kronika Dzierzwy, wszystkie z XIII wieku.
African-American, please… Gdzie XIII wiek, a gdzie V przed Chr.? Powiedz pan jeszcze, że Kadłubek i Boguchwał rozmawiali ze świadkami tych zdarzeń! Nie mówiąc o tym, że Dzierzwa to kompilacja m.in. z Kadłubka.

Kronika Wielkopolska Boguchwała została współcześnie wydana przez katolickie wydawnictwo Universitas – no bo jak ma biskupa w emblemacie, to musi być katolickie… I tu zagłębiamy się kwestię nadmiernego zaufania źródłom:
Jeżeli biskup Boguchwał nie pisał jej pod wpływem halucogennych (!) narkotyków, to politycznie poprawni naukowcy robią nas w konia jak stado baranów.
Moim zdaniem audycje pana Szydłowskiego są zdecydowanie halucogenne i kryje się w nich wielbłąd.

Poza tym Jan Długosz. Jeden z filmów poświęcony jest wielkiemu zpizgowi mającemu na celu zniszczenie lub ukrycie jego Kronik przed Polakami, przez co gdyby nie Sienkiewicz i Matejko, tobyśmy nic nie wiedzieli o Krzyżakach.

Szydłowski uwzględnia też Galla Anonima, chociaż niechętnie. A dlaczego Gall był anonimem? Bo na zlecenie Watykanu (sic!) sfałszował historię, rozpoczynając historię Polsky dopiero od Mieszka I, ale potem zawstydził się swego nędznego oszustwa i się nie podpisał. Reszta średniowiecznych kronik znanych Szydłowskiemu twierdzi, że Polacy pochodzą od Nemroda (tego, co po wieży Babel zbudował jeszcze siostrzany dla niej Wawel), a więc Gall musiał się mylić!!!!1!

Jednym z istotnych przywoływanych źródeł jest kronika Prokosza, zidentyfikowana przez Joachima Lelewela jako XVIII-wieczny falsyfikat popełniony przez Przybysława Dyjamentowskiego,. W związku z tym nasz youtuber niemiłosiernie dissuje Lelewela jako znanego oszusta, pracującego dla Niemców. I tu uwaga: kiedy Kadłubek i Boguchwał nazywają Jaćwingów „Gotami”, to wszystko spoko, a kiedy tę prawidłowość zauważa Lelewel, to jest nędznym oszustem. P. Szydłowski wypomina mu, że nie wiedział, że Jadźwigowie to po łacinie „Yotvings”. Hm, trochę wstyd w Kanadzie mieszkać i nie odróżniać łaciny od angielskiego…

Do innych ważniejszych źródeł należy 15 innych kronikarzy polskich średniowiecznych, a z zagranicy – Nestor (rzekomo głowa Cerkwi prawosławnej) i inne ruskie laptopisy (!!! – to nie przejęzyczenie, ta forma pojawia się co najmniej cztery razy w mowie i na piśmie!). Szydłowski podchodzi do nich dość oryginalnie: z faktu, że według Powieści minionych lat Ruś pierwszych władców miała dopiero w IX w., wnioskuje, że wówczas oderwała się od imperium Lechitów. Daje to dobre pojęcie o jego metodzie. Wsio rawno z wypowiedzi p. Szydłowskiego wnioskuję, że musiał on korzystać z co najmniej jeszcze jednego źródła, a mianowicie kroniki Koszałka Opałka.


Słowianie z mocą celtycką

Niezwykle fascynująca jest kwestia etnogenezy Słowian/Polan/Lechitów/Polaków. Szydłowski na słowo wierzy średniowiecznym kronikom, znanym z poszukiwania na siłę ciągłości ze źródłami starożytnymi. Otóż Lechici wywodzą się od „biblijnego patriarchy” Lecha I, datowanego zgodnie przez kronikarzy na 2000 p.n.e. Ów Lech był w dodatku potomkiem Hellena, praprzodka Greków, i mongolsko-tatarskiej królowej, którzy mieli syna Sarmatę. Aż dziw, że nie zaplątał się tam żaden jednorożec, willa i centaur.

Jeden z filmików przedstawia mapkę z zaznaczonym obszarem od Renu po Keralę i środkowe Chiny, z wyjaśnieniem:
Najnowsze badania genetyczne archeologów pokazują, że Słowianie żyją na pokazanych terytoriach od co najmniej 4000 tys. lat i historia ludów zamieszkujących pokazane terytorium to historia Słowian.

4 miliony lat to nie w kij dmuchał! Pewnie jak polowali na te nowe, bardzo modne ostatnio zwierzaki zwane mamutami, to też jeden drugiemu zabierał włócznię ze słowami „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj”. Zastanawia mnie tylko, dlaczego dla ustalenia tego faktu trzeba było badać genetycznie archeologów.

Przy okazji odbywa się tu walenie w chochoła: p. Szydłowski twierdzi, że naukowcy twierdzą, że „Słowianie” pochodzą od angielskiego „slave”, a to przecież bujda, bo starożytni Słowianie nie znali angielskiego. Którzy naukowcy, przepraszam? Bo zawsze mi się wydawało, że powszechnie uznane jest właśnie pochodzenie odwrotne. Poświęca też wiele czasu i wiele powtórzeń, aby argumentować, że „Polanie” wcale nie pochodzą od „pola”, tylko od „polus arcticus”, byli bowiem synami północnego nieba, czyli Nordykami. Pytanie, skąd dawni Polanie mieliby tak dobrze znać łacinę. Jak to skąd? Przecież walczyli z Juliuszem Cezarem, który oddał za żonę polskiemu królowi swoją siostrę Julię. Ona to założyła miasto Julin, zwane obecnie Lublinem.

Genetyka ludowa ma się dobrze, nawet na Historykach.org, gdzie moderatorzy i użytkownicy bardziej trzymający kontakt z rzeczywistością zwalczają tę dziedzinę niewiedzy z zaciętością godną cyborgów z donieckiego lotniska. Historyczny traper znad rzeki Frazer prezentuje nam występowanie aryjskich genów sławnego ludu Arjów, który to lud nie tylko podbił Mongolię, ale również spłodził antycznych Greków, a w Biblii nazywano go mianem Izrael. Spoko, wszystko to już przerabiała historiografia niemiecka w latach 30. i 40. (praise Lord Godwin!) Owo celtyckie plemię pasterzy przetrwało potop na szczytach Kaukazu, a potem napadło na Indie, gdzie założyli własne imperium zwane Rajem. Nie, panie Szydłowski, polskie „raj” nie ma nic wspólnego z „The Raj”. Podpowiedź: „raja” wymawia się „radża”.

Węgrzy też byli Słowianami, a mianowicie Hunami, dopóki nie najechali ich Madziarowie, narzucając swój język; Chorwatów, którzy w V w. podbili Jugosławię i Rzym, dawniej nazywano Ostrogotami, a Wizygoci to właściwie Wisłogoci. I tak dalej, i tak dalej…

Germania była krainą należącą do Polan, zanim zajęli ją Niemcy.
Pytanie tylko, skąd ci Niemcy się wzięli, skoro wszędzie dookoła byli Polanie. Oczywiście Lechitami, a nie żadnymi Niemcami, byli z pochodzenia Sasi, dlatego przed rozbiorami wybierano ich na królów polskich.

Polanie założyli wszystkie większe miasta Saksonii, takie jak Hamburg, Lubekę, Bremę i Szlezwik-Holsztajn.
Pała z geografii Niemiec!

Z historii sztuki też pała.
W międzyczasie prorok Zoroaster kazał królowi babilońskiemu Nabuchodorozowi zdobyć Jerozolimę, a potem poprowadził jej ludność, czyli takie lechickie plemiona Sarmatów jak Wandalowie i Hunowie, nad Gopło. Tak powstało awaryjskie imperium Lecha. Świadczy o tym fakt autentyczny, że scytyjskie kopce Scytów znajdywane na Ukrainie są kopcami awaryjskimi, tak jak kopce Wandy i Krakusa w Krakowie, które to są kalendarzem słonecznym, celtyckim w dodatku. Nie mając co robić po wyprowadzeniu Izraelitów, Zoroaster przerobił Cyrusa i królów perskich na Żydów, wyznawców Kabały – na dobre kilkaset lat przed wynalezieniem Kabały. O tym wszystkim mówią nam zaginione dziś kroniki Lechitów, spisane greką, runami i samarytańskim hebrajskim. Kwestię etnogenezy można podsumować krótko: ciesz się, młody Lechito, że nie szczekasz.


Sprytny lingwista

Równie innowacyjny jest p. Szydłowski w kwestiach językowych. Twierdzi, że łaciny liznął, ale jakoś to lizanie było niedokładne, bo nie dość, że robi mnóstwo byków ortograficznych, to jeszcze…
(król to po łacinie rex albo regis)
…nie ma pojęcia o odmianie rzeczowników.

Na słynnej monecie Chrobrego z kurczakiem widnieje ciut nieortograficzny napis „Princes Polonie”. Szydłowski bez cienia żenady tłumaczy to jako „Cesarstwo Polskie”, bo według niego „książę” pochodzi od „księdza”, tak jak „prince” od wyrazu „priest”. Natomiast termin „princeps”, tak samo jak „duce” (!), oznacza nie żadnego księcia, tylko cysarza, bo tak. Przy tym wszystkim Chrobry był również wodzem celtyckim, ale to już pikuś.

Etymologia ludowa trzyma się mocno. Od Wandy wzięli nazwę Wandalowie, Wenedowie i Wieleci – aż dziw, że nie lud Venda w Afryce Południowej. Galicja, zdaniem dzielnego Kanadyjczyka, pochodzi od Galów, czyli jednego z plemion Ariów, czyli Wenedów, czyli Słowian, czyli peppers. W porównaniu z całą tą kałabanią utożsamianie Polan naddnieprzańskich z tymi naszymi, wielkopolskimi, to naprawdę małe piwo.

Język awestyjski (czy „awetyjski”, jak czyta p. Szydłowski) rzekomo jest łudząco podobny do staropolskiego, a zupełnie nie przypomina irańskiego. Najwyraźniej brawy rozobłoczyciel kłamstew historycznych nie ogarnia faktu, że języki zmieniają się w ciągu wieków. Że „wiking” pochodzi od słowa vik oznaczającego zatokę, to wie praktycznie każdy, kto się interesuje tematem, ale tylko p. Szydłowski wie, że to słowo sanskryckie, a nie z języków nordyckich. Jego zdaniem „wiking” jest kombinacją vik + king, czyli „król zatok”. Przy okazji dywagacji o słowiańskim pochodzeniu wikingów wymądrza się on także o językach celtyckich, na których zna się jak borsuk na elektryce.

Wisła to nazwa rzymsko-niemiecka, która przyjęła się w Polsce dopiero w XIV-XV w. Słowiańska nazwa Wisły to Wandalus…
Sam pan jesteś wandalus. Przecież tu młodzież słucha, ona się uczy!


No ale co się tam działo?

Zaczęło się od biblijnego patriarchy Lecha oraz jego braci Czecha i Rusa, synów boga Pana; można więc przyjąć, że każdy z nich był rogatą duszą. W ogóle Polanie wywodzą się od Pana i na pamiątkę swego pochodzenia do dziś pomiędzy sobą nazywają się „panami”.

Już po tym, jak Lechici narobili ogólnego bardaku w całej Eurazji, przyszło im nagle do głowy utworzyć królestwo. Pierwszym z koronowanych królów był Krakus z V w. p.n.e., którego imię ma rzekomo oznaczać „Grek”, co jest dowodem na słowiańskie pochodzenie Greków. Dalszy wywód o pochodzeniu Greków to pomieszanie z poplątaniem. Dowiadujemy się bowiem, że…
Hellenowie jednak to jeszcze nie Grecy, tylko przodkowie Greków, natomiast ojcem wszystkich Greków był mityczny heros Grakus, mieszkający w Hiperborei, a sławny z tego, że w pojedynku pokonał smoka, czyli dinozaura. (…) Grecy umieszczali na ceramice sceny jego walki z dinozaurem…
Zaś tam dinozaur. Ze zmutowaną żyrafą walczył ów Grakus Hiperborejko*!!! Teraz p. Szydłowski winien się udać na 688 West Hastings Street i złożyć w greckim konsulacie notę protestacyjną, że Grecy bezprawnie sami siebie nazywają „Ellines”, choć ta nazwa dotyczy ich przodków.
*Za „Hiperborejkę” dziękuję Dzidu.

Gdzieś tam po drodze pojawiła się jeszcze Wanda:
Późniejsi katoliccy pisarze na polecenie Kościoła zaczęli pisać, że Wanda skoczyła do Wisły, bo nie chciała Niemca, co jest kompletną bzdurą: w czasach Wandy nie było jeszcze Niemców, którzy pojawili się na arenie dopiero tysiąc lat później.
O ile dobrze zrozumiałem z reszty wykładu, Wanda poświęciła się dla swych poddanych, aby znukować nieprzyjacioły swoje, czy coś w tym guście. Była też najwyraźniej boginią…

W tym aryjskim, słowiańskim chrześcijaństwie Wanda była córką słońca, która urodziła się dziewiczo w głowie boga najwyższego, Zeusa, a po polsku Pierona.
Dalej słyszymy, że było to dokładnie odwzorowane w Grecji, gdzie Atena zrodziła się w głowie greckiego Pierona, czyli Zeusa. Bogowie jak bogowie, ale niektórym ludziom rodzą się w głowie pierońsko dziwne rzeczy…

Synem Wandy był, o dziwo, Chrystus.
Chrystus po aramejsku, w języku Żydów antycznych, oznacza światło lub promienie słoneczne…
Fail, panie Sz. Słowo „Chrystus” pochodzi z greki, a nie z aramejskiego, i znaczy tyle, co „pomazaniec”.

Królowie od Krakusa do Mieszka I panowali w Imperium, czyli Cesarstwie Lechitów.
Cóż, mógł Blaszany Drwal rządzić królestwem jako cesarz, to dlaczego cesarstwem nie mieliby rządzić królowie?

I jakoś, mimo że stolica cesarstwa była w Kraku, to jednak równocześnie była nią Kruszewica (!), licząca 100 tysięcy mieszkańców. Których to mieszkańców Piast Kołodziej wszystkich nakarmił jedną świnią… PS. To prawda.

Ogółem w okresie przedkatolickim, poczynając od Krakusa w V w. p.n.e., miało panować 16 królów, którzy byli przeplatani okresami demokratycznej republiki. Wówczas to władzę sprawowało 12 wojewodów „federacji lechickiej”. Przed rozbiorami wiedział o tym każdy Polak (chłopi też?), ale ci niedobrzy Niemcy postanowili zatrzeć prawdę o starożytnych Polakach i wymyślili wędrówkę ludów.

Jednym z kolejnych królów cesarstwa miał być Lestek III, który był tak sprytny, że przy okazji panował nad Partami i to osobiście on zgładził słynnego z chciwości Krassusa w 56 r. p.n.e. po bitwie pod Karchołe.

W roku pańskim 840 na sejmie walnym Lechii w Kruszewicy wojewoda Popiel II ogłosił się tyranem (…), znosząc demokrację arystokracji lechickiej. Został wtedy wyśmiany i obrzucany odpadkami jedzenia.
W zemście Popiel II wytruł większość sejmu, liczącego 4000 ludzi, a do tego 20 tys. osób towarzyszących. Lechici byli dużo lepsi od współczesnych Chińczyków, bo ich Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych liczy jedynie tylko 2987 posłów.

Pytanie brzmi, dlaczego po odzyskaniu niepodległości nie zaczęto znowu nauczać starożytnej historii Polski? Ani chybi sprzeciwił się temu Kościół. Nie dość, że Jezus z Nazaretu spapugował z Piasta Kołodzieja cudowne rozmnożenie pokarmu, to w dodatku Wanda, matka Kraka, była boginią i królową Polski panującą w Krakowie (a zatem konkurencją dla NMP) i miała broń strzelającą promieniami. Widzę w tym potencjał na niezły film hisploitation.


Ave Cezar Chrobry!

Powyższy nagłówek jest dosłownym cytatem z p. Szydłowskiego, który informuje nas, że  w roku 1000 na zjeździe w Gnieździe (sic!) Coleslaw Chrobry został koronowany na cesarza Wschodu. Teraz nie tylko All Ganonim, ale nawet mistrz Wincenty okazuje się niewiarygodny dla naszego poszukiwacza prawdy historycznej.

Bolesław Chrobry ustanowił imperium mniejsze wprawdzie od państwa Aleksandra Wielkiego, ale zdecydowanie większe od Karola Wielkiego.
Chrobry był dobry. Mieszko I utracił wprawdzie Kijów, założony przez Polan w czasach republiki rzymskiej, ale Bolek dał radę go odzyskać. W dodatku, jak przystało na Gary’ego Stu, miał on wypasionego miecza: Szczerbiec nie posiada szczerb, bo nie miecz został wyszczerbiony, a złota brama wjazdowa do stolicy Rusi, Kijowa. Na mieczu są wizerunki katolickie, no bo Chrobry w sumie nie chciał, ale jako cesarz rzymski musiał, a poza tym także napisy po hebrajsku oddające cześć wedyjskim bogom Celtów. Seems legit

W roku 1025 Hrobry podbił Żym i koronował się na cesaża, był zatem więc cesarzem Wschodu i Zachodu. Długo jednak sobie nie porządził, bo spowiednik podał mu zatrutą hostię. Podobno mówią o tym jakieś kroniki. Całe imperium wraz z półmilionową armią objął Mieszko II, ale najechał go Brzetysław i skończyło się, a gwoździem do trumny Imperium Lechitów okazała się wyprawa krzyżowa dowodzona przez niemieckiego mnicha Kazimierza.

A kiedy już Niemiec Kazimierz wrócił do Polski, Niemcy, którzy z nim zostali, zmienili nazwiska na słowiańskie, żeby wtopić się w tłum. Tak, jasne, na dobrych parę wieków przed pojawieniem się w Polsce nazwisk… Biskup Stanisław był właśnie takim średniowiecznym „resortowym dzieciem”.

Gdy panowie Polski wypędzili Ryksę i nieznającego nawet języka polskiego Kazimierza Mnicha, zwanego Odnowicielem Katolickiej Wiary W Polsce, na tron wstąpił syn Aldony huńskiej i Chrobrego, Masław, i szlachta koronowała go elekcyjnym królem polskim.
Komuś tu się coś z Batorym pomieszało.

Kolejnym gierojem nad gieroje był Bolesław Śmiały, któremu wprawdzie udało się zdobyć jedynie koronę cesarską Wschodu. Miał ochotę na więcej, więc Niemce napadli na Polskę do spółki z Bizancjum! Co na to kroniki bizantyjskie, ja się pytam? W każdym razie Niemcy nie chcieli dopuścić, aby Śmiały odrodził imperium słowiańskie, ale przed nim trzęśli tyłkiem i nie mogli go załatwić konwencjonalnie w bitwie, więc kazali zdrajcy Stanisławowi obłożyć go klątwą. P. Szydłowski wyobraża sobie klątwę kościelną jako coś pośredniego między infamią a wyrokiem mafijnym… Gdyby nie biskup Stanisław, to do dziś do Polski by należała Ruś, Ukraina, Węgry i Germania, a tak to jeszcze Kadłubek kanonizował go za jego straszną zdradę.

Kadłubek w ogóle musiał być niezłym hardkorem. Nie tylko pełnił funkcję rektora Niewidocznego Uniwersytetu na Wawelu, nie tylko kanonizował św. Stanisława, ale jeszcze koronował Kazimierza Sprawiedliwego na króla Polski. Wygląda na to, że pierwszego Papieża Polaka mieliśmy kilka wieków wcześniej, niż się powszechnie przypuszcza. Zaraz, co ja gadam? Przecież według p. Szydłowskiego pierwsi Polacy zostali papieżami już w X w., kiedy to Ottonowie wykończyli szwabskich papieży i osadzili własnych.

Po Śmiałym następuje Władysław Sherman. Marionetka Niemców i Kościoła, kontrolowana przez niejakich „platynów”.

Typowy platyn.

Jednym z nich był TW „Sieciech”, w rzeczywistości Rzymianin Setegius (!) Nadano mu tytuł „Pobożnego”, z tym, że p. Szydłowski nie może się zdecydować, czy było to w nagrodę za likwidację dwóch arcybiskupstw, „co wiązało się z utratą niepodległości”, czy za to, że na wyraźny rozkaz papieski zaadoptował Zbigniewa, jednego z wielu papieskich bękartów, którymi „Watykan” obsadzał trony w całej Europie. Nic dziwnego, że Bolesław chodził tak bardzo tym wszystkim zniesmaczony, że aż został Krzywoustym.

Bolek Krzywousty – ten to dopiero był gość, ostatni wiking. Mianował się nie królem, tylko cesarzem, po czym odebrał hołd od Rusi Kijowskiej i Węgier, gdzie zresztą cała szlachta i tak była polska, podbił też Danię i Czechy. W następnej kolejności natarł na Partów na Rusi i Niemców na Węgrzech, masakrując ich jak Korwin lewaka. Cesarz próbował przywrócić na tron polski Zbigniewa. Na to Książe Północy odpowiedział: „Pocałuj mnie w dupę” i tak zaczęła się wojna.
                                                                                            
W Polsce Jagiellonów każdy Polak wiedział, że największą bitwą średniowiecza była bitwa pod Psim Polem, którą historycy od wieków ukrywają, poczynając od Galla, któremu nie wolno było pisać o klęsce watykańskich wojsk. Papież wysłał przeciw Polakom Włochów, Niemców, Sasów i Czechów (pamiętajmy, że Sasi to w tej narracji odgałęzienie Lechitów), Polacy przyprowadzili kumpli z Węgier i Rusi, a także partyjskich łuczników, którzy zatrutymi szczałamidokonali masakry wśród wojsk niemieckich. Skoro jednak była to bitwa POD Psim polem, to nic dziwnego, że przez tyle lat wiedza o niej pozostawała w podziemiu.

Rozbicie dzielnicowe widzi p. Szydłowski jako ni mniej ni więcej, tylko pierwszy rozbiór Polski! Papież wymusił bowiem na Krzywoustym niekorzystny testament, wskutek którego Polska straciła Pomorze, Slawonię i Koryntię. Dwie ostatnie w tamtych czasach leżały między Łabą a Odrą, a dopiero później jakimś cudem przeniosły się nad Adriatyk.

W okresie rozbicia było różnie, raz poprzecznie, raz podłużnie. Na Polskę ruszyła, między innymi, III krucjata. Tym razem podporządkowanie sobie Polski poszło znacznie szybciej, niż teutońscy oprawcy wraz z angielsko-francuskimi sojusznikami się spodziewali, więc Fryderyk Barbarossa nie miał co robić i jakoś tak mu się poszło do Palestyny.

Ale poza tym jednym wyjątkiem – bujda z chrzanem, że w czasie rozbicia dzielnicowego kraj był słaby. Król (!) Kazimierz Sprawiedliwy wraz z Konradem Mazowieckim najpierw przyłączyli do Polski Pomorze, a potem odwiecznie polską Litwę, Prusów i jakichś tajemniczych „Jadźwigów”.

Niezwykle doniosłe było tu małżeństwo Konrada z córką księcia nowogrodzko-siewierskiego. P. Szydłowski zupełnie się tu zakałapućkał. Już mniejsza o to, że jego zdaniem książę ten był Polaninem (no bo w końcu kto nie był?), ale najwyraźniej jego domena obejmowała… z jednej strony Nowogród Wielki, a z drugiej strony księstwo siewierskie. Tak, to samo, po drodze z Częstochowy do Katowic, gdzie się do niedawna zawsze robiły korki na trasie. To zupełnie tak, jakby mówić, że Nowy Orlean składa się z Orleanu i Nowego Sącza. W każdym razie córka tego księcia była jakoby królową Prus i Litwy…

Dzięki swej żonie Agafie Konrad stał się też władcą wedyjskich chrześcijan nazywanych przez katolików poganinami. W tej części wywodu linia tyłka (bottom line) jest taka, że Konrad wcale nie sprowadzał Krzyżaków przeciw Prusom, bo po co miałby zwalczać własnych poddanych, a tylko papież napuścił na niego swoje zbrojne ramię:
Na Konrada Mazowieckiego, który się koronował na króla Polski i próbował zjednoczyć dawną Polskę jako Sarmację, Kościół rzucił klątwę i sprowadził na niego Krzyżaków, Kawalerów Mieczowych i templariuszy.
Ci ostatni z pewnością byli niewidzialni, w odróżnieniu od takich powszechnie znanych zakonów rycerskich jak cystersi i bernardyni (na 200 lat przed utworzeniem!), a cała ta wesoła czereda krzyżowa musiała się jakoś pomieścić na Ziemi Chełmińskiej.

Samych Krzyżaków p. Szydłowski nazywa Zakonem Marii Panny z Jasnej Góry. Jako obywatel miasta Cz. mogę jedynie powiedzieć: cie choroba! Ogólnie rzecz biorąc, nie mogę się oprzeć skojarzeniom z wypocinami Henryka Longina Rogowskiego.

Wyprawy krzyżowe na Konrada były trzy. Trzecia, najdłuższa, pod wodzą pieska papieskiego Henryka Brodatego, zaczęła się w roku 1219, a skończyła w 1922. To się nazywa długodystans! W sumie nie wiadomo, po kiego dzwona oni tę krucjatę prowadzili aż 700 lat, skoro już w 1223 Krzyżacy zdobyli Ziemię Chełmińską… i Księstwo Siewierskie.

           
Kapłan niewiedzy

Niezwykle interesująco wygląda kwestia religii starożytnych Lechitów. Było to mianowicie chrześcijaństwo wedyjskie, czyli gnostyckie. Tu pojawia się motyw Wed alias Wiedzy vel gnozy, jako podstawy wiedzy o wszechświecie i zadinozaurzających inne planety cywilizacjach wedyjskich, u nas znanych jako aniołowie.

Ptolemeusz, aleksandryjski kapłan Wiedzy, wyznawał tą samą religię, co polskie kapłanki Wiedzy – wiedźmy.
Byłżeby zatem Ptolemeusz wiedźminem?

O Cyrylu i Metodym też p. Szydłowski nie słyszał (phi, poza tym najwyraźniej z całej mitologii słowiańskiej kojarzy jedynie Światowida!) i pojęcie „obrządku słowiańskiego” interpretuje jako wedyjskie chrześcijaństwo oparte na wierze nie w Jezusa z Judei, tylko w Jezusa astralnego, czyli w Pierona. Tę samą religię wyznawali Spartanie i Mongołowie. Mimo wszystko jednak Mieszko I przed przyjęciem chrześcijaństwa był zoroastrystą, dlatego i bił monety ze swastykami.

Co jeszcze wiemy o wiedźmach?
latały z Łysej Góry nie na miotłach, a na wimanach, i były to wimany tego samego typu, na których król Salomon latał pomiędzy Indiami a Etiopią i Egiptem.
Myślicie, że Łysa Góra nazywa się tak dlatego, że nic na niej nie rośnie? Błąd! To góra poświęcona Zeusowi Łyskającemu, w skrócie Łyskaczowi, na której do dziś jest lądowisko dla wiman, założone jeszcze przez Zaratustrę. Przy okazji była także miejscem narodzin Mitry, Górą Ojca (Lelum) i Syna (Polelum). Fakt, że nie znaleziono tam żadnej ceramiki ani w ogóle czegokolwiek, wynika z faktu, że było to lotnisko, więc postronnym wstęp był wzbroniony.

Poza tym na Łysej Górze mieszczą się do dziś trzy potężne podziemne zbiorniki na wodę o pojemności ok. 1200 metrów sześciennych, ale archeologia polska ma to w przysłowiowej dupie, mimo że w 1964 r. spuścił się do zbiorników konserwator zabytków i popłynął na pontonie.
Oj, autor tych teorii też sobie nieźle popłynął. Wiele wskazuje też na to, że musiał być wyznawcą Łyskacza.

Zoroaster, czyli Daniel, również latał na wimanie i król babiloński bał się go panicznie; ryjąc twarzą posadzki, padał przed nim na twarz.
Mnie do zrycia posadzki wystarczy zapoznanie się z twórczością p. Szydłowskiego, ale z pewnością nie z panicznego lęku.

A teraz, na kóniec programu… Proszę państwa, oto potwierdzenie kunsztownego warsztatu Pawła Szydłowskiego, obracające w ostatnią pierzynę akademickich nieuków i tego kanciarza Lelewela produkującego fałszywe tłumaczenia, ostateczny argument of death:
Każdy, żeby sprawdzić, jakim oszustem był Lelewel i każdy powtarzający po Lelewelu historyk, niech na Goglu włączy tłumacza i niech wpisze po polsku „Królestwo Gotów i Jadźwigów”. Proste! Nie trzeba naukowców, wystarczy komputer!
Na swoje nieszczęście, Lelewel nie miał komputera z dostępem do Google Translate.


No i powiedzcie sami, czy w szkole albo na uczelni by wam opowiedzieli takie fenomenalne kocopoły?

3 komentarze:

  1. Trzy dni przedzierałam się przez ten post. Nie dlatego, że mnie znudził czy coś, bo jest on bardzo ciekawy i dobrze sporządzony. Po prostu takie mi to robi pranie mózgu, że nie mogę wszystkiego naraz zażywać. W końcu doczytałam całość i powiem, że robi wrażenie. To jest piękne, że jakiś człowiek spisał historię Polski od nowa. I to nie byle jaką historię, a pełną herosów, spisków, a co najważniejsze - pokazał nas jako Wielkich Panów niesamowicie pokrzywdzonych przez los. A to takie w sumie fajne, że Polacy lubią czuć się legendarni, więc tworzą legendy.
    Bardzo miło było przebrnąć przez ten tekst z Babatunde. Parę razy nieźle się uśmiałam jak przy dobrej analizie opka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozważam sequel, poświęcony tym razem równie odlotowemu podejściu pana Sz. do historii judaizmu i chrześcijaństwa, być może z jednak ekskursjami w stronę niemedycyny. Ale najpierw mózg musi mi znacznie odpocząć. Pozdrawiam!

      Usuń