Lubie se czasem zajrzeć na forum
Historycy.org. Można tam nie tylko znacząco pogłębić wiedzę historyczną, ale
także zostać kibicem albo uczestnikiem sążnistych flejmów. Czasami zaś przytrafiają
się prawdziwe kurioza. Dość rzadko, bo moderatorzy czuwają, starając się likwidować
co większe odpały, a regulamin forum zabrania tworzenia tematów
nieweryfikowalnych, dänikeńszczyzny, zabaw z paleoastronautyką i tym podobnych.
Czasem jednak coś się prześliźnie
przez sito. Tym razem ktoś zamieścił – krytycznie – link do pewnej
audycji na YouTube. Nagranie zostało niemal jednogłośnie obśmiane, wyłamał się
jedynie miejscowy guru neosarmatyzmu. Wystarczył mi komentarz jednego z userów:
„Blllluccchhha obśmiałem się jak norka w rui z borsukiem”, abym postanowił dać
szansę dorobkowi niejakiego Pawła Szydłowskiego. Nie spodziewałem
się jednak, że twórczość ta okaże się crackiem prawie tak mocnym, jak Saga o Katanie. Dziewczęta i chłopcy, this is what happens when you find history in the Alps.
DISCLAIMER: Sam autor w komentarzu
pod jednym ze swoich filmów oświadcza, co następuje:
Ja
nie zgłaszam żadnych praw autorskich. Chce żeby ludzie na podstawie tego co
robie ja zaczeli odkrywać naszą historię z własną interprettacją, lub
nie. Traktuj mnie i moją twórczość jako kamyka który spowoduje lawinę wiedzy.
No to jazda z tą „interprettacją”,
a lawina kamyków niewątpliwie obruszy się nam na głowy. Tłustym drukiem podaję
cytaty dosłowne.
Pan Szydłowski bazuje w Vancouver
(tym kanadyjskim) i trzeba przyznać, że jego audycje to prawdziwy „wank-over”
pod każdym względem. Interesuje go nie tylko historia Polski, ale także
historia Żydów, demaskowanie spisków Kościoła Katolickiego oraz medycyna i
dietetyka alternatywna, opierająca się głównie na diecie optymalnej, którą
aniołowie, czyli UFO, przekazali Mojżeszowi. Mięcho ma być najlepsze na wszystko,
jako że…
Nie
jedzące cholesterolu duże zwierzeta trawożerne, mają słaby system nerwowy,są
płochliwe, i łatwo wpadają w panikę, co wykorzystują inteligętliejsze i
karkulujące chłodno swoje szanse mniejsze drapierzniki.
Tematami medyczno-biologicznymi
się dalej nie zajmuję, bo są w internetach ludzie bardziej w tym oblatani
i zdolni bez wysiłku rozobłoczyć koncepcję leczenia cukrzycy i AJC słoniną, za
to skupię się na historii. Też alternatywnej, i to jeszcze jak.
Główną tezę p. Szydłowskiego
można streścić następująco: Polska przez kilka tysięcy lat była prawdziwym
mocarstwem, Demokratyczne, federacyjne imperium Polan istniało 3000 lat, aż
dopóki niemiecki mnich Kazimierz, zwany niestety Odnowicielem, nie najechał państwa
króla Masława w ramach serii watykańsko-niemieckich wypraw
krzyżowych (dlaczego od razu nie „watykańsko-enerdowskich”?). a przy
tym antyczna Lechia, czyli przedkatolicka Polska, była
największym z państw celtyckich.
Przyszedł więc niemiecki Kościół
i wyrównał, a współcześni historycy są albo głupcami, albo kłamcami, lub, co
bardziej prawdopodobne, głupimi kłamcami, ewentualnie kłamliwymi głupcami. Naukowcy
udają, że nie wiedzą o istnieniu starożytnego „Królestwa Lechitów”. Wygląda na
to, że nie wiedzą jeszcze innych rzeczy. Dowiadujemy się bowiem, że uniwersytet
istniał w Polsce już w XII w. i jego rektorem był nie kto inny, jak Wincenty
Kadłubek! Tenże wrzucał do swej kroniki materię całkowicie legendarną, ale p.
Szydłowski na krytyce źródeł się nie zna i mistrza Kadłubkowe rewelacje o
wojnach Lechitów z Aleksandrem Wielkim i Juliuszem Cezarem bierze na poważnie.
Przebrnywanie przez twórczość p.
Szydłowskiego nie jest łatwym zadaniem, głównie ze względu na jej monotonię. Ten
sam pokój z tym samym oknem, ten sam mikrofon, ta sama łososiowa koszula w
prążki, czasem tylko okulary inne. Narrację, często czytaną ze zbindowanych
notatek albo czegoś w tym rodzaju, prowadzi jednostajnym tonem, jadąc w kółko
na jednej i tej samej intonacji zdania, przepełnionej wyższością wobec odbiorcy.
Niekiedy przechodzi ona w obrzydliwą manierę pogardy wobec „uniwersyteckich
matołów, debili i głąbów” takich jak Jasienica, zazwyczaj połączoną z gestem
stukania palcem w czoło.
Poza tym styl Szydłowskiego
używany przez Szydłowskiego to styl powtórzeń, charakteryzujący się dużą
ilością powtórzeń. Próbka w skali mikro:
Władca Parzęczewa był koronowany na
króla Parzęczewa koroną Parzęczewa.
Chcecie więcej?
Przemysław założył
Przemysław nad Wkrą, gdzie później królem Przemysława był Atylla, potomek
Przemysława.
To zdanie jest tak piękne, że
należałoby je wykuć w najszlachetniejszym fajansie i wywiesić na wieży Wawel w
prastarym lechicko-celtycko-aryjsko-sarmacko-wendyjsko-słowiańsko-wandalickim
mieście Krakowie.
Monotonię częściowo redukuje jest
słuchanie samej fonii, gdy wzrok jest zajęty czym innym, jednak wtedy pomija
się kapitalne wtręty ikonograficzne. Należy do nich sfotoszopowana mapa z
angielskiego atlasu historycznego, gdzie większość Europy zajmuje granatowa
plama z napisem LECHINA EMPIRE – jak wykazuje szybki gugiel, wyrażenie to
występuje w internetach niemal wyłącznie na stronach związanych z wypocinami p.
Szydłowskiego. I skąd taka dziwna forma „Lechina”, a nie „Lechite” czy chociaż
„Lechian”? Być może ten, kto przerabiał mapkę, skopiował z innej mapy „CHINA” i
dodał dwie litery. Niestety, ów myszthrz fotoszopa zapomniał usunąć z ramki
legendę, odnoszącą się do terytoriów plemion barbarzyńskich, które pierwotnie
były zaznaczone na terytoriach przerobionych przezeń na Cesarstwo Lechitów.
Nieco inna ikonografia. Podkreślenia moje. |
Źródła absurdu
W przypadku badań historycznych
zawsze należy zadawać sobie pytanie o bazę źródłową. O opracowania mniejsza, bo
było dokładnie jedno – Polska Piastów Jasienicy,
który uchodzi bardziej za publicystę niż historyka. Oto, skąd p. Szydłowski czerpał
info o „przedkatolickiej” historii Polski, poczynając od V wieku p.n.e.:
Najstarsze kroniki są
zawsze najlepsze, bo mają dostęp do źródeł, które później ulegają zniszczeniu w
wojnach i na stosach inkwizycji. Najstarsze zachowane do dziś nieanonimowe
kroniki polskie to kroniki biskupów: Kadłubka i Boguchwała, a także
franciszkańska kronika Dzierzwy, wszystkie z XIII wieku.
African-American, please… Gdzie XIII wiek, a gdzie V przed
Chr.? Powiedz pan jeszcze, że Kadłubek i Boguchwał rozmawiali ze
świadkami tych zdarzeń! Nie mówiąc o tym, że Dzierzwa to kompilacja m.in. z
Kadłubka.
Kronika Wielkopolska Boguchwała została współcześnie wydana przez katolickie wydawnictwo Universitas – no bo jak ma biskupa w
emblemacie, to musi być katolickie… I tu zagłębiamy się kwestię nadmiernego
zaufania źródłom:
Jeżeli biskup
Boguchwał nie pisał jej pod wpływem halucogennych (!) narkotyków, to
politycznie poprawni naukowcy robią nas w konia jak stado baranów.
Moim zdaniem audycje pana
Szydłowskiego są zdecydowanie halucogenne i kryje się w nich wielbłąd.
Poza tym Jan Długosz. Jeden z
filmów poświęcony jest wielkiemu zpizgowi mającemu na celu zniszczenie lub ukrycie
jego Kronik przed Polakami, przez co
gdyby nie Sienkiewicz i Matejko, tobyśmy nic nie wiedzieli o Krzyżakach.
Szydłowski uwzględnia też Galla
Anonima, chociaż niechętnie. A dlaczego Gall był anonimem? Bo na zlecenie
Watykanu (sic!) sfałszował historię, rozpoczynając historię Polsky dopiero od
Mieszka I, ale potem zawstydził się swego nędznego oszustwa i się nie podpisał.
Reszta średniowiecznych kronik znanych Szydłowskiemu twierdzi, że Polacy
pochodzą od Nemroda (tego, co po wieży Babel zbudował jeszcze siostrzany dla
niej Wawel), a więc Gall musiał się mylić!!!!1!
Jednym z istotnych przywoływanych
źródeł jest kronika Prokosza, zidentyfikowana przez Joachima Lelewela jako
XVIII-wieczny falsyfikat popełniony przez Przybysława Dyjamentowskiego,. W związku
z tym nasz youtuber niemiłosiernie dissuje Lelewela jako znanego oszusta,
pracującego dla Niemców. I tu uwaga: kiedy Kadłubek i Boguchwał
nazywają Jaćwingów „Gotami”, to wszystko spoko, a kiedy tę prawidłowość zauważa
Lelewel, to jest nędznym oszustem. P. Szydłowski wypomina mu, że nie wiedział,
że Jadźwigowie to po łacinie „Yotvings”. Hm, trochę
wstyd w Kanadzie mieszkać i nie odróżniać łaciny od angielskiego…
Do innych ważniejszych źródeł
należy 15 innych kronikarzy polskich średniowiecznych, a
z zagranicy – Nestor (rzekomo głowa Cerkwi prawosławnej) i inne ruskie laptopisy (!!! – to nie przejęzyczenie, ta forma pojawia się
co najmniej cztery razy w mowie i na piśmie!). Szydłowski podchodzi do nich
dość oryginalnie: z faktu, że według Powieści
minionych lat Ruś pierwszych władców miała dopiero w IX w., wnioskuje, że
wówczas oderwała się od imperium Lechitów. Daje to dobre pojęcie o jego
metodzie. Wsio rawno z wypowiedzi p. Szydłowskiego wnioskuję, że musiał on
korzystać z co najmniej jeszcze jednego źródła, a mianowicie kroniki Koszałka
Opałka.
Słowianie z mocą celtycką
Niezwykle fascynująca jest
kwestia etnogenezy Słowian/Polan/Lechitów/Polaków. Szydłowski na słowo wierzy
średniowiecznym kronikom, znanym z poszukiwania na siłę ciągłości ze źródłami
starożytnymi. Otóż Lechici wywodzą się od „biblijnego patriarchy” Lecha I,
datowanego zgodnie przez kronikarzy na 2000 p.n.e. Ów Lech był w dodatku
potomkiem Hellena, praprzodka Greków, i mongolsko-tatarskiej królowej, którzy
mieli syna Sarmatę. Aż dziw, że nie zaplątał się tam żaden jednorożec, willa i centaur.
Jeden z filmików przedstawia
mapkę z zaznaczonym obszarem od Renu po Keralę i środkowe Chiny, z
wyjaśnieniem:
Najnowsze badania
genetyczne archeologów pokazują, że Słowianie żyją na pokazanych terytoriach od
co najmniej 4000 tys. lat i historia ludów zamieszkujących pokazane terytorium
to historia Słowian.
4 miliony lat to nie w kij
dmuchał! Pewnie jak polowali na te nowe, bardzo modne ostatnio zwierzaki zwane
mamutami, to też jeden drugiemu zabierał włócznię ze słowami „Daj, ać ja
pobruszę, a ty poczywaj”. Zastanawia mnie tylko, dlaczego dla ustalenia tego
faktu trzeba było badać genetycznie archeologów.
Przy okazji odbywa się tu walenie
w chochoła: p. Szydłowski twierdzi, że naukowcy twierdzą, że „Słowianie”
pochodzą od angielskiego „slave”, a to przecież bujda, bo starożytni Słowianie
nie znali angielskiego. Którzy naukowcy, przepraszam? Bo zawsze mi się
wydawało, że powszechnie uznane jest właśnie pochodzenie odwrotne. Poświęca też
wiele czasu i wiele powtórzeń, aby argumentować, że „Polanie” wcale nie
pochodzą od „pola”, tylko od „polus arcticus”, byli
bowiem synami północnego nieba, czyli Nordykami. Pytanie, skąd dawni Polanie
mieliby tak dobrze znać łacinę. Jak to skąd? Przecież walczyli z Juliuszem
Cezarem, który oddał za żonę polskiemu królowi swoją siostrę Julię. Ona to
założyła miasto Julin, zwane obecnie Lublinem.
Genetyka ludowa ma się dobrze,
nawet na Historykach.org, gdzie moderatorzy i użytkownicy bardziej trzymający
kontakt z rzeczywistością zwalczają tę dziedzinę niewiedzy z zaciętością godną cyborgów
z donieckiego lotniska. Historyczny traper znad rzeki Frazer prezentuje nam
występowanie aryjskich genów sławnego ludu Arjów, który
to lud nie tylko podbił Mongolię, ale również spłodził antycznych Greków, a w
Biblii nazywano go mianem Izrael. Spoko, wszystko to już przerabiała
historiografia niemiecka w latach 30. i 40. (praise Lord Godwin!) Owo celtyckie
plemię pasterzy przetrwało potop na szczytach Kaukazu, a potem napadło na
Indie, gdzie założyli własne imperium zwane Rajem. Nie, panie Szydłowski,
polskie „raj” nie ma nic wspólnego z „The Raj”. Podpowiedź: „raja” wymawia się
„radża”.
Węgrzy też byli Słowianami, a
mianowicie Hunami, dopóki nie najechali ich Madziarowie, narzucając swój język;
Chorwatów, którzy w V w. podbili Jugosławię i Rzym, dawniej nazywano
Ostrogotami, a Wizygoci to właściwie Wisłogoci. I tak dalej, i tak dalej…
Germania była krainą
należącą do Polan, zanim zajęli ją Niemcy.
Pytanie tylko, skąd ci Niemcy się
wzięli, skoro wszędzie dookoła byli Polanie. Oczywiście Lechitami, a nie
żadnymi Niemcami, byli z pochodzenia Sasi, dlatego przed rozbiorami wybierano
ich na królów polskich.
Polanie założyli
wszystkie większe miasta Saksonii, takie jak Hamburg, Lubekę, Bremę i
Szlezwik-Holsztajn.
Pała z geografii Niemiec!
Z historii sztuki też pała. |
W międzyczasie prorok Zoroaster
kazał królowi babilońskiemu Nabuchodorozowi zdobyć
Jerozolimę, a potem poprowadził jej ludność, czyli takie lechickie plemiona
Sarmatów jak Wandalowie i Hunowie, nad Gopło. Tak powstało awaryjskie imperium
Lecha. Świadczy o tym fakt autentyczny, że scytyjskie kopce Scytów znajdywane
na Ukrainie są kopcami awaryjskimi, tak jak kopce Wandy i Krakusa w Krakowie,
które to są kalendarzem słonecznym, celtyckim w dodatku. Nie mając co robić po
wyprowadzeniu Izraelitów, Zoroaster przerobił Cyrusa i królów perskich na
Żydów, wyznawców Kabały – na dobre kilkaset
lat przed wynalezieniem Kabały. O tym wszystkim mówią nam zaginione dziś
kroniki Lechitów, spisane greką, runami i samarytańskim hebrajskim. Kwestię
etnogenezy można podsumować krótko: ciesz się, młody Lechito, że nie szczekasz.
Sprytny lingwista
Równie innowacyjny jest p.
Szydłowski w kwestiach językowych. Twierdzi, że łaciny liznął, ale jakoś to
lizanie było niedokładne, bo nie dość, że robi mnóstwo byków ortograficznych,
to jeszcze…
(król to po łacinie rex albo regis)
…nie ma pojęcia o odmianie
rzeczowników.
Na słynnej monecie Chrobrego z
kurczakiem widnieje ciut nieortograficzny napis „Princes Polonie”. Szydłowski
bez cienia żenady tłumaczy to jako „Cesarstwo Polskie”, bo według niego „książę”
pochodzi od „księdza”, tak jak „prince” od wyrazu „priest”. Natomiast termin
„princeps”, tak samo jak „duce” (!), oznacza nie żadnego księcia, tylko
cysarza, bo tak. Przy tym wszystkim Chrobry był również wodzem celtyckim, ale
to już pikuś.
Etymologia ludowa trzyma się
mocno. Od Wandy wzięli nazwę Wandalowie, Wenedowie i Wieleci – aż dziw, że nie
lud Venda w Afryce Południowej. Galicja, zdaniem dzielnego Kanadyjczyka,
pochodzi od Galów, czyli jednego z plemion Ariów, czyli Wenedów, czyli Słowian,
czyli peppers. W porównaniu z całą tą kałabanią utożsamianie Polan
naddnieprzańskich z tymi naszymi, wielkopolskimi, to naprawdę małe piwo.
Język awestyjski (czy
„awetyjski”, jak czyta p. Szydłowski) rzekomo jest łudząco podobny do
staropolskiego, a zupełnie nie przypomina irańskiego. Najwyraźniej brawy
rozobłoczyciel kłamstew historycznych nie ogarnia faktu, że języki zmieniają
się w ciągu wieków. Że „wiking” pochodzi od słowa vik oznaczającego zatokę, to wie praktycznie każdy, kto się
interesuje tematem, ale tylko p. Szydłowski wie, że to słowo sanskryckie, a nie
z języków nordyckich. Jego zdaniem „wiking” jest kombinacją vik + king, czyli „król zatok”. Przy okazji dywagacji o słowiańskim
pochodzeniu wikingów wymądrza się on także o językach celtyckich, na których
zna się jak borsuk na elektryce.
Wisła to nazwa
rzymsko-niemiecka, która przyjęła się w Polsce dopiero w XIV-XV w. Słowiańska
nazwa Wisły to Wandalus…
Sam pan jesteś wandalus. Przecież
tu młodzież słucha, ona się uczy!
No ale co się tam działo?
Zaczęło się od biblijnego
patriarchy Lecha oraz jego braci Czecha i Rusa, synów boga Pana; można więc przyjąć,
że każdy z nich był rogatą duszą. W ogóle Polanie wywodzą się od Pana i na
pamiątkę swego pochodzenia do dziś pomiędzy sobą nazywają się „panami”.
Już po tym, jak Lechici narobili
ogólnego bardaku w całej Eurazji, przyszło im nagle do głowy utworzyć
królestwo. Pierwszym z koronowanych królów był Krakus z V w. p.n.e., którego
imię ma rzekomo oznaczać „Grek”, co jest dowodem na słowiańskie pochodzenie
Greków. Dalszy wywód o pochodzeniu Greków to pomieszanie z poplątaniem.
Dowiadujemy się bowiem, że…
Hellenowie jednak to
jeszcze nie Grecy, tylko przodkowie Greków, natomiast ojcem wszystkich Greków
był mityczny heros Grakus, mieszkający w Hiperborei, a sławny z tego, że w
pojedynku pokonał smoka, czyli dinozaura. (…) Grecy umieszczali na ceramice
sceny jego walki z dinozaurem…
Zaś tam dinozaur. Ze zmutowaną
żyrafą walczył ów Grakus Hiperborejko*!!! Teraz p. Szydłowski winien się udać
na 688 West Hastings Street i złożyć w greckim konsulacie notę protestacyjną,
że Grecy bezprawnie sami siebie nazywają „Ellines”, choć ta nazwa dotyczy ich
przodków.
*Za
„Hiperborejkę” dziękuję Dzidu.
Gdzieś tam po drodze pojawiła się
jeszcze Wanda:
Późniejsi katoliccy
pisarze na polecenie Kościoła zaczęli pisać, że Wanda skoczyła do Wisły, bo nie
chciała Niemca, co jest kompletną bzdurą: w czasach Wandy nie było jeszcze
Niemców, którzy pojawili się na arenie dopiero tysiąc lat później.
O ile dobrze zrozumiałem z reszty
wykładu, Wanda poświęciła się dla swych poddanych, aby znukować nieprzyjacioły
swoje, czy coś w tym guście. Była też najwyraźniej boginią…
W tym aryjskim,
słowiańskim chrześcijaństwie Wanda była córką słońca, która urodziła się
dziewiczo w głowie boga najwyższego, Zeusa, a po polsku Pierona.
Dalej słyszymy, że było to
dokładnie odwzorowane w Grecji, gdzie Atena zrodziła się w głowie greckiego
Pierona, czyli Zeusa. Bogowie jak bogowie, ale niektórym ludziom rodzą się w
głowie pierońsko dziwne rzeczy…
Synem Wandy był, o dziwo,
Chrystus.
Chrystus po aramejsku,
w języku Żydów antycznych, oznacza światło lub promienie słoneczne…
Fail, panie Sz. Słowo „Chrystus”
pochodzi z greki, a nie z aramejskiego, i znaczy tyle, co „pomazaniec”.
Królowie od Krakusa do
Mieszka I panowali w Imperium, czyli Cesarstwie Lechitów.
Cóż, mógł Blaszany Drwal rządzić
królestwem jako cesarz, to dlaczego cesarstwem nie mieliby rządzić królowie?
I jakoś, mimo że stolica
cesarstwa była w Kraku, to jednak równocześnie była nią Kruszewica
(!), licząca 100 tysięcy mieszkańców. Których to mieszkańców Piast Kołodziej
wszystkich nakarmił jedną świnią… PS. To prawda.
Ogółem w okresie przedkatolickim,
poczynając od Krakusa w V w. p.n.e., miało panować 16 królów, którzy byli
przeplatani okresami demokratycznej republiki. Wówczas to władzę sprawowało 12 wojewodów
„federacji lechickiej”. Przed rozbiorami wiedział o tym każdy Polak (chłopi
też?), ale ci niedobrzy Niemcy postanowili zatrzeć prawdę o starożytnych
Polakach i wymyślili wędrówkę ludów.
Jednym z kolejnych królów cesarstwa
miał być Lestek III, który był tak sprytny, że przy okazji panował nad Partami
i to osobiście on zgładził słynnego z chciwości Krassusa w 56 r. p.n.e. po
bitwie pod Karchołe.
W roku pańskim 840 na
sejmie walnym Lechii w Kruszewicy wojewoda Popiel II ogłosił się tyranem (…),
znosząc demokrację arystokracji lechickiej. Został wtedy wyśmiany i obrzucany
odpadkami jedzenia.
W zemście Popiel II wytruł większość
sejmu, liczącego 4000 ludzi, a do tego 20 tys. osób towarzyszących. Lechici
byli dużo lepsi od współczesnych Chińczyków, bo ich Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych liczy jedynie tylko 2987
posłów.
Pytanie brzmi, dlaczego po
odzyskaniu niepodległości nie zaczęto znowu nauczać starożytnej historii
Polski? Ani chybi sprzeciwił się temu Kościół. Nie dość, że Jezus z Nazaretu
spapugował z Piasta Kołodzieja cudowne rozmnożenie pokarmu, to w dodatku Wanda,
matka Kraka, była boginią i królową Polski panującą w Krakowie (a zatem
konkurencją dla NMP) i miała broń strzelającą promieniami. Widzę w tym
potencjał na niezły film hisploitation.
Ave Cezar Chrobry!
Powyższy nagłówek jest dosłownym
cytatem z p. Szydłowskiego, który informuje nas, że w roku 1000 na zjeździe w Gnieździe (sic!)
Coleslaw Chrobry został koronowany na cesarza Wschodu. Teraz nie tylko All
Ganonim, ale nawet mistrz Wincenty okazuje się niewiarygodny dla naszego
poszukiwacza prawdy historycznej.
Bolesław Chrobry
ustanowił imperium mniejsze wprawdzie od państwa Aleksandra Wielkiego, ale
zdecydowanie większe od Karola Wielkiego.
Chrobry był dobry. Mieszko I
utracił wprawdzie Kijów, założony przez Polan w czasach republiki rzymskiej,
ale Bolek dał radę go odzyskać. W dodatku, jak przystało na Gary’ego Stu, miał
on wypasionego miecza: Szczerbiec nie posiada szczerb, bo
nie miecz został wyszczerbiony, a złota brama wjazdowa do stolicy Rusi, Kijowa.
Na mieczu są wizerunki katolickie, no bo Chrobry w sumie nie chciał, ale jako
cesarz rzymski musiał, a poza tym także napisy po hebrajsku oddające cześć
wedyjskim bogom Celtów. Seems legit…
W roku 1025 Hrobry podbił Żym i
koronował się na cesaża, był zatem więc cesarzem Wschodu i Zachodu. Długo
jednak sobie nie porządził, bo spowiednik podał mu zatrutą hostię. Podobno
mówią o tym jakieś kroniki. Całe imperium wraz z półmilionową armią objął
Mieszko II, ale najechał go Brzetysław i skończyło się, a gwoździem do trumny
Imperium Lechitów okazała się wyprawa krzyżowa dowodzona przez niemieckiego
mnicha Kazimierza.
A kiedy już Niemiec Kazimierz
wrócił do Polski, Niemcy, którzy z nim zostali,
zmienili nazwiska na słowiańskie, żeby wtopić się w tłum. Tak,
jasne, na dobrych parę wieków przed pojawieniem się w Polsce nazwisk… Biskup
Stanisław był właśnie takim średniowiecznym „resortowym dzieciem”.
Gdy panowie Polski
wypędzili Ryksę i nieznającego nawet języka polskiego Kazimierza Mnicha,
zwanego Odnowicielem Katolickiej Wiary W Polsce, na tron wstąpił syn Aldony
huńskiej i Chrobrego, Masław, i szlachta koronowała go elekcyjnym królem
polskim.
Komuś tu się coś z Batorym
pomieszało.
Kolejnym gierojem nad gieroje był
Bolesław Śmiały, któremu wprawdzie udało się zdobyć jedynie koronę cesarską
Wschodu. Miał ochotę na więcej, więc Niemce napadli na Polskę do spółki z Bizancjum!
Co na to kroniki bizantyjskie, ja się pytam? W każdym razie Niemcy nie chcieli dopuścić,
aby Śmiały odrodził imperium słowiańskie, ale przed nim trzęśli tyłkiem
i nie mogli go załatwić konwencjonalnie w bitwie, więc kazali zdrajcy
Stanisławowi obłożyć go klątwą. P. Szydłowski wyobraża sobie klątwę kościelną jako
coś pośredniego między infamią a wyrokiem mafijnym… Gdyby nie biskup Stanisław,
to do dziś do Polski by należała Ruś, Ukraina, Węgry i Germania, a tak to
jeszcze Kadłubek kanonizował go za jego straszną zdradę.
Kadłubek w ogóle musiał być
niezłym hardkorem. Nie tylko pełnił funkcję rektora Niewidocznego Uniwersytetu
na Wawelu, nie tylko kanonizował św. Stanisława, ale jeszcze koronował
Kazimierza Sprawiedliwego na króla Polski. Wygląda na to, że pierwszego Papieża
Polaka mieliśmy kilka wieków wcześniej, niż się powszechnie przypuszcza. Zaraz,
co ja gadam? Przecież według p. Szydłowskiego pierwsi Polacy zostali papieżami
już w X w., kiedy to Ottonowie wykończyli szwabskich papieży i osadzili
własnych.
Po Śmiałym następuje Władysław
Sherman. Marionetka Niemców i Kościoła, kontrolowana przez niejakich
„platynów”.
Typowy platyn. |
Jednym z nich był TW „Sieciech”,
w rzeczywistości Rzymianin Setegius (!) Nadano mu tytuł „Pobożnego”, z tym, że
p. Szydłowski nie może się zdecydować, czy było to w nagrodę za likwidację
dwóch arcybiskupstw, „co wiązało się z utratą niepodległości”, czy za to, że na
wyraźny rozkaz papieski zaadoptował Zbigniewa, jednego z wielu papieskich
bękartów, którymi „Watykan” obsadzał trony w całej Europie. Nic dziwnego, że Bolesław
chodził tak bardzo tym wszystkim zniesmaczony, że aż został Krzywoustym.
Bolek Krzywousty – ten to dopiero
był gość, ostatni wiking. Mianował się nie królem, tylko
cesarzem, po czym odebrał hołd od Rusi Kijowskiej i Węgier, gdzie zresztą cała
szlachta i tak była polska, podbił też Danię i Czechy. W następnej kolejności natarł
na Partów na Rusi i Niemców na Węgrzech, masakrując ich jak Korwin lewaka. Cesarz
próbował przywrócić na tron polski Zbigniewa. Na to Książe Północy
odpowiedział: „Pocałuj mnie w dupę” i tak zaczęła się wojna.
W Polsce Jagiellonów każdy Polak wiedział, że największą bitwą
średniowiecza była bitwa pod Psim Polem, którą historycy od wieków
ukrywają, poczynając od Galla, któremu nie wolno było pisać o klęsce watykańskich wojsk. Papież wysłał przeciw Polakom
Włochów, Niemców, Sasów i Czechów (pamiętajmy, że Sasi to w tej narracji
odgałęzienie Lechitów), Polacy przyprowadzili kumpli z Węgier i Rusi, a także
partyjskich łuczników, którzy zatrutymi szczałamidokonali masakry
wśród wojsk niemieckich. Skoro jednak
była to bitwa POD Psim polem, to nic dziwnego, że przez tyle lat wiedza o niej
pozostawała w podziemiu.
Rozbicie dzielnicowe widzi p. Szydłowski jako ni mniej
ni więcej, tylko pierwszy rozbiór Polski! Papież wymusił bowiem na Krzywoustym
niekorzystny testament, wskutek którego Polska straciła Pomorze, Slawonię i Koryntię. Dwie ostatnie w tamtych czasach
leżały między Łabą a Odrą, a dopiero później jakimś cudem przeniosły się nad
Adriatyk.
W okresie rozbicia było różnie, raz poprzecznie, raz
podłużnie. Na Polskę ruszyła, między innymi, III krucjata. Tym razem podporządkowanie
sobie Polski poszło znacznie szybciej, niż teutońscy oprawcy wraz z
angielsko-francuskimi sojusznikami się spodziewali, więc Fryderyk Barbarossa
nie miał co robić i jakoś tak mu się poszło do Palestyny.
Ale poza tym jednym wyjątkiem – bujda z chrzanem, że w
czasie rozbicia dzielnicowego kraj był słaby. Król (!) Kazimierz Sprawiedliwy
wraz z Konradem Mazowieckim najpierw przyłączyli do Polski Pomorze, a potem
odwiecznie polską Litwę, Prusów i jakichś tajemniczych „Jadźwigów”.
Niezwykle doniosłe było tu małżeństwo Konrada z córką
księcia nowogrodzko-siewierskiego. P. Szydłowski zupełnie się tu zakałapućkał.
Już mniejsza o to, że jego zdaniem książę ten był Polaninem (no bo w końcu kto
nie był?), ale najwyraźniej jego domena obejmowała… z jednej strony Nowogród
Wielki, a z drugiej strony księstwo siewierskie. Tak, to samo, po drodze z
Częstochowy do Katowic, gdzie się do niedawna zawsze robiły korki na trasie. To
zupełnie tak, jakby mówić, że Nowy Orlean składa się z Orleanu i Nowego Sącza.
W każdym razie córka tego księcia była jakoby królową Prus i Litwy…
Dzięki
swej żonie Agafie Konrad stał się też władcą wedyjskich chrześcijan nazywanych
przez katolików poganinami. W tej części wywodu linia tyłka (bottom
line) jest taka, że Konrad wcale nie sprowadzał Krzyżaków przeciw Prusom,
bo po co miałby zwalczać własnych poddanych, a tylko papież napuścił na niego
swoje zbrojne ramię:
Na
Konrada Mazowieckiego, który się koronował na króla Polski i próbował
zjednoczyć dawną Polskę jako Sarmację, Kościół rzucił klątwę i sprowadził na
niego Krzyżaków, Kawalerów Mieczowych i templariuszy.
Ci
ostatni z pewnością byli niewidzialni, w odróżnieniu od takich powszechnie
znanych zakonów rycerskich jak cystersi i bernardyni (na 200 lat przed
utworzeniem!), a cała ta wesoła czereda krzyżowa musiała się jakoś pomieścić na
Ziemi Chełmińskiej.
Samych
Krzyżaków p. Szydłowski nazywa Zakonem Marii Panny
z Jasnej Góry. Jako obywatel miasta
Cz. mogę jedynie powiedzieć: cie choroba! Ogólnie rzecz biorąc, nie mogę
się oprzeć skojarzeniom z wypocinami Henryka Longina Rogowskiego.
Wyprawy krzyżowe na Konrada były trzy. Trzecia, najdłuższa,
pod wodzą pieska papieskiego Henryka Brodatego, zaczęła
się w roku 1219, a
skończyła w 1922. To się nazywa
długodystans! W sumie nie wiadomo, po kiego dzwona oni tę krucjatę prowadzili
aż 700 lat, skoro już w 1223 Krzyżacy zdobyli Ziemię Chełmińską… i Księstwo
Siewierskie.
Kapłan
niewiedzy
Niezwykle interesująco wygląda
kwestia religii starożytnych Lechitów. Było to mianowicie chrześcijaństwo
wedyjskie, czyli gnostyckie. Tu pojawia się motyw Wed alias Wiedzy vel gnozy,
jako podstawy wiedzy o wszechświecie i zadinozaurzających inne planety
cywilizacjach wedyjskich, u nas znanych jako aniołowie.
Ptolemeusz,
aleksandryjski kapłan Wiedzy, wyznawał tą samą religię, co polskie kapłanki
Wiedzy – wiedźmy.
Byłżeby zatem Ptolemeusz
wiedźminem?
O Cyrylu i Metodym też p.
Szydłowski nie słyszał (phi, poza tym najwyraźniej z całej mitologii słowiańskiej
kojarzy jedynie Światowida!) i pojęcie „obrządku słowiańskiego” interpretuje
jako wedyjskie chrześcijaństwo oparte na wierze nie w Jezusa z Judei, tylko w
Jezusa astralnego, czyli w Pierona. Tę samą religię wyznawali Spartanie i
Mongołowie. Mimo wszystko jednak Mieszko I przed przyjęciem chrześcijaństwa był
zoroastrystą, dlatego i bił monety ze swastykami.
Co jeszcze wiemy o wiedźmach?
…latały z Łysej Góry
nie na miotłach, a na wimanach, i były to wimany tego samego typu, na których
król Salomon latał pomiędzy Indiami a Etiopią i Egiptem.
Myślicie, że Łysa Góra nazywa się
tak dlatego, że nic na niej nie rośnie? Błąd! To góra poświęcona Zeusowi
Łyskającemu, w skrócie Łyskaczowi, na której do dziś jest lądowisko dla
wiman, założone jeszcze przez Zaratustrę. Przy okazji była także
miejscem narodzin Mitry, Górą Ojca (Lelum) i Syna (Polelum). Fakt, że nie
znaleziono tam żadnej ceramiki ani w ogóle czegokolwiek, wynika z faktu, że
było to lotnisko, więc postronnym wstęp był wzbroniony.
Poza tym na Łysej Górze mieszczą
się do dziś trzy potężne podziemne zbiorniki na wodę o pojemności ok. 1200 metrów
sześciennych , ale archeologia polska ma to w
przysłowiowej dupie, mimo że w 1964 r. spuścił się do zbiorników
konserwator zabytków i popłynął na pontonie.
Oj, autor tych teorii też sobie
nieźle popłynął. Wiele wskazuje też na to, że musiał być wyznawcą Łyskacza.
Zoroaster, czyli Daniel, również
latał na wimanie i król babiloński bał się go
panicznie; ryjąc twarzą posadzki, padał przed nim na twarz.
Mnie do zrycia posadzki wystarczy
zapoznanie się z twórczością p. Szydłowskiego, ale z pewnością nie z panicznego
lęku.
A teraz, na kóniec programu… Proszę
państwa, oto potwierdzenie kunsztownego warsztatu Pawła Szydłowskiego,
obracające w ostatnią pierzynę akademickich nieuków i tego kanciarza Lelewela
produkującego fałszywe tłumaczenia, ostateczny argument of death:
Każdy, żeby sprawdzić,
jakim oszustem był Lelewel i każdy powtarzający po Lelewelu historyk, niech na
Goglu włączy tłumacza i niech wpisze po polsku „Królestwo Gotów i Jadźwigów”.
Proste! Nie trzeba naukowców, wystarczy komputer!
Na swoje nieszczęście, Lelewel
nie miał komputera z dostępem do Google Translate.
No i powiedzcie sami, czy w
szkole albo na uczelni by wam opowiedzieli takie fenomenalne kocopoły?
Trzy dni przedzierałam się przez ten post. Nie dlatego, że mnie znudził czy coś, bo jest on bardzo ciekawy i dobrze sporządzony. Po prostu takie mi to robi pranie mózgu, że nie mogę wszystkiego naraz zażywać. W końcu doczytałam całość i powiem, że robi wrażenie. To jest piękne, że jakiś człowiek spisał historię Polski od nowa. I to nie byle jaką historię, a pełną herosów, spisków, a co najważniejsze - pokazał nas jako Wielkich Panów niesamowicie pokrzywdzonych przez los. A to takie w sumie fajne, że Polacy lubią czuć się legendarni, więc tworzą legendy.
OdpowiedzUsuńBardzo miło było przebrnąć przez ten tekst z Babatunde. Parę razy nieźle się uśmiałam jak przy dobrej analizie opka.
Rozważam sequel, poświęcony tym razem równie odlotowemu podejściu pana Sz. do historii judaizmu i chrześcijaństwa, być może z jednak ekskursjami w stronę niemedycyny. Ale najpierw mózg musi mi znacznie odpocząć. Pozdrawiam!
UsuńJakie to śliczne <3
OdpowiedzUsuń