środa, 12 grudnia 2018

Seryjale latoś widziane


Dzięki dostępowi do HBO mogłem się ostatnio przymierzyć do kilku wyprodukowanych przez tę stację seriali. Na temat Gry o tron już tu wcześniej pisałem, ale dopóki nie ma ósmego sezonu, postanowiłem sprawdzić inne propozycje.


Zakazane imperium (Boardwalk Empire)
Na pierwszy ogień poszła pięciosezonowa opowieść o Enochu (Nuckym) Thompsonie (Steve Buscemi), skarbniku hrabstwa New Jersey, który w latach prohibicji, oprócz mniej lub bardziej nieczystej działalności potylicznej, zakulisowo kieruje nielegalnym biznesem alkoholowym w Atlantic City. Pewnym symbolem jego domeny jest tu tytułowa (w wersji angielskiej) promenada. W produkcji maczali palce Martin Scorsese i Marky Mark Wahlberg.
            Oprócz postaci historycznych, takich jak Al Capone (świetny Stephen Graham), Meyer Lansky, Lucky Luciano czy sekretarz Andrew Mellon, występują i fikcyjne. Sam Nucky oparty został częściowo na Enochu Johnsonie, historycznym bossie Atlantic City, ale jest jednak kreacją autorów. Do ważniejszych osób dramatu należy też Margaret Schroeder, imigrantka z Irlandii (nazwisko po okrutnym mężu, Niemcu), mająca funkcjonować jako kompas moralny przy tych wszystkich przestępcach i obszustach, ale momentami bywa ona denerwująca. Młody, ambitny weteran I wojny światowej Jimmy Darmody, protegowany Thompsona, a potem jego przeciwnik, kojarzy mi się wzrokowo z doktorem Chase’em z House’a, za to brat głównego bohatera szeryf Eli Thompson – z doktorem Wilsonem. Do mocnych elementów obsady należy Albert „Chalky” White, przywódca społeczności afroamerykańskiej w mieście. Pojawia się ponadto oszpecony na twarzy zabójca kryjący w sobie nadspodziewanie wielką wrażliwość, choć William Harrow jest o wiele bardziej cynamonowy niż Sandor Clegane. Natomiast matka Darmody’ego jest ruda, egoistyczna i żenująca, przez co trudno się uwolnić od skojarzeń z pewną znaną autorką bezselerów.
            O tym, jak pieczołowicie autorzy podeszli do prezentacji realiów, świadczy fakt, że już w pierwszym odcinku u jednego z muzyków w klubie Babette można  wypatrzyć skrzypce Stroha z charakterystyczną blaszaną tubą. Serial ma pięć sezonów, przy czym najlepsze są pierwsze trzy, a potem im dalej, tym więcej dłużyzn. W czwartym sezonie głównym przeciwnikiem Thompsona staje się doktor Narcisse, afroamerykański gangster pod przykrywką działacza społecznego, grany przez Jeffreya Wrighta. Jak już wezmą się za kręcenie „Wieśmina”, to może bez przesady z Kanye Westem w roli Jaskra, ale Wright powinien być Vilgefortzem! Tak czy owak, wydaje mi się, że potencjał tej postaci nie został do końca wykorzystany.
Nikt nie odważył się jemu powiedzieć: "Nucky, shut the **** up!"


Babylon Berlin
Też serial o okresie międzywojennym, ale dla odmiany w Niemczech. W latach dwudziestych trafia z Kolonii do Berlina policyjny śledczy Gereon Rath, by rozpoznać sprawę kompromitujących zdjęć wykonanych paru kolońskim prominentom. Na nowym stanowisku współpracuje z niespecjalnie sympatycznym Bruno Wolterem oraz nawiązuje znajomość z młodą sekretarką Charlotte, dorabiającą w nocnym klubie jako luksusowa prostytutka. Poznają się w sposób iście opkowy – wpadając na siebie po wyjściu z windy, przy czym rozsypują im się niesione zdjęcia: on ma pornuchę, ona – fotografie ofiar morderstw. Tymczasem granicę ZSRR przekracza pociąg z tajemniczym ładunkiem, na którego przejęcie bardzo liczą działający w Berlinie członkowie emigracyjnej organizacji trockistów – ale sprawą zainteresowane jest także NKWD, jak i biała arystokratka śpiewająca w jednym z kabaretów. Osobną grę prowadzi “czarna Reichswehra” – tajny spisek prawicowych wojskowych dążących do restytucji monarchii. Przy takiej kombinacji intryg zarówno wrogiem, jak i sojusznikiem może się okazać ktoś najzupełniej nieoczekiwany.
            W powszechnej świadomości międzywojenne Niemcy kojarzą się głównie z Hitlerem i nazizmem, zaś Babylon Berlin rzuca światło na okres Republiki Weimarskiej, kiedy to Berlin był najbardziej rozrywkowym miastem Niemiec. Naziści, dopiero rosnący w siłę, odgrywają tu rolę marginalną, ale znaczącą, a znacznie więcej miejsca poświęcono potężnym wówczas niemieckim komunistom. Wraz z bohaterami trafiamy w różne środowiska – od nędznych mieszkań robotniczych po wypasione restauracje, gdzie podaje się ludzinę. Starannie też dobrano muzykę z epoki. Serial ma dwa krótkie sezony, ale na HBO Go są one prezentowane jako jeden. W przyszłym roku ma się ukazać kolejny.
Wild Ferry appears!



Who Is America?
            Za namową kuzyna postanowiłem zobaczyć, co ostatnio wysmażył Sacha Baron Cohen. Człowiekowi temu są zasadniczo obce granice dobrego smaku, jednak niekiedy udaje mu się mistrzowsko podpuścić rozmaitych, jak to się dzisiaj mówi, dzbanów, żeby pokazali swoje prawdziwe oblicze. Tym razem, zamiast filmu pełnometrażowego, nakręcił miniserial, w którym wciela się w kilka różnych osób. Raz mu to wychodzi gorzej, a raz lepiej. I tak, jako Billy Wayne Ruddick Jr., prawicowy spec od teorii spiskowych, próbuje zainteresować rozmówców swoimi „porażającymi odkryciami”, jako były więzień Rick Sherman wmawia ludziom kultury, że jego dość obrzydliwe wytwory są dziełami sztuki, a jako Gio Monaldo, obrzydliwie bogaty i przedmiotowo traktujący kobiety włoski milioner, wydobywa chciwość i mizoginię z celebrytów i powiązanego z nim biznesu. To były te słabsze przypadki. Do lepszych należy dr Nira Cain-Ndegeocello, wykładowca gender studies, czyli parodia amerykańskiej skrajnej lewicy, a zarazem wyobrażeń prawicowców o tejże. Jest to po inteligencku dobroduszny naiwniak – to spróbuje zainteresować republikańskiego polityka ilustrowaną książeczką, mającą tłumaczyć najmłodszym, do czego służy pornografia, to znów przeprowadza z ksenofobicznymi mieszkańcami Arizony konsultacje na temat projektu wielkiego meczetu w ich miasteczku.
            Najlepiej wypadł generał major kapral porucznik starszy sierżant kapitan pułkownik Erran Morad, ekspert od terroryzmu „nie z Mosadu”, mówiący z bulgoczącym hebrajskim akcentem i prowadzący idiotyczne „szkolenia antyterrorystyczne” dla prawicowców. Za jego sprawą Jason Spencer, stanowy deputowany z Georgii, znany z zawoalowanych gróźb pod adresem krytykującej go dziennikarki, złożył mandat po tym, jak Morad nakłonił go do biegania ze spuszczonymi portkami i wrzeszczenia „N****r!” Innym razem izraelski antyterrorysta wykopał skądś trzech internetowych hejterów i w ramach nauki udawania liberała sprawił, że komplementowali się nawzajem i symulowali zbiorowy gwałt na kukle Donalda Trumpa. Podejrzewam jednak, że na każdą z udanych mistyfikacji, które wyemitowano, przypadło ileś tam prób nieudanych, kiedy „ofiary” przejrzały Barona Cohena zawczasu.



Wataha
Dla odmiany polski serial, ale też z HBO. Tym razem jest to kryminalno-sensacyjna opowieść o funkcjonariuszach Straży Granicznej, działających w malowniczych plenerach Bieszczadów. Główny bohater, którego gra Leszek Lichota (nieco podobny do młodego Żebrowskiego), traci kolegów i partnerkę, gdy ich stanica wylatuje w powietrze. Naturalnie od razu staje się głównym podejrzanym, a na bieszczadzki odcinek zostaje wysłana nowa ekipa, na której czele staje komendant Markowski (grany przez Andrzeja Zielińskiego). Widz jednak szybko spostrzega, że jeszcze bardziej złowieszczą rolę odgrywa kumpel głównego bohatera, „Grzywa” (Bartłomiej Topa). Wszystko to prowadzi do całkiem złożonej intrygi, związanej oczywiście z przemytem, także imigrantów. Sezony są dwa.
            Przede wszystkim rzucają się w oczy malownicze bieszczadzkie plenery, choć niektórzy krytykują, że Wahata wpisała się w konwencję „wrzucić trochę zdjęć z drona i jakoś to będzie”. Generalnie oglądamy specyficzny, prowincjonalny kawałek Rzeczypospolitej (nawiasem mówiąc, główny bohater jest synem grekokatolickiego księdza). Co prawda momentami zdarzają się i dłużyzny, a nagromadzenie intryganctwa sprawia, że widz może przestać nadążać za tym, kto ma jakie motywacje i kto komu chce zrobić kuku. Nie spotka się też z uznaniem wszystkich fakt, że prokuratorka Iga Dobosz zachowuje się jak prokuratorzy w amerykańskich filmach i niemalże temi ręcami próbuje prowadzić śledztwo.



Młody papież (The Young Pope)
Parę lat temu moja była znajoma bardzo wychwalała ten serial autorstwa Paolo Sorrentino. Wasia Zajcew Jude Law wciela się w nim w Lenny’ego Bellardo, amerykańskiego kardynała, który zostaje wybrany na nowego papieża i przyjmuje imię Piusa XIII. Stara się być zupełnie inny niż jego poprzednik i zerwać zupełnie z dotychczasowymi metodami papieżowania – z czasem dowiadujemy się, że jego zwrot ma charakter konserwatywny. Pius XIII jest tajemnicą dla wiernych, ale także i sam dla siebie.
Serial został zrobiony w sposób „artystyczny”, to znaczy występuje w nim dużo malarskich, symbolicznych czy metaforycznych ujęć, a elementy groteskowe przeplatają się z całkiem poważnymi. Trzeba przyznać, że ze względu na niespieszne tempo narracji, jak i ogólną problematykę, może się szybko znudzić komuś, kogo po prostu nie jara tematyka katolicko-watykańska. Kolejną przeszkodę w oglądaniu stanowi brak postaci pozytywniejszych, z którymi by można się identyfikować. Na nieodległą przyszłość zapowiedziany jest drugi sezon, z Johnem Malkovichem.
Zakonnice na boisku zawsze na probście.


Snowfall
Od pewnego momentu wyświetlała mi się na HBO zapowiedź nowego serialu. Ponieważ lubię filmy w klimatach kryminalno-sensacyjno-gangsterskich, jak i takie z akcją w Los Angeles, jak również klimat amerykańskich lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – postanowiłem spróbować z tym całym Snowfall.
            Akcja kręci się wokół kilkorga bohaterów, których odrębne wątki wiążą się za sprawą kokainowych interesów. Jest więc młody Afroamerykanin o imieniu Franklin… Nie, serio, nic mi się nie pomyliło z GTA V. W odróżnieniu od mieszkającego w fikcyjnym odpowiedniku LA Franklina Clintona, jego imiennik nazwiskiem Saint „dobry chłopak był i mało pił”, a nawet miał za sobą ukończone liceum w San Fernando Valley. A że przy okazji dilował na dzielnicy marychę w ramach wujowskiego biznesu, to już drobiazg. W pierwszym odcinku zostaje jednak on wmanewrowany w sytuację, przez którą, nie całkiem z własnej woli, przebranżawia się na kokainę. Kolejna postać to Bernardo zwany „Oso” – luchador dorabiający sobie jako enforsjer dla mafii meksykańskiej, na której czele stoi niejaki Ramiro. Syn tego ostatniego, Pedro, angażuje Oso do prostego zadania, które nieoczekiwanie bardzo się komplikuje i zarazem komplikuje stosunki w rodzinie – te zaś oglądamy także z punktu widzenia Lucii, bratanicy Ramira. Czwartym z głównych bohaterów, zresztą moim najmniej ulubionym, jest Teddy McDonald, agent CIA zamieszany w sprawę handlu kokainą, z którego środki mają finansować nikaraguańskich partyzantów „contras”. Ich przedstawiciel, Alejandro, jest tak uderzająco podobny do Freddiego Mercury’ego, że nawet jedna z epizodycznych postaci zwraca na to uwagę. Oprócz głównych bohaterów występuje też masa interesujących typów w rolach drugo- i trzecioplanowych, jak niezrównoważony izraelski gangster Avi Drexler.
Często leje się tu krew, a dialogi bywają mocno rynsztokowe, za to z zadowoleniem stwierdzam, że Snowfall oglądałem w napięciu: unika on dłużyzn, które męczyły mnie w paru wyżej wymienionych serialach. No i oczywiście sam klimat Los Angelesu i określonej epoki (budowany m.in. przez ścieżkę dźwiękową) robi swoje. Jak wynika z internetów, serial ma dwa sezony, ale na HBO na razie dostępny jest tylko pierwszy.



Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy
Oprócz tych wszystkich nowych produkcji z HBO zajrzałem jeszcze do klasyki TVP. Serial z początku lat 80. opowiada o walce Wielkopolan o zachowanie polskiej tożsamości pod panowaniem pruskim. Akcja rozciąga się na przestrzeni ponad wieku – od 1815 do 1918 roku, a jako głównych bohaterów śledzimy zarówno fikcyjną rodzinę Frankowskich, jak postaci historyczne.
               Mamy tu do czynienia z rozdziałem historii Polski traktowanym dość per noga w powszechnym odbiorze, w dodatku często u nas odsuwanym na boczny tor przez kombinację warszawocentryzmu i kresonostalgii. Co jednak istotniejsze i wcale w krajowej kulturze nie takie częste, serial przedstawia daremność walki zbrojnej Polaków w obliczu silniejszego przeciwnika, a za to sukcesy, jakie przyniosło skupienie się na innych metodach – edukacji, gospodarce i ogólnie stowarzyszaniu się. Trzeba jednak przyznać, że trochę batalistyki też się znalazło, szczególnie w ostatnim odcinku, poświęconym powstaniu wielkopolskiemu.
Jak to zwykle w polskich serialach, znanych aktorów z górnej półki jest tu cała mynga.  Dezyderego Chłapowskiego gra Krzysztof Kolberger, doktora Karola Marcinkowskiego – Mariusz Benoit,  Hipolita Cegielskiego – Wojciech Pszoniak. Poza tym pojawiają się np. Marek Siudym, Anna Nehrebecka, Grażyna Szapołowska, Beata Tyszkiewicz, Henryk Talar, Kazimierz Kaczor i stale przeze mnie z nim mylony Krzysztof Kowalewski, a nawet Machalica starszy i młodszy (grający postacie ze sobą niespokrewnione – Henryk pruskiego urzędnika, a Piotr księdza Wawrzyniaka). W roli Otto von Bismarcka wystąpił zaś zmarły niedawno Gustaw „Lohse” Lutkiewicz.
Serial nakłonił mnie, abym poszerzył zainteresowanie tematem, np. sprawdził, czy hrabia Edward Raczyński (ten od Biblioteki Raczyńskich) rzeczywiście zastrzelił się z armatki wiwatowej.
A jak się nazywa ten aktor? Nie pamiętam...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz