wtorek, 11 lutego 2020

2019 - rok bardziej kotowaty od innych


Cóż można powiedzieć po kolejnym roku? W potylice i środowisku naturalnym tradycyjnie syfistwo i choć robię, co mogę (a nawet wszyscy kandydaci, na których głosowałem, zostali wybrani), to nie spodziewam się radykalnej poprawy. A tymczasem Inżynier Kostka i współpracująca z nim podobno triada Chan Yut Hak nadal nie zostali pociągnięci za konsekwencje.
"Doing all you can, brother?"

Za to z mojej indywidualnej perspektywy nie było najgorzej. Cały rok przeżywałem szaleństwo na punkcie zorganizowania sobie kota – i wreszcie pod koniec mi się udało. W tak zwanym międzyczasie zawarłem znajomość z wieloma innymi w mieście i poza nim. Zaliczyłem kolejne województwa na mapie Polski i w większości z nich pogłaskałem kilkanaście interesujących kociambrów.
Król Deptaku
Życie towarzyskie pozostawało bez zmian. W dziedzinie zawodowej prawie cały rok doiłem jedną książkę, ale za to nagrodzoną Pulitzerem. Zastój nastąpił za to w dziedzinie twórczości ludowej: brak weny doskwierał mi na tyle, że zamiast kontynuować dotychczasowe historie, zabrałem się za generalne przerabianie niektórych. Niniejszego blogu też nie odpuściłem. Notek było 18, czyli mniej niż poprzednio, średnio co druga poświęcona płytom, bo i albumów muzycznych kupiłem w 2019 wyjątkowo dużo. Liczba ta jest za to większa niż ogół moich notek z minionego roku na innych blogasach razem wziętych (11).
Statystykę książek i płyt przedstawię tradycyjnie w kolejnych nociach. Na razie dość powiedzieć, że tych drugich było więcej niż tych pierwszych. Nie udało mi się skompletować całości Queen, ale jestem na dobrej drodze, poza tym zdobyłem boks z całą dyskografią Republiki. W dziedzinie filmowej korzystałem silnie z dostępu do HBO, a tam oglądałem przede wszystkim seriale. Wiele osób się zgodzi, że najbardziej wyczekiwana premiera tego roku – ósmy i ostatni sezon Gry o tron – była równocześnie największym rozczarowaniem. Niezbyt ciepło też przyjąłem rodzime Ślepnąc od świateł. Za to całkiem pozytywnie zaskakuje Watchmen, kontynujacja słynnej przełomowej powieści graficznej, choć serialowy Doktór Manhattan jest za mało wyalienowany w porównaniu z tym, którego widziałem w filmowej adaptacji Zaka Snydera. Poza tym na pierwszy plan wysuwa się węgierskie Złote życie oraz mózgotrzepny Legion na motywach komiksów Marvela. Wciągnęły mnie też marvelowskie filmy pełnometrażowe, choć obejrzałem tylko kilka, i to niechronologicznie.
Z innych produkcji filmowych widziałem dwa klasyczne produkty z Johnem Travoltą – musical Grease mi się bardzo podobał, natomiast Gorączka sobotniej nocy już mniej; ten ostatni film miał wprawdzie większy wpływ na kulturę, ale w Grease przynajmniej nikt nikogo nie gwałci ani nie spada z mostu. Niewiele za to grałem w grę – jeśli już, to prawie wyłącznie Skyrim oraz GTA V.
Saturday Night Fever
Jeśli chodzi o operacje Niezatapialnej Armady Kolonasa Waazona, zupełnie już się opuściłem. Katowana była chrylogia erratyczno-sensacyjna Blanki Lipińskiej, której część wejdzie za parę dni na ekrany, lecz nie brałem w tym udziału, dopisałem się chyba tylko do dziełka historycznego, o czym niżej.
Dzięki śledzeniu kanałów społecznościowych Olgi Drendy i jej środowiska wkręciłem się w poszukiwanie wyrobów, przejawów ludowej pomysłowości, reliktów poprzednich dekad i malowniczej brzydoty. Ostatnio mój obiektyw kieruje się głównie na ogrodzenia, szyldy, maszkarony, kariatydy, rzeźby plenerowe, niestandardowe budynki i tym podobną materię.
"Mój stary to fanatyk wędkarstwa"


Styczeń

Tragedią, która w pierwszym miesiącu wstrząsnęła Polską, było morderstwo prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, na scenie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Akurat dzień, gdy dowiedziałem się o jego śmierci, był jednym z pierwszych, w którym miałem okazję widzieć śnieg i wielką gołoledź. Musiałem akurat wyjść i byłem świadkiem kilometrowych korków.
Na Histerykach mądratorzy utrzymywali dyskusję o Adamowiczu w ryzach, i to dość skutecznie. Przyfrunął za to fan Korei Północnej, który wrzucał propagandowe materiały o niezwykle walecznych zwycięstwach towarzysza Kima w wojnie wyzwoleńczej przeciwko Japonii. Najważniejszym była wielka bitwa pod Pochombo, w której waleczna koreańska brygada partyzancka zaatakowała posterunek policji i pocztę, zabijając restauratora oraz córkę nauczyciela, a policjanci uciekli. Cytat: „Był rzeczywistym bohaterem: walczył przez dekadę w srogim zimowym środowisku, gdzie temperatura spada czasami do –50 stopni”. Wygląda na to, że musiał zaliczyć Westeros.
- Nie podobuje mie sie!
Pewnej soboty miałem na działce istną „pieśń lodu i ognia”. Postawiłem krzesło w pewnej odległości od piecyka, wyszedłem na jakiś czas na zewnątrz, a kiedy wróciłem, krzesło się już tliło. Zaraz je wyniosłem  i natarłem śniegiem. Miałem szczęście, że nie zostałem dłużej na dworzu.

  
Luty
Ferie zimowe oznaczały pierwszą ważniejszą wycieczkę w tym roku: do Wisły. Obszerne i-tu-i-tam-rarium z tego miasta już kiedyś zamieściłem, ale tym razem miałem okazję zobaczyć ją pod śniegiem. W niektórych miejscach hałdy śnieżne miały z półtora metra i dokumentnie blokowały chodniki. 

 Mieszkaliśmy dość daleko piechotą od centrum, za to blisko rezydencji Orła Zwisłego. Dom jest położony na wysokiej skarpie i mało widoczny od ulicy, ale i tak ciągle się ktoś przed nim zatrzymuje i podziwia.
Chałpa Małysza
Jedną z atrakcji była wycieczka objazdowa z przewodnikiem za pomocą wózka z wagonikami, stylizowanego na parowóz. Zawiózł on nas na skocznię narciarską w Wiśle-Malince, nazwaną imieniem słynnego kierowcy rajdowego.
W tym roku Turniej Jednej Skoczni wygrała Cynthia Ratrak
Innym punktem zwiedzania był położony na uboczu zamek prezydenta RP, ale mnie znacznie bardziej zafascynował budynek o nazwie „Wisła Mountain”. Podwórze wypełniały rozmaite prefabrykowane figury: harnasie, Wykrzywiony Kucharz, jelenie, orły, wiewiór z Epoki lodowcowej, Niesamowity Plująk-Man, Kaczan Ronald i kto tam jeszcze. Miejscowi mówią, że tylko jeszcze brakuje, żeby się pies tam wydyfekowoł. Arcydzieło kiczu!

Z Wisły wybraliśmy się do Cieszyna. W odróżnieniu od małżonki, byłem tam już kilka razy i pokazałem jej najważniejsze elementy miasta, zarówno po polskiej, jak i cześkiej stronie. Przy Studni Trzech Braci próbowałem się zaprzyjaźnić z czarno-białą kotką, ale mnie podrapała, aż musiałem iść po pirytus do apteki.
Fierce Creature
Tymczasem na Histerykach w dziale historii religii zaczął grasować hardkorowy katolik, który wykłócał się z forumowymi protestantami, kto jest bardziej tró chrześcijaninem, i ogólnie się wymądrzał, m.in. zawędrował do działu o teorii ewolucji, gdzie polecał poczytać „Encyklikę Pius’a XII”.


Marzec

W marcu wybraliśmy się na kolejną, krótszą wycieczkę do miasta zwanego przez niektórych Katowicz. Serce Ślunska zmieniło się sporo, od kiedy ostatnio je zwiedzałem, a w każdym razie zmieniło się na lepsze jego ścisłe centrum.
Jakieś takie czystsze i nowocześniejsze.
 Koło Spodka zastałem nieznaną mi dotąd konstrukcję ze sztucznych pagórków i ostrokątnych płyt kamiennych, ale nie mogłem podejść bliżej, bo policja pilnowała. Prawdopodobnie odbywał się tam jakiś jubel partii rządzącej.

 Poza tym rozważaliśmy przejażdżkę do Chorzowa albo Bytomia, ale w ostatniej chwili uciekłem z tramwaju.
"Twoja twarz grzmi znajomo"
Na Histerykach nie ustają pyskusje w Maglownicy. Różne już widziałem argumenty w przedmiocie LGBT, ale kiedy jeden mądrala porównał małżeństwa jednopłciowe do zawodów koszykówki dla osób poniżej 180 cm wzrostu, spadłem z krzesła. W temacie o genderze wymądrzał się też forumowy hodowca koni, zarzucając darwinizmem społecznym w rodzaju, że liczy się tylko sukces reprodukcyjny, a nie czyjekolwiek dobre samopoczucie. Po tym, jak napisał, że nie szczepił córki, bo źrebiąt się też nie szczepi w pierwszym roku życia, odnoszę wrażenie, że on po prostu nie widzi różnicy pomiędzy ludźmi a końmi. Tymczasem w dziale „Historia religii” po kilkudniowej debacie dyskutanci nie zdołali zdecydować, z którym konkretnie prawem natury sprzeczne jest zmartwychwstanie.
Dół formularza
To na pewno nie jest koń.


Kwiecień

W kwietniu wyjątkowo – zamiast w maju – pojechałem na Mazury, a nawet spędziłem tam Wielganoc. Pierwsze, co się zauważało, to że Barney przestał już być menelem podwórkowym i wreszcie (w lutym) dał się namówić na siedzenie w domu. Mało tego, stał się psem kanapowym. Co prawda nadal dochodziło do napięć z Jeżynem, który, jako saniec dominujący, zabierał Barneyowi zabawki i przekąski.

W czynie społecznym przeszliśmy się po okolicy z workami na śmieci. Jak one, te ludzie, brudzą, to opadają ręce… Szczególnie popularnym odpadem były „małpki” po wódce i puszki po piwie.
Żubrówka de luxe? Witcher, please...
Nie zabrakło interakcji z kotami, choć miały one bardziej dramatyczny przebieg niż w ostatnich latach. Przed moim przyjazdem Una ponownie zaszła w ciążę (wskutek niefortunnego „okienka” w podawaniu antykoncepcji) i za mojej bytności urodziła. Niestety, wkrótce po zdobyciu sprawności kociego akuszera zostałem również kocim grabarzem, ponieważ młodsze rodzeństwo Unaków nie przeżyło, pomimo aktywnej pomocy i podawania specjalistycznego mleka. Po tym zdarzeniu Una została już wysterylizowana, ale dopiero gdy doszła do siebie.

 Jeżyn również miał problemy zdrowotne, więc należało go zabrać do weterynarza w mieście wielkim (bo ten dwie wioski dalej miał złamaną rękę). Przy okazji wyszło na jaw, że waży on 17 kilogramów. Ciężar ten może się wydawać stosunkowo niewielki, ale nie wtedy, gdy owe 17 kg miota się wściekle po płytkach, nie dając sobie założyć kagańca.
Po zadaniu sedatywu
Pod koniec pobytu zacząłem oglądać długo wyczekiwany przez widzów VIII sezon Gry o tron, a jakie z tego były efekty, to sam pan wisz.
Co zrobiłaby Lady Stoneheart, gdyby spotkała scenarzystów?
W kwietniu miał też miejsce skandal z nielubiącym bananów kierownikarzem warszawskiego Muzeum Narodowego oraz ogólnopolski strajk teacherów – co prawda w rodzinie mam ostatnio z tej branży albo emerytów, albo łamistrajków. Zdarzenia te zszokowały ponoć pewnego prałata i odbiły się także na Histerykach. Pewien użytkownik o długim stażu wypowiadał się przeciw nauczycielom bardzo emocjonalnie: sam chciał być kiedyś nauczycielem, ale przez lokalne układy nie dostał pracy, a poza tym nauczyciele to patologia, bo wpisują uczniom uwagi. Następnego ranka przeprosił: „Wczoraj dopadł mnie syndrom Kukiza”.
Sąsiad wpadł na wyżerkę
            

Maj

W tym miesiącu pojechaliśmy do Poznani, gdzie jeszcze nigdy na dłużej nie byłem. Zwiedziliśmy sporą część miasta, nie pomijając oczywiście sławetnych koziołków.

Nie czytałem jeszcze klasycznej Jeżycjady, a jej obraz mam spaczony analizami późniejszych, słabszych części, z nadirem w postaci McDusi. Mimo to musiałem się udać pod sławną kamienicę przy Grózwelta.

Cal Amburca
Innym ważnym punktem była poznańska Cycadela, a szczególnie znajdujący się tam cmentarz wojskowy. Oprócz sekcji polskiej, gdzie pochowani są polegli freedom fighterzy oraz żołnierze poznańskiego garnizonu i członkowie ich rodzin zmarli w czasie pokoju, jest tam również cmentarz radziecki oraz Wspólnoty Brytyjskiej. Na tym ostatnim leżą m.in. uczestnicy „wielkiej ucieczki” ze stalagu pod Żaganiem, ale także żołnierze I wojny uczestniczący w kampanii bałtyckiej i późniejszej interwencji w Rosji.
"Nasi tu byli"

W maju musiałem również przeżyć malowanie całego mieszkania i zagłosować w wyborach do parlamentu euro, jednak tym razem mój kandydat się dostał.
Bogdan i Deuterobogdan
Na Histerykach pojawił się temat o samcach alfabeta i już po 6 dniach naklachali 12 stron. Co się tam wyrabiało… Pojawiło się paru autentycznych incelów, hodowca koni dzielił się swoimi mundrościami na temat związków, wypływały jakieś dzikie teorie, że generalnie kobiety preferują u mężczyzn określony kształt szczęki i dlatego faceci się piorą po gębach, a jak jeden user napisał, że to jakieś bezedury, to go zwymyślali od Chadów.
"Zakaz wyprowadzania sów"


Czerwiec

Po raz drugi przez miasto Cz. przeszedł Marsz Równości. Tym razem było groźniej niż w zeszłym roku: maszerujący napotkali tłum igresywnych łysych byków, choć oficjalnie mowa była o „pielgrzymce podwórkowych kółek różańcowych”. Kółka te odmawiały mało znaną litanię złożoną głównie ze słowa wy****dalać. Miejscowy poseł półprawicy przechwalał się potem, że obronił Jasną Górę przed ludźmi, którzy w ogóle się tam nie wybierali.


Za to wśród samych uczestników – stuprocentowo pozytywna atmosfeira. Co prawda zaczepiał mie tam godny zaorania potyliczny patostreamer, ale nie zaszczyciłem go żadną wypowiedzią. Widziałem nawet sobowtóra najsłynniejszego polskiego lemologa. Sytuację ochłodził nieco ulewny deszcz.
Flaga poliamorystów - Donbas do góry nogami
Na Histerykach, w wątku na temat tzw. bykowego, pojawił się postulat: „Trzeba byłoby ustalić jakiś sposób zobiektywizowania brzydoty”. Tymczasem media obiegła wiadomość, że jakiś facet jeździł pijany czołgiem po ulicach Pajęczna. To rzuca pewne światło na tradycyjną niechęć częstochowian do kierowców z rejestracjami EPJ.
Pic unrelated
             Ogólnie rzecz bioręcy, w czerwcu panowały tak straszne upały, że miałem ochotę przejść na nocny tryb życia.

  

Lipiec

Centralnym punktem wakacji był wyjazd na wczasy do Demokratycznej Kotliny Kłodzka. Zostanie być może opisan w osobnej noci, do której już się ponad pół roku zbieram jak sójka za morze i pies do jeża.
Festung Quodzko
Innowacja polegała tą razą na tym, że wakacje były dwuczęściowe: tydzień na Ziemi Kłodzkiej, drugi tydzień w Szklistej Porębie i okolicach.
- I am inevitable.
- And I... am... Iron Man.
Pod sam koniec miesiąca nastąpiła potężna fala upałów, a ja akurat wtedy złapałem przeziębienie.
W taką pogodę nawet święty nie da rady bez wiatraczka.


Sierpień

Jakby mało było upałów, w sierpniu przydarzył się kryzys lekowy: w kraju zabrakło ważnych medykamentów, w tym także moich. Receptę na jedno opakowanie udało mi się zdobyć w innej części dzielnicy, ale po drugie musiałem pojechać aż do Gniezna.
Tie Fighter
Przy okazji zobaczyłem kawałek miasta powszechnie uważanego za pierwszą stolicę Polsky. Najważniejszą częścią tego kawałka była oczywiście katedra, a w niej słynne Drzwi Gnieźnieńskie.

Zwiedzanie z audioprzewodnikiem obejmuje zarówno główną nawę z trumną-relikwiarzem św. Wojciecha, jak też podziemia. Pochowani tam są arcybiskupi gnieźnieńscy, a wśród nich Jakub Świnka i Mikołaj Trąba. Prócz tego można se wejść na wieżę katedralną. Oczywiście skorzystałem z okazji, bo jeśli jest taras widokowy, to ja na niego wejdę.
Strażnik wieży
W trakcie wędrówek po centrum Schinesghe zabłądziliśmy z małżonką aż hen gdzieś na teren seminatorium duchownego. Znaleźliśmy także królów i króle. Posągi tych pierwszych, wielkości naturalnej (stoją albo siedzą) w różnych miejscach: Coleslaw Chrobry, Mieszko II, Coleslaw Śmiały, Przemysł II i Wacław II Czeski – wszyscy królowie koronowani w Gnieźnie. Króle natomiast – figurki królików z różnymi atrybutami – wydają się gnieźnieńskim odpowiednikiem wrocławskich krasnalów.           
Usagi Yodschimbo Był (jak Geralt) Słowianinem


Wrzesień
            We wrześniu czołowym zdarzeniem było kolejne wesele w rodzinie. Tym razem córka siostry teścia wychodziła za Davida z Groningen. Ślub miał się odbyć w Old Wojsławicach, a wesele w nieodległych Michałowicach – wszystko to w Małopolsce, przed Krakowem. W drodze na miejsce minęliśmy Maczugę Herr Kulesa.

Odmienność Niderlandczyków od ludzi zwykle spotykanych w Małopolsce ujawniła się już w kościele, gdzie goście z Zachodu zachowywali się głośno, wylewnie i wesoło. Nie wiadomo, co na to krewniacy ze strony panny młodej. Ja natomiast przy okazji zwiedziłem sobie okoliczny cmentarz.

       Również i na imprezie weselnej Holendrowie odróżniali się zachowaniem od reszty tłumu. Stanowiąc około jednej trzeciej gości, generowali chyba z 80% hałasu, a czasem spontanicznie wpadali w chóralne śpiewy. Zawarcie jakichś znajomości międzynarodowych nie bardzo mi się udało, lecz za to zespół, który grał, okazał się jedną z najlepszych kapel weselnych, z jakimi miałem do czynienia.

Odbyłem też dwie wyprawy na wschodnie okrainy miasta Cz., gdzie miałem okazję zamienić parę słów z Olgą Drendą, czołową przedstawicielką duchologii polskiej.
Przykładowy egzemplarz wyrobu
Mniej więcej w tym okresie wziąłem udział w analizie opka histërycznego, w którym marysójka kręciła romans z – proszę nie regulować odbiorników – Reinhardem Heydrichem. Ogniste dyskusje wokół tego potworu literackiego doprowadziły do odkrycia, że gdzieś tam w otchłaniach internetów kryją się osoby odreagowujące rodzinną traumę z czasów wojny rysowaniem portretów Heydricha z wielkim cycem. 
            
Tymczasem za kościołem...
Na koniec miesiąca znowu się przeziębiłem i głos mi się obniżył do poziomu Leszka Herdegena.
Typowo jujarski budynek z wapienia i cegły
Tymczasem w Federacji: naczelnik kolonii karnej pod Krasnojarskiem został zwolniony ze służby po ujawnieniu nagrania, w którym jego podwładni wykonywali striptis na imprezie integracyjnej z okazji Dnia Leśnika.
            
Weekendowy gość
           
           
Październik

Był to miesiąc wyborów parlamentycznych, które można najkrócej podsumować słowami: „not great, not terrible”. Ja natomiast wybrałem się na wycieczkę do grodu zwanego Rzeszowem, choć w gruncie rzeczy najbardziej zapamiętał mi się nie on sam, tylko Łańcuth ze swym potężnym pałacem, w którym najbardziej podobały mi się łazienki.
Hrabiny badecymer
Słynna wozownia była akurat w remoncie, ale w cenie biletu znalazła się zabytkowa stajnia, gdzie z pojazdów zaprzęgowych można było zobaczyć głównie sanie.
- Nie nazywajcie, proszę, naszego sera "serkiem"...
Jeśli chodzi o sam Rzeszów, to poza słynnym pomnikiem części niesfornych moją uwagę zwróciło Muzeum Dobranocek, zapewniające potężny nostalgia trip do czasów dzieciństwa (i jeszcze wcześniejszych – to z kolei gratka dla historyka popkultury), chociaż kwestie chronologiczne budziły we mnie trochę wątpliwości. Na kilku planszach wymienione były tytuły dobranocek z poszczególnych dekad, przy czym odniosłem silne wrażenie, że kryterium był okres emisji u nas, a nie w wersji oryginalnej; a i w paru momentach możliwe, że ktoś się machnął, bo pamiętałem dany tytuł z czasów wcześniejszych, niż podawała tablica.
Biurko storyboardzisty


Listopad

Większość miesiąca spędziłem na Mazurach, wśród kotów i w mniejszym stopniu psów. Psy w dalszym ciągu były dwa, wśród kotów sześć tworzyło załogę domu, a reszta siedziała w sieni i na dworzu.
Una bezzębna, ale dobrze wykarmiona
Tym razem dość często jeździłem po okolicy w różnych sprawach – między innymi do Rutki Tartej, gdzie dotąd nie byłem.
Jeden z trzech w Rutce sztucznych żubrów
Zdarzało się też zbieractwo. Przede wszystkim grzybów marki rydz, ale udaliśmy się też na kolejne sprzątanie okolicy. Tą razą najczęściej spotykanym odpadem były puszki po Redbulcu. W jednym miejscu udało się nawet znaleźć głowę lalki, która po jakimś czasie została odrestaurowana.

Podobnie jak poprzednio, nie obyło się bez wstrząśnięć weterynaryjnych. Tą razą zachorował Barney – po długim porannym spacerze cały dzień leżał osowiały, a kiedy następnego dnia się nie poprawił i nie miał apetytu, trzeba go było zawieźć do doktora. Po paru zastrzykach na wzmocnienie wrócił do siebie.
Czesarstwo z asystentami


Grudziec

            Zimy praktycznie nie było, ale to już obecnie żadne zaskoczenie. Może jeden dzień się trafił, kiedy cokolwiek poprószyło.
Zdjęcie wykonane w Wigilię
4 grudnia zrealizowałem swoje centralne marzenie, to znaczy sprowadziłem do domu kota. Wyszło to dość spontanicznie, bo zakocenie mieszkania planowałem dopiero na połowę stycznia. Pod koniec listopada przeczytałem jednak na fejsie, że niedaleko ode mnie kręci się bezdomna starszawa trikolorka. Postanowiłem działać natychmiast. Szybko zgromadziłem potrzebne wyposażenie i dogadałem się z osobą dokarmiającą kotkę. Kiedy wszystko było dopięte, okazało się, że kotka zniknęła. Czekałem kilka dni jak na szpilkach, poszedłem nawet przeprowadzić wizję lokalną. W końcu otrzymałem wiadomość, że kotką już się zaopiekowała starsza pani z sąsiedztwa. Ale skoro miałem wszystko gotowe – po co jeszcze czekać? Tak więc zwróciłem się do lokalnych wolontariuszów z prośbą o czarnego kocura, którego widziałem w internetach jeszcze w połowie listopada, gdy świeżo po kastracji wypuszczono go w krzaki, bo nie mieli gdzie go trzymać (nie było mnie wtedy w mieście). Po krótkim zastanowieniu – bo kotów do adopcji mnóstwo, a ja mogę wziąć tylko jednego – padło na tego, który spodobał mi się już prawie miesiąc wcześniej.
Charlie, przemianowany na Antka (z inspiracji kotem z lubelskiego Cafe Mrau, który zrzucił mojej żonie torebkę ze stołu), zaraz po otwarciu klatki transportowej wykonał zwiew do najbardziej niedostępnej dziury w całym mieszkaniu. Musiały minąć ponad 24 godziny, zanim w mojej obecności wyszedł na zewnątrz, ale od razu tego samego wieczoru wchodził mi już na kolana. Okazał się kotem bardzo bezproblemowym i niskopiennym – nie jest wybrednym smakoszem, nie próbował włazić na choinkę, na blat potrafi wskoczyć tylko po krześle.

W grudniu pod chram Yasunagura zawitał pomnik Jana III Sobieskiego, wyciosany przez niesławnego Czesława Dźwigaja, iże planował postawić go we Widniu, ale nie dostał chyba pozwolenia i wozi ten pomnik na lawecie z miejsca na miejsce. Jakiś czas wcześniej widziano Sobieskiego w Krakowie, a w mieście Cz. też za długo nie zagrzał.

W okresie świątecznym przytrafiło się trochę churchingu. Na Yasunagurze po raz pierwszy od dawna słyszałem kazanie z pomstowaniem na masonów – odnoszę wrażenie, że niektórych ojcaszków oni tam cały rok trzymają w celi i wypuszczają dopiero na święta, żeby się wyględzili. Tymczasem jedna z parafii w mieście nadrukowała harmonogram rekolekcji adwentowych zawierający Gorzkie Żale z kazaniem pasyjnym. Od zmian klimatycznych nawet księża tracą poczucie czasu…
- Jasiu, katana!
Z braku Netflixa nie zapoznałem się z najgorętszą obecnie produkcją serialową, jaką jest nowy Wieśmin z Henrym Cavillem. Swego czasu poszedłem do kina na niesławnym filmie z Michałem Żebrowskim (tzw. Żebralt). Teraz z pewnym zdumieniem czytam w internetach teksty – nie tylko przypadkowych sieciopływców pełnych nostalgii za początkiem XXI wieku, ale także zawodowych speców od rozrywki – porównujące wyrób Netflicha z polskim serialem starszym o prawie dwie dekady i już wtedy cienkim – jako produkcje pod różnymi względami absolutnie porównywalne.
Plon podchoinkowy
A nawiasem mówiąc, co tam Sztywny Pal Azji i Nagły Atak Spawacza – najlepsza nazwa polskiego zespołu to Wzdęcie Kija Emerytalnego. Była to undergroundowa, dadaistyczna grupa punkowa, której członkowie, bracia Stępniewscy, założyli później hiphopową Killa Familla.
"Kto wierzy w Ukryte terapie, ten się do trumny łapie"
(stare chińskie przysłowie)
Rok temu pisałem, że w ciągu 2019 mam zamiar przeczytać parę książek, kupić nie za dużo płyt, żeby nadążać z ich opisywaniem na blogu, a także wbić kolejny level jako tłumacz. Z płytami, jak wiadomo, nie wyszło (nie zdążyłem z ich opisywaniem). Z książkami – owszem. Jako tłumacz zdecydowanie wbiłem kolejny level, cały rok pracując nad publikacją nagrodzoną ongiś Pulitzerem. Co najważniejsze – mam kota.
      Perspektywy na 2020? Zamierzam objechać wszystkie miasta byłego województwa częstochowskiego, nawet te po 2 tysiące mieszkańców (choć realizacja tego planu może mi raczej zająć kilka lat). A przede wszystkim mam nadzieję, że uda mi się bezproblemowo przetrwać lato.
Jedyne, co się liczy - Szacunek Kotów Ulicy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz