No i minął kolejny rok. Jeśli chodzi o wydarzenia w kraju i na świecie,
to panujące od dwóch lat syfistwo uległo trochę jakby minimalnemu złagodzeniu
(choć początek roku 2019 to inna historia), nie licząc grobalnego ocieplenia, ale
na to już, jak mawiał Inżynier Kostka, nic nie pumoże.
Za to dla mnie miniony rok był dość udany, nie odniosłem większych
klęsek. Nominalnie przestałem należeć do młodzieży, za to w końcu mogę legalnie
na nią narzekać. Postanowień noworocznych nie zrealizowałem, głównie dlatego,
że żadnych nie sformułowałem, za to udało mi się osiągnąć parę celów z lat
poprzednich oraz kilka wytyczonych już w ciągu roku. Odwiedziłem parę interesujących
kawałków Polski i pogłaskałem kilkanaście interesujących kotów. Życie
towarzyskie nie odznaczało się może jakąś zawrotną dynamiką, ale nawiązałem
nowe kontakty, m.in. w lokalnym środowisku artystycznym. W dziedzinie zawodowej
przez większość roku orałem nad jedną książką, w twórczości ludowej – nad ponad
trzema projektami powieścioidalnymi. Na niniejszym blogu nawaliłem 20 notek, czyli
mniej niż w zeszłym roku, ale więcej niż w każdym wcześniejszym. Na innych
blogasach nie udało mi się wprawdzie utrzymać tempa jednej noci miesięcznie, ale
też parę lepszych scen mi się udało.
Nieźle było w dziedzinie konsumpcji dóbr kultury. Szczegółowe podsumowanie
książek i płyt pojawi się w następnych notkach. Wspomnę jedynie, że po 21 latach,
odkąd dostałem pod choinkę płytę Heavy Horses, udało mi się skompletować
praktycznie całą studyjną dyskografię Jethro Tull. Obejrzałem też sporo filmów i seriali,
głównie dzięki dostępowi do HBO – w tym dwie pierwsze trylogie Starych
Warsów. Na pierwsze miejsce zdecydowanie wysuwa się jednak Gra o tron.
Na granie w grę miałem stosunkowo mało czasu, ale kiedy już go znalazłem, to był
to prawie wyłącznie Skyrim, dopiero pod koniec grudnia powróciłem do GTA
V, w które grałem gościnnie dwa lata temu, ale w grudniu znalazłem w promocyjnej cenie w Czerwonym Chrząszczu.
Czy wino z dzikiej róży też się udało, to sprawa dyskusyjna. |
"Trevory na traktory" |
Jeśli chodzi o operacje Niezatapialnej Armady Kolonasa Waazona, trochę
się oddaliłem od zepsołu, szczególnie ostatnio, Ciężar przesunął się głównie
na opka wydane drukiem, takie jak Mgnienie – słaby kryminał z
akcją osadzoną w Toruniu, w którym złoczyńca nazywa się identycznie jak ktoś,
kogo znam. Było też analizowane bez mojego udziału Tempt Me Twice Eden Bradley, czyli porno przepuszczone przez translator, jak i z moim udziałem 365 dni Blanki Lipińskiej, czyli porno bez translatora, za to z jedną wielką –
jakby powiedział Jarosław K. – patalogią.
Styczeń
Zimy są ostatnio dosyć mało śnieżne, a
szkoda.
Zdarzały się wyjątki. |
W styczniu udało mi się przeczytać całego Bloga de Barta, a pod koniec miesiąca wybrałem się z małżonką do Lublina, przede
wszystkim po to, żeby obejrzeć wystawę ceramiki z epoki Tang, przywiezioną tam z
samego Luoyangu. Wystawa, urządzona w bibliotece miejskiej, zawierała wiele
ciekawych eksponatów. Mniej było stricte naczyń, a więcej rozmaitych figurek:
urzędnicy, kobiety, barbarzyńcy z północy, wielbłądy, istoty fantastyczne…
Rumpelsztylsztyk, miłośnik wątrobiej kiełbasy |
Przy okazji widziałem się ze znajomymi z
kręgów analizatorsko-wydawniczych i w ogóle zobaczyłem kawałek miasta. Stoję
na stanowisku, że „starówka” jest tylko w Warszawie, a wszędzie indziej – „stare
miasto”, ale dla Lublina mogę zrobić wyjątek, skoro znajduje się tam już Krakowskie
Przedmieście i Ogród Saski.
Obowiązkowa była wizyta w Mrau Cafe |
Zwraca też uwagę obecność w mieście wpływów ukraińskich.
Z dworca autobusowego jeżdżą kursy od Lwowa po Połtawę, a może i jeszcze dalej.
Opodal znajduje się Skwer Tarasa Szewczenki, na którym stoi pomnik ofiar Hołodomoru;
widać stamtąd Zamkowe nomen omen też Tarasy.
Problem natomiast pojawił się z powrotem do
domu, bo kiedy przyszliśmy na dworzec, się okazało, że pociąg do Rzeszowa został
odwołany. Alternatywę stanowił autobus, tylko że lubelski dworzec autobusowy znajduje
się strasznie daleko od kolejowego. Z kolei opcja autobusowa polegała na
przejeździe do Katowic, a tam łapaniu sprintem ostatniego pociągu do domu.
Urzędnik, pewnie odpowiedzialny za transport publiczny |
Prócz tego sprawiłem sobie wreszcie nowy komputyzer, dzięki czemu w późniejszych
miesiącach dużo grałem w Skyrim, gdzie moją postacią został wąsaty Redguard
o imieniu Antoyne.
...A w ramach podróży poślubnej rozsiekamy kilkanaście draugrów! |
Luty
Na początku lutego musiałem się wstawić w sądzie we Wrocławiu, a ponieważ
godzina była za wczesna, żebym zdołał się tam dostać połączeniem bezpośrednim,
musiałem jechać z przesiadką przez Cluchborc. Przesłuchanie poszło stosunkowo szybko
i zdążyłem wrócić do domu przed zmrokiem, jeszcze sobie dwie płyty kupiłem i
zjadłem gruzińskie czachobili.
Sąsiedzki efemeryk, wybrał wolność |
Marzec-kwiecień
Wiosną
nie działo się nic nadzwyczajnego albo po prostu byłem tak strasznie zarobiony.
Na Histerykach dramę rozkręcił nowy user, który w sygnaturze podał numer konta,
gdyż jest ubogim politologiem i nie może znaleźć roboty. Jeden z użytkowników
zaproponował mu pracę przy koniach z zakwaterowaniem i wyżywieniem. Tymczasem w
dziale merytorycznym autor tematu „Czy miał miejsce najazd Chin na Polan?” kulturalnie
przyjął do wiadomości, że nie miał.
„Na wiosnę dbajcie o ogon” |
A
w Chinach zakazali urządzania striptizów na pogrzebach. Poważnie, w ichniej koncepcji im większy tłum na pogrzebie, tym większy honor dla nieboszczyka, a striptiz to łatwa metoda zwiększenia frekwencji.
A wild rogács appears! |
Maj
Weekend majowy spędziłem
w Zakopanem, wśród przewalających się hord turystów, a przy okazji zahaczyliśmy
też na moment o Poronin i Biały Dunajec. Kwaterę miałem bardzo blisko dworca,
udało się też wjechać na Gubałówkę i Kasprowy Wierch. W kolejce do kolejki na
ten drugi staliśmy chyba ze dwie godziny, przy czym przyszliśmy godzinę przed
otwarciem, ale widoki na górze okazały się warte pewnych wyrzeczeń. I nie chodziło
jedynie o widok turystów opalających się z odsłoniętymi rękawami lub innymi
partiami ciała, podczas gdy obok leżał śnieg.
Od mniej więcej jedenastego roku życia jestem faunem Władysława Hasiora i jego rzeźb opartych o przedmioty gotowe – taki artystyczny recykling. Wizyta w Zakopcu nie mogła się więc obyć bez wizyty w muzeum tego plastyka. Ekspozycja jest bardzo bogata, zawiera wiele dzieł dobrze mi znanych, choć większość z nich tylko z reprodukcji, jak i te, których jeszcze nie widziałem.
W czasie przelotnego
pobytu w Krakowie odwiedziłem tamtejszą kocią kawiarnię i po raz pierwszy widziałem
na własne oczy maine coona. Z Mazur zaś przyszła wiadomość, że Una, kotka, która
dołączyła do stada w zeszłym roku, urodziła dwoje biało-burych kociąt, roboczo
nazwanych Kundzią i Mundzią. Nie ma jednak pewności, czy Pola Okruszka, również
przybyła w listopadzie razem z Uną, faktycznie jest jej córką, a przez to, czy
doczekała się młodszego rodzeństwa.
Tymczasem uratowałem myszę przed drapieżcą. |
Czerwiec
Sporą część czerwca spędziłem tradycyjnie
na Mazurach, gdzie miałem niemal stały kontakt z kotami. O ile Domino,
zeszłoroczny przybłęda, znacznie się spasł od czerwca do listopada, to do
kolejnego czerwca zdołał mocno schuść. Natomiast Pola Okruszka awansowała na kota
domowego.
W sieni przebywała chwilowo tylko Una z młodymi. Kundzia i Mundzia okazały
się ostatecznie Kundziem i Mundziem. Przechodziły socjalizację z resztą stada za
pomocą wykonanych z moim udziałem drzwi z siatką, które pozwalały im na
kontakty bez ryzyka oberwania.
Una i Unaki |
Wiejskie prace gospodarskie obejmowały
malowanie stolika w altanie, sprzątanie piwnicy i oglądanie mundialu.
Oglądany był także serial Zakazane imperium ze Stevem Buscemim, o którym
coś tu już było. W czasie wizyty w najbliższym ośrodku cywilizacji kupiłem u jednego
gospodarza przewodnik po zabytkach Szlezwiku-Holsztyna oraz lichtensztajński
podręcznik savoir-vivre z 1954 roku.
"Różnica pomiędzy tym jegomościem a kanibalem zawiera się tylko w »co«, a nie »jak«" |
Lipiec
W lipcu po raz pierwszy odbył się w Częstochowie, a ściśle w Alejach NMP, marsz ludzi LGBT i ich sojuszników. Przybyły nań osoby ze ścisłego kierownictwa partii Razem, pojawili się też przedstawiciele lokalnych ugrupowań prodemokratycznych. Marsz był mocno obstawiony przez policję z uwagi na narodowo-katolickich kontrdemonstrantów. Ludzie od księdza Natanka, leżąc krzyżem przed czołem pochodu i machając wielkim drewnianym krucyfiksem, zdołali zatrzymać pochód na początku III Alei. Później na łamach „Gazety Częstochowskiej”, znanej również nieoficjalnie jako „Pierdoła Dzień Dobry”, redaktorka naczelna (prywatnie żona byłego naczelnego łamane przez posła) twierdziła, że to sami demonstranci kładli się na ziemi. Zapamiętałem przede wszystkim, jak jedna grupa uczestników marszu skandowała „Homofobia – to się leczy”, a druga równocześnie „Częstochowa tęczy nie chowa”, co w ogólnym zgiełku dawało efekt „Częstochowa – to się leczy”.
Templariuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuusz! |
Wybrałem się z małżonką na parę dni do
Bielska-Białej. Dowiedziałem się, że dopiero w 1951 r. doszło do połączenia śląskiego
Bielska z małopolską Białą Krakowską w jeden organizm miejski. Pierwsze z nich za
czasów austro-węgierskich należało do austriackiej części Śląska i miało ludność
przeważnie niemiecką, druga leżała w Galicji, zamieszkana głównie przez Polaków.
Dziś są jednym miastem, zamieszkanym głównie przez Polaków, ale ślady dawnego
dualizmu wciąż można dostrzec – poczynając od heraldyki. Byłc-Bejł ma bowiem, jako
jedyne miasto w Polsce, a przynajmniej jedyne duże, dwa równorzędne herby, występujące
razem. I tak w Bielsku mamy zabytkowy rynek (z nie tak zabytkową fontanną z posągiem
Neptuna, który ma taką minę, jakby tu stał za karę), a w Białej – monumentalny ratusz
i ciekawy blok mieszkalny z lat 30., zwany „okrąglakiem”.
Sierpień
W sieprniu przyszła pora na zasadniczy wyjazd wakacyjny. Tą razą naszym
celem stała się Wiôlgô Wies alias Władysławowowowowo na Nordowych Kaszubach, gdzie
ostatnio byłem 24 lata temu.
Po przybyciu doznałem oszołomienia od przewalających się tłumów turystów
(tego roku padł w ogóle rekord dla tej miejscowości) oraz mnóstwa straganów z
wszelakim „pamiątkarskim” badziewiactwem pochodzenia głównie chińskiego.
Dajta żreććć! |
Wziąłem ze sobą zielone indyjskie szarawary, bardzo stylowe, ale bez
kieszeni, więc dla równowagi w remizie OSP, na kiermaszu używanej odzieży
militarnej, kupiłem sobie kamizelkę moro (chyba milicyjną), żeby to w niej nosić
dobytek.
Mniej więcej w centrum, niedaleko głównego wyjścia na plażę, znajduje
się Promenada Gwiazd Sportu z wmurowanymi w chodnik gwiazdami upamiętniającymi
naszych wyczynowców z różnych dyscyplin, a pośrodku niej stoi bazaltowy pomnik polskich
himalaistów. Jednego dnia miał tu miejsce jarmark regionalny, a kiedy indziej
rozstawiali się uliczni artyści w rodzaju orkiestry wzdętej, chrześcijańskiego
rapera czy faceta grającego na armaturze kanalizacyjnej.
Sporo czasu spędzaliśmy na plaży, łażąc w tę i nazad wzdłuż linii
brzegowej. Przy okazji można się było przekonać, że tatuaże są ostatnio wśród
Polaków całkiem modne.
Rozrywkę plażowiczom zapewniali: Winnie the Masz-Jakiś-Problem, Niesamowicie Wodogłowy Plująk-Man, Amarantowy Kosmorożec i Kim Dzong Bałwan |
Do ciekawszych miejsc we „Władku” należał Dom Rybaka z potężną wieżą, z
której rozciągała się panorama na całe miasto. Na poszczególnych piętrach wieży
mieszczą się różne lokale: jakieś wystawy, lokalna telewizja, klub absystentów…
A na samej górze taras widokowy. Nie, czekaj, jeszcze wyżej jest drugi, znacznie
mniejszy, zdecydowanie nie dla ludzi z lękiem wysokości. Oczywiście niekoniecznie
trzeba wychodzić po stromej drabinie na wąską placformę otoczoną niską barierką
i targaną wiatrem, bo widoki da się podziwiać także i z wnętrza szklanej kopuły
wieńczącej budowlę, lecz tu wrażenie jest jednak mniej imponujące, bo szyby
brudne.
Do zwiedzenia, jak ktoś ma ochotę, może być też Hallerówka, czyli dawna
chałpa gen. Józefa Hallera, obecnie przerobiona na muzeum. Charakterystyczną dzielnicą
Władysławowa jest Cetniewo, gdzie Aleksander Kwaśniewski coś tam coś tam i
gdzie polscy sportowcy piją przed zawodami.
Józef Haller, Augustyn Necel i Leon Golla |
Z Wielgiej Wse jeździliśmy na wycieczki, w tym niestety także i do Gdyni
oraz Sopotu (Gduńsk już trochę za daleko). Nowiną w Gdyni była wizyta w kociej
kawiarni, gdzie spotkałem przeuroczego czarnego. Obecnie już wyadoptowany, zresztą
razem z bratem.
Poza tym w Gdyni wszystko po staremu: Skwar Kościuszki, „Błyskawica”, „Dar
Pomorza”… Spotkałem koleżankę ze studiów i drugą z liceum, a w zasadzie ze
starej dzielnicy. Na promenadzie nadmorskiej nadziałem się na targi książkowe,
gdzie widziałem rozdającego autografy Jerzego Bralczyka. W Sopocie jeszcze
mniej zmian: Monciak Cassino, molo im. Jana Pawła, turyści.
Przeciwnym kierunkiem był Hel. Sporo kontrowersyj wzbudził tego lata fakt,
że na półwysep kursuje z Karwi autobuz nr 666, co zdaniem konserwatywnych potylików
stanowi promocję satanizmu. Przejechaliśmy się i tą linią, przy czym w drodze
powrotnej z Helu do Władka. Autobus jak autobus, a piekło było wieczorem we
władysławowskiej Biedronce.
„Mój tatk je fanatik” |
W samym mieście Helu byliśmy dwa razy, przy czym raz trafiliśmy na ulewę,
a potem nie. Do atrakcji miasta należało fokarium. Oprócz tego, że turyści za
niewielką opłatą mogą tam oglądać pływające po basenach foki szare (nie uznaję
określenia „szarytka bałtycka”, chromolić reformę nazw ssaków z 2015!), dokształcić
się z tablic informacyjnych i zobaczyć karmienie, ośrodek ogólnie wykonuje dobrą
robotę na rzecz konserwacji tego gatunku, zajmując się rozmnażaniem i
leczeniem. Poza fokarium zwizytowaliśmy placówki muzealne: Dom Morświna i mieszczące
się w dawnym protestanckim kościele muzeum rybołówstwa.
USZCZELNIĆ |
Na samym Półwyspie Helskim jest też parę innych miejscowości, jak bezczelnie
kurortowa Jurata, na którą szał był już w latach międzywojennych.
Są też i Chałupy |
W drodze powrotnej jechałem przez Aleksandrów Kujawski, gdzie po
peronie łaził bosy Walijczyk z bębenkiem.
"Have you seen Jack-in-the-Green?" |
Poza tym pod koniec miesiąca przybył do Częstochowy z samego Poznania Ray Wilson, który wystąpił na Placu Biegańskiego z okazji 90-lecia miejskich
wodociągów. Koncert był bardzo udany, a potem nawet dostałem autograf.
Wrzesień
Przełom sierpnia i
września przyniósł znaczące zmiany w życiu rodzinnym od strony małżonki.
Najpierw zmarła jej babcia, a tydzień później szwagier wyszedł za żonę. Obie
związane z tym imprezy miały spory rozmach. Ponieważ babcia była równocześnie matką
prałata, to na pogrzeb zjechało się, oprócz rozmaitych krewnych rodziny i wielu
mieszkańców wsi, także kilkudziesięciu księży, łącznie z biskupem tytularnym
Chusiry i bibliotekarzem seminarium duchownego. A jak już weszliśmy na cmentarz, to
jeszcze kociak do nas dołączył.
Co do ślubu i wesela, to odbyło się w rodzinnych stronach panny młodej,
z grubsza pod Radomskiem, a goście przyjechali aże z samego Widnia. Najpierw jednak
zaproszono nas, jako najbliższą rodzinę młodego, do domu rodziców przyszłej
szwagierki, gdzie jakiś kolejarz katował nas przyśpiewkami z akompaniamentem harmonii.
Na weselu dominowało discepolo i inne tego typu atrakcje, ale przynajmniej żarcie
było znośne. Jasnym punktem w ścieżce dźwiękowej okazała się wiązanka przebojów
z lat pięćdziesiątych – zresztą ciekawostka przyrodnicza, że one zawsze na weselach
występują w postaci wiązanki. Napatoczył się mocno już strynkowany kuzyn sensu
largo (dla zmarłej babci był on ciotecznym zięciem, a z zawodu traktorzystą)
i uparcie chwalił mnie za dobór muzyki, nie dając sobie wytłumaczyć, że nie
miałem z tym nic wspólnego. Bez przerwy też nawijał, że ma dużo płyt i może mi
jakieś załatwić. Bardziej inteligentną rozmowę prowadziłem z mężem innej
kuzynki, dla odmiany sztygarem.
Prawdopodobnie państwo młodzi z fotografem, ale równie dobrze może to być inżynier Kostka sprzedający uran Jugosłowakom |
W internetach
rozpętała się psychodruma na tle serialu „Wiedźmin” – nie tego z Żebrowskim, tylko
zachodniego, który dopiero ma powstać. Poszły bowiem słuchy, że do roli Ciri szuka
się aktorki pochodzącej z mniejszości etnicznej, co husaria internetowa od razu
sobie przetłumaczyła na „Ciri będzie czarna” – tak jakby „mniejszość etniczna”
nie mogła oznaczać np. Irlandczyków. Od razu wyroiły się protesty, że przecież
jak tak można, Geralt był Słowianinem, a cały cykl wiedźmiński to „opowieść o
wierzeniach i wyobrażeniach naszych bab i dziadów” (powiedzmy sobie wprost – babcine
opowieści, jid. bobe-majse). Tymczasem na Histerykach jeden użytkownik,
dziwnym zbiegiem okoliczności o poglądach mocno prawicowych, przyznał się na
pełnym bezczelu, że lubi mocno nieletnie partnerki i wszystkim poleca, po czym wyleciał
z hukiem.
W odróżnieniu od usera, kilka roślin na działce udało się posadzić. |
Pojechaliśmy
też do Krakowa, gdzie skupiliśmy swoją uwagę na Kopiecu Kościuszki, wspinając
się na sam szczyt, zwiedzając wystawy w kazamatach i bezskutecznie usiłując zwabić
dwa pilnujące terenu czarne koty w celu pogłaskania.
Strażnicy Kopca |
Październik
W październiku oddałem głos w wyborach samorządowych i
tym razem moim kandydatom się udało.
Może nie najlepszym rozwiązaniem z marketingowego punktu widzenia jest wykonanie plakatów wyborczych przypominających klepsydry |
Poza tym załatwiliśmy z małżonką kolejną wycieczkę,
tym razem do Wrocławia. Odwiedziliśmy Antykwariat Naukowy, gdzie rezyduje kot
Fuko, następca nieżyjącego już Dantego i chyba zresztą jego brat.
Któregoś razu, wracając z działki, dostrzegłem pod Pałacem
Ślubów (w sobotę) furgonetki Służby Więziennej i funkcjonariuszy uzbrojonych w
strzelby gładkolufowe. Najwyraźniej miał się tam odbyć ślub jakiegoś zbrodzienia.
Rosyjskie media podały natomiast, że na antarktycznej stacji badawczej im. Bellingshausena
jeden z polarników dźgnął drugiego nożem. W pierwszej chwili przyszło mi do
głowy Coś Johna Carpentera. Potem wyszła na jaw przyczyna tego zajścia: nożownik
był zapalonym czytelnikiem, a poszkodowany złośliwie zdradzał mu zakończenia
książek.
Achtung Banditen |
W dziedzinie stosunków sąsiedzkich jesień przyniosła nowy
konflikt światowy, tym razem pomiędzy kuzynem a sąsiadem z tyłu. Poszło między innymi
o to, że sąsiad zakłócał kuzynowi spokój za pomocą elektronicznego bekadła na
krety, przez co kuzyn wybudował wzdłuż granicy prowizoryczny płot zwany „Palestyną”,
później w przypływie dobrej woli go rozmontował, a kiedy ustępstwo sąsiada okazało
się pozorne, tak się wnerwił, że w parę godzin postawił płot z powrotem. Sytuacja
wyeskalowała do tego stopnia, że w pewnym momencie sąsiad wysunął roszczenie
terytorialne w wymiarze 20 cm.
„You cannot fast travel when enemies are nearby" |
Tymczasem na Histerykach: w dyskusji na temat szczepień
forumowy hodowca koni twierdzi, że nie powinno się szczepić noworodków w
pierwszej dobie życia, bo źrebiąt się też nie szczepi przed szóstym miesiącem.
„I am the watcher on the walls” |
Listopad
Pierwszego dnia miesiąca
wybrałem się tradycyjnie na cmyntarz na południowych kresach wojeŁództwa – ale już nie z babcią, tylko na jej grób. Tak czy inaczej, Wszystkich Świętych
to jest w tamtych stronach gruba uroczystość, na którą zjeżdżają się ludzie z całej
gminy i jeszcze dalszych regionów. Wszyscy na wszystkich mają baczenie, a więc
nagrobek musi być równo obstawiony zniczami i wszystkie muszą się palić, wypada
też mieć czyste auto i być ubranym Jak Trzeba.
Znowu pojechałem na Mazury.
Pogoda była tak zgniła, że aż zgnita, wilgoć w powietrzu osiągnęła tak
wysoki poziom, że mało brakowało do praskania rybami z nieba. Za wiele prac
gospodarczych na zewnątrz nie zrobiliśmy, ale przynajmniej na spacer się dało
chodzić.
Liczba psów w
gospodarstwie wzrosła o 100%, bo do mieszkającego od 2012 r. Jeżyna dołączył Barney
alias Bernie. Któregoś dnia po prostu się przybłąkał i już został. Główny z nim
problem polega na tym, że niezależnie od pogody, kudłaty nie chce ani wejść do
domu, ani siedzieć w budzie. Za schronienie obrał sobie jeden z kocich koszyków
rozstawionych na ganku. Z częścią kotów się zaprzyjaźnił, przede wszystkim z
Dominem, inne jeszcze ganiał. Jeżyn dobrze się z nim dogadywał, kiedy razem
siedzieli na dworze, ale przed każdym spacerem robił się zazdrosny i
dostawał małpiego rozumu.
Okazało się, że Domino znów
zaokrąglił się przed jesienią. Młode koty też sporo urosły: Mundzio chętnie
chodzi na spacery razem z psami, Kundzio woli przebywać blisko domu, ale bywa
też, że grasują razem.
W tym samym czasie zaobserwowałem wejścia na niniejszego
bloga nie skądinąd, a z samych Histeryków.org, gdzie do moich pararecenzji swoich książek dał linka Jarosław „Redbaron” Centek. Niniejszym chciałbym pomachać
wszystkim zaglądającym tu userom Poważnego Forum Historycznego i zapowiedzieć,
że w przyszłym roku mam na rozkładzie co najmniej jedną publikację innego autora się tam
udzielającego. :D
Archanioł Michał |
Grudziec
Praktycznie aż do samych świąt ostro
orałem, bo zlecenia sypały się jedno za drugim. Przy okazji urodzin wyrwałem
się z małżonką całkiem blisko, bo do Złotego Potoku alias Potoku Złotego, małej
miejscowości na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, znanego z dworku, gdzie przez
parę miesięcy mieszkał Napoleon „Zygmunt” Krasiński, zwany Trzecim Wieszczem.
Obiad jedliśmy w restauracji hotelu „Kmicio”, gdzie byliśmy jedynymi gośćmi.
Panowała tam leniwa, melancholijna atmosfera pozasezonu, a zarówno przed
hotelem, jak i po holu kręciły się koty. W drugim przypadku była to Malwinka, kotka
właścicielki. Ta ostatnia wyglądała na autentycznie zdziwioną, że Malwinka dała
mi się pogłaskać, bo normalnie to się nie daje.
Na Histerykach, poza tym, że po raz pierwszy ktoś
dostał ostrzeżenie za nazwanie współdyskutanta „dzbanem”, wybuchł kolejny tej
jesieni skandal seksualny. Kiedy do mediów trafiły informacje o złoczynach
pewnego duchownego, którego nazwisko nie jest tu istotne, ale chodzi o znanego prałata z gdańskiego kościoła św. Brygidy, jeden z userów stwierdził,
że ściskanie za pośladki to nie jest czynność o charakterze seksualnym, więc o
co tyle szumu. Na to jeden z moderatorów oświadczył, że chwilowo zrzeka się uprawnień
moderatorskich, żeby napisać, że chętnie dałby mu w zęby, i wie, co za to grozi
wedle regulaminu. Potem przyszedł leśniczy z Bostonu i wygonił wszystkich z lasu,
czyli skasował cały ten fragment wątka. Moderator nie poniósł chyba konsekwencji,
natomiast obleśnemu userowi pogrożono dwumiesięcznym urlopem, ale nie za obleśność,
tylko za fakt, że był to kolejny w jego wydaniu przykład pisania nie na temat.
Pod sam koniec grudnia jeszcze inny użytkownik, były moderator sam siebie tytułujący
Żywą Legendą Forum, wniósł o usunięcie swojego konta. Na początku roku bił na alarm,
że udział w forum zaczyna być postrzegany jako obciach i rzecz wstydliwa. Co ja
narobiłem…
Oszczędzaj w PKP! |
Święta minęły w nowej konfiguracji rodzinnej, bo bez
babci, za to ze szwagierką. Świąteczne msze odbyliśmy w kościele Pierwszych Męczenników
Polskich, którego proboszcz przez cały rok nadal nie uzbierał na kawę dla organisty.
W ostatnią niedzielę roku byłem zaś w bazylice jasnogórskiej, gdzie nadziałem
się znów na tego samego egzorcystę, co w dwóch poprzednich latach – i on,
sądząc po wygłoszonym kazaniu, musiał się napędzać czymś mocniejszym niż kawa.
W pewnym momencie zupełnie straciłem wątek, ale zaczął w każdym razie od
stwierdzenia, że on się woli modlić w swoim pokoju niż w kościele, bo się jacyś
ludzie kręcą i organy huczą.
Łupy choinkowe |
Jak wyglądają perspektywy na rok 2019?
Pierwszy miesiąc był dość przygnębiający, ale mam zamiar przeczytać parę
książek, kupić nie za dużo płyt, żeby nadążać z ich opisywaniem na blogu, a
także wbić kolejny level jako tłumacz.
Słowo roku: „obleśny”.
Rok pełen wrażeń, obserwacji, a przede wszystkim wniosków. Celujących jakby
OdpowiedzUsuń