sobota, 14 stycznia 2023

Ogień, lód i podsumowanie książkowe (z frontu czytelniczego, cz. 8)

 

Przyszła pora pokrótce podsumować postępy przy przemierzaniu papierowych pejzaży.

Norma, jak zwykle, wynosiła 15 książek, a udało się przeczytać 25, a więc zrealizowałem 167% planu. Oznacza to średnio 2,08 książki miesięcznie (pomijam te, które przewaliłem służbowo). Wreszcie udało mi się wrócić do Pieśni lodu i ognia GRR Martina.

·       Zdecydowanie dominowały opracowania historyczne – było ich 19, czyli 76%, z tego aż 10 pozycji z serii Historyczne bitwy oraz opracowanie dotyczące historii całkiem najnowszej (sprzed około 7 lat). Na beletrystykę przypadły 3 pozycje (12%), a mianowicie dwie powieści fantasy, z czego jedna w dwóch tomach. Do tego opracowanie na temat twórczości Kazimierza Staszewskiego i dwa tomy recenzjo-felietonów Wisławy Szymborskiej.

·       Prawie połowa książek (12) dotyczyła terytoriów Polski: po trzy pozycje związane były z Kujawami i Dolnym Śląskiem, dwie z Ziemią Lugburską. Kolejne trzy lektury dotyczyły starożytnego Bliskiego Wschodu, a jeszcze trzy – Ukrainy. Zajrzeliśmy też do Czech i Rosji, nie było za to nic chińskiego ani japońskiego.

·       Z wyjątkiem Nawałnicy mieczy, z którą zapoznawałem się w oryginale, wszystkie pozostałe pozycje przeczytałem po polsku. 21 z nich od razu powstało w tym języku, do tego należy doliczyć jeden przekład z angielskiego, a drugi z węgierskiego.

·       Najstarszą książką był Jan Olbracht Fryderyka Papée, wydany pierwotnie w 1936 r., ale ja go czytałem w reedycji z 1999. Najnowszy –  Bóg Maszyna Joanny Winifredy Gajzler, wypuszczony w 2021. Zanabyłem również książkę wydaną w 2022, ale jeszcze nie zacząłem czytać.

·       W sumie przeczytałem 6718 stron. Najcieńsza była praca Marcina Gawędy Hartowani ogniem (82 strony), najgrubsza – Nawałnica mieczy (1230 stron w dwóch tomach), przy czym jako pojedynczy tom wygrywa Bóg Mszyc o objętości 697 stron. Większość lektur mieściła się w przedziale 100-400 stron.

·       Pierwsza trójka to Nawałnica mieczy GRR Martina, Bóg Maszyna Joanny Winifredy G. oraz Lektury nadobowiązkowe Szymborskiej.

·       Największą gugułą okazała się Armia Lagidów. Organizacja i struktura Sławomira Jędraszka, pomimo tak uznanego recenzenta naukowego jak Nicolas Sekunda. Na szczęście przeczytałem też coś ciekawszego na ten sam temat, ale już poza statystyką.

 

 

24-25. George R.R. Martin, A Storm of Swords, London 2011

W końcu powrót do Pieśni lodu i ognia. Od kiedy przeczytałem Starcie królów, minęło parę lat, a HBO wypuściło pierwszy sezon Rodu Smoka – prequela osadzonego w czasach wojny domowej zwanej Tańcem Smoków – który zatarł negatywne wrażenie spowodowane przez niesławny ósmy sezon Gry o tron. Tymczasem zdążyłem już pozapominać, w którym miejscu kończyły się poszczególne wątki Starcia królów i co pamiętam z książki, a co z serialu.

            Nawałnica mieczy to jak dotąd najgrubszy z tomów cyklu – 82 rozdziały. W niektórych wydaniach (także w moim) podzielony został na dwie części: Stal i śnieg oraz Krew i złoto. Jest to jednak podział czysto techniczny i nie wiąże się z osobnym punktem kulminacyjnym dla każdej z połówek.

            Już od początku jest gęsto. Prolog obserwujemy z punktu widzenia paskudnego incela z Nocnej Straży, który w czasie obozowania na Pięści Pierwszych Ludzi snuje plan zamordowania lorda Mormonta, a przynajmniej Sama Tarly’ego, gdy wtem jego zbrodnicze zamiary krzyżuje złowrogi dźwięk… Uuuuuuuuhoooooooooo.

            Trzeci tom PLiO reprezentuje szczytową formę GRR Martina. Z Nawałnicy pochodzą jedne z najkultowszych scen w całej serii. Wędrówka Brienne z Tarthu z konwojowanym przez nią Jaime Lannisterem, który w efekcie okazuje się nie takim bucem, za jakiego uchodził. Cztery wesela, z czego dwa skutkujące pogrzebami. Pojedynek Oberyna Martella z Gregorem Clegane’em. Daenerys robiąca porządki z niewolnictwem w Astaporze. Ostatnia wizyta w kiblu Tywina Lannistera. Obrona Czarnego Zamku przed dzikimi. „Only Cat”…

The night is dark and full of Hodor

            Do dotychczasowych bohaterów narracyjnych (choć nie narratorów, bo mamy, przypominam, narrację towarzyszącą) dołączyli Jaime Lannister i Samwell Tarly, postaci o odwrotnie proporcjonalnym stosunku sprawności fizycznej do kapacytetu umysłowego – choć z biegiem akcji proporcja ta ulega zmianie.  Dzięki temu, że Królobójca zaczął dźwigać na plecach narrację, łatwiej jest śledzić jego przemianę wewnętrzną. Podobnie jak w poprzednich tomach, prolog prowadzony jest z perspektywy postaci dalszego planu, która wkrótce ginie; tym razem jednak mamy jeszcze epilog.

            Świat Pieśni lodu i ognia jest bardzo mroczny: morderstwa, gwałty, zdrady, wojna (należy tu dodać, że brakuje u Martina niezdrowej fascynacji gwałtami, jaką przejawiają brodacze polskiej fantastyki – wszyscy nałogowi gwałciciele są postaciami nad wyraz odrażającymi, czy chodzi o brutala takiego jak Rorge, czy o oślizłego grajka Marilliona). Ale i w tym piekle są miejsca o smole gęstszej niż gdzie indziej. Tywin Lannister to lider apodyktyczny i bezwzględny – przeciwnik bezsensownej przemocy, za to wielki zwolennik przemocy uzasadnionej, jak to ongiś Terry Pratchett scharakteryzował swojego lorda Vetinariego (obu przywódców grał zresztą ten sam aktor, Charles Dance). Mimo wszystko lepiej mieć sprawę z nim niż z Vargo Hoatem czy, nie daj R’hllorze, Górą Clegane. Daenerys, choć niejedno widziała w trakcie koczowania z Dothrakami, nie może stłumić obrzydzenia na widok traktowania niewolników w Astaporze. Opis wychowywania i szkolenia nieugiętych żołnierzy-eunuchów zwanych Nieskalanymi (fani książki nazywają tak ludzi, którzy znają tylko serial) jest zresztą równie brutalny co… nierentowny. Jeśli chodzi o walecznych kastratów, to już wolę Silnego Belwasa, potężnego byłego gladiatora, wchodzącego w skład świty Danuty.

A mimo wszystko sporo tu osób o poczuciu humoru – raz kąśliwym, raz wisielczym, raz sprośnym: Tyrion Lannister, lady Olenna Tyrell, Tormund, Tom Siedmiostrunny… Widać je nawet w monologach wewnętrznych Jaimego, chociaż z początku jest to humor okrutny i bucowaty.

Autor, zgodnie ze zwyczajem, nie poświęca realizmu psychologicznego na ołtarzu atrakcyjności fabularnej. Kiedy młody król żeni się wskutek chwilowego porywu namiętności, lekceważąc wcześniejszą umowę dynastyczną, to konsekwencje mogą być srogie. Podobnie jak w sytuacji, kiedy dziewczyna wstrząśnięta okrucieństwem w niewolniczych miastach-państwach wyzwala hurtowo niewolników i wyrusza w dalszą drogę, nie zastanawiając się, co za sobą pozostawi.

            Im bardziej zagłębiam się w lekturę, tym bardziej widzę, jak uproszczony w stosunku do książki był serial. Oczywiście, tak wielkiej ilości postaci oraz tylu monologów wewnętrznych nie dało się bezboleśnie przenieść na ekran. Jednakże wątek Bractwa bez Chorągwi, robinhoodowatej partyzantki broniącej miejscowych przed żołdakami wszystkich stron, w serialu został ściosany do minimum, a Dzielnych Kompanionów nie było w ogóle. W ogóle zmian była cała mynga, a najbardziej skopano finałową wymianę zdań między Lannisterami.

            Pod względem językowym lektura bardzo wciągająca – uwielbiam u Martina te różne aliteracje czające się na każdym kroku. Do tego wszędzie pełno rozmaitych smaczków, które trudno wychwycić za pierwszym czytaniem, jak aluzja do zaprzyjaźnionego z Martinem Roberta Jordana: wśród rodów możnowładczych z Dorne, które przybywają do Królewskiej Przyprawy u boku księcia Oberyna Martella, znaleźli się Jordayne’owie z Tor, z gęsim piórem w herbie. Trudno też zgadnąć, kto spośród całego mnóstwa trzecio- i czwartoplanowych postaci jest tylko statystą, a kto się jeszcze pojawi z konkretną rolą do odegrania. Np. łucznik Anguy i ser Lothor Brune, rycerz pośledniej rangi, w Grze o tron zostali przelotnie wymienieni wśród licznych uczestników turnieju. W Nawałnicy pierwszy powraca jako członek Bractwa bez Chorągwi, a drugi – jako prawa ręka Littlefingera.

Nic dziwnego, że tak pieczołowicie utkany gobelin narracyjny daje szerokie pole do popisu fanom tworzącym rozmaite teorie. Kim był Rycerz Roześmianego Drzewa, o którym Meera Reed opowiadała Branowi? Kim naprawdę jest Cytryn? Co się stało z Tyrekiem Lannisterem, zaginionym w czasie rozruchów w Królewskiej Przystani? Najłatwiej powiedzieć, że został zabity, ale możliwe też, że wykorzystał okazję, żeby dać nogę z niesatysfakcjonującego małżeństwa, albo że Varys trzyma go w piwnicy, tym bardziej, że nikt Varysa w trakcie tych zajść nie widział. Niektórzy jednak fani uważają – na podstawie jednego zdania, które potencjalnie da się odczytać jako kalambur – że Tyrek zamienił się w konia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz