czwartek, 19 czerwca 2014

Rozmaitości: Papuga, Ayn Rand i separatyści

1. Mamy dziś święto zwane Bożym Ciałem. Z tej okazji się oczywiście wystroiłem. W czasie mszy trochę sobie pośpiewałem i co się okazało? Moje vibrato przerodziło się w jakieś dziwne, bałkańsko-bliskowschodnie zawodzenie. Ukryta opcja suficka?

2. Ornitolodzy zaobserwowali niedawno na terenie Polski ogromną papugę. Prawdopodobnie jest to gatunek Megalopsittacus horribilis, spokrewniony pośrednio z arami. Papuga ma około dwóch metrów długości (oraz rozpiętości skrzydeł) i czerwono-zielone upierzenie. Prowadzi wędrowny tryb życia: około dwa razy do roku migruje z terenu lęgowego w Małopolsce Północnej na żerowiska w województwie warmińsko-mazurskim. Zwraca tu uwagę charakterystyczna dychotomia, jeżeli chodzi o zamieszkiwane środowisko: zasadniczym habitatem papugi jest pogranicze terenu miejskiego i podmiejskiego, natomiast na wiosno- i jesienowisko wybiera obszar zdecydowanie wiejski, o niskiej gęstości zaludnienia. Jej pokarm główny stanowi pizza, spaghetti, mÿÿsli, ziemnioki oraz batony zbożowe. Do pokarmu uzupełniającego należą wędliny drobiowe, zupa ogórkowa, jarzynowa oraz czekolada gorzka, natomiast kapuśniak, ryby, kiełbasy i torty stanowią pokarm przypadkowy. Nie stanowi zagrożenia dla człowieka, jednak niektórzy badacze skłonni są posądzać ją o negatywny wpływ na moralność publiczną.
Popugaj uchwycony w trakcie żerowania.

3. Będąc w ostatnim czasie w Krakowie, zdobyłem kilka płyt z muzyką. Dokładnie rzecz biorąc, cztery, z czego 75% stanowi heavy metal, a pozostałe 25% – progresywny hard rock z Kanady. Zapoznanie się z materiałem było na tyle intensywnym przeżyciem, że zacząłem rozważać zakup paru skórzanych elementów odzieży, ozdobionych ćwiekami.
a) Black Sabbath – Dehumanizer (1992). Na krótko do zespołu wrócił Ronnie James Dio. W prasie fachowej często się pisze o tej płycie, że jest duszna, klaustrofobiczna i wyjątkowo dołująca, właśnie zdehumanizowana, przez co ciężko się słucha. Ja tam nie odniosłem podobnego wrażenia, bo na co innego zwróciłem uwagę: R.J. Dio – potęga! Dodam tutaj, że TV Crimes z tej płyty to mój pierwszy kontakt z głosem Dio w ogóle – w liceum miałem tę piosenkę na składance The Sabbath Stones, na 90-minutowej kasecie, która ciągle się psuła, a przynajmniej raz w ogóle taśma się zerwała. Do tego na perkusji Vinnie Appice, tłukący oszczędnie i na temat, a zatem naprawdę nie ma na co narzekać.
b) Megadeth – Youthanasia (1994). Z Megadeth zawsze miałem ten problem, że ich płyty nigdy nie podobały mi się za pierwszym razem. Słuchałem ich później dosyć obojętnie, aż niespodziewanie okazywało się, że nucę niektóre riffy i inne melodie: tę muzykę trzeba oswoić. Nie tylko ja tak mam – Dave Mustaine sam zauważył tę prawidłowość („Dziennikarze niszczą nasze albumy, bo nie zadają sobie trudu, żeby przesłuchać je kilkakrotnie”). Z Youthanasią było jednak inaczej: większość płyty spodobała mi się już przy pierwszym przesłuchaniu. Widocznie musiałem mieć z nią już wcześniej jakiś kontakt… Za najlepsze jednak uważam singlowe kawałki, które z pewnością znałem wcześniej: Train of Consequences oraz w szczególności A tout le monde.
c) Manowar – Louder Than Hell (1996). Zespół porusza się w kręgu, do którego przez lata wszystkich przyzwyczaił: barbarzyński (i świetnie nagrany) śpiew Erica Adamsa, bas godny zastąpić całą orkiestrę (a czasami istotnie pojawia się orkiestra) oraz potężne uderzenia śp. Scotta Columbusa. Materia tekstowa dzieli się, jak zwykle, na dwa zasadnicze bloki: z jednej strony bitwy, krew, miecze i honor wojownika, z drugiej – heavy metal jako więcej niż styl życia. Pewną innowację stanowi utwór Outlaw, nawiązujący dla odmiany do mitologii Dzikiego Zachodu. Do najlepszych fragmentów należą: The Gods Made Heavy Metal, ballada Courage oraz Brothers of Metal pt. 1. Część pierwsza ukazała się cztery lata po drugiej (znanej też jako Metal Warriors), chociaż powstała jeszcze w latach 80. – tamta druga z niej wypączkowała. Generalnie – dość solidna płyta, ale dwa kawałki instrumentalne bym wywalił.
d) Rush – 2112 (1976). Po Rush też wiadomo, czego się spodziewać: skomplikowane struktury, wirtuozeria techniczna, wysoki wokal. 2112 był albumem, od którego zespół naprawdę złapał wiatr w żagle i zaczął nagrywać to, co chciał. Przełomem okazało się przekonanie wytwórni, aby puściła utwór tytułowy: trwającą ponad 20 minut antyutopijną minioperę inspirowaną twórczością Ayn Rand. W epoce niektórzy byli zaszokowani i szufladkowali kanadyjskich muzyków jako prawaków, jednak nie należy sądzić, że słuchanie Rush zrobi z ciebie zwolennika Janusza Korwina-Mikkego. 2112 to opowieść nie o gospodarce, jeno o walce o prawo do indywidualnej ekspresji przeciw systemowi równającemu wszystko w dół – a czasem i mnie zdarzają się issues na tym tle. Z pozostałych pięciu utworów (krótkich) szczególnie wyróżnia się A Passage to Bangkok, czyli piosenka o podróży dookoła świata szlakiem mniej lub bardziej nielegalnych używek, ale najbardziej odlotowa jest tu solówka Alexa Lifesona (wraz z akompaniamentem sekcji rytmicznej). Chociaż wersja koncertowa z płyty Exit… Stage Left wydaje się bardziej cadowa.


4. Niepokojące wieści nadchodzą ze wschodu. Na daczy w miejscowości Pimienowka nieopodal Permu zamaskowani separatyści ogłosili niepodległość Związku Yaoistycznej Republiki Udowej. Władzę w republice pełni Partia Narodowych Yaoistów (8 mandatów) z pozorami pluralizmu w postaci Zjednoczonego Stronnictwa Hentai (2 mandaty) oraz Liberalnego Bloku Yuri (2 mandaty, w tym jeden za parkowanie). Władze separatystyczne już pierwszego dnia ogłosiły, że zamierzają nadawać obywatelstwo uchodźcom o nietradycyjnej orientacji, pod warunkiem, że będą odpowiednio wybiszowani i powiedzą, czy są seme, czy uke. Prezydent republiki, Edgar Gejfrutow (właśc. Wika Utiugowa, l. 17), zapowiada, że jeśli liczba osób ubiegających się o obywatelstwo przekroczy przewidzianą liczbę miejsc noclegowych, wprowadzone zostaną testy praktyczne.
Flaga używana przez superatystów.


1 komentarz: