poniedziałek, 5 lipca 2021

Zamojskie zaczytanie z potężną deżawułą (z frontu czytelniczego, cz. 4)

Przytrafił mi się wyjazd do Zamościa i pod tym kątem dobrałem sobie listę lektur.


 8. Leszek Podhorodecki, Hetman Jan Zamoyski 1532-1605,
Warszawa 1971 (z serii Bitwy, kampanie, dowódcy)


Postanowiłem zapoznać się bliżej z postacią założyciela tego renesansowego grodu. Wprawdzie opracowanie znanego historyka Rzeczypospolitej Obojga Narodów jest to niewielka książeczka (160 stron formatu kieszonkowego), raczej dla młodego lub mniej doświadczonego naukowo czytelnika (została nawet zatwierdzona do bibliotek szkolnych od klasy VII podstawówki wzwyż), ale nie miałem nic obszerniejszego na jego temat. W kończącej książeczkę nocie biograficznej Podhorodecki powołuje się na pracę A. Śliwińskiego jako podstawowe dzieło o życiu hetmana, lecz powstała ona w roku 1947 – stan badań mógł od tej pory ruszyć do przodu.
    Pod koniec życia, a więc i pod koniec XVI w., Jan Zamoyski był bez mała najpotężniejszym człowiekiem w Polszcze, nieledwie potężniejszym od samego króla. Jako kanclerz i hetman wielki koronny, sprawował zarówno najwyższy urząd cywilny, jak i wojskowy (oba w dodatku uzyskał przed czterdziestką), a do tego był twórcą i właścicielem jednego z największych majątków oraz wziętym mecenasem kultury. Jak doszedł do takich zaszczytów potomek dość średnio sytuowanej szlachty? Widocznie był zdolny. Jego ojciec pompował spore środki, aby zapewnić Janowi Sariuszowi jak najlepsze wykształcenie – w Paryżu, Strasburgu, a przede wszystkim w Padwie, gdzie przyszły hetman został nawet rektorem (autor wyjaśnia, że w tamtych czasach był to raczej odpowiednik prezesa związku studenckiego) i prowadzał się z innym wybitnym Janem renesansu, a mianowicie Kochanowskim. Z takim backgroundem Zamoyski mógł bardzo skutecznie uprawiać social climbing. Zaczepił się najpierw jako sekretarz królewski, potem został podkanclerzym (którego uprawnienia były tylko minimalnie węższe niż samego kanclerza), a wreszcie kanclerzem. Oprócz zdolności organizacyjnych musiał też mieć niemałe oratorskie – wręcz na granicy demagogii – gdyż wielokrotnie porywał szlachtę swoimi wystąpieniami publicznymi.
    Podhorodecki opowiada o tym prostym językiem, w manierze fabularyzowanej, nawet z dialogami – z których część sam napisał, inne pewnie zaczerpnął ze źródeł, biorąc pod uwagę różnice stylistyczne. Ze względu na serię, w jakiej książka została wydana, skupia się mniej na działalności politycznej czy kulturalnej Zamoyskiego, a bardziej na wojskowej. Ta nabrała wiatru w żagle w okresie wojen Stefana Batorego z Moskwą, kiedy zdolności organizacyjne kanclerza okazały się kluczowe jak dla przeprowadzonej przez srogiego Węgra reformy polskiej wojskowości, tak i dla samego prowadzenia kampanii. Jeszcze nawet nie pełniąc formalnie funkcji wojskowej, Zamoyski przyczynił się walnie do zwycięstwa pod Wielkimi Łukami, za które król nagrodził go buławą hetmańską. Następnie miał udział w długotrwałym i toczonym ze zmiennym szczęściem oblężeniu Pskowa. Jednak „crowning moment of awesome” nastąpił dla Zamoyskiego po śmierci Batorego, kiedy to wskutek podziałów wśród szlachty doszło do podwójnej elekcji: jedni za Zygmuntem Wazą, drudzy za Maksymilianem Habsburgiem. W czasie bezkrólewia faktycznie najpotężniejszy człowiek w RP, Zamoyski rozbił w puch wojska pretendenta i wspierającej go szlachty, torując drogę przyszłej dynastii Wazów. Tym samym ukręcił na siebie bicz, bo powiedzieć, że współpraca pomiędzy Zygmuntem III a panem kanclerzem układała się z trudem, to nic nie powiedzieć. Starło się po prostu dwóch facetów z ambicjami i nieskłonnych do ustępstw. Mimo wszystko pan kanclerz wziął udział jeszcze w dwóch większych kampaniach wojennych: w Mołdawii przeciw Turkom i ich lennikom oraz w Inflantach w następstwie awantury Zygmunta o koronę Szewcji.
    Z ideologicznego punktu widzenia kariera Zamoyskiego osadzona została w kontekście konfliktu pomiędzy magnaterią a średnią i drobną szlachtą. Autor wydaje się wyrzucać hetmanowi, że najpierw doszedł do zaszczytów, kreując się na trybuna ludowego szlachty, a kiedy sam został potężnym magnatem, optyka całkiem mu się zmieniła. Wytyka mu również krótkowzroczność w kontrowersyjnej sprawie Samuela Zborowskiego, która o mało nie doprowadziła do wojny domowej, a nawet wspomina o ambicjach zostania królem. Dodatkowo Podhorodecki ma krytyczny stosunek do Batorego, uważając go za doskonałego dowódcę, ale pozbawionego specjalnego pomysłu na zarządzanie krajem, a w polityce zagranicznej dbającego głównie o własny biznes (tzn. wyzwolenie Węgier). Przez cały tekst przewija się motyw antyhabsburskiej orientacji Zamoyskiego, prezentowanej jako „obrona kraju przed wpływami niemczyzny”. 
    Książka zredagowana jest i skorektowana nieźle, czasem tylko atakują przecinki tam, gdzie nie powinno ich być. Treść uzupełnia parę portretów autorstwa Mieczysława Wiśniewskiego, na ogół przepisanych z Matejki.



9. Jadwiga Nadzieja, Zamość 1813Warszawa 1994
(z serii 
Historyczne bitwy)

Kolejna książka związana z Zamościem dotyczy jego oblężenia w okresie wojen napoleońskich. Jadwiga Nadzieja nie uchodzi raczej za bardzo kompetentną autorkę, ale co mi tam.
   Zanim narracja dojdzie do XIX wieku, otrzymujemy krótki zarys dziejów Zamościa, w którym pojawia się opis pana kanclerza, przez legata Vanozziego sporządzony, a przepisany, podobnie jak w książeczce Podhorodeckiego, z pracy Śliwińskiego, co zdzieliło mnie potężną deżawułą. Potem zbliżają się czasy napoleońskie: po rozbiorach miasto trafiło do zaboru austriackiego, a w 1809 zostało zdobyte przez wojska Księstwa Warszawskiego. Osobny podrozdział poświęca autorka kontrowersjom na tle przejęcia Zamościa przez państwo. Ordynat Stanisław Kostka Franciszek Salezy Reinhold hrabia Saryusz Zamoyski niezbyt przychylnie odnosił się do pomysłu zmiany potężnego ośrodka handlu i kultury w skostniałą fortecę pograniczną i występował do władz Księstwa o odszkodowanie. Sprawa została ostatecznie rozstrzygnięta dopiero w 1820 r., po 11 latach, gdy po Księstwie Warszawskim pozostało wspomnienie, a Zamoyski dogadywał się już z carem Aleksandrem.
  Kolejna część tekstu opisuje walki polsko-rosyjskie na Wołyniu i nad Bugiem w roku 1812, jako poboczny front wyprawy Napoleona na Rosję; bardzo poboczny, jako że wojska polskie musiały raczej bronić własnego terytorium i zabezpieczać linie komunikacyjne niż prowadzić działania ofensywne. Wykazał się tu były korsarz, gen. Antoni „Amilkar” Kosiński, lecz został zwolniony ze stanowiska, najpewniej z powodu animozji personalnych.
   Po krótkim omówieniu warunków twierdzy przechodzimy do blokady. Najpierw jednak charakterystyka polskich sił, łącznie z rysami biograficznymi najważniejszych polskich dowódców. Trzonem garnizonu był 13 pułk piechoty. Na temat komendanta twierdzy, gen. Maurycego Haukego (stryja Józefa Hauke-Bosaka), dowiadujemy się, że jego żona była uroczą brunetką o pięknych czarnych oczach, a teść, dr Franciszek Lafontaine, znany warszawski lekarz, w czasie wojny 1812 r. służył jako naczelny chirurg wojsk polskich. Dowódca piechoty, gen. Franciszek Żymirski, opracował natomiast elementarz dla swoich żołnierzy. Inni oficerowie zostali scharakteryzowani mniej szczegółowo. O ile informacje takie dają dobry przykład kariery wojskowej polskich oficerów w opisywanym okresie, to nie można się dziwić, jeśli kto uzna je za pompowanie objętości książki. Z całą zaś pewnością taki charakter miało półtorej stronicy o życiu rodzinnym Napoleona.
   Dla odmiany siły rosyjskie pod dowództwem gen. Walentina Musina-Puszkina, a następnie gen. Ratha, scharakteryzowano nad wyraz zdawkowo, do tego stopnia, że nawet nie wiadomo, jak ten drugi miał na imię, choć wiadomo, w którym roku powstała wieś, gdzie założył kwaterę główną. Po pewnych kombinacjach znalazłem w internetach, że Siemion mu było. Poza tym nie ma pewności, czy dowódcą jednego z pułków kozackich był Tauzyninow, czy Turczyninow – najprawdopodobniej nazwisko to brzmiało jeszcze inaczej, mianowicie Turczaninow. Bardzo też możliwe, że jeden z pułków dragonów był tyraspolski, a nie terespolski, a nazwisko kolejnego dowódcy, niejakiego Kinczyatowa, także jest błędne (źle przepisane z rękopisu?)
   Działania oblężnicze charakteryzują się niską dynamiką, autorka opisuje więc poszczególne wypady, szturmy i ostrzał artyleryjski, a także walkę psychologiczną: już wtedy funkcjonowały ulotki wzywające do kapitulacji, a Rath posyłał Haukemu pruskie i rosyjskie gazety z informacjami o klęskach Napoleona, na co ten niezmiennie mu odpisywał, żeby przysłał w końcu coś francuskiego. Latem, w związku z chwilowym odzyskaniem inicjatywy przez Napoleona, trwało zawieszenie broni, którego warunki Rosjanie zresztą notorycznie łamali, lecz od sierpnia działania zostały wznowione.
   Mowa też o życiu codziennym w oblężonej twierdzy: byłą Akademię Zamojską zaadaptowano na szpital, wielką rolę odgrywało funkcjonowanie browaru i gorzelni (zwłaszcza że wódkę i tytoń uważano wówczas za chroniące w pewnym stopniu przed szkorbutem), a w okresie zawieszenia broni kuźnia artyleryjska wyprodukowała sierpy, aby żołnierze mogli brać udział w żniwach. Osobny podrozdział poświęcono zamojskiej mennicy.
  Pomimo wytrwałości Haukego i jego współpracowników, w końcu doszło do tego, że twierdza musiała się poddać – 25 listopada – bo po prostu obrońcy byli już wygłodzeni i większością chorzy, a klęska Napoleona pod Lipskiem przekreśliła wszelkie szanse na odsiecz. Na koniec autorka przytacza parę akapitów na temat późniejszych losów najważniejszych postaci – w przypadku Haukego dość tragicznych. W tym miejscu nie sprawia to już wrażenia bicia na objętość.
Biblografia obejmuje sporo pozycji, z czego większość ma charakter ogólny, zarówno w dziedzinie wojen napoleońskich, jak i historii Zamościa. Wykorzystane są też jednak najważniejsze dotychczas powstałe prace na temat dziejów miasta w okresie napoleońskim, jak i dziennik oblężenia twierdzy pochodzący z archiwum Haukego. Z tego ostatniego zaś zaczerpnięta została treść aneksów, m.in. treść konwencji kapitulacyjnej oraz wykaz oficerów i urzędników: można się dowiedzieć, że w załodze Zamościa służyli pospołu officerowie Skrzetuski i Żebrowski. A skoro mowa o nazwiskach, autorka wymienia dwukrotnie proboszcza kolegiaty, który nazywał się ks. Kajetan Dorbedroszewicz. Biorąc pod uwagę rolę społeczności ormiańskiej w dziejach Zamościa – bez ochyby jest to spolszczony Ter-Petrosjan.
Wklejki z ilustracjami są dwie. Parę ilustracji przedstawiających umundurowanie (przy czym tylko jedna z tradycyjnego Gembarzewskiego), parę obrazów Zamościa i walk w okolicach, parę portretów. Amilkar Kosiński pasowałby fizjonomią do niemieckiego zespołu punkowego, natomiast w portrecie gen. Haukego coś mi się wydaje nie tak; nie wiem, czy to brak uszu, czy coś z proporcjami. Na Wikipedii napotykam portret bardziej normalny, który służył jako podstawa reprodukcji w książce.
Van Gogh tu musiał być przy robocie.

Są też zdjęcia ważniejszych zamojskich zabytków, zaczerpnięte z pracy Herbsta i Zachwatowicza Twierdza Zamość z 1936. W czasie pobytu wykonałem własne fotografie dla porównania – widać, że w latach 30. mury miejskie w rejonie Bramy Szczebrzeskiej były zburzone, brama pozostała budynkiem wolno stojącym. Wśród ilustracji znalazły się ryciny przedstawiające monety bite w oblężonym Zamościu jako pieniądz zastępczy. Egzemplarze takich monet i sztympli do ich wybijania można zobaczyć w Muzeum Zamojskim.
Lekturę ułatwiać mają trzy mapy, wszystkie czarno-białe i nie skupione na końcu książki, tylko rozsiane po tekście: teatry działań nad górnym Bugiem i w rejonie Zamościa oraz plan twierdzy – co prawda z końca XVII w., nie dało się dotrzeć do czegoś nowszego? Na planie pomylona została Brama Szczebrzeska z Lwowską oraz położenie cerkwi (później kościoła św. Stanisława Kostki, obecnie Mikołaja). Natomiast kościół ormiański pokazany jest we właściwym miejscu – tam, gdzie dzisiaj hotel „Renesans”.


11. Edward Izdebski, Bitwa pod Zamościem
 26-27 sierpnia 1914 r., 
Zabrze-Tarnowskie Góry 2018
(z serii
Pola bitew)

Coś z Zamojszczyzny wydało także wydawnictwo Infort, jeden z najpoważniejszych kandydatów na konkurenta Bellony. Bitwa pod Zamościem nie jest jednak współczesnym opracowaniem, lecz reprintem pracy z 1929 r. Jej autor, kapitan dyplomowany Wojska Polskiego i pracownik Wojskowego Biura Historycznego, w czasie I wojny służył w armii austro-węgierskiej. W okresie międzywojennym zajmował się badaniami nad działaniami austriackiej 4. Armii w operacji komarowskiej. Bitwa pod Zamościem dotyczy jednego z elementów tejże operacji, prowadzonego przez II korpus gen. Blasiusa Schemuy. Jeśli chodzi o bardziej specyficzne oddziały, w bitwie po jednej stronie brały jednostki Kozaków dońskich, po drugiej natomiast spotykamy pułki bośniacko-hercegowińskie.
Książka jest to krótka, niewiele ponad 40 stron. Charakter ma stricte sztabowy, w stylu „wysunięcie przez Austriaków lewego skrzydła II. korpusu w miejsce styku 4. i 5. armii doprowadziło do pobicia czołowej brygady 46. dywizji piechoty", a czytelność dodatkowo utrudnia pewna archaiczność języka. Prezentuje przy tym perspektywę austriacką, z braku dostępu do archiwów rosyjskich; autor nie uważał tego za wadę, skoro to Austriacy prawie cały czas mieli inicjatywę. Niemniej praca nadaje się głównie dla specjalistów w temacie I wojny światowej i ewentualnie historii Zamojszczyzny. Trudno mówić o przełomowości tej bitwy, która była w zasadzie elementem większej operacji; sam Zamość zresztą był zdobywany przez Austriaków ze trzy razy.
Współczesny wydawca pisze, że poprawił błędy w druku i uwspółcześnił ortografię, ale niezbyt konsekwentnie i można się nadziać na jakieś „z pod". Tekst wzbogacają mapy naszkicowane przez samego autora, które ułatwiają wyobrażenie sobie sytuacji, choć zaleca on też czytelnikom korzystanie z konkretnych map regionu. Do ilustracji znajdujących się w oryginalnym wydaniu – głównie portretów dowódców austriackich – Infort dodał trochę fotografii z austriackiego archiwum. Żołnierzy można więc zobaczyć nie tylko w warunkach bojowych, ale też podczas oficjalnych uroczystości, a także w łaźni i nad latryną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz