Przytrafił mi się wyjazd do Zamościa i pod tym kątem dobrałem sobie listę lektur.
8. Leszek Podhorodecki,
Hetman Jan Zamoyski 1532-1605,
Warszawa
1971 (z
serii Bitwy, kampanie, dowódcy)
Postanowiłem zapoznać się bliżej z postacią założyciela tego renesansowego grodu.
Wprawdzie opracowanie znanego historyka Rzeczypospolitej Obojga
Narodów jest to niewielka książeczka (160 stron formatu
kieszonkowego), raczej dla młodego lub mniej doświadczonego naukowo
czytelnika (została nawet zatwierdzona do bibliotek szkolnych od
klasy VII podstawówki wzwyż), ale nie miałem nic obszerniejszego
na jego temat. W kończącej książeczkę nocie biograficznej
Podhorodecki powołuje się na pracę A. Śliwińskiego jako
podstawowe dzieło o życiu hetmana, lecz powstała ona w roku 1947 –
stan badań mógł od tej pory ruszyć do przodu.
Pod koniec życia, a więc i
pod koniec XVI w., Jan Zamoyski był bez mała najpotężniejszym
człowiekiem w Polszcze, nieledwie potężniejszym od samego króla.
Jako kanclerz i hetman wielki koronny, sprawował zarówno najwyższy
urząd cywilny, jak i wojskowy (oba w dodatku uzyskał przed
czterdziestką), a do tego był twórcą i właścicielem jednego z
największych majątków oraz wziętym mecenasem kultury. Jak doszedł
do takich zaszczytów potomek dość średnio sytuowanej szlachty?
Widocznie był zdolny. Jego ojciec pompował spore środki, aby
zapewnić Janowi Sariuszowi jak najlepsze wykształcenie – w
Paryżu, Strasburgu, a przede wszystkim w Padwie, gdzie przyszły
hetman został nawet rektorem (autor wyjaśnia, że w tamtych czasach
był to raczej odpowiednik prezesa związku studenckiego) i prowadzał
się z innym
wybitnym Janem renesansu, a mianowicie Kochanowskim. Z takim
backgroundem Zamoyski mógł bardzo skutecznie uprawiać social
climbing. Zaczepił się najpierw jako sekretarz królewski, potem
został podkanclerzym (którego uprawnienia były tylko minimalnie
węższe niż samego kanclerza), a wreszcie kanclerzem. Oprócz
zdolności organizacyjnych musiał też mieć niemałe oratorskie –
wręcz na granicy demagogii – gdyż wielokrotnie porywał szlachtę
swoimi wystąpieniami publicznymi.
Podhorodecki opowiada o tym
prostym językiem, w manierze fabularyzowanej, nawet z dialogami –
z których część sam napisał, inne pewnie zaczerpnął ze źródeł,
biorąc pod uwagę różnice stylistyczne. Ze względu na serię, w
jakiej książka została wydana, skupia się mniej na działalności
politycznej czy kulturalnej Zamoyskiego, a bardziej na wojskowej. Ta
nabrała wiatru w żagle w okresie wojen Stefana Batorego z Moskwą,
kiedy zdolności organizacyjne kanclerza okazały się kluczowe jak
dla przeprowadzonej przez srogiego Węgra reformy polskiej
wojskowości, tak i dla samego prowadzenia kampanii. Jeszcze nawet
nie pełniąc formalnie funkcji wojskowej, Zamoyski przyczynił się
walnie do zwycięstwa pod Wielkimi Łukami, za które król nagrodził
go buławą hetmańską. Następnie miał udział w długotrwałym i
toczonym ze zmiennym szczęściem oblężeniu Pskowa. Jednak
„crowning moment of awesome” nastąpił dla Zamoyskiego po
śmierci Batorego, kiedy to wskutek podziałów wśród szlachty
doszło do podwójnej elekcji: jedni za Zygmuntem Wazą, drudzy za
Maksymilianem Habsburgiem. W czasie bezkrólewia faktycznie
najpotężniejszy człowiek w RP, Zamoyski rozbił w puch wojska
pretendenta i wspierającej go szlachty, torując drogę przyszłej
dynastii Wazów. Tym
samym ukręcił na siebie bicz, bo powiedzieć, że współpraca
pomiędzy Zygmuntem III a panem kanclerzem układała się z trudem,
to nic nie powiedzieć. Starło się po prostu dwóch facetów z
ambicjami i nieskłonnych do ustępstw. Mimo wszystko pan kanclerz
wziął udział jeszcze w dwóch większych kampaniach wojennych: w
Mołdawii przeciw Turkom i ich lennikom oraz w Inflantach w
następstwie awantury Zygmunta o koronę Szewcji.
Z ideologicznego
punktu widzenia kariera Zamoyskiego osadzona została w kontekście
konfliktu pomiędzy magnaterią a średnią i drobną szlachtą.
Autor wydaje się wyrzucać hetmanowi, że najpierw doszedł do
zaszczytów, kreując się na trybuna ludowego szlachty, a kiedy sam
został potężnym magnatem, optyka całkiem mu się zmieniła.
Wytyka mu również krótkowzroczność w kontrowersyjnej sprawie
Samuela Zborowskiego, która o mało nie doprowadziła do wojny
domowej, a
nawet wspomina o ambicjach zostania królem. Dodatkowo Podhorodecki
ma krytyczny stosunek do Batorego, uważając
go za doskonałego
dowódcę,
ale pozbawionego specjalnego pomysłu na zarządzanie
krajem, a w polityce zagranicznej dbającego
głównie o własny biznes (tzn. wyzwolenie Węgier).
Przez cały tekst przewija się motyw antyhabsburskiej orientacji
Zamoyskiego, prezentowanej jako „obrona kraju przed wpływami
niemczyzny”.
Książka zredagowana jest i
skorektowana nieźle, czasem tylko atakują przecinki tam, gdzie nie
powinno ich być. Treść uzupełnia parę portretów autorstwa
Mieczysława Wiśniewskiego, na ogół przepisanych z Matejki.
9. Jadwiga Nadzieja, Zamość 1813, Warszawa 1994
(z serii Historyczne bitwy)
(z serii Historyczne bitwy)
Kolejna książka związana z
Zamościem dotyczy jego oblężenia w okresie wojen napoleońskich.
Jadwiga Nadzieja nie uchodzi raczej za bardzo kompetentną autorkę,
ale co mi tam.
Zanim narracja dojdzie do XIX
wieku, otrzymujemy krótki zarys dziejów Zamościa, w którym
pojawia się opis pana kanclerza, przez legata Vanozziego
sporządzony, a przepisany, podobnie jak w książeczce
Podhorodeckiego, z pracy Śliwińskiego, co zdzieliło mnie potężną
deżawułą. Potem zbliżają się czasy napoleońskie: po rozbiorach
miasto trafiło do zaboru austriackiego, a
w 1809 zostało zdobyte przez wojska
Księstwa Warszawskiego. Osobny podrozdział poświęca autorka
kontrowersjom na tle przejęcia Zamościa przez państwo. Ordynat
Stanisław Kostka Franciszek Salezy Reinhold hrabia Saryusz Zamoyski
niezbyt przychylnie odnosił się do pomysłu zmiany potężnego
ośrodka handlu i kultury w skostniałą fortecę pograniczną i
występował do władz Księstwa o odszkodowanie. Sprawa została
ostatecznie rozstrzygnięta dopiero w 1820 r., po 11 latach, gdy po
Księstwie Warszawskim pozostało wspomnienie, a Zamoyski dogadywał
się już z carem Aleksandrem.
Kolejna część tekstu
opisuje walki polsko-rosyjskie na Wołyniu i nad Bugiem w roku 1812,
jako poboczny front wyprawy Napoleona na Rosję; bardzo poboczny,
jako że wojska polskie musiały raczej bronić własnego terytorium
i zabezpieczać linie komunikacyjne niż prowadzić działania
ofensywne. Wykazał się tu były korsarz, gen. Antoni „Amilkar”
Kosiński, lecz został zwolniony ze stanowiska, najpewniej z powodu
animozji personalnych.
Po krótkim omówieniu
warunków twierdzy przechodzimy do blokady. Najpierw jednak
charakterystyka polskich sił, łącznie z rysami biograficznymi
najważniejszych polskich dowódców. Trzonem garnizonu był 13 pułk
piechoty. Na temat komendanta twierdzy, gen. Maurycego Haukego
(stryja Józefa Hauke-Bosaka), dowiadujemy się, że jego żona była
uroczą brunetką o pięknych czarnych oczach, a teść, dr
Franciszek Lafontaine, znany warszawski lekarz, w czasie wojny 1812
r. służył jako naczelny chirurg wojsk polskich. Dowódca piechoty,
gen. Franciszek Żymirski, opracował natomiast elementarz dla swoich
żołnierzy. Inni oficerowie zostali scharakteryzowani mniej
szczegółowo. O ile informacje takie dają
dobry przykład kariery
wojskowej polskich oficerów w opisywanym okresie, to nie można się
dziwić, jeśli kto uzna je za pompowanie objętości książki. Z
całą zaś pewnością taki charakter miało półtorej stronicy o
życiu rodzinnym Napoleona.
Dla odmiany siły rosyjskie
pod dowództwem gen. Walentina Musina-Puszkina, a następnie
gen. Ratha, scharakteryzowano nad wyraz zdawkowo, do tego stopnia, że
nawet nie wiadomo, jak ten drugi miał na imię, choć wiadomo, w
którym roku powstała wieś, gdzie założył kwaterę główną. Po
pewnych kombinacjach znalazłem w internetach, że Siemion mu było.
Poza tym nie ma pewności, czy dowódcą jednego z pułków kozackich
był Tauzyninow, czy Turczyninow – najprawdopodobniej nazwisko to
brzmiało jeszcze inaczej, mianowicie Turczaninow. Bardzo też
możliwe, że jeden z pułków dragonów był tyraspolski, a nie
terespolski, a nazwisko kolejnego dowódcy, niejakiego Kinczyatowa,
także jest błędne (źle przepisane z rękopisu?)
Działania oblężnicze
charakteryzują się niską dynamiką, autorka opisuje więc
poszczególne wypady, szturmy i ostrzał artyleryjski, a także walkę
psychologiczną: już wtedy funkcjonowały ulotki wzywające
do kapitulacji, a Rath posyłał Haukemu
pruskie i rosyjskie gazety z informacjami o klęskach Napoleona, na
co ten niezmiennie mu odpisywał, żeby przysłał w końcu coś
francuskiego. Latem, w związku z chwilowym odzyskaniem inicjatywy
przez Napoleona, trwało zawieszenie broni, którego warunki Rosjanie
zresztą notorycznie łamali, lecz od sierpnia działania zostały
wznowione.
Mowa
też o życiu codziennym w oblężonej
twierdzy: byłą Akademię Zamojską zaadaptowano na szpital, wielką
rolę odgrywało funkcjonowanie browaru i gorzelni (zwłaszcza że
wódkę i tytoń uważano wówczas za chroniące w pewnym stopniu
przed szkorbutem), a w okresie zawieszenia broni kuźnia artyleryjska
wyprodukowała sierpy, aby żołnierze mogli brać udział w żniwach.
Osobny podrozdział poświęcono
zamojskiej mennicy.
Pomimo wytrwałości Haukego
i jego współpracowników, w końcu doszło do tego, że twierdza
musiała się poddać – 25 listopada – bo po prostu obrońcy byli
już wygłodzeni i większością chorzy, a klęska Napoleona pod
Lipskiem przekreśliła wszelkie szanse na odsiecz. Na koniec autorka
przytacza parę akapitów na temat późniejszych losów
najważniejszych postaci – w przypadku Haukego dość tragicznych.
W tym miejscu nie sprawia to już wrażenia bicia na objętość.
Biblografia obejmuje sporo
pozycji, z czego większość ma charakter ogólny, zarówno w
dziedzinie wojen napoleońskich, jak i historii Zamościa.
Wykorzystane są też jednak najważniejsze dotychczas powstałe
prace na temat dziejów miasta w okresie napoleońskim, jak i
dziennik oblężenia twierdzy pochodzący z archiwum Haukego. Z tego
ostatniego zaś zaczerpnięta została treść aneksów, m.in. treść
konwencji kapitulacyjnej oraz wykaz oficerów i urzędników: można
się dowiedzieć, że w załodze Zamościa służyli pospołu
officerowie Skrzetuski i Żebrowski. A skoro mowa o nazwiskach,
autorka wymienia dwukrotnie proboszcza kolegiaty, który nazywał się
ks. Kajetan Dorbedroszewicz. Biorąc pod uwagę rolę społeczności
ormiańskiej w dziejach Zamościa – bez ochyby jest to spolszczony
Ter-Petrosjan.
Wklejki z ilustracjami są
dwie. Parę ilustracji przedstawiających umundurowanie (przy czym
tylko jedna z tradycyjnego Gembarzewskiego), parę obrazów Zamościa
i walk w okolicach, parę portretów. Amilkar Kosiński pasowałby
fizjonomią do niemieckiego zespołu punkowego, natomiast w portrecie
gen. Haukego coś mi się wydaje nie tak; nie wiem, czy to brak uszu,
czy coś z proporcjami. Na Wikipedii napotykam portret bardziej
normalny, który służył jako podstawa reprodukcji w książce.
![]() |
Van Gogh tu musiał być przy robocie. |
Są też zdjęcia ważniejszych
zamojskich zabytków, zaczerpnięte z pracy Herbsta i Zachwatowicza
Twierdza Zamość z 1936. W czasie pobytu wykonałem własne
fotografie dla porównania – widać, że w latach 30. mury miejskie
w rejonie Bramy Szczebrzeskiej były zburzone, brama pozostała
budynkiem wolno stojącym. Wśród ilustracji znalazły się ryciny
przedstawiające monety bite w oblężonym Zamościu jako pieniądz
zastępczy. Egzemplarze takich monet i sztympli do ich wybijania
można zobaczyć w Muzeum Zamojskim.
Lekturę ułatwiać mają
trzy mapy, wszystkie czarno-białe i nie skupione na końcu książki,
tylko rozsiane po tekście: teatry działań nad górnym Bugiem i w
rejonie Zamościa oraz plan twierdzy – co prawda z końca XVII w.,
nie dało się dotrzeć do czegoś nowszego? Na planie pomylona
została Brama Szczebrzeska z Lwowską oraz położenie cerkwi
(później kościoła św. Stanisława Kostki, obecnie Mikołaja).
Natomiast kościół ormiański pokazany jest we właściwym miejscu
– tam, gdzie dzisiaj hotel „Renesans”.
11.
Edward Izdebski, Bitwa pod Zamościem
26-27 sierpnia 1914 r., Zabrze-Tarnowskie Góry 2018
(z serii Pola bitew)
26-27 sierpnia 1914 r., Zabrze-Tarnowskie Góry 2018
(z serii Pola bitew)
Coś
z Zamojszczyzny wydało także wydawnictwo Infort, jeden z
najpoważniejszych kandydatów na konkurenta Bellony. Bitwa
pod Zamościem nie
jest jednak współczesnym opracowaniem, lecz reprintem pracy z 1929
r. Jej autor, kapitan dyplomowany Wojska Polskiego i pracownik
Wojskowego Biura Historycznego, w czasie I wojny służył w armii
austro-węgierskiej.
W
okresie międzywojennym zajmował się badaniami nad działaniami
austriackiej 4. Armii w operacji komarowskiej. Bitwa
pod Zamościem dotyczy
jednego z elementów tejże operacji, prowadzonego przez II korpus
gen. Blasiusa Schemuy. Jeśli chodzi o bardziej specyficzne oddziały,
w bitwie po jednej stronie brały jednostki Kozaków dońskich, po
drugiej natomiast spotykamy pułki bośniacko-hercegowińskie.
Książka
jest
to krótka, niewiele
ponad
40 stron.
Charakter
ma
stricte sztabowy,
w stylu „wysunięcie przez
Austriaków lewego skrzydła II. korpusu w miejsce styku 4. i 5.
armii doprowadziło do pobicia czołowej brygady 46. dywizji
piechoty", a czytelność dodatkowo utrudnia pewna archaiczność
języka. Prezentuje przy tym perspektywę austriacką, z braku
dostępu do archiwów rosyjskich; autor nie uważał tego za wadę,
skoro to Austriacy prawie cały czas mieli inicjatywę. Niemniej
praca nadaje się głównie dla specjalistów w temacie I wojny
światowej i ewentualnie historii Zamojszczyzny. Trudno mówić o
przełomowości tej bitwy, która była w zasadzie elementem większej
operacji; sam Zamość zresztą był zdobywany przez Austriaków ze
trzy razy.
Współczesny
wydawca pisze, że poprawił błędy w druku i uwspółcześnił
ortografię, ale niezbyt konsekwentnie i można się nadziać na
jakieś „z pod". Tekst
wzbogacają mapy naszkicowane przez samego autora, które
ułatwiają wyobrażenie
sobie sytuacji, choć
zaleca on też czytelnikom korzystanie z konkretnych map regionu. Do
ilustracji znajdujących się w oryginalnym wydaniu – głównie
portretów dowódców austriackich – Infort dodał trochę
fotografii z austriackiego archiwum. Żołnierzy można więc
zobaczyć nie tylko w warunkach bojowych, ale też podczas
oficjalnych uroczystości, a także w łaźni i nad latryną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz