wtorek, 20 sierpnia 2024

Na Śląsku czesko-polskim, czyli weekend w Raciborzu i Ostrawie

 

Jest wiele miejsc, gdzie można spędzać urlop: Gdynia, Giżycko, Zakopane, Świnoujście, Busko-Zdrój, Włocławek… Ale czy tak częstym zjawiskiem są wczasy w Raciborzu? Postanowiłem więc sprawdzić, jak się wypoczywa w piątym najbardziej zanieczyszczonym mieście w Polsce.

Tu każdy nosi kosę w kieszeni...

Do Katowic stosunkowo łatwo przybyć pociągiem, a stamtąd można już się przesiąść w stronę Raciborza. Dworzec katowicki nie przypomina już dawnego monstrum, uważanego za jeden z najbrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych dworców w kraju. Korzystając z półtoragodzinnej przerwy w podróży, przeszliśmy się trochę po Placu Szewczyka – większą jego część, łącznie z dawną charakterystyczną estakadą, zajęła teraz Galeria Katowicka, tylko z prawej został mały kawałek, przy którym urządzono „łąkę miejską” w postaci kilkunastu donacji z roślinami.

Zwraca też uwagę tzw. zielona ściana na budynku w tle

Pociąg osobowy z Katowic do Raciborza jedzie niecałe dwie godziny. Dworzec kolejowy cały czas budują, więc podróżni muszą korzystać z dworca tymczasowego, zbudowanego z kilku połączonych ze sobą tojtojów. Jest tam tylko jedna kasa Kolei Śląskich (najbliższe Intercity w Rybniku – bilety trzeba kupować przez internet albo u kondziora), a w dodatku kasjer nic nie kuma. Po drugiej stronie ulicy znajduje się poczta główna oraz zabytkowy parowóz „Halinka”.

Tradycya i nowoczesność

Po krótkim marszu docieramy na dworzec autobusowy z pajęczyną wiat. Jeżdżą stamtąd połączenia do różnych miejscowości w pobliżu, w tym do Chałupek, z których jest już rzut beretem do Bohumina, a stamtąd można łapać czeski transport zbiorowy. Jedna z wiat zarezerwowana jest dla autobusów komunikacji miejskiej. Są to dwa stanowiska dla tych samych linii, ale jadących w przeciwnych kierunkach, więc trzeba uważać, jaką stację końcową ma dany autobus na wyświetlaczu. Nawiasem mówiąc, raciborska komunikacja miejska jest darmowa.

Z dworca dojechaliśmy do wynajętego apartamentu w zachodniej części miasta położonej przed wiejskim przedmieściem Ocice. Po drodze minęliśmy m.in. zakład karny (z bannerem „Wstąp do Służby Więziennej”). Między kwaterą a dworcem jeździło kilka autobusów różnymi trasami, m.in. obok fabryki „Rafako”.

Rynek

Mieszkanie mieściło się w zwyczajnym 8-piętrowym bloku, którego każda z trzech klatek liczyła się jako osobny numer domu. Widok z okna mieliśmy na ogrodzony sad, oddzielony od bloku pasem zieleni, po którym miejscowi wyprowadzali psy. Mieszkanie było bardzo luksusowe: własna kuchenka, mikrofalówka, piekarnik, odkurzacz, rozmaite lampy sterowane pilotem, w których za nic nie mogłem się połapać. W telewizorze były Trwam i Republika, były TVS i TV Zabrze, nawet jakaś pornucha, a nie było czeskich kanałów, za to jakiś litewski.

A w kibelku - neowitromozaika

Wokół znajdowało się blokowisko. Parę kroków od mieszkania znalazłem standardowy blaszak handlowo-usługowy z wewnętrznym dziedzińcem, a za nim… pole kukurydzy.

Po pas nam, po pas!

Krótki spacer w przeciwnym kierunku zawiódł mnie na cmentarz komunalny „Jeruzalem”. Nie wytropiłem żadnych ciekawych portretów, ale było parę zabytkowych nagrobków z czasów niemieckich.

Centrum Raciborza jest nieduże, ale ma swój urok, a w dodatku ludzie jak gdyby nigdy nic mówią tu po śląsku. Główny punkt miasta to Rynek, w którym zwraca kolumna maryjna oraz sklep Społem „Bolko”, kiedyś najnowocześniejszy w mieście.

Obiady jadaliśmy w Browarze Rynek, gdzie warzą także własne piwo. W telewizorze pokazywali teledyski – rzecz rzadka – pasujące do rozbrzmiewającej muzyki, a także igrzyska olimpijskie w Paryżu.


Przy Rynku wznosi się podominikański gotycki kościół św. Jakuba, a w jego cieniu urządzono targowisko miejskie. Po przeciwległej stronie widać kościół WNMP – też gotycki, ale wielokrotnie przebudowywany – przy skwerze ks. Pieczki (jakiś krewny Gustlika?). Wstawiono tam w chodnik kilkanaście płyt upamiętniających przełomowe daty w historii Raciborza, od pierwszej wzmianki u Alla Ganonima w 1108 do restauracji Zamku Piastowskiego w 2012.

Synagogę raciborską zniszczyli Niemcowie i upamiętnia ją obecnie mural.

Dalej rozciąga się Plac Długosza, gdzie za PRL odbywały się wszelkie uroczystości i imprezy masowe (np. kiermasze). Część przekształcono na parking. Pamiątką z tamtych czasów jest wciąż stojąca murowana scena. Po drugiej stronie ulicy stoi zabytek jeszcze dalszy – ocalała baszta i odcinek muru miejskiego.

Spośród ulic odchodzących od Rynku najciekawsza jest deptakowa ul. Długa, ze względu na kilka ciekawych kamienic z podcieniami oraz peerelowskie mozaiki.

Przedłużenie Długiej stanowi ul. księdza Londzina. Po drodze, na małym skwerku, stoi głaz upamiętniający ruch strzelecki oraz armata o wdzięcznym imieniu Ludmiła (na cześć żony księcia Mieszka Plątonogiego). Mijamy też oraz kino Bałtyk i PRL-owskie murale promujące spożycie ryb.


Ważną arterią Raciborza jest ul. Opawska, wybiegająca z początku ze śródmieścia w kierunku ogólnie południowo-zachodnim. Mieszczą się przy niej rozmaite biznesy, niektóre w stanie rozkładu. 

W pobliżu można pójść do Parku im. Miasta Roth (dawniej Świerczewskiego, jeszcze dawniej – tutejszego poety romantycznego, barona Józefa von Eichendorffa), ze stawem i cokołem poniemieckiego pomnika poległych.

Nie wiem, kto to jest, napis się zatarł

Do miast zabliźniaczonych Raciborza, oprócz Roth, należą także Opawa, ostrawska dzielnica Poruba, Leverkusen, Tyśmenica ukraińska, Kędzierzyn-Koźle, peszteńska dzielnica Zugló, natomiast – zapewne w związku z wojną rosyjsko-ukraińską – status ten utracił Króliningrad.

Idąc od Rynku w kierunku północnym, dociera się natomiast do Ronda Żołnierzy Niezłomowanych, przy którym stoi potężny metalowy pomnik Matki Polki, oddany w 1973.

Za pomnikiem płynie Odra, przy której gdzieś tam podobno jest nawet plaża miejska. a za nią – Zamek Piastowski, odnowiony w 2012. Nie zwiedzano ekspozycji, tylko pokręcono się nieco po dziedzińcu, zwracając uwagę na rzeźby drewniane.

Mieszko II Otyły, książę opolsko-raciborski

Z całego kompleksu zamkowego rzuca się w oczy kaplica św. Tomasza Kanterburego, metrykalnie najstarsza świątynia w mieście. Poza tym na zamku mieści się browar, produkujący piwo Zamkowe.

Poza centrum zwiedziliśmy Arboretum Bramy Morawskiej. Mieści się ono w skrajnie wschodniej części miasta, na drugim brzegu Odry. Można tam dojechać autobusem linii 17, wysiadając na tzw. Kamienioku. Dziś jest to skupisko hipermarketów (Auchan, Castorama i coś tam jeszcze), dawniej zbiornik wodny, nad którym relaksowali się raciborzanie. Stamtąd trzeba podejść kawałek ul. Markowicką, mijając gród neosłowiański.

Renomowana baza noclegowa

Samo Arboretum to dość sympatyczny las, mocno pagórkowaty, z tablicami edukacyjnymi, akcesoriami do ćwiczeń (np. podium, na które trzeba wskoczyć obunóż) itp. Gdzieniegdzie można natrafić na stawy albo atrakcje typu „ksylofon” z kilku wiszących belek różnych gatunków drewna, wydających rozmaite dźwięki. Jest tam minizoo (kozy, bażanty, kury, perliczki, kuce, osły). 

W dolince mieści się Zaczarowany Ogród – planowy quasi-labirynt z różnymi gatunkami kwiatów. Na całym terenie pełno było policjantów i strażaków. Szukali zaginionej kobiety, pytali nawet nas, czy nie widzieliśmy. Po kilku dniach okazało się niestety, że poszukiwana nie żyje.

Muzeum Raciborskie według niektórych źródeł mieści się przy ul. Rzeźniczej. W rzeczywistości jest tam tylko biuro, a wystawy urządzono w dwóch innych budynkach. Pierwszy, przy Gimnazjalnej, to porośnięty winoroślą XIV-wieczny kościół sióstr dominikanek pw. św. Ducha (później przerobiony na protestancki). Nieopodal można zobaczyć mural przedstawiający Jożinów z Bażin.

W pierwszej sali zaprezentowane były fotografie Jerzego Reżnego, przedstawiające życie codzienne Raciborza w latach 60.-70. W prezbiterium kościoła zachował się oryginalny fresk z apostołami, a także pozostałości kilku pochówków (inkluding księcia Walentyna Garbatego, po którym pozostał miecz „zabity” przed pogrzebem, tj. rytualnie złamany).

W kolejnym pomieszczeniu wystawiono nieco broni (m.in. miecze dwuręczne) oraz najstarszy eksponat w muzeum (wg daty pozyskania): piec garncarski z ok. II wieku.

Na wyższych kondygnacjach można zobaczyć zabytkowe wyroby z cyny, świeczniki procesyjne różnych cechów, ekspozycję czasową o różnorodności kulturowej w „Bolku i Lolku” i innych animacjach…

Cyniczny dzban

Eksponat najstarszy wiekowo pochodzi z ok. X w. p.n.e. i ma na imię Dżed-Amonet-ius-anch. Jest to mumia młodej Egipcjanki (zmarłej w wieku około 20 lat), zaprezentowana w osobnej sali zwanej „Domem Ozyrysa”, wraz z trzema warstwami sarkofagów, w których była pochowana, i z rekonstrukcją cyfrową wyglądu za życia (kupiłem sobie breloczek). Z Raciborzem (Ra-ci-Borzem, czyli Lasem Boga Ra) związana przez to, że w XIX w. sprowadził ją tu jeden hrabia jako prezent dla narzeczonej. Potem trafiła do Warszawy i wróciła na Śląsko dopiero w 1982.

Najstarsza raciborzanka

Na najwyższej kondygnacji jest jeszcze wystawa sztuki sakralnej, w tym zachowany fresk z zakonnicami, z których środkowa to być może księżniczka Eufemia (Ofka), dla której ojciec, książę Przemysław, w ogóle ufundował chlasztor.

W drugim budynku muzeum – parę domów dalej, ale to już się liczy jako ul. Chopina – znalazły się wystawy: etnograficzna (w tym niedźwiedzie zapustne), pradziejowa, zabytkowego sprzętu dentystycznego oraz piwowarska (akcesoria bednarskie, butelki, kufle itp.)



Ostrawa

Przy okazji wybraliśmy się za granicę. Przez Racibórz jedzie do Ostrawy pociąg eurocity na Wiedeń. Co prawda pani jadąca tamże przekazała nam informację, że na tak krótki dystans jak Ostrawa taniej jest wysiąść w Bohuminie tuż za granicą (gdzie ekspres stoi dłużej, bo wymieniają lokomotywę i załogę) i tam łapać czeski transport zbiorowy.

Plac Masaryka

Na sporym dworcu kolejowym Ostrawa Główna od razu kupiliśmy w kasie biletowej bilety powrotne, a także bilety całodniowe na komunikację miejską, bo w Ostrawie nie używa się już papierowych biletów jednorazowych, obowiązuje tzw. portomanetka elektroniczna. Autobusem za tramwaj przejechaliśmy kilka przystanków, po czym przesiedliśmy się na tramwaj właściwy.

Kładka na perony

Miasto statutowe Ostrawa leży nad rzeką Ostrawicą. Większość, na zachodnim brzegu, zalicza się do Moraw, ale miano Morawskiej Ostrawy nosi jedna konkretna dzielnica – historyczne centrum. Brzeg wschodni to Ostrawa Śląska. Byliśmy tam tylko przelotnie, zobaczyliśmy ratusz, ale na Zamek Śląsko-Ostrawski nie zawędrowaliśmy.

Prawie jak w Poznaniu

Zwiedzanie Ostrawy Morawskiej rozpoczęliśmy pod hotelem Elektra. Ulicą Umělecką dotarliśmy do Domu Sztuki, przed którym stoi se parę rzeźb.

Wierzcie lub nie, ale to ma być św. Krzysztof. Autor  Marius Kotrba

Naprzeciwko, w kamienicy właśnie remontowanej, znajdował się główny cel wycieczki: sklep muzyczny „TNT”. Kupiłem tam 4 płyty, które omówię następną razą. Okazuje się, że  na dziale „muzyka czeska” mają też nagrania słowackie.

W dziedzinie architektonicznej miasto jest ciekawe: sporo neoklasycznych kamienic, równie sporo międzywojennego modernizmu, nieco secesji.

Bank Przedsiębiorców, d. Muzeum Ruchu Robotniczego

Jak przystało na ważny (niegdyś) ośrodek przemysłowy, miasto pełne jest ornamentów przedstawiających różnego rodzaju ludzi pracy.

Na centralnym Placu Masaryka, inaczej niż na naszych krajowych petelniach, rosną jednak jakieś drzewa. Od niego można przejść na mniejsze Jíraškove Naměstí, gdzie stoi pomnik-ławka tutejszego kompozytora Leoša Janáčka (Emerson, Lake & Palmer zaadaptowali jego Sinfoniettę w utworze Knife-Edge).

Jest też w mieście Plac Husa, bliższy już skweru niż rynku. Stoi tam fontanna, rzeźba obłapiającej się pary oraz pomnik poległych żołnierzy czechosłowackich z lat 1918-1945. Ponadto jest tam pomnik pochodzącej z tych stron piosenkarki Věry Špinarovej.

Czesi to najbardziej zlaicyzowane społeczeństwo w Europskiej Unii, a jednak trochę architektury sakralnej się znalazło. Katedrę Boskiego Zbawiciela, centrum diecezji opawsko-ostrawskiej, tym razem widziałem tylko okno tramwaju, podobnie jak neogotycki kościół WNMP. Niedaleko rynku znajduje się budynek kurii z charakterystyczną rzeźbą patronki diecezjalnej, św. Jadwigi Śląskiej. Obok stoi kościół św. Wacława, a po przeciwnej stronie budują właśnie centrum biurowe „Vaclav”.

Przy Placu Kościelnym, niedaleko Wacława i Kurii, znajduje się małe kino; na piętrze ma kawiarnię o ścianach wytapetowanych plakatami filmowymi. Wstąpiliśmy tam na herbatę i kofolę.

Z bliska za to widziałem neogotycki kościoł Czeskobraterskiego Kościoła Ewangelickiego. Jest to drugie najliczniejsze po katolikach wyznanie w Czesce Republice, należące do wspólnoty ewangelicko-augsburskiej, ale nawiązujące do husytyzmu (m.in. kielich jako symbol). Nie mylić z Jednotą Braterską (z Barankiem Bożym w herbie), która wywodzi się z braci morawskich.. W parafii odbywają się także nabożeństwa po koreańsku.

Obiad zjedliśmy w pierogarni przy Czeskobraterskiej, gdzie z personelem dogadywałem się łamanym narzeczem polsko-czeskim. Podają tam zarówno pielmieni (np. z kurczakiem), jak i warieniki (np. z żółtym serem). Do picia nie ma normalnej herbaty, jedynie mięta, można też zamówić lemoniadę (np. kruskawkową).

Klamka od toalety

W pobliżu znajdował się lokal, gdzie sprzedawali wafle w kształcie pezwisów, a także serwis komputerowy  o dość oryginalnej witrynie.

Po posiłku udaliśmy się nad Ostrawicę. Wzdłuż rzeki ciągną się bulwary, przerzucone jest też kilka mostów i kładek. Najbardziej znany z nich to  Sýkorak, czyli Most Miloša Sýkory, nazwany na część tokarza, który 30 kwietnia 1945 zerwał przewody, aby most nie został wysadzony, ale Niemcy zastrzelili go, gdy uciekał (chociaż, cytując ulubione powiedzenie historyków, "historycy do dziś spierają się, czy tak było naprawdę"). Obok znajduje się jego pomnik dłuta znanego artysty rzeźbiarza Konrada Babraja, którego ojciec zresztą jako pierwszy znalazł ciało Sýkory.

Naprzeciwko koraka stoi czołg T-34 - pomnik 1. Czechosłowackiej Brygady Pancernej z końca II wojny światowej, która brała udział w wyzwalaniu Ostrawy. Uwaga: była to jednostka czechosłowackich sił zbrojnych u boku ZSRR (co ciekawe, początkowo składały się w większości nie z obywateli Czechosłowacji, a z Czechów Wołyńskich) i nie należy jej mylić z Samodzielną Czechosłowacką Brygadą Pancerną na Zachodzie, należącą do sił zbrojnych londyńskiego rządu Edwarda Benesza i walczącą u boku Brytyjczyków, m.in. pod Dunkierką. Cokół ozdabiają tablice pamiątkowe oraz płaskorzeźby, m.in. czerwonoarmisty odpychanego przez kobietę z dzieckiem. 

Ratusz Ostrawy, wybudowany w latach dwudziestych, jest niedorzecznie wprost modernistyczny, a na jego wysoką wieżę można podobno wejść. Poza tym dostępna do zwiedzania jest jakoby wieża Ratusza Śląsko-Ostrawskiego oraz przerobiony wielki piec, ale nie starczyło czasu.

Na placu przed głównym wejściem pręży się Ikar w fontannie.

Uwierzył w siłę swoich rąk / Przekroczyć chciał zaklęty krąg

Za ratuszem z kolei, w Parku Comeniusa nad rzeką, stoją różne rzeźby, prawdopodobnie w ramach ekspozycji czasowej.

Anumidium?

Na dworzec odjechaliśmy z placu Husa za pomocą trolejbusa. Pociąg był z Widnia o 17:05, mocno zatłoczony i z 15-minutowym opóźnieniem.


Podróż, jak zwykle, była udana i bez większych problemów. Okazuje się, że nawet w miejscowości z pozoru całkiem zwyczajnej można zobaczyć wiele ciekawostek. 

Arka Bożek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz