poniedziałek, 22 września 2025

Derszewo w cieniu mostów, czyli pierwszy etap drugich wczasów

 

Po wizycie na Pomorzu Zachodnim kolejny wyjazd wakacyjny skierowany był na Pomorze Wschodnie. Na pierwszy ogień poszło jedno z głównych miast Kociewia, a o rejonach bliżej Bałtyku Morskiego napiszę inną razą.

Symbolem Tczewa jest czerwona kura

Podróż pociągiem kolejowym wiodła przez Uć, Aleksandrów Kujawski, Włocławek, Toruń, Bydgoszcz i Solec Kujawski, aż wylądowaliśmy w rodzinnym mieście Grzegorza Ciechowskiego.

Tczew, czyli Czczew, czyli Dirschau, czyli Derszewo, leży na zachodnim brzegu Wisły, przez którą przerzucone zostały dwa potężne mosty: drogowy i kolejowy, łączące miasto z położonym na drugim brzegu Lisewem Malborskim. Kiedy powstały w XIX w., były najdłuższe w Europie. Z biegiem lat w ich konstrukcji zachodziły rozmaite zmiany – m.in. doznały zniszczeń w czasie wojny, a podczas powojennych napraw postawiono tam przęsła różniące się od oryginalnych. Obecnie tylko most kolejowy jest czynny, drogowy chyba pozostaje w remoncie.

Co ciekawe, zanim władze zdecydowały się wybudować w Gdyni nowy port morski dla II RP Polskiej, inżynier Wenda prowadził badania, czy Tczew by się nie nadawał, ale wyszło mu, że to niemożliwe: dla utrzymania żeglowności trzeba by na okrągło bagrować osadzany przez Wisłę piasek.

Wtem! akcent irlandzki

Tczewo ma wprawdzie prawa miejskie, ale nasz hotel posiadał certyfikat, że leży na terenie wiejskim. Pokój mieścił się na piętrze, nad restauracją, z widokiem na parking i psa na balkonie. Śniadania były całkiem niezłe. Obiady spożywaliśmy głównie w centrum miasta: raz pizza we włoskiej traktorni, innym razem makaron…

Naleśnik z serem w barze mlecznym „Kocowilk” „Kociewiak”

Nieopodal hotelu stoją plansze przedstawiające słynnych tczewian. Oprócz Ciechowskiego są wśród nich aktorka Teresa Budzisz-Krzyżanowska, saskofonista jazzowy Adam Wendt, ekscentryczny były minister finansów Grzegorz Kołodko, alternatywny gitarzysta Roman Puchowski czy też uczestnicy wyprawy Jamesa Cooka – Jan Forster i jego syn Jerzy. Zbiegiem okoliczności, w trakcie pisania niniejszego tekstu znalazłem w śmietniku relację Jerzego Forstera, wydaną w Polsce w roku 1977.

Na tyłach budynku przebiega Wisła i bulwary wzdłuż niej. Idąc w górę rzeki, doszliśmy do restauracji „Panorama”. W okolicy widziałem kota śledzonego przez srokę – od czasu do czasu odwracał się i odganiał ją, a potem znów za nim szła.

Na pierwszy rzut oka miasto wydaje się nieco zaniedbane, chociaż pracuje nad rewitalizacją.

 Na Skwerze Tczewskich Kolejarzy znajduje się pomnik w postaci semaforu i kawałka toru.

Ścisłe centrum Tczewa skupia się wokół rynku zwanego Placem Hallera, przy którym stoją najokazalsze kamieniczki.

Lato, ale chyba nie Grzegorz

Do rynku dobiega krótki deptak (przedłużenie ul. Jarosława Dąbrowskiego) z ławeczką miejscowego poety Romana Landowskiego.

Spośród architektury wrażenie robi trochę popruskiego neogotyku. Najbardziej charakterystyczne przykłady to poczta i jeden z gmachów urzędu miejskiego (na drugim ciągle wisi dekoracja bożonarodzeniowa).

Główną placówką muzealną jest Muzeum Wisły, oddział gdańskiego Centralnego Muzeum Morskiego. Urządzono je w długim, ceglanym budynku, który brałem za koszary, ale najwyraźniej była to jakaś fabryka. Zresztą drugie skrzydło zajmuje instytucja zwana Fabryką Sztuki.

Ekspozycja Muzeum Wisły przedstawia historię żeglugi wiślanej i ogólnie śródlądowej w Polsce: modele łodzi i statków rzecznych (od jednostek „jednorazowego użytku”, typu komięgi, galary i dubasy, po okręty flotylli wojennych z międzywojnia), dioramy, jak też autentyczne i rekonstruowane egzemplarze łodzi, m.in. czółno z Polesia). Dla okresu wczesnonowożytnego lejmotywem wystawy był poemat utylitarny Flis Klonowica, czyli de facto poradnik wierszem dla szypra i kupca zbożowego.

Na dziedzińcu grupa kobiet ćwiczyła pilates na tle małej lokomotywy spalinowej. Omijając tę scenę, dotarliśmy do Centrum  Wraków Statków.

We all live in a yellow submarine...

Prócz widoku na warsztat można tam zobaczyć m.in. tratwę z Tuvalu, zdobione łodzie rybackie z Senegalu i Portugalu, polski pojazd podwodny „Manta” oraz jacht „Opty” Leonida Teligi.

Na zachód od muzeum rozciąga się Park im. Mikołaja Kopernika. Można tam znaleźć pomniki tczewskich jednostek wojskowych oraz Solidarności.

Ulicą Wojska Polskiego posuwaliśmy się w kierunku północno-zachodnim, przekraczając tory kolejowe po wiadukcie wspartym na ukośnym łuku, zresztą do niedawna jeszcze remontowanym.

Po drugiej stronie rozciągało się konwencjonalne blokowisko. Uwagę naszą zwróciły cztery bloki mieszkalne z muralami na ścianach szczytowych.

Plac Patriotów to de facto trawiasty kawałek gruntu. 16. Baon Saperów uczczony został pomnikiem w postaci transportera pływającego PTS. Obok na górce stoi pomnik ofiar hitlerowskich.

Po przecięciu al. Solidarności ul. Wojska Polskiego zmienia nazwę na Jagiellońską. Z lewej stoją hipermarkety przy ul. Braci Grimm, od której odgałęzia się ul. Czerwonego Kapturka – jest to skraj tzw. Osiedla Bajkowego. Po przeciwnej stronie Jagiellońskiej można podziwiać domki jednorodzinne.

Tczewskie łojbędzie

Komunikacja w Derszewie jest bezpłatna, co wykorzystaliśmy, by dotrzeć do dzielnicy o dźwięcznej nazwie Suchostrzygi. Zastaliśmy tam skwer z fontanną, otoczony tabliczkami „ul. Tczewska” z różnych miast polskich i niemieckich, w tym z Częstochowej (Li Siniec). Co ciekawe, w 1992, w ramach dekomunizacji ulic, częstochowska Rada Miasta przegłosowała zmianę ul. Tczewskiej na Nowosądecką, ale później ta nazwa musiała powrócić.

Głównym celem w Suchostrzygach była Księgarnia Kociewska. Na dziale regionalnym nie znalazłem nic ciekawego, za to kupiłem drugi tom autobiografii Sharon Osbourne za 18 złych. Opodal stoją plansze dokumentujące tczewskie życie kulturalne, m.in. pionierski zespół muzyki progresywnej „Lock Up”, który chyba nic nie nagrał.

Koło dworca znajduje się za to Galeria Kociewska – nie sztuki, tylko handlowa. Nieopodal stoją dwa parowozy, z czego jeden pomalowany w ukośne biało-czarne pasy á la Republika.

Innym razem wyruszyliśmy w innym kierunku i doszliśmy bulwarem do mostów, omijając błonia, na których urządza się imprezy masowe. Stamtąd, Wiaduktem 800-lecia Miasta Tczewa, zakręciliśmy na północny zachód ul. Gdańską, gdzie mieszczą się wszelakie biznesy.

Skręcając z Gdańskiej w lewo, natrafiamy na Osiedle im. Antoniego Garnuszewskiego, czyli nowsze blokowisko z obleśnym – czy jak kto woli, stylowym – centrum handlowo-usługowym. Obok znajduje się już całkiem nowy sąd rejonowy.

Kimże był ów Garnuszewski? Człowiekiem morza i pierwszym dyrektorem pierwszej szkoły morskiej w RP, która mieściła się w gmachu przy 30 Stycznia. Później szkoła przeniosła się do Gdyni, a budynek zajmuje dziś I LO im. Curii Skłodowskiej.

Jeśli chodzi o życie religijne, to natrafiłem na trójcę kościołów z trzech różnych epok. W samym centrum (od strony Wisły można wejść po stromych schodach) stoi gotycka XIV-wieczna fara Podwyższenia Krzyża Świętego, wchodząca w skład tzw. Szlaku Kościołów Książąt Pomorskich.


Modernizm międzywojenny reprezentuje kościół św. Józefa z lat trzydziestych, z wysoką wieżą na planie kwadratu. Do tradycji peerelowskiego sakromodernizmu należy natomiast kościół NMP Matki Kła na osiedlu Bajkowym; po drugiej od niego stronie ulicy rozciąga się plac z pomnikiem papieża.

Znalazłem i moment na zwiedzenie starego cmentarza katolickiego (położonego tuż przy I LO). Wytropiłem tam parę aniołów i trochę ciekawych portretów; był fizyk-poeta z własnym wierszem na nagrobku, założyciel dyskusyjnego klubu filmowego z epitafium z Edgara Allana Poe oraz żołnierz zabity (przez dywersantów?) na parę dni przed wybuchem II wojny światowej. Za płotem znajduje się dużo mniejszy i gorzej utrzymany cmentarz ewangelicki z kaplicą.



Pomiędzy starym cmentarzem a nowym znajduje się mogiła zbiorowa 469 żołnierzy radzieckich. Na wykonanych w języku polskich tablicach można znaleźć takie nazwiska jak Unril Metre, Wołocz Karolul, Andremi Driszka, Ulis Kopir czy Wanke Hrerowap. Albo to byli przedstawiciele jakiegoś tajemniczego syberyjskiego plemienia, albo ktoś tu nie umiał czytać cyrylicy.



Od strony cmentarzy wróciłem nad Wisłę przez park, gdzie urządzono amfiteatr, zegar słoneczny i inne rekreacje. Jeżeli chodzi o ludność kocią, to najłatwiej było ją spotkać właśnie na bulwarze wiślanym.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz