Czas na dalszy ciąg wakacyjnej
relacji. Poprzednio pisałem o pobycie w Tczewie, a po nim przyszła pora
przenieść się do Miasta Trój.
Z Derszewa osobowy o 12:53 zawiózł nas do Gdyni.
Cały dzień lało jak przysłowiowa scebra. Przed gdyńskim
dworcem czekaliśmy kilkanaście minut na zamówioną taksówę. Staliśmy pod
zadaszeniem, ale i tak przemokła mi cała nogawka, bo padało z ukosa.
Taksiarz zawiózł nas do willi, gdzie już mieszkaliśmy dwukrotnie. Dostaliśmy pokój na drugim piętrze, ale inny niż ostatnio, w dodatku ciaśniejszy. Willa jest korzystnie położona – płytki lasek dzieli ją od nadmorskiego bulwaru, krótki spacer od Skweru Kościuszki, drugi krótki spacer od stacji SKM na Wzgórzu św. Maskymiliana. Jak się zresztą dowiedziałem, nasza chałpa stanowiła teren jednostki wyznaniowej Przebudzenie Mocy.
![]() |
Nasza willa, to nawet nie jest ona |
Po rozpakowaniu się przyszła pora
na obiad, więc wśród ulewnego deszczu wykonaliśmy marsz całym bulwarem
nadmorskim, nie spotykając psa z kulawą nogą.
Przez większość pobytu żywiliśmy
się głównie pierogami z pieca, za to w kilku różnych lokalach.
Gdynia zbudowana jest
południkowo. Centrum skupia się wzdłuż kilku długich ulic biegnących z grubsza równolegle
do wybrzeża (choć w sumie to przypominają pęczek chrustu). Najbardziej
reprezentatywna jest Świętojańska, a równolegle biegną Władysława IV, 3 Maja i
zaadaptowana częściowo na deptak Abrahama. Przecinają się z nimi ulice
równoleżnikowe, takie jak 10 Lutego, Jana z Kolna, Wójta Radtkego czy
Starowiejska.
![]() |
Inżynier Wenda - to on tak to wymyślił |
Najbardziej na wschód wysuniętym
ze szlaków południkowych jest Bulwar Nowowiejskiego wzdłuż wybrzeża, po którym
przemieszcza się cała turystyka. W ostatnim czasie zbudowano przy nim ścieżkę
rowerowo-hulajnożną. Na jednym końcu, przy plaży miejskiej, stoi rzeźba trzech
ryb wykonana w 1968 przez Adama Smolanę, na drugim – Powrót do domu,
czyli dwa łososie jako dar przyjaźni miasta zabliźniaczonego Seattle.
Trafiliśmy na raczej umiarkowaną
pogodę, to i frekwencja na plaży miejskiej była umiarkowana. Przy okazji zauważyłem,
że ostatnio modne są małe brązowe pieski pudlowate. Pewnego dnia sfotografowałem
z bliska na falochronie kormorana suszącego skrzydła. Więcej ludzi i więcej
psów spotkać można było w piątkowe popołudnie.
![]() |
Core Moran |
Z kwatery na SKM szło się ulicą
Piłsudskiego, a właściwie położonym wzdłuż niej Central Parkiem – terenem
zielonym, który przez ostatnie kilkanaście lat przeszedł gruntowną renowację i
zapewnia rozmaite atrakcje dla miejscowych. Po drugiej stronie ulicy, na rogu
Świętojańskiej, stoi urząd miasta.
Gdynia buduje się – jest to jej stała właściwość już od czasów Wendy i Kwiatkowskiego. Przy Skwerze Kościuszki znikło całe zagłębie bud z małą gastronomią, pamiątkami itp. – zamiast nich plac budowy. Po przeciwnej stronie skweru rozebrali centrum handlowe, żeby postawić kolejne apartamenciaki.
Nad miastem dominuje wyniosły apartamentowiec (autokorekta poprawiała ongiś na „apartament owiec”) Sea Towers. Mierzy on 141 metry – dla porównania, wieża chramu Yasunagura sięga zaledwie 106 m. Wokół w ostatnich latach wyrosło nowe budownictwo. Przed wejściem do jednego z budynków stoi śruba statku, opatrzona tabliczką, na której widać napis „Śruba okrętowa” i ślady wstydliwie usuniętego tłumoczenia „Ship bolt”. Ten prężnie rozwijający się region sąsiaduje z nobliwym budynkiem Dowództwa Marynarki Wojennej i siedzibą IMiGW.
Niszczyciel „Błyskawica” i były
statek szkolny Akademii Morskiej „Dar Pomorza” – dziś obydwie jednostki
muzealne – nadal stoją na swoim miejscu w Basenie I Prezydenta, przy Molu
Południowym, najbardziej reprezentacyjnym spośród wielu nabrzeży Gdyni. Co
prawda niszczyciel czasami odbija: dawniej przy kręceniu serialu gangsterskiego
Krew z krwi, a ostatnio, kiedy do Muzeum Marynarki ściągano okręt
podwodny (o czym dalej). Ostatniego dnia naszego pobytu „Błyskawica” dawała
salut z dział, więc rozstawiono wokół niej ostrzeżenia, żeby się nie kręcić.
Na środku tego szerokiego palca
mierzącego w morze, który jest przedłużeniem Skweru Kościuszki i często bywa z
nim utożsamiany, mieści się kasa Żeglugi Bałtyckiej w jednym budynku z
renomowaną restauracją oraz przeróżne budy z pamiątkami (w tym sezonie modne
Labubu i najrozmaitsze jego podróbki), toalety itp. Od strony południowej
wznoszą się Uniwersytet Morski i Akwarium Gdyńskie. Przy tym ostatnim ustawiono
niedawno niby-batyskaf, w którym wyświetlają podmorskie wizualizacje. Spośród
pomników zwracają uwagę Joseph Conrad i morświn.
Świętojańska to zasadniczo główna
aleja komercyjna: od supermarketów, przez bary i restauracje, po butiki. Jest tam
również sklep z grafikami Marty Frej. Wielokrotnie zaglądaliśmy do butiku „Collete”
(sic!) z odzieżą autorską, gdzie kupiono sobie bluzę w koguty. Na północ od
Skweru Kościuszki Świętojańska zmienia się na moment w Plac Kaszubski, na
którym stoi pomnik Antoniego Abrahama w towarzystwie czarno-żółtych flag.
![]() |
Tóna |
Ul. Starowiejska, notorycznie
przeze mnie (z racji doświadczeń krakowskich) przekręcana na Czarnowiślną, jest
spokojniejsza od Świętojańskiej. Od strony dworca zamyka ją przejmujący pomnik Gdynian
Wysiedlonych. Po drodze można spotkać m.in. knajpkę o motywie tolkienowskim,
gdzie dostawało się zniżkę na hasło „Powiedz przyjacielu i wejdź”.
Z centrów handlowych zaliczyłem Galerię Riwiera.
Spośród kościołów najbardziej centralnie położone jest modernistyczne Sanktuarium Miłosierdzia Bożego na Świętojańskiej; po drugiej stronie placu kościelnego stoi neobarokowa bazylika NMP Królowej Polski, należący do tej samej parafii drugi najstarszy kościół w mieście, zbudowany z inicjatywy samego wójta Radtkego. Fani sakromodernizmu powinni też zobaczyć kościół Najświętszego Serca, wraz z nagrobkiem prałata Jastaka – od isengardzkich wież po elewację z otoczaków i mozaiki na parterze.
Kto zaś potrzebuje więcej mozaik, ten niech sprawdzi Teatr im. Witolda Gombrowicza, położony w ustronnym miejscu, na tyłach Świętojańskiej i Piłsudskiego.
Spośród kilku muzeów zwiedziłem
położone blisko plaży Muzeum Miasta Gdyni – we środy wstęp wolny. Na parterze trwała
wystawa biżuterii zaprojektowanej przez absolwentów Wydziału Wzornictwa
Akademii Pięknej w Gdańsku.
![]() |
Kto by się domyślił, że to jest rower? |
Na pierwszym piętrze podziwiałem ekspozycję poświęconą projektantce Alicji Wyszogrodzkiej – wzory tkanin, ilustracje do książek dla dzieci, dział modowy w starych „Kontynentach”… Wystawa jest interaktywna, co oznacza, że niektóre eksponaty można se posmyrać.
Na kolejnych dwóch piętrach
zaprezentowana została historia Gdyni od Wendy do Kodyma. Co prawda przekład na
angielski pozostawiał co nieco do życzenia (np. tłumaczenie „oddziały” za
każdym razem jako „divisions”, no ile tych dywizji mieli niby czerwoni kosynierzy?), ale to nie było najgorsze tłumaczenie, na jakie
się nadziałem w czasie tego wyjazdu.
![]() |
Mickiewicz?! |
Przy bulwarze, koło plaży, mieści się też Muzeum Marynarki Wojennej. W ostatnim czasie wzbogaciło się o okręt
podwodny ORP „Sokół” (eks-norweski "Stord"), jednak kiedy tam przybyłem, okazało się, że bilety są już
wyprzedane, a próby wzięcia personelu na litość okazały się nieskuteczne.
![]() |
Była taka burza, że okręt podwodny wyrzuciło na brzeg! |
Wobec tego zwiedziłem
dotychczasową, znaną mi już wystawę, na której już kiedyś byłem. W budynku
można zobaczyć uzbrojenie morskie (co powodowało kimś, kto przetłumaczył
miotacz bomb głębinowych na „naval gun”?), modele okrętów, przykładowe
egzemplarze umundurowania, a także np. kufle rezerwistów niemieckiej
Kaiserliche Marine. Przed wejściem do muzeum leży potężna kotwica z krążownika
ORP „Bałtyk”, międzywojennego okrętu flagowego (chociaż w praktyce były to
pływające koszary).
Jest jeszcze ekspozycja
plenerowa. Oprócz różnego rodzaju dział, samolotów i śmigłowców stoi tam
najstarszy zachowany polski okręt wojenny – kuter pościgowy „Batory”, używany
przez międzywojenną Straż Graniczną (po wojnie służył Lidze Obrony Kraju na Zalewie
Zegrzyńskim). W ostatnich latach dołączyła do niego „Samarytanka”, motorówka
używana ongiś przez gdyńskiego lekarza portowego.
Gdynia to nie tylko centrum. W
czasie spacerów zdarzyło mi się zabłądzić wśród will, gdzie oszczekał mnie pies
imieniem Ozzy, a potem szedłem przez las.
![]() |
This is Gdynia |
Nad nabrzeżem dominuje Kamienna
Góra. Najłatwiej wejść tam po schodach z Bulwaru Nowowiejskiego, a jeszcze
łatwiej – wjechać kolejką szynową, ale postanowiłem spróbować innej trasy.
Przeszedłem się więc przez dzielnicę willową, napotykając szereg ciekawych
budynków, w tym willę, gdzie mieszkał Karol Olgierd Borchardt. Po przeciwnej
stronie wzniesienia, w Parku Lecha i Marii, widok miałem na amfiteatr, w
którym młodzież odstawiała amatorskie przedstawienie.
Wybraliśmy się również na Oksywie:
dojazd taksówką do cmentarza parafialnego kosztował 60 zł. Wszędzie wokoło
tereny marynarki wojennej, w tym stojący przy rondzie „Kobben-Jastrząb”,
bliźniak „Sokoła” używany do celów techniczno-dydaktycznych.
Cmentarz leży na stoku wzgórza, którego szczyt zajmuje kościół św. Michała Archanioła, najstarsza świątynia w całym Trójmieście.
Na dole, blisko wejścia, pochowana jest – wraz z ojcem – przedwcześnie
zmarła Anna Przybylska. Na samej górze, koło kościoła, znaleźć można nagrobek samego
Tóny Abrahama.
Wracaliśmy już autobusem MPK. Koło
przystanku, w modernistycznym bloku, w jednym oknie ktoś trzymał na rękach
białego kota, a w drugim pręgowany siedział w oknie. Był tak nieruchomy, że wydawał
mi się wypchany, ale po chwili okazało się, że tylko drzemał na siedząco.
Inną odwiedzoną dzielnicą było Orłowo.
Kolejka zawiozła nas pod centrum handlowe Klif, skąd wśród domków
jednorodzinnych i will ruszyliśmy w stronę morza. Na pewnej wysokości nad plażą
wiedzie Promenada im. Królowej Marysieńki. Po drodze spotkać można pomnik
prałata Zawackiego, głaz pamiątkowy gen. Orlicz-Dreszera i ławicę ryb z jakiejś tam artystycznej żywicy.
Na Orłowie urządzono molo, skąd widać stamtąd malowniczy klif. Udało mi się wyjrzeć za jego cypel i zobaczyć z
oddali centrum Gdyni.
Stefan Żeromski miał tu domek, dokąd
przyjeżdżał na letnisko – urządzono tam dość skromną ekspozycję muzealną.
Więcej zwiedzania miałem na
dziedzińcu Liceum Plasticznego im. Magdaleny Abakanowicz, całym zastawionym
pracami absolwentów.
Na obiad można wstąpić do Tawerny
Orłowskiej, odwiedzanej przez różne sławy, od prezydentów Komorowskiego i Ilvesa,
przez Dodę, po Tadeusza Różewicza i Grzegorza Rosińskiego. W menu nie było
pierogów, więc zamówiłem tom kha gai, tajską zupę kokosową z kurczakiem
i krewetkami.
Niezbędną dawkę felinoenergii
zapewniła mi na tym wyjeździe kawiarnia „Biały Kot”, gdzie musieliśmy jednak czekać w sieni na
zwolnienie się miejsca. Spośród siedmiu kotów było bure rodzeństwo, czarna
lękliwa kotka, czarny kocur z wylizanym brzuchem i łapami, siostrzyczki biała w
czarne łaty i trikolorka oraz pręgowany/tuxedo – Biszkopt, który był rozmiarowo
największy i chociaż większość czasu leżał na szczycie drapaka, to jednak
okazał się dla mnie najbardziej miziasty.
Spośród innej zwierzyny, wracając
na kwaterę, zaobserwowaliśmy również dziki. Była to locha z czwórką
podrośniętych młodych. Obeszliśmy drugą stroną ulicy, ale inni ludzie
fotografowali z bliska.
Wygląda na to, że w Gdyni zawsze się znajdzie coś nowego do odkrycia.
![]() |
Apartament owiec |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz