poniedziałek, 8 grudnia 2025

W grodzie Neptuna i po śladach Hallera, czyli trzecia część drugich wczasów

 

Nadeszła pora na trzecią i ostatnią część tegorocznej relacji wakacyjnej znad Zatoki Gdańskiej.

Poruszając się po Trójmieście, można doznać pewnej dezorientacji w kwestii komunikacji miejskiej. Gdynia i Gdańsk mają osobne MPK, z których każde obejmuje także Sopot. Przy tym Gdańsk ma tramwaje, za to Gdynia trolejbusy. Jeśli przy wsiadaniu nie masz biletu, to w Gdyni trzeba go kupić u kierowcy, a w Gdańsku wręcz przeciwnie, są biletomaty pobierające opłatę z karty. Urządzenie nie wydaje fizycznego biletu ani nie trzeba mieć żadnej aplikacji: po prostu płacisz kartą, a konduktor sczytuje z tejże karty, że transakcja została wykonana. W elektryczce SKM obowiązują bilety w różnych nominałach, zależnie od dystansu. Co ważne: kasowniki nie znajdują się w pociągach, tylko w przejściach podziemnych, przy wyjściu na peron. Bilet można kupić w kasie na stacji – pewnego widziałem, że kasjerka miała ze sobą kiziaka w pracy.

W okolicach infrastruktury komunikacyjnej można spotkać artystów ulicznych. Przy wejściu do tunelu na Wzgórzu św. Maksymiliana często mijałem faceta z harmonijką, który ofiarnie grał dwa dźwięki na przemian (wdech-wydech). W samym tunelu młoda skrzypaczka grała motyw z Gry o tron. W tunelu dworca Gdynia Główna stał młody mężczyzna z klarnetem i wykonywał Can’t Help Falling In Love. Na bulwarze nadmorskim jeden facjo grał Blowin’ in the Wind na harmonijce, a kilkaset metrów dalej drugi facjo to samo na gitarze. Kiedy indziej młodziaki z gitarą i basem podcinali Smooth Operator. Ubrany w kraciastą koszulę wysmukły starszy mężczyzna o stylówie a la Papcio Chmiel tańczył groteskowo do wtóru trzymanego w ręku radyjka – raz na Monciaku w Sopociaku, a raz na Długim Targu we Gduńsku.

 

Gdańsko

Gdańsk był kiedyś największym i najbogatszym miastem w Polsce oraz jednym z największych nad Bałtykiem. Od tego czasu opuścił się w rankingu o parę pozycji, ale i tak pozostaje imponujący. Inna sprawa, że z całego Gdańska znam właściwie tylko Główne Miasto, Westerplatte i bardzo wyrywkowo Oliwę, do której latoś nie dotarłem.

Dwór Paladyna Arturiusa

Wysiąść jest dogodnie na stacji Gdańsk Główny, przed którą stoi pomnik tzw. kindertransportów – ewakuacji dzieci żydowskich z Wolnego Miasta Gdańska do Londynu przed wybuchem wojny. Można stąd dość piechotą do Głównego Miasta albo skorzystać z autobusu czy taksówki.

Postanowiliśmy pojechać na Westerplatte. Most po drodze był zamknięty, gdyby kto chciał jechać taksówką, okrężną drogą przez tunel pod Martwą Wisłą, to wyjdzie mu koszt trzycyfrowy. Do miejsca pamięci narodowej można też popłynąć statkiem odchodzącym z Długiego Pobrzeża.

Po drodze

Na Westerplacie o obronie w 1939 r. przypominają ruiny budynków dawnej składnicy wojskowej. Największym elementem miejsca pamięci narodowej jest oczywiście pagór z monumentalnym Pomnikiem Obrońców Wybrzeża. Nie tylko tych z Westerplatte.

Od czasu naszej wizyty przybył najwyraźniej minicmentarz obrońców – stele nagrobne rozstawione naokoło kolistej kładki. Poza tym zastaliśmy kramy z pamiątkami, których przedtem nie było, sporo turystów i harcerzy.

Gdańsk, podobnie jak Gdynia, rozbudowuje się. Wyspa Spichrzów na Motławie, gdzie dawniej straszyły obleśne ruiny przyozdobione reklamą Amber Gold, dziś pełna jest nowoczesnych neokamienic i lokali gastronomicznych. Do tego, oprócz tradycyjnego Zielonego Mostu, wyspę łączy z Długim Pobrzeżem obrotowa kładka dla pieszych.

Na Spichrzach postawiono także pomnik tragicznie zmarłego prezydenta miasta, Pawła Adamowicza.

W pierogarni kelnerka na wstępie poinformowała nas bez pytania, że lokal jest nowy i nie ma jeszcze koncesji na akohol. Ze względu na topografię połączenie internetowe było bardzo słabe.

Na sąsiedniej Ołowiance, vis-a-vis Dżurawia, znajduje się Narodowe (dawniej Centralne) Muzeum Morskie – zarówno oddział lądowy w budynku, jak i zacumowany przy nabrzeżu „Sołdek”, pierwszy powojenny statek polskiej konstrukcji.

Swoją drogą, dawny budynek Amber Gold na Długich Ogrodach, w którym mieści się m.in. oddział banku ING, to doskonały przykład polskiego postmodernizmu w najbardziej kiczowatym wydaniu. Na początku grudnia wydano decyzję o jego rozbiórce.

Nasza wizyta przypadła na Jarmarek Dominikański. Po zachodniej stronie Motławy stały stragany z rękodziełem i gastronomią, w tym całe alejki produktów wileńskich, pomorskich czy wielkopolskich. Wypatrzyłem też Azerów w tiubietiejkach oraz stragan grecki rozstawiony tuż obok tureckiego.

Przedproża rulez

Najbardziej interesowały mnie antyki na Długich Ogrodach. Jak zwykle, można tam znaleźć takie rzeczy, że ani ucho nie widziało, ani oko nie słyszało: naturalnej wielkości Spider-Girl z drewna, Lara Croft z drewna trochę mniejsza, ławka z Ronaldem McDonaldem, mosiężny JP2 za jedyne 25 kilozłotych, gołe baby wszelkich póz i materiałów, używane komiksy, podróby hitlerowskich mundurów…

Dlaczego Wy Trujecie Ludzi

Znalazłem lalkę za 60 złych, ale kilka straganów dalej natrafiłem na identyczną za 30 i wziąłem jeszcze drugą.

Nie ma powodu do paniki

Zaś co do płyt… stoisk było z siedem, krążyłem między nimi i nie wiedziałem, od czego zacząć. W końcu zanabyłem za 80 dwa klasyczne albumy z saksofonem z lat 70., o których już tu pisałem.

Zajrzałem też do znanej mi księgarni, gdzie jednak nie było Ospreyów, za to Necrovet Joanny Winifredy G. leżał na młodzieżówce, zamiast na fantastyce. Pobliski Kanał Raduni po ulewie z poprzedniego dnia miał kolor kawy z mlekiem (z cukrem czy bez?)

Udało się też zwiedzić muzeum w Ratuszu Głównego Miasta, gdzie nie dostaliśmy się w 2014. Trochę mebli, obrazów, sprzętów, sporo imponujących herbów Gdańska (z lwami).


Moim celem była też kontrowersyjna wystawa „Nasi chłopcy” o Pomorzanach służących przymusowo w Wehrmachcie – całkiem porządnie zrobiona, a narzekają jak zwykle ci, co nie widzieli. Nie mówiąc o tym, że znają tylko warszawocentryczną wizję historii.

Warto też znaleźć chwilę, by zwiedzić gotycki kościół św. Jana, zaadaptowany na ośrodek kultury. Parę miesięcy przed moim przybyciem urządzono w nim las.


Sopot

Do Sopot, najmniejszego z komponentów Trójmiasta, pojechaliśmy po raz pierwszy od 2018. Wysiedliśmy na zupełnie nowym dworcu, którego wtedy jeszcze nie było, połączonym oczywiście z galeryją handlową.

Stamtąd udaliśmy się na popularną aleję Monte Cassino, zwaną Krupówkami Północy. Tak znów wiele się nie zmieniło – mnóstwo turystów, restauracje, bary, pamiątki.

Pojawił się za to m.in. pomnik niedźwiedzia Wojtka. Zrobił nam zdjęcie bełkotliwie mówiący pykniczny łysawy facjo, który polecał nam wizytę w Orłowie i z początku wydawał mi się podobny do Jędrzeja Kodymowskiego. 

Na fasadzie teatru widnieje tablica upamiętniająca Zbyszka Cybulskiego („W czym grał Cybulski? W teatrze!”) W bocznej uliczce wypatrzyłem rzeźbę balansującą Jerzy’ego Kędziory.  zajrzeliśmy też do neogotyckiego kościoła garnizonowego.

Spośród budynków na Monciaku wyróżnia się Krzywy Domek. Zwizytowałem tam kolejną księgarnię. Na dziale antykwarycznym wypatrzyłem Mity rock and rolla G. Graffa i D. Durchholza oraz Sztukę rumuńską Vasile Florea.

Najbardziej znanym punktem Sopot jest oczywiście Mól im. Jana Pawła II. Przeszliśmy całą jego długość. 

Sopockie molo

Oprócz wszechobecnych mew, na samym końcu zastałem stado wróbli oraz wrocławski krasnal.

Oczywiście od mola odbijają statki wycieczkowe, w tym popularne na całym Wybrzeżu pseudogaleony.

Jak mówi poeta – „sopocka plaża syfem zaraża”. W tym roku było jednak czyściej niż dawniej. Na prawo od mola trwały rozgrywki w rugby i popisy gimnastyczno-akrobatyczne.

Obiad jedliśmy, jak przed laty, w Cafe Stella, i tym razem nie były to pierogi. Kibel ładny jak dawniej, a przed lokalem wciąż stoi plastikowy pies marki bokser, tyle że już wyblakły.

 

Płuck

Miasto Putzig, stolica Nordowych Kaszub, leży już poza zasięgiem SKM, więc trzeba było tam pojechać pociągiem normalnym.

Idąc w stronę Rynku, znalazłem w niewielkim parku Pomnik Braterstwa Broni, który wygląda jak młodszy brat tego z Westerplatte, chociaż projektant podobno inny.

Rynek ma postać brukowanej petelni, ale na szczęście nie tak beznadziejnej jak w Nidzicy. Podziwiałem kamieniczki, a wśród nich „Kaszubiankę” – najstarszy czynny sklep na Kaszubach, otwarty w 1899 r. (obecnie z pamiątkami regionalnymi). 

Pośrodku stoi tradycyjnie fontanna, a do tego ławeczka z lwem i łososiem.

Kitku chce rybę

W mieście znajduje się Muzeum im. Floriana Ceynowy. W szachulcowym Szpitaliku, niegdyś przytułku, urządzona została wystawa etnograficzno-kaszubska – warsztaty rzemieślnicze, torfownictwo, sztuka ludowa, tabakiery.

Jest rekonstrukcja szkolnej klasy, chłopskiej kuchni, artefakta peerelowskie, a zgodnie z dawnym przeznaczeniem budynku, jest też co nieco o medycynie, tej ludowej i tej bardziej profesjonalnej.

Ekspozycja w kamienicy mieszczańskiej w Rynku prezentuje historię regionu od pradziejów do PRL, nie pomijając międzywojennego Morskiego Dywizjonu Lotniczego.

Lekko mnie szokło tłumaczenie opisu eksponatu „miecze brązowe” na „brown swords”. Potem zajrzałem do katalogu wystawy, który wziąłem za darmo. Wersji polskiej nie było, tylko angielska i niemiecka. Wziąłem angielską i… dawno nie czytałem czegoś tak niezamierzenie zabawnego. Pod przekładem podpisało się jakieś biuro tłumaczeń, lecz żaden porządny tłumacz by nie chciał sygnować własnym nazwiskiem tekstu, w którym pojawiają się takie kwiatki jak „gooses” albo tłumaczenie „jałowiec” na „grow barren” (jałowiec czy jałowieć, co za różnica).  Poproszona o konsultację nauczycielka angielskiego stwierdziła: "To jest jakiś bełkot".

Jej mężowi poziom tłumaczenia też się skojarzył z czymś brązowym 
(ale nie z brązu)

Mijając farę św. Piotra i Pawła, znaleźliśmy się nad Zatoką. Po drodze można zobaczyć mural z gen. Hallerem (Józefem, bo był i Stanisław), pomnik kapra bałtyckiego i ławeczkę z gen. Zaruskim. Spotyka się również drewnianych Kaszubów i rybaków.

"We are wolves of the C"

Po samej zatoce można pochodzić dzięki pirsowi przystani jachtowej i molowi dla pieszych. Wzdłuż wybrzeża przebiega bulwarek, jest też i plaża. Z mola widać w oddali Jastarnię.

W 1920 r. Puck był miejscem symbolicznych zaślubin z morzem odrodzonej Polski, które celebrował gen. Haller. Upamiętniający to zdarzenie pomnik przy porcie rybackim znajduje się.

Spośród fauny puckiej napotkałem rudego kiziaka, a także plastykowe krowy.

Podsumowując cały wyjazd, którego opisywanie na tym blogu trwało dłużej niż on sam –w Trójmieście i okolicy zawsze się znajdzie coś, czego wcześniej nie widziałem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz