środa, 14 marca 2012

Na co komu dziś to całe kakao, czyli Mała Lady Grafoman


Gdyby kazano mi wymienić ulubionych polskich wykonawców rockowych, grupa Lady Pank niewątpliwie trafiłaby do pierwszej piątki. Od z górą trzydziestu lat Jan Borysewicz i spółka prezentują utwory, które naprawdę zasługują na miano przebojów. Widać to na przykładzie ich ostatnich płyt. W czasie, gdy inni weterani ledwie przędą albo nie przykuwają niczyjej uwagi poza garstką oddanych fanów – Lady Pankowcom zawsze udaje się nagrać jakiś hit, który jak wleci jednym uchem, to za nic nie chce wylecieć drugim. Mają też wyrazisty styl, który wprawdzie przez lata ewoluował, oraz Janusza Panasewicza – niezwykle charakterystycznego (zarówno z głosu, jak i z wyglądu) wokalistę. Jest tylko jedno ale… Wprawdzie od czasu reaktywacji w pierwszej połowie lat 90. muzyka Lady Pank trzyma poziom, ale z tekstami jest już gorzej.

W początkach kariery tekściarzem zespołu był Andrzej Mogielnicki. To jemu zawdzięczamy te przebojowe teksty, bez których Lady Pank nie byłby tym, czym jest, pełne szlagwortów i charakterystycznej ironii: „Mniej niż zero”, „Vademecum skauta”, „Fabryka małp”, „Ohyda”… W drugiej połowie „ejtisów” do grona dostawców treści dołączył Jacek Skubikowski (autor pamiętnego „Zawsze tam gdzie ty”), a na płycie „Tacy sami” udzielali się także – jako tekściarze – Zbigniew Hołdys i Grzegorz Ciechowski. Później zespół się rozpadł, a jeszcze później reaktywował w odmłodzonym składzie. I wtedy coś się zmieniło…

Weźmy na przykład „Na co komu dziś” – jeden z największych hitów Lady w latach 90. Pod względem muzycznym jest to przebój idealny. Pod względem tekstowym, bezlitosny wytrysk grafomanii.

Gwoli wyjaśnienia, układ rymów w zwrotce:
A
A
B
C
C
B

Ta opowieść niewyżytego erotomana, uzasadniającego swoje podboje swoiście pojmowanym „carpe diem”, zaczyna się co prawda od rymu niedokładnego: „Stała pod ścianą, sącząc kakao”, ale potem już jedziemy do Częstochowy: „Spytałem skromnie: Czy pójdziesz do mnie?”. Później było jeszcze: „Topiłem smutki w butelce wódki, / (…) Pytam żółtego: Powiedz, dlaczego…”, a trzecia to już w ogóle obraza czeska: „Była namiętna, bardzo nieletnia”. A zadumałem się nad tym o godzinie bardzo popołudniowej.

Na płycie, z której pochodzi „Na co komu dziś”, w roli tekściarza debiutował sam Panasewicz. W jednej z sążnistych dyskusji na blogu czołowego polskiego lemologa ktoś twierdził, że kiedy Lady Pank powierza pisanie tekstów zawodowcom, to efekty są znacznie lepsze, niż kiedy dopuszczają Panasewicza do pisania, bo nie wychodzą takie brednie, jak… – i tu fragment z „Na co komu dziś”. Ale kiedy to nie Panasewicz popełnił ten tekst! Wyszedł on spod palców Bogdana Olewicza, zawodowego tekściarza, kojarzonego głównie z wczesnym Perfectem! (chociaż od kiedy się dowiedziałem, że to on jest autorem pierwszego openingu do „M jak miłość”, nic mnie już nie zdziwi). Panasewicz na płytę z 1994 napisał tylko dwa teksty, przy czym udała mu się fraza wielkiej urody: „Pójdziemy sobie gdzieś jak starzy lunatycy”. Za resztę odpowiada właśnie Olewicz, czyli odpowiada także za średnio udane próby stylizacji na slang młodzieżowy oraz za „harleyi długi sznur” w mocno melodramatycznym, ale w sumie udanym, poruszającym temat samobójstwa „Zabić strach”.

W późniejszym okresie bywało różnie. Teksty Panasewicza, chociaż literackiego Nobla by mu nie przyniosły, jednak w większości są zdatne do słuchania i śmiem twierdzić, że z mojego punktu widzenia wypadają lepiej, niż dzieła zawodowych tekściarzy. Pewnie zdaje sobie sprawę, że zawodowcem nie jest, i dlatego się bardziej stara.

Weźmy ostatnią płytę Lady – zeszłoroczny „Maraton”. Wokalista napisał większość tekstów i raczej nie powinien się wstydzić. Andrzej Mogielnicki jest zaś autorem słów singlowego „Dziewczyny dzisiaj z byle kim nie tańczą” – którego wielu ludzi się czepia, a ja właśnie wezmę w obronę. Podmiotem lirycznym jest podstarzały podrywacz (czyżby bohater „Na co komu dziś” kilkanaście lat później? chyba niekoniecznie, bo tamten był egzystencjalny koleś, a ten to raczej hedonista), który się żali, że te panny to już, panie tego, nie takie jak dawniej, i nawet szkocką takiej nie zgłuszysz, a co dopiero jakimś tam kakałem; i w tym kontekście tekst jest udany. Krytycy chyba zapominają, że podmiot liryczny/narrator ≠ autor/wykonawca. Drugi tekst Mogielnickiego na tej płycie jest bardziej liryczny: „Miłość to jest wszystko”. Zaczyna się słowami: „Czy cię kocham? Kocham, i to jak. / U Szekspira też kochano tak…” Wzmianka o Weronie w kolejnym wersie nie pozostawia wątpliwości, o które dzieło Szekspira chodzi. To zaś kieruje nas ku przypuszczeniu, że chodzi o miłość niedojrzałą, lekkomyślną i kończącą się śmiercią obojga kochanków…

Płytę „Łowcy głów” promował singiel „Wiara i serce” z tekstem Jacka Skubikowskiego. Szczególną uwagę zwracają słowa w refrenie: „Serce to twardy młot, / Daj mu bić, a pokona zło”. Nieodparcie przypomina się hasło „ZOMO – bijące serce Partii”. Na tej samej płycie Panasewicz w piosence „Ślepy strach” zadaje pytanie (retoryczne?): „Czy widziałeś w kinie chociaż jeden film, / W którym nikt nie ginie, nie zabija nikt?” Otóż widziałem, i to niejeden.

Największe stężenie osiągnęła jednak grafomania na płycie „Strach się bać” z 2007. Powstała ona w ciekawych czasach, co do których istniała obawa, że mogą się przerodzić w nieciekawe, czyli, krótko mówiąc, za IV Rzeczypospolitej, i obawę tę odzwierciedla utwór tytułowy. Szkoda tylko, że za pomocą rymów częstochowskich: barw-larw, cierń-czerń.

Tym razem wszystkie teksty napisał Mogielnicki. Co prawda niektóre są znośne, ale za to inne mocno walą po uszach (i to, co gorsza, do wtóru całkiem dobrych kompozycji). Rozczarowaniem – zarówno tekstowym, jak i muzycznym – jest „Leprechaun”: nawet gościnny udział muzyków z grupy Carrantuohill nie nadał piosence odpowiednio irlandzkiego nastroju, a w samym tekście było więcej o powodach emigracji do Irlandii niż o samej Irlandii. No, ale to już moje celtofilskie wymagania.

„Wspinaczka, czyli historia pewnej rewolucji” oparta jest na ciekawym pomyśle (wyprawa alpinistyczna jako alegoria polskiej drogi do demokracji), ale z wykonaniem już gorzej. Mój „ólóbiony” fragment brzmi: „I w czas wędrówki tej był każdy z nas jak brat, / Choć nie obyło się bez wiarołomnych zdrad”. Mamy tu również takie piosenki, jak „Pole minowe” z wykorzystanym już dawniej przez Budkę Suflera, niezwykle wyszukanym rymem „sex – ex”, „Naprawdę piękny dzień” („…niebo jak z bajek Disneya” – no to Midge Ure jest lepszy, bo u niego było niebo Spielbergowskie), oraz „Dobra konstelacja”, gdzie zwracają uwagę słowa: „Noc jak kot wygina grzbiet, w odtwarzaczu Simply Red” (o, jak ja nie cierpię smerfów… to znaczy, chciałem powiedzieć, zabiegu polegającego na wstawianiu nazwy jakiegoś wykonawcy, żeby tylko było do rymu!).

Natomiast prawdziwe tekstowe „łopus magnum” tego albumu to „Wielki supermarket”. Po prostu MUSZĘ z niego wyróżnić aż trzy fragmenty:

Świat cały to jeden wielki sklep,
Ktoś stworzył go jak na muchy lep

Po pierwsze, nie ogarniam tego porównania. Po drugie, kto dzisiaj używa lepu na muchy? Ostatni raz widziałem lep latem 1996 roku w wiejskim sklepiku w Beskidzie Wyspowym. Mam wrażenie, że ten „na muchy lep” pełni w tekstach piosenek taką samą funkcję jak „złoty trzos” – nikt nie wie, co to jest, ale dobrze się rymuje.

Spotkaj mnie w niebie, w którym będę wart
Więcej, niż debet kredytowych kart

Teraz to już Mogielnicki zasłużył na honorowe obywatelstwo Częstochowy.

Życie jak Hawaje
Hotelowe raje
Wyczerpałem limit
Dla mnie to last minute

Też tak umiem. „Gdy wypiję łyk clareta, mam w sobie siłę bisklawereta, a jeśli mam już być na bani, niechaj to będzie w Akwitanii!”. Ale coś mi się wydaje (mogę się mylić), że Mogielnicki pisał na poważnie.

Mógłby ktoś zapytać, po co w ogóle się przejmować tekstami Lady Pank. Przecież to nie kandydaci do nagrody Nike, tylko zespół rockowy. Problem w tym, że gdy piosenki są tak chwytliwe, że rano wwiercają się w mózg i pozostają w głowie przez cały dzień (a bywa, że i do rana), to wówczas teksty też pozostają. A w takim wypadku lepiej, żeby nie były zbyt żenujące.

6 komentarzy:

  1. hase.ferhatovic14 marca 2012 18:03

    Jeśli chodzi o "Na co komu dziś" to dla mnie bardziej szokujący od grafomanii jest rasizm: "pytam żółtego: powiedz dlaczego..." oraz nieśmiertelne "na czekoladę poczułem chęć". Wąsaty kmiot pierwszy raz za wielko wodo, obrzydliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Swego czasu stworzyłam teorię, że teraz to chyba tworzą teksty korzystając z losowego generatora rymów...

    OdpowiedzUsuń
  3. "dyskusji na blogu czołowego polskiego lemologa"

    Pamiętam tę dyskuję :-)

    "Na co komu dziś" jest obrzydliwe treściowo - muzycznie daje radę - ale z rymotwórczego punktu widzenia to i tak arcydzieło przy niektórych późniejszych kawałkach, np. takiej "Bulandzie" z Naszej Reputacji (2000 r.), słowa jak najbardziej Panasewicz:

    "W uniesieniu trwaj, bo to taki kraj
    Gdy wychylisz się w dołek wpędzą cię
    Z życiem w karty graj - pomyśl to już maj
    Weź za rękę ją i całując czule odejdź z nią!"

    A jakby tego było mało, wszystkie stacje radiowa katowały to do zajechania. Starsze utwory LP bywały w porządku, ale po tym nawet one jakoś mi się retroaktywnie obrzydziły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech, nie uważam, żeby Panasewicz był jakimś geniuszem pióra, ale sens mojej noci jest taki, że jednak profesjonalni tekściarze odwalają w LP większą chałturę.
    Swoją drogą na ostatniej płycie, w utworze "Z dachu", pojawiły się znowu podobne rymy: jaj-kraj-maj, a w "Swojskim chaosie" znowu "maj" został zrymowany z "Baby please don't cry". Widocznie to ulubiony rym Panasa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka trafia dokładnie tam gdzie boli. Nie umiem słuchać piosenek nie zwracając uwagi na tekst - nawet Gangnam Style musiałam sobie przetłumaczyć. Złe teksty sprawiają, że bolą mnie zęby i nie umiem się cieszyć muzyką. Dlatego jedna ciekawa tekstowo piosenka potrafi sprawić, że odgrzebię wszystkie albumy wykonawcy - dobrych tekstów nigdy za wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam nieco inne podejście, bo dla mnie głos to właściwie jeszcze jeden instrument (dlatego nie przejmuję się zwykle, kiedy nie rozumiem, o czym się śpiewa). Dopiero po jakimś czasie zwracam uwagę tekst, i czasem bywa to bolesne.

      Usuń