Gościu - kot mojego dziadka. Urodzony zabójca, przy tym zupełnie nieobliczalny. W jednej chwili sprawia wrażenie niedopieszczonego miziaka, a chwilę później wgryza się w nogę z całą brutalnością. Któregoś razu dałem mu się nabrać i do tej pory mam bliznę. Aż trudno uwierzyć, jakim pieszczochem był, kiedy się przybłąkał.
A to inwentarz moich rodziców. Zgrane mazurskie stado, w dodatku z parytetem (trzy kocury, trzy kotki). Na zdjęciu brakuje Bolka, "kota podstawowego", który w odróżnieniu od pozostałych mieszka w domu i z pospólstwem się nie zadaje. Nawet po okolicy grasuje samotnie. Myślałby kto, że nie wiadomo jaki z niego jaśnie hrabia, podczas gdy sam jest wiejskim kotem (ale mieszkał kilka lat w mieście).
Niniejszy post zaliczam do umownej kategorii "prywata" - tzn. tych, w których coś tam mówię o sobie, zamiast ogłaszać swoje przemyślenia na tematy kulturalne itp. Jak bede mioł cas, to wrócę do tematyki muzycznej.
Koty! Duże ilości naraz kotów. Tak, to jest dobry materiał na nocię, zawsze i wszędzie. :D
OdpowiedzUsuń