czwartek, 20 grudnia 2012

Z pamiętniczka młodego przedsiębiorcy



Któregoś dnia otworzyłem szafę i zadałem sobie zasadnicze pytanie: co założyć? No i założyłem firmę.
       Nie, żeby zaraz to było jakieś duże przedsiębiorstwo. Mógłbym, przykładowo, założyć ekologiczną fermę kur, sex shop albo agencję statystów dla filmu i telewizji. Jednak postąpiłem w sposób znacznie prostszy: jako wykonawca wolnego zawodu, przeszedłem na samozatrudnienie, tworząc firmę jednoosobową. Plusy są takie, że składka emerytalna, że ubezpieczenie oraz że można sobie odpisywać koszty uzyskania. Poza tym można sobie zamówić wypasioną pieczątkę, wizytówki i łebsajt. Minus  – że podatek muszę sam se odprowadzać do skarbówki, a zleceniodawca nie zrobi tego za mnie. Poza tym ma się de facto mniej czasu na pracę, bo trzeba chodzić i załatwiać.
      Rejestracja firmy w urzędzie miasta jest co prawda dość prosta, ale zawsze istnieje ryzyko, że urzędnik, z którym będzie się załatwiało sprawy, okaże się nie tyle civil servantem, co urzędasem. Elektroniczny system kolejkowy trochę ogranicza możliwość wyboru i trzeba podejść do tego okienka, do którego cię przydzieli. Za pierwszym razem trafiła mi się ruda urzędniczka, która nie była szczególnie wylewna, ale po dłuższej chwili widać było, że to profesjonalny dystans, a nie chamówa. Kiedy jednak poszedłem po raz drugi uaktualnić informacje, dotarłem do tęgiej czarnowłosej kobity, która była ogólnie opryskliwa, niesympatyczna i traktowała klienta, jakby jej przeszkadzał w robocie. Mimo że swój cel ostatecznie osiągnąłem, to po wyjściu wyrzuciłem numerek z kolejki do urny z napisem „Nie jestem zadowolony z obsługi”.
    W dobie internetów do rejestru działalności gospodarczej może zajrzeć każdy. Nic więc dziwnego, że wkrótce po tym, jak zarejestrowałem swoją skromną firmę, zaczęła do mnie przychodzić, zarówno e-mailem, jak i pocztą tradycyjną, różna korespondencja. Tak, rozmaite podmioty krążą nad rejestrem, by w odpowiednim momencie spaść na niczego niepodejrzewającego młodego antreprenera. I nie chodzi tu wyłącznie o reklamy kont dla firm, kredytów bądź kompleksowej obsługi księgowo-podatkowej.
     Na nowe firmy czeka bowiem wielu naciągaczy, starających się wykorzystać nieznajomość prawa lub ogólną niekumatość. Leży oto przede mną list sformułowany prawno-administracyjnym bełkotem, z załączonym rachunkiem na kwotę 147 (stu czterdziestu siedmiu) złotych. Z bełkotu nie da się wywnioskować, co się stanie, jeżeli nie zapłacę. Mętne sformułowania sugerują, że „w przewidzianych w przepisach przypadkach” być może nastąpi jakaś kontrola, a zapłata spowoduje „wygenerowanie i przesłanie Państwu dokumentów dla Urzędu Skarbowego których zgłoszenie umożliwi skorzystanie z wyżej wymienionej opcji”. Krótko mówiąc, nie wiadomo, czy proponują usługi, czy straszą, grunt, że chcą kasę.
     W nagłówku widnieje „Rachunkowość Podatkowa / Sekcja Kontroli Podatkowej” z adresem w Warszawie. Krótki gugiel potwierdza moje przypuszczenia – chodzi o groźnie brzmiące sformułowania, przed którymi niedoświadczony przedsiębiorca ma uklęknąć i srodze się przelęknąć, ewentualnie paść na ziemię, eże stęknąć, a w rezultacie zabulić wskazaną kwotę. Nazwa rzekomej „instytucji” wystąpiła jedynie tylko na stronie e-prawnik.pl, gdzie już ktoś inny wykrył oszustwo.
        Pod pismem podpisany jest doradca podatkowy z konkretnym nazwiskiem i konkretnym numerem. Zaglądam do internetowego rejestru doradców podatkowych – owszem, istnieje doradca o takim nazwisku, ale… w Ustroniu. Szkoda, że wyrzuciłem kopertę, może na sztymplu byłaby jeszcze inna miejscowość. Po chwili namysłu – ejże, a dlaczego pan doradca wstydzi się swojego imienia, że stawia tylko pierwszą literę? A może to taka sztuczka, żeby prawdziwy doradca nie mógł się przyczepić w razie, gdyby sprawa się rypła? Że A. Kowalski to nie Adam, tylko Andrzej? Zbliżam kartkę do oczu jeszcze bardziej. W odręcznym podpisie doradcy piksele aż biją po oczach, co oczywiście samo w sobie nie musi być dowodem na cokolwiek (faksymile, e?), ale w zestawieniu z wszystkim innym…
       Wesołe jest życie drobnego przedsiębiorcy.

PS. Autoreklamy nie będzie, bo tego blogaska prowadzę rozrywkowo. A nazwisko doradcy zostało zmienione.
            

1 komentarz: