sobota, 22 grudnia 2012

Minął baktun...

    Wczoraj miał być koniec świata i, oczywiście, go nie było. Albo też był, tylko nie wszyscy zauważyli. Znaczyłoby to, że żyję teraz w rzeczywistości postapokaliptycznej. Fajnie, nie?
    Oczywiście przez cały czas, od kiedy zaczęto bleblać o końcu świata, ani trochę w niego nie wierzyłem. Był on zresztą łatwy do obalenia. Z punktu widzenia chrześcijańskiego - "Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie" (Mt 24:42), a zatem każda konkretna data, w dodatku znana z takim wyprzedzeniem, musi być ściemą. Zresztą już nawet świadkowie Jehowy od jakiegoś czasu nie spekulują na temat określonych dat. Z innymi religiami może być różnie, ale raczej nie sądzę, żeby ktokolwiek poza wyznawcami boga Bolon Yokte miał się tą datą jakoś specjalnie przejmować. Z naukowego punktu widzenia było równie łatwo: nawet artykuł we Wikipedyi całkiem zgrabnie wszystko podsumowywał. Mimo wszystko tyle trąbiono o końcu świata, że jednak czasem błyskała w głowie myśl jak u starego cadyka: a co, jeżeli jednak ten smok się za miastem pokazał? Ale sie nie pokazał.
    Jedno jest pewne: świat się nie skończył, ale skończył się trzynasty baktun w kalendarzu Majów. Baktun liczy jakieś 394 lata, więc z pewnością jest to okazja, żeby wypić wysokiej klasy szampana. 
    O samych Majach też było dość głośno i przeważnie, niestety, bez sensu. W Polsce generalnie niewiele się wie o Indianach, o czym świadczy ostatnia sprawa ze zdjęciem brazylijskiego wodza śmiejącego się z kawału o tym, ilu fejsbukowiczów potrzeba do wkręcenia żarówki. Wrzucanie wszystkich Indian do jednego wora jest jedną z rzeczy, które szczególnie mnie denerwują; gorsze jest tylko analogiczne traktowanie całej Afryki. 
       Powszechnie można było trafić na gadki o jakichś bliżej niesprecyzowanych "przepowiedniach Majów"; nazywano ich też "plemieniem", a nawet "starożytnym plemieniem". Palmę pierwszeństwa zaś zdobył jeden rockowy yntelektualysta, który na łamach "Teraz Rocka" wspominał o "przepowiedni Inków"! Szczyt ignorancji! Ja rozumiem, że można mylić Majów z Aztekami, bo to Meksyk i to Meksyk (choć Majowie to też Gwatemala - notabene nazwa z języka nahuatl, a nie majańskiego), a w dodatku chyba występowały jakieś związki kulturowe (Quetzalcoatl-Kukulkan), ale po co tu jeszcze Inków mieszać?
   
Wszystkiego najlepszego w Nowym Baktunie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz