1. Z początkiem listopada byłem na głuchej wsi. O ile przy mojej
pierwszej tam wizycie deklarowałem, że jestem człowiek miejski, o tyle za
każdym razem coraz bardziej mi się tam podoba. W tym roku widziałem nawet
prawdziwe światło księżyca, nie roztopione w sztucznym świetle lamp ulicznych. We
wsi, o której mowa, robi się po zmroku tak ciemno, że nic nie widać.
Autentycznie nic. Wychodząc, trzeba koniecznie brać latarkę. Ale jednego
wieczoru, wyprowadzając psa, trafiłem na pełnię. Jedną ręką trzymałem smycz,
drugą telefon (bo akurat do mnie zadzwoniono), nie miałem jak wyjąć latarki z
kieszeni – ale to zupełnie nie było potrzebne. Księżyc świecił (no dobra, wiem,
odbijał światło słoneczne) tak jasno, że nie tylko na drodze kładły się wyraźne
cienie drzew i mnie samego, ale nawet byłem
w stanie rozróżniać koty towarzyszące mi w przechadzce, choć podobno w
nocy wszystkie są czarne (poza rosyjskimi kotami, które stają się szare).
Ameryka? Może. Dla człowieka cywilizacji miejskiej zwykłe światło księżyca może
się stać zaskoczeniem.
Ciotka Irka tym razem w świetle dziennym i na wiadukcie nad nieistniejącą linią kolejową |
2. Skończyłem 30 lat, z której to okazji tradycyjnie kupiłem
sobie płyty z muzyką. Tym razem padło na dwa albumy King Crimson: „Lizard”
(1970) i „Red” (1974). Dziwnym zbiegiem okoliczności, w obu przypadkach jest to
wydanie z okazji 30-lecia zespołu. Płyty te nie były mi całkiem obce:
„Jaszczura” dostałem od rodziców na kasecie w 1999 roku, a obszerne fragmenty
„Red” słyszałem w Trójce. Książeczki kompaktów są bardzo interesujące –
zawierają wycinki prasowe z epoki, zarówno te, które były wówczas nowinami z
obozu grupy (Trzej nowi muzycy w Crimso! Bob Fripp pracuje nad nowym albumem!),
jak i recenzje danej płyty, nawet te negatywne. Oto jak „Lizard” został opisany przez
recenzenta z „The Evening Standard”:
The perfect record for the person you like least of all, but are forced, for one reason or another, to buy them a present. I can discern neither melody nor sense in any of it, so it’s not for anyone with my plebeian and simple tastes. (…) Beautiful sleeve”.
3. Święta idą, a wraz z nimi, niestety, sylwester. Oczywiście, jak
co roku, jeszcze nie upadłem na głowę na tyle, żeby wybierać się gdziekolwiek.
Co prawda będę narażony na dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia odgłosy
transmisji imprezy z Breslau czy skądś tam inąd, w tym – na żenującą
konferansjerkę. Tymczasem w mieście Cz. gwiazdą wieczoru będzie Anna Wyszkoni,
która w czasach mej młodości górnej i durnej była frontmenszą pszowskiej kapeli
Łzy, w owym czasie wymienianej jednym tchem z Ich Trojgiem. Śpiewała wówczas
sławetną „Agnieszkę”, której tekst był jeszcze gorszy niż ladypankowe kakao.
Miała też czarne włosy do ramion i występowała z odsłoniętym brzuchem*. Dziś
gołe brzuchy już niemodne, artystka ma krótkie włosy blond, no i oczywiście nie
śpiewa już we Łzach (a czy we łzach, to insza inszość). Za to za dwa tygodnie wystąpi na Placu Biegańskiego, który
to fakt wysłał ją na okładkę lokalnego periodyku postkulturalnego „Jasne, że
Częstochowa”. Biorąc pod uwagę rymy w piosenkach Łzów, pani Ani honorowe
obywatelstwo Częstochowy należy się jak psu zupa.
*Warto
jednak wspomnieć, że któregoś razu w Opolu miała, dla odmiany, odsłonięte
plecy, chociaż była w spodniach. Oto, jak rozpoznać prawdziwą artystkę!
Anna W. obgryza paznokieć i pokazuje łokieć. |
4. Jak ćwierkają rubelki, w Federacji objawiło się nowe radykalne
ugrupowanie: Partia Narodowych Yaoistów. Za cel stawia sobie ona obalenie
reżimu putinowskiego siłą męsko-męskiej miłości. Liczy w tym momencie ok. 2700
członków (bez skojarzeń!) w różnych miastach Rosji, z centralą w Niżnym Tagile,
chociaż, ze względu na undergroundowy charakter partii, nie można wykluczyć, że to jednak Stary Oskoł. Silne struktury rezydują również w obwodzie
kaliningradzkim, co jest niewątpliwie skutkiem bliskiego sąsiedztwa ze zgniłym
Zachodem. Jak stwierdza przewodnicząca partii, 17-letnia Wika Utiugowa (ps.
„Edgar Gejfrutow”), w ciągu najbliższego roku struktury partyjne PNY mają w
planach wysłać na Kreml co najmniej 10 tysięcy opowiadań yaoi, wskutek
przeczytania których Putin ustąpi ze stanowiska albo przynajmniej straci
orientację. Nieoficjalnie mówi się także o pracach plastycznych. Ciekawe, czy pojawi
się legendarny pairing Woroszyłow/Jagoda i czy obrońcy praw człowieka podejmą
jakieś starania w celu uratowania Władimira Władimirowicza przed tak
bestialskim potraktowaniem?
Wzór flagi owego budzącego grozę ugrupowania |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz