poniedziałek, 16 grudnia 2013

Księżyc, Łzy i Jaszczur Yaoi

1. Z początkiem listopada byłem na głuchej wsi. O ile przy mojej pierwszej tam wizycie deklarowałem, że jestem człowiek miejski, o tyle za każdym razem coraz bardziej mi się tam podoba. W tym roku widziałem nawet prawdziwe światło księżyca, nie roztopione w sztucznym świetle lamp ulicznych. We wsi, o której mowa, robi się po zmroku tak ciemno, że nic nie widać. Autentycznie nic. Wychodząc, trzeba koniecznie brać latarkę. Ale jednego wieczoru, wyprowadzając psa, trafiłem na pełnię. Jedną ręką trzymałem smycz, drugą telefon (bo akurat do mnie zadzwoniono), nie miałem jak wyjąć latarki z kieszeni – ale to zupełnie nie było potrzebne. Księżyc świecił (no dobra, wiem, odbijał światło słoneczne) tak jasno, że nie tylko na drodze kładły się wyraźne cienie drzew i mnie samego, ale nawet byłem  w stanie rozróżniać koty towarzyszące mi w przechadzce, choć podobno w nocy wszystkie są czarne (poza rosyjskimi kotami, które stają się szare). Ameryka? Może. Dla człowieka cywilizacji miejskiej zwykłe światło księżyca może się stać zaskoczeniem.
Ciotka Irka tym razem w świetle dziennym
i na wiadukcie nad nieistniejącą linią kolejową


2. Skończyłem 30 lat, z której to okazji tradycyjnie kupiłem sobie płyty z muzyką. Tym razem padło na dwa albumy King Crimson: „Lizard” (1970) i „Red” (1974). Dziwnym zbiegiem okoliczności, w obu przypadkach jest to wydanie z okazji 30-lecia zespołu. Płyty te nie były mi całkiem obce: „Jaszczura” dostałem od rodziców na kasecie w 1999 roku, a obszerne fragmenty „Red” słyszałem w Trójce. Książeczki kompaktów są bardzo interesujące – zawierają wycinki prasowe z epoki, zarówno te, które były wówczas nowinami z obozu grupy (Trzej nowi muzycy w Crimso! Bob Fripp pracuje nad nowym albumem!), jak i recenzje danej płyty, nawet te negatywne. Oto jak „Lizard” został opisany przez recenzenta z „The Evening Standard”: 
The perfect record for the person you like least of all, but are forced, for one reason or another, to buy them a present. I can discern neither melody nor sense in any of it, so it’s not for anyone with my plebeian and simple tastes. (…) Beautiful sleeve”.


3. Święta idą, a wraz z nimi, niestety, sylwester. Oczywiście, jak co roku, jeszcze nie upadłem na głowę na tyle, żeby wybierać się gdziekolwiek. Co prawda będę narażony na dochodzące z sąsiedniego pomieszczenia odgłosy transmisji imprezy z Breslau czy skądś tam inąd, w tym – na żenującą konferansjerkę. Tymczasem w mieście Cz. gwiazdą wieczoru będzie Anna Wyszkoni, która w czasach mej młodości górnej i durnej była frontmenszą pszowskiej kapeli Łzy, w owym czasie wymienianej jednym tchem z Ich Trojgiem. Śpiewała wówczas sławetną „Agnieszkę”, której tekst był jeszcze gorszy niż ladypankowe kakao. Miała też czarne włosy do ramion i występowała z odsłoniętym brzuchem*. Dziś gołe brzuchy już niemodne, artystka ma krótkie włosy blond, no i oczywiście nie śpiewa już we Łzach (a czy we łzach, to insza inszość). Za to za dwa tygodnie wystąpi na Placu Biegańskiego, który to fakt wysłał ją na okładkę lokalnego periodyku postkulturalnego „Jasne, że Częstochowa”. Biorąc pod uwagę rymy w piosenkach Łzów, pani Ani honorowe obywatelstwo Częstochowy należy się jak psu zupa.
*Warto jednak wspomnieć, że któregoś razu w Opolu miała, dla odmiany, odsłonięte plecy, chociaż była w spodniach. Oto, jak rozpoznać prawdziwą artystkę!
Anna W. obgryza paznokieć i pokazuje łokieć.



4. Jak ćwierkają rubelki, w Federacji objawiło się nowe radykalne ugrupowanie: Partia Narodowych Yaoistów. Za cel stawia sobie ona obalenie reżimu putinowskiego siłą męsko-męskiej miłości. Liczy w tym momencie ok. 2700 członków (bez skojarzeń!) w różnych miastach Rosji, z centralą w Niżnym Tagile, chociaż, ze względu na undergroundowy charakter partii, nie można wykluczyć, że to jednak Stary Oskoł. Silne struktury rezydują również w obwodzie kaliningradzkim, co jest niewątpliwie skutkiem bliskiego sąsiedztwa ze zgniłym Zachodem. Jak stwierdza przewodnicząca partii, 17-letnia Wika Utiugowa (ps. „Edgar Gejfrutow”), w ciągu najbliższego roku struktury partyjne PNY mają w planach wysłać na Kreml co najmniej 10 tysięcy opowiadań yaoi, wskutek przeczytania których Putin ustąpi ze stanowiska albo przynajmniej straci orientację. Nieoficjalnie mówi się także o pracach plastycznych. Ciekawe, czy pojawi się legendarny pairing Woroszyłow/Jagoda i czy obrońcy praw człowieka podejmą jakieś starania w celu uratowania Władimira Władimirowicza przed tak bestialskim potraktowaniem?
Wzór flagi owego budzącego grozę ugrupowania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz