W
tegoroczne wakacje wybrałem się na wyspę. Nie była to jakaś tam
Phuket, Bali
czy inna Teneryfa, jeno
wyspa Wolin, przy czym okazjonalnie wyskakiwałem także i na Uznam.
Poprzednio
w tych stronach znalazłem się trzy lata temu. Mieszkałem w
Przytorze, de facto
osobnej wsi położonej w granicach Świnoujścia, ale od reszty
cywilizacji oddzielonej lasem i wodą. W swych
wędrówkach
dotarłem do samego Peenemünde, skąd wróciłem ze sporym
opóźnieniem, bo na wycieczkę wybrałem sobie akurat taki dzień, w
którym niemieccy kolejarze z Usedomer Badebahn urządzili sobie
strajk.
W
bieżącym roku, dla odmiany, zagnieździłem się w Międzyzdrojach,
w piętrowym domu rzut kamieniem od dworca PKP, spod którego
odjeżdżają także busy, natomiast spacer do centrum miasta (i do
plaży) nie zajmuje zbyt wiele czasu.
Miałem
mieć internet, ale do pokoju jakoś on nie dociera,
więc łączyć się z siecią muszę przeważnie
na korytarzu, gdzie, na szczęście, znajduje się
stolik z fotelami.
Właściciel na moją skargę reaguje bezradnością,
pierwsze słyszy
o takich problemach i nie wie, jak im zaradzić. Nazywa
się prawie tak samo jak słynny poeta, ale nie włada
językiem polskim równie dobrze
jak on.
Procentowo
więcej czasu
spędzamy
w Międzyzdrojach. Miejscowość ma charakter zdecydowanie
turystyczny, choć podobno są tu również jacyś stali mieszkańcy.
Centralną osią pozostaje Promenada Gwiazd, przy której mnóstwo
jest sklepów, barów, restauracji, straganów z pamiątkami (w tym z
odzieżą patriotyczną), artystów ulicznych i innej infrastruktury
przeznaczonej zasadniczo do dojenia turystów.
Promenady
Gwiazd nie należy mylić z Aleją Gwiazd, czyli stosunkowo krótkim
deptakiem prowadzącym od Promenady do morza, obok
hotelu Amber Baltic, gdzie w chodniku osadzone są odciski kończyn
górnych rozmaitych aktorów i innych ludzi kina. Przy
jednej i drugiej pełno jest turystów.
Jeżeli
idzie o plażę – nie jest ona tak brudna jak plaża w Sopocie, za
to w godzinach popołudniowych latem niemożliwie wprost zaludniona.
Zarówno plażę, jak i sam Bałtyk można obejrzeć z długiego i
wysokiego mola, na którego jednym końcu znajduje się długa “sień”
z rozmaitymi sklepikami i restauracjami, a do drugiego przybijają
czasem statki wycieczkowe pływające do Niemiec.
Nad
porządkiem czuwają różne służby, takie jak policja
konna, która zdecydowanie robi
wrażenie. Zwłaszcza wtedy, kiedy dwaj funkcjonariusze na potężnych
rumakach złowieszczo i autorytatywnie podjeżdżają do faceta
siedzącego na ławce, aby wyegzekwować wyrzucenie butelki do kosza.
...wsiada na koń słonik młody... |
Świnoujście
jest miastem starszym i większym niż Międzyzdroje; aby jednak
dotrzeć tam do czegokolwiek znaczącego, należy przepłynąć Świnę
promem, omijając m.in. terminal Polferries czy bazę
marynarki wojennej.
Tutaj
rolę głównej osi pełni ul. Bohaterów Września, gdzie znajdują
się różne lokale knajponomiczne. W niektórych z nich się
stołujemy, między innymi w pizzeriach. Tu i ówdzie spotyka się
pracowników z Ukrainy.
W
ostatnich latach otwarto w Świnoujściu galerię handlową, jednak
nie zawiera ona, niestety, księgarni ani sklepu płytowego. Dla
zanabycia czegoś z
kultury udaję się do położonego nad Świną
Empiku, gdzie zdobywam płytę Dziecko
Edyty Bartosiewicz. Przy Placu Wolności jest
tradycyjna księgarnia, w której trzy lata temu o mało nie kupiłem
sobie Gry
o tron w
wydaniu oryginalnym. Tą razą nie kupuję nic, ale udaje mi się
zauważyć, że księgarnia dysponuje pokaźnym działem altmedowym.
Pewną
wadę Świnoujścia stanowi dość duża
odległość z centrum do plaży. Wzdłuż tej
ostatniej przebiega
promenada, której przedłużeniem można się przedostać do RFN, a
stoją przy niej znaki ostrzegające przed dokarmianiem dzików –
których, swoją drogą, w czasie naszej podróży w ogóle nie
spotykamy.
Plaża
w Świnoujściu jest długa, szeroka i fajna. Nawet przy sporym
obłożeniu pozostaje wystarczająco dużo miejsca, żeby mieć gdzie
spacerować. Przy wschodnim skraju, który ogranicza słynny
falochron u ujścia Świny, zakończony stawą w kształcie wiatraka,
wyznaczono odcinek,
gdzie można przyjść z psem. Zachodni biegnie aż w stronę samych
Niemiec, gdzie urządzona jest
plaża
nudystów i kolejny
kawałek dla psów.
Ale
nie ograniczamy się do samych Świnozdrojów i wyruszamy
na drugi koniec wyspy – do
grodu Wolina. W jedną stronę pociągiem, z porwotem autobusem.
W
sierpniu w Wolinie odbywa się Festiwal Słowian i Wikingów, na
który zjeżdżają rekonstruktorzy wczesnego średniowiecza z dużej
części Europy – prócz Słowian i Wikingów spotykujemy
okazjonalnie również i Madziarów.
Typowe stoisko handlowe. |
Kilka
dni po festiwalu przyjeżdżamy ponownie, obejrzeć sobie gród
Wolin na spokojnie.
Pozbawione słowianowikingomadziarskiej rzeszy, cieszy
się on sennawą
atmosferą małego miasteczka. W sklepie z tanią odzieżą, ukrytym
na jakimś podwórzu, nabywam gustowny czerwony polar.
Obiad
jemy w miejscowej
pizzerii z widokiem na Dziwnę,
gdzie poprzednio
stołowali się wojownicy z Niemiec. Pierwsza sala wygląda dość
bezpłciowo, za to druga urządzona jest w stylu retro. Kelnerka
włącza nam telewizor, jakiś kanał z polskimi piosenkami. Oprócz
hitów starych i sprawdzonych są też niestety hity całkiem nowe,
natrafiam więc na petardę sztuki tekściarskiej, jaką jest wers:
“jej uśmiech mnie rozbraja jak saper dynamit”.
Po
powrocie do
Świnoujścia idziemy
obejrzeć poniemieckie forty nad Świną. Jednym z nich jest Fort
Anioła, zwany tak, gdyż w ogólnym zarysie przypomina rzymski Zamek
św. Anioła. Zawiera on kolekcję rozmaitych eksponatów związanych
z morzem, w tym kilka ram ze wstążkami z czapek marynarskich –
różnych marynarek, z różnych okresów. Jest tam
również sala, gdzie można zrobić pamiątkowe zdjęcie w hełmie
“średniowiecznym” lub enerdowskim, hełmofonie, z kałasznikowem
albo ciężkim jak nieszczęście mieczem itp.
Istna wieża Babel. |
My z Kriegsmarine, a co? |
Po
niemieckiej stronie granicy spędziliśmy sporo czasu poprzednią
razą, teraz więc wypuszczamy się tylko raz do Ahlbeck i
Heringsdorfu, plażą. W trakcie marszu zastaje nas straszliwa ulewa
– średniowieczny kaptur pokazuje swoją praktyczność. W samym
Heringsdorfie trwa jakaś
impreza XIX-wieczna, w muszli koncertowej śpiewa facet przebrany za
kajzerowskiego feldwebla, a po ulicach chodzą ludzie ubrani
odpowiednio. Trzy epoki na jednych wczasach!
Nie
trzeba lecz wyjeżdżać poza granice powiatu, żeby trafić na
imprezę kulturalną. Jest w Międzyzdrojach amfiteatr, gdzie
odbywają się rozmaite występy artystyczne. W czasie naszego pobytu
mocno reklamowane było przybycie grupy Enej. Na sam koncert nie
poszliśmy, ale udało nam się podsłuchać Eneaszów podczas próby.
Zdarza się też w międzyzdrojskim parku festiwal Indii, zorganizowany, najprawdopodobniej, przez ISKCON. Przyjeżdżają ludzie barwnie ubrani, rosyjskojęzyczni. Można kupić książki, posłuchać muzyki albo wykładów o Krysznie, zjeść coś wegetariańskiego, kupić oryginalne indyjskie ciuchy albo obejrzeć taniec wojownika. Zdobywam niebieską indyjską kurtę (koszulę do kolan) i dostaję gratis biografię Śri Prabhupady.
Typowy piasecznianin |
Wóz Juggernauta |
Jak by tu podsumować… Byczo było! Ale następną razą jadę gdzie indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz