niedziela, 1 listopada 2020

Zaduszki Rockowe 2020

 

Jak co roku, przyszło uczcić artystów muzycznych, którzy odeszli w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Uwzględniam tylko tych, których mam w swojej płytotece.


9 grudnia 2019 r. zmarła Marie Fredriksson, wokalistka będąca połową szwedzkiego duetu Roxette, ogromnie popularnego na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.  


7 stycznia 2020 zmarł Neil Peart, perkusista zespołu Rush. Nie był współzałożycielem grupy – dołączył po pierwszej płycie, jako następca także już dziś nieżyjącego Johna Rutseya. Nie tylko należał do pierwszej ligi rockowych okładaczy bębnów, ale w dodatku pisał dla zespołu teksty. W latach siedemdziesiątych było w nich widać pewne wpływy Ayn Rand i jej filozofii „obiektywizmu” (np. na płycie 2112), co doprowadziło do posądzenia Rush o poglądy skrajnie prawicowe – jednak u Pearta wychodził raczej aspekt emancypacji indywidualności z kolektywu podcinającego skrzydła. Aluzji potylicznych dopatrywano się też w The Trees, opowiastce o konflikcie klonów z dębami, choć był to utwór inspirowany ilustracją w książce dla dzieci. Peart potrafił też np. uczcić zmarłego przyjaciela-geja (Nobody’s Hero) czy przedstawić analizę psychiki artysty scenicznego (Limelight). Oprócz tego był, rzecz jasna, wysokiej klasy instrumentalistą.


 

6 lutego, po długotrwałej chorobie, zmarł Romuald Lipko, lider Budki Suflera. Najpierw grał na basie i klawiszach, potem tylko na klawiszach. Przez cały czas pozostawał twórcą zdecydowanej większości repertuaru grupy. Tworzył też dla artystów zewnętrznych –szczególnie dla wokalistek: Urszuli, Izabeli Trojanowskiej oraz późnej Anny Jantar (jej śmierć w katastrofie lotniczej w 1980 r. stanęła na przeszkodzie dalszej współpracy, która mogła pójść w ciekawym kierunku – niedawno wyszło na jaw, że część późniejszych hitów Trojanowskiej została napisana z myślą o Jantar).


 

28 marca zmarł Winicjusz Chróst – wbrew nazwisku, nie był to facet wymyślony przeze mnie, podobnie jak Jarema Mordasiewicz, lecz jeden z najbardziej cenionych na Polsce gitarzystów sesyjnych oraz właściciel studia nagraniowego w Sulejówku, gdzie powstała cała mynga ważnych dla polskiej muzyki albumów lat dziewięćdziesiątych. Jeśli chodzi o nagrania w mojej kolekcji, w których sam brał udział – przez pewien czas był drugim gitarzystą Breakoutu i wziął udział w nagraniu jego płyty Kamienie z 1974, ze słynną Modlitwą.

 

4 maja zmarł David Greenfield, klawiszowiec The Stranglers. Jego „potężne, tętniące organy” (jak to ujął kolega z zespołu, Hugh Cornwell) wyróżniały Dusicieli spośród innych grup punkowych końca lat siedemdziesiątych i ułatwiły gładkie przejście ku łagodniejszemu brzmieniu na początku kolejnej dekady. Wystarczy wspomnieć klawesynową aranżację Golden Brown. 


25 lipca zmarł Peter Green, wybitny brytyjski gitarzysta bluesrockowy. Kojarzony jest głównie z dwóch rzeczy: jako następca Erica Claptona w składzie zespołu Bluesbreakers Johna Mayalla oraz, gdy wreszcie postanowił działać na własny rachunek, jako założyciel i pierwszy lider Fleetwood Mac. Z tego ostatniego zespołu odszedł, nękany schizofrenią, i na kilka lat w ogóle zaprzestał działalności muzycznej. Kiedy wreszcie wrócił do obiegu, na początku nie czuł się jeszcze na tyle pewnie, żeby na własnych płytach grać solówki gitarowe – wyręczał go Snowy White. Do bluesowego obiegu wrócił Green w latach 90., w tym w roku 1997 wystąpił w Polsce. 


9 sierpnia zmarł Martin Birch, wezwany producent płytowy, który odcisnął spore piętno na historii hard rocka i heavy metalu. Jako inżynier dźwięku pracował przy Deep Purple in Rock, później uczestniczył w sesjach wielu innych znanych płyt, a na w drugiej połowie lat siedemdziesiątych na początku następnej dekady umocnił swą markę, produkując albumy m.in. Rainbow, Blue Öyster Cult, Black Sabbath (Heaven and Hell!), a przede wszystkim Iron Maiden. Przerażający, 13-sekundowy wrzask w utworze The Number of the Beast zrodził się z frustracji Bruce’a Dickinsona, gdy Birch kazał mu po raz n+1 powtarzać od początku całą partię wokalną.


19 września zmarł po długiej chorobie Lee Kerslake, perkusista znany przede wszystkim z najlepszego składu Uriah Heep – tego od Demons and Wizards czy Live, January 1973. W latach osiemdziesiątych grał również w zespole Ozzy’ego Osbourne’a, ale został przez niego nieuczciwie potraktowany przy okazji kompaktowych reedycji ówczesnych płyt – oryginalne ścieżki perkusji Kerslake’a zastąpiono w nagraniach partiami odegranymi przez innego muzyka. Znany był z bardzo witalnego i energicznego stylu gry – wkładka  do Live stwierdzała, że Kerslake gra całym ciałem, a nie nadgarstkami, jak wielu perkusistów. 


 6 października zmarł Eddie Van Halen, lider zespołu heavymetalowego noszącego jego (i brata) nazwisko. Pod koniec lat 70. ten niderlandzki imigrant do USA (matkę miał z Indii Wschodnich, co czyni go w pewnym sensie najsłynniejszym indonezyjskim rockmanem) okazał się jednym z największych innowatorów gitary rockowej od czasu Hendrixa – m.in. rozwinął do postaci dojrzałej i spopularyzował (do tego stopnia, że uchodzi czasem za jej wynalazcę) technikę gry zwaną tappingiem, którą później opanować musiał każdy szanujący się wirtuoz gitary elektrycznej. Przy tym nie był wywijaczem dla samego wywijania, ale umiał również pisać dobre piosenki – jak na ironię, w swoim największym przebóju Jump gra akurat na syntezatorach. Do legendy przeszły umowy z organizatorami koncertów, w których Van Halen życzył sobie, aby członków zespołu częstowano cukierkami M&Ms – ale bez brązowych (to miał być test, czy organizatorzy dokładnie czytają). W jednym z późniejszych wycieleń zaangażował do zespołu także syna – Wolfganga. Z chorobą nowotworową zmagał się z przerwami od około dwudziestu lat. 


 Dziesięć dni później zmarł Gordon Haskell, znany przede wszystkim jako wokalista na trzeciej płycie King Crimson – Lizard (choć w jednym utworze wystąpił i na poprzedniej). Spośród karmazynowych wokalistów miał najbardziej charakterystyczny, najniższy głos. Grał też – jak każdy z nich do lat 80. – na basie, ale nie miał w tym doświadczenia i uczył się na bieżąco (w odróżnieniu od swojego następcy, zmarłego w 2006 Boza Burrella, który umiał już grać na basie, a musiał się uczyć śpiewać). Po odejściu z Crimso działał nieregularnie jako artysta solowy, a w charakterze balladzisty odzyskał popularność już w XXI wieku. Takim obrazem nie żyje już żaden z wokalistów-basistów King Crimson sprzed 1980 r.: w 2006 zmarł Boz Burrell, w 2016 - Greg Lake, a w następnym roku John Wetton.

Nawiasem mówiąc, 14 czerwca zmarł brytyjski pianista jazzowy Keith Tippett, który w tym samym okresie współpracował z King Crimson. Jego charakterystyczne partie fortepianu akustycznego i elektrycznego były ozdobą takich płyt jak Lizard i Islands, na których wystąpili również gościnnie inni członkowie jego zespołu Centipede.

 

Stratę poniósł również zespół UFO – 14 sierpnia zmarł basista Pete Way, a 9 czerwca gitarzysta Paul Chapman. Pierwszy był jednym z najważniejszych członków grupy, a drugi - następcą Michaela Schenkera wkrótce po nagraniu, a przed wydaniem słynnej płyty koncertowej Strangers in the Night - nie występował na niej, ale jest wymieniony w opisie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz