piątek, 1 stycznia 2021

Goodbye ZOZO

 

W 2016 roku wydawało się, że więcej syfistwa już się nie da zmieścić w dwunastu miesiącach. A tu niespodzianka: zaraza! Oznaczała ona, między innymi, że przez cały rok nie mogłem pojechać na Mazury. Byłoby naprawdę cienko, gdyby nie Antonio.


Dominuje przekonanie, że rok 2020 był, jak mawiają na Nowej Gwinei, bagarap olgeta. Co prawda surowość przepisów antyepidemicznych łagodziły z jednej strony ich ciągłe zmiany, a z drugiej – powszechne olewactwo. Prawda, że maski bywają nieco dyskomfortowe, ale dystans społeczny to fajna rzecz, szkoda, że przed pandemią nikt tego nie wymyślił. Niestety, niektórzy nic sobie z tego nie robią (czego się spodziewać po społeczeństwie, które tak samo odróżnia bakterię od wirusa, jak proces karny od cywilnego), ale gdy wychodzę na miasto z piłą łańcuchową, ludzie jakoś stają się bardziej skłonni do zachowywania dystansu.

Cześć i chwała bohaterom, oczywiście tym ze służby zdrowia

W takiej sytuacji życie towarzyskie i zawodowe uległo pewnego rodzaju mumifikacji; inaczej mówiąc, bez zmian. Nie uczestniczyłem w działaniach analizatorskich; swoją drogą chodzą ostatnio słuchy, że Kolonas Waazon przerabiał dzieci na macę. Albo na szczepionkę, co za różnica. W dziedzinie twórczości ludowej miała natomiast miejsce cienizna. Moim największym osiągnięciem okazała się opublikacja niedopracowanego opka w niszowej antologii, której nikt nie czyta, a jeśli już czyta, to nie recenzuje, a jeśli recenzuje, to nie zwraca uwagi na moje dziełko, a jeśli zwraca, to wymienia jako jedno z najgorszych w zbiorze. Mam nadzieję, że za rok mój kolejny utwór zostanie uznany za najgorszy debiut powieściowy w Polsce.

W takim razie głównym obszarem mojej działalności twórczej, pomijając fotografizm, pozostaje niniejszy blog. W mijającym roku wyciosałem 18 notek, czyli tyle samo co w poprzednim, z czego połowa dotyczyła muzyki, a druga połowa nie. Szczegółową statystykę książek i płyt przedstawię w przyszłych nociach. W grę grałem sporadycznie – przeważnie pykałem w Candy Crush Soda Saga, a z rzadka wypuszczałem się do Skyrim. Poza tym konsumowałem rozmaite filmy i przede wszystkim seriale.

Dovahkiin demonstruje przewagę noszenia maski nad jej brakiem

 

Styczeń-luty 

W styczniu po raz kolejny wybraliśmy się do Wrocławia. Oprócz kolejnej wizyty w zoo, w czasie której zwróciłem uwagę na kolekcję pingwinaliów, zwiedziliśmy Panoramę Rajcawicką i Muzeum Farmacji.           

Ręce, które leczą - wersja wrocławska

Ukończywszy potężne zlecenie, spędzałem wolny czas na rozjazdach po mieście, szukając interesującej architektury, szyldów i innych wyrobów.

Typowy jurajski wapniak

Z kotem miałem sytuację weterynaryjną, przez którą musiałem go wykąpać.

Na Mazurach odeszła Kacprowa, najstarsza z mazurskiego stada, a nieco wcześniej zmarła nagle jej córka, Batka, najdrobniejsza i najbardziej dzika. Teraz najstarsze jest rodzeństwo tej ostatniej – Lolla i Czarnynos (ur. 2011).



Marzec-kwiecień

W marcu widmo wirukoronasa krążyło już na Polsce. Zrobiłem oczywiście odpowiednie zapasy. Dopiero jednak w kwietniu uderzył w Polaków tzw. cockdown.

Epidemia Wielkich Liter! I Wykrzykników!

Praca zdalna dla mnie niczym nadzwyczajnym, więc nie odczułem specjalnie kryzysu. Obejrzałem przy okazji Miasteczko Twin Peaks łącznie ze współczesną kontynuacją.

Okazuje się, że mam taki sam imbryczek jak Laura Palmer.



Maj

W tym miesiącu skupiłem się na oglądaniu filmów superbohaterskich z serii Marvel Cinematic Universe, zabrakło jedynie Niewiarygodnego Hulkena.

Na Histerykach natomiast, w temacie o kulturze gwałtu, przekroczone zostały wszelkie granice absurdu i ceramiki. Jeden twierdzi, że lesbijki nie istnieją; wie, bo z nimi rozmawiał. Drugi, że między gwałtem w związku a BDSM nie ma żadnej różnicy, a jak mu powiedzieli, żeby się douczył o takich pojęciach jak safeword czy SSC, to odpowiedział, że nie jest zboczeńcem. Trzeci, że czytał Sztukę kochania Wisłockiej na początku lat 60., a kiedy kilka osób zwróciło uwagę, że książka wyszła w 1978, to uznał, że to fałszowanie historii, bo przecież czytał.

Unsafe, insane, reckless


Czerwiec

Czerwiec stał pod znakiem wyborów, tym razem prezydenckich. Wygrał ten sam, co był do tej pory, natomiast jego przeciwnik, Lafawu Qiasikefusiji, po przegranej pozostał na tym samym stanowisku co wcześniej. Do przegranych należał też Stanisław Żółtek, który uzyskał 0,00% głosów w Dziadowej Kłodzie. Za to w gminie Kowale Oleckie zdobył 3 głosy, wyprzedzając o 2 Pawła Tanajnę, a w Tokio padło na niego aż 6 głosów, czyli o sześć więcej niż na Tanajnę, Jakubiaka i Piotrowskiego razem wziętych.

Tymczasem dworzec pekaesowy upadł, ale powstał

Wyskoczyliśmy ze szwagrami na weekend w kierunku północno-wschodnim. Najpierw zaliczyliśmy Łomżę, która dla moich towarzyszy podróży nie była, jak sądzę, aż tak atrakcyjna jak dla mnie. Była to moja trzecia wizyta w Łomży, nie licząc regularnych postojów w drodze na Mazury.

Łomżyno Rapapadziej

W Białymstoku robiłem za cycerona, bo jako jedyny z całej ekipy znałem miasto, więc mogłem zaprowadzić towarzystwo we wszelkie ważne punkty: kościół św. Rocha, Lipowa, Rynek Kościuszki, Pałac Branickich, Planty…

Adonis i jego dziryt

 Tyle że łaziłem po Białostoku lata temu, więc i tak przeżyłem parę zaskoczeń. Odnaleźliśmy, między innymi, Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego.

Przekonałem się też, że mini-zoo zostało znacznie odnowione i podniesione na wyższy poziom. Nic za to nie pozostało z kultowego targowiska na Jurowieckiej, zastąpionego przez nowoczesne centrum handlowe. Budynek zaś, w którym w roku 1999 kupiłem sobie kasetę zespołu Kiss, został całkiem niedawno zburzon i jeszcze leżały gruzy.

Trzymają się za to pawilony na Rocha

Jeden dzień poświęciliśmy na wyskok do Augustowa. Oprócz zwiedzania centrum miasta postanowiliśmy się wybrać nad jezioro, ale poszliśmy w złym kierunku i musieliśmy wracać do zaparkowanego w śródmieściu auta.

Trochę się nachodziłem bez sensu, ale za to widziałem kitku.

Kiedy dotarliśmy nad jezioro, okazało się, że to jeszcze i tak nie jest plaża – trzeba było podjechać kawałek dalej na wschód, aby w końcu wydostać się na potężne molo.

Co się stało się?

Należało też pójść nad Kanał Augustowski, gdzie niewątpliwą atrakcją była pozostawiona na brzegu barka Jana Pawła II z bardzo szczególną lampą.

Skoro mowa o papieżu, przytrafił się i wyskok do sanktuarium w Studzieńczynie vel Studzienicznej, kędy pływał on w swoich czasach kakajarskich.

Dwa gołąby z tabletką od bólu głowy

Przystanek w drodze z Augustowa przypadł w Suchowoli, gdzie szwagry chcieli zobaczyć środek Europy, a mnie wpadło w oko Centrum Kultury Muzułmańskiej.

Kolejnym punktem wyprawy był Tykocin – i tu znowu stałe fragmenty gry: klasztor, synagoga, drewniane domki, pomnik Stefana Czarnieckiego, któremu tym razem nikt nie ukradł złotej buławy.

Być może najbardziej stylowy pogrzebacz na Polsce

Do tego zamkoidalny hotel-gargamel zbudowany na miejscu dawnego zamku tykocińskiego. Nie udało się natomiast zjeść w Tykocinie obiadu, bo wszystkie lokale zostały zatkane turystami.

Takim obrazem przyszło nam wrzucić coś na ruszt na warszawskiej Sadybie. Stamtąd już rzut kamieniem do Wilanowa, więc kręciliśmy się zarówno koło pałacu Jana III Sobieszewskiego, jak i Wyciskarki Opatrzności Bożej. Drugi postój, znacznie krótszy, przypadł w Piotrkowie Trąbalskim.

- Powiedzmy sobie wprost: Wizygoci to byli Goci zachodni,
ale wtedy mieszkali na południowy wschód od nas.

Pod koniec miesiąca na bank w jednym z częstochowskich blokowisk napadli bandyci uzbrojeni w ciupagę, ale pracownik przepędził ich krzesłem. Przestępcy podeszli do sprawy o tyle zawodowo, że przygotowali sobie kierowcę do ucieczki, ale w czasie odwrotu z banku spostrzegli ich policjanci, którzy akurat tamtędy patrolowali.

So you want to be a Cowboys...

Kuzyn miał już dość przeciekającego na działce dachu i postanowił położyć nową papę. Kupił jej z małym zapasem, żeby starczyło jeszcze na kurnik. Okazało się jednak, że na pięć dni przed robotą fachowiec rozbił się na motorze i złamał nogę. Kiedy po jakimś miesiącu w końcu przyjechał ze szwagrem i wzięli się do roboty, okazali się kompletnie pijani i krzywo położyli papę, marnując dwie rolki. Kuzyn kazał im oddalić się co rychlej, a jego wiązanki młodzieżowe pod adresem onych papudraków niosły się na całą dzielnicę.



Lipiec 

Summer in the city: tramwaje nie jeżdżą, torowisko zarasta, a dla mnie to bez znaczenia, bo i tak jeżdżę wszędzie na rowerze.

Do Nowego Roku ZOZI remont tramwaiska jeszcze się nie zakończył

W KRLD ogłoszono, że Kim Ir Sen jednak nie mógł skracać odległości siłą woli i cofać czasu. Tymczasem w dziedzinie dramatów internetowych: dwaj faceci wydali książkę o wojnie w Abchazji. Trzeci facet zrecenzował ją krytycznie na fejsie, stwierdzając, że jedną z wad jest tzw. syndrom habeka (znacznie więcej treści dotyczy tła zdarzeń niż samego tematu książki). Jeden z histeryków śmiertelnie się obraził, uznając, że recenzent wykazał się "zwyczajnym chamstwem", zarzucając mu syndrom napięcia przedmiesiączkowego. Jak na to wpadł? Po wpisaniu w google "syndrom habeka" jako pierwszy wyskakuje artykuł o leczeniu PMS akupunkturą autorstwa dwojga chorwackich lekarzy nazwiskiem Habek. Biorąc pod uwagę, że wszystkim, którzy mieli o tej książce coś krytycznego do powiedzenia, autor (albo jakiś jego wuja) imputował sympatie prosemickie, to już wolę wydać kasę na wódkę i karty niż na tę publikację.


Na przełomie lipca i sierpnia wybrałem się do Elbląga, a stamtąd do Gdyni, o czym już pisałem.

 

Sierpień 

Pod koniec miesiąca wyskoczyło się jeszcze do Warsawy, z zamiarem zwiedzenia se Wilanowa. Mieszkaliśmy w zaadaptowanym na hotel bloku nieopodal ambasad: filipińskiej, nigeryjskiej, białoruskiej i pakistańskiej, a także arabosaudyjskiej.

Al-Mamlaka

W drodze do pałacu natknąłem się na cmentarz wilanowski i od razu poszedłem szukać interesujących nagrobków.

Deszcz mocno lał, co nie przeszkodziło nam połazić trochę po ogrodach, a następnie zajrzeć do pałacowego muzeum.

- Zrobić coś z tym kominem? Ale to już będzie trzynasta praca.

Na rozkładzie znalazła się też Świątynia Opaczności i położone w jej pobliżu nowoczesne budownictwo.

Tajna baza atomowa
I wyrzutnia rakietowa”

          Na drugi dzień naszym zamiarem było dotrzeć na Stare Miasto. Po drodze jednak trochę zabłądziliśmy w rejonie nadwiślańskim,  zwiedziliśmy ekspozycję plenerową Muzeum Wojska i zjedliśmy obiad w pizzerii pod Mostem Poniatowskiego.

I niech się terfy nauczą, że mówi się „śmigłowiec szturmowy”

Do Centrum Nauki „Kopernik” się nie dostaliśmy, bo straszny był tam tłok. W zamian zaliczyliśmy Muzeum Azji i Pacyfiku, chociaż było ono nad wyraz skromne w stosunku do moich potrzeb i oczekiwań, szczególnie jeśli chodzi o część pacyficzną. Jedna sala z instrumentami muzycznymi, druga – z ekspozycją czasową, i eta wsio.

Jest wśród nich wanuacki flet o nazwie pao’bleeblabo

Na Krakowskim Przedmieściu trwał festiwal wielokulturalizmu. Pod kościołem św. Anny, gdzie kilka dni wcześniej doszło do bijatyki z udziałem narodowców, demonstrowali ludzie z tęczowymi flagami. Kawałek dalej tańczył chiński smok, a nieopodal kapela grała Entre dos tierras w wersji dość amatorskiej (nie każdy może być Henrykiem Bunburym).


Na Białorusi wybuchły po nieuczciwych wyborach prezydenckich najbardziej masowe w jej dziejach protesty, które toczyły się dłużej, niż ktokolwiek prognozował.

Warszawa da się lubić

 

Wrzesień

            We wrześniu miałem sytuację weterynaryjną zmuszającą kota do chodzenia w kołnierzu satelitarnym. Wybrałem się też do Krakowa. Oprócz tradycyjnej przebieżki po Kazimierzu i wizyty w wawelskich toaletach, miałem okazję zobaczyć budynek swojego dawnego instytutu, który stał się pustą, obrujnowaną skorupą. Za to skwerek przed nim otoczono obleśnymi nowoczesnymi gmachami, które może i odcinają go od rzeki smogu, jaką jest Aleja Mićkiewicza, ale tym samym z niegdysiejszej otwartej przestrzeni czynią studnię.

Zamkli Ignaca


Natomiast na blogu najbardziej znanego polskiego lemologa trwała długa dyskusja, m.in. z udziałem filozofa z KUL, o tym, dlaczego nie należy mieszać zupy śrubokrętem (odpowiedź: bo nie taki jest jego telos). Główny wniosek jest taki, że Telos Śrubokręta to dobra nazwa dla kapeli.

Czy to jest zgodne z telosem dyni?

Kuzynowi przeszła złość na fachowców i na nowo zgodził ich do roboty. Tym razem wywiązali się z bonusem (czytaj: zrobili bardzo wdałą pokrywę wyjścia na dach), chociaż zabrakło już tamtych dwóch rolek na pokrycie kurnika.          

Inżynieria ludowa



Październik

Październik stanął pod znakiem Strajku Kobiet. Na demonstracje wprawdzie nie latałem, bo generalnie w tym roku jeszcze bardziej unikam tłumów niż zazwyczaj, ale całe zdarzenie oceniam pozytywnie. A że bezpośrednich skutków to jeszcze nie przyniosło? Nie od razu Rzym spalono.

Kup sobie pan manekin, będziesz pan nim rządził”

Czytając u teściów prasę kobiecą, dowiedziałem się, że „Już 105 112 Polaków zyskało dodatkowe 6 cm długości!” Pod artykułem reklamowym podpisał się niejaki prof. Axel Thomson z Instytutu Seksuologii w Sydney, ze zdjęciem. Szybki gugiel wykazuje, że nie jest on profesorem, tylko adiunktem, nie seksuologiem, tylko urologiem, nie w Sydney, tylko w Toronto, a w dodatku wygląda zupełnie inaczej.

U talkin' to me?

          
 

Listopad

Nie pojechałem na Mazury, tym bardziej, że w związku z sytuacją zlikwidowali mi połączenie autorbusowe. Nie byłem także na cmentarzu na Wszystkich Świętych, ale to nic dziwnego, bo ja ogólnie tam nie chodzę wtedy, kiedy największy tłok. Za to pod koniec miesiąca wybrałem się na mniej mi znany cmentarz św. Rocha, gdzie widziałem m.in. grób Haliny Poświatowskiej, zbiorowe mogiły różnych zgromadzeń zakonnych oraz romskie mauzolea rodzinne.

Na okładce jednego z listopadowych numerów „Do Rzeczy” pojawiło się zatrważające pytanie: „Tęczowy taran z Waszyngtonu uderzy w Warszawę?” Wygląda na to, że życie naśladuje sztukę, gdyż rozdział Paranormalnej Natalii, gdzie pada zdanie „Skapitulowała przed dobijającym się do jej serca tęczowym taranem”, ukazał się jeszcze w 2015.

Tymczasem na Histerykach jeden user przekonywał, że w kościołach wcale się nie agituje z ambony, bo już dziś nikt nie używa ambon, tylko tych takich pulpitów koło ołtarza. Inny znawca od nawozów i od świata stwierdził, że dotacji z Unii nie potrzebujemy, bo istnieje przecież wiele krajów, które doskonale sobie radzą bez pieniędzy z UE, jako to Singapur, Korea Południowa itp.

Jakby nie wystarczyło klęsk w tym roku – w Warszawie po raz pierwszy dostrzeżono na wolności szopa pracza. Ciekawostka lingwistyczna: w języku angielskim szop to dzisiaj raccoon, ale pierwotnie funkcjonowało sporo innych wariantów. Znany z Pocahontas kapitan John Smith zapisywał to słowo w sposób nieco sprośny: raugroughcum.

Nieszop

 

Grudziec 

            W grudniu przybierała na sile skłonność NaszRządu do ogłaszania sami nie wiedzą czego. Ja tymczasem kończyłem gargantuiczne (jak na krótki termin) zlecenie i przez dwa tygodnie nie widziałem świata białego – za całą rozrywkę musiały mi służyć urywane ukradkiem odcinki serialowe. Mój księgozbiór wzbogacił się tymczasem o mnóstwo książek pozyskanych całkiem darmowo, a mianowicie – wyciągniętych ze śmietnika. Początkowo ktoś wyrzucał literaturę medyczną, potem chemiczną, na koniec trafiło się parę kryminałów i jakieś pozycje z dziedziny energetyki.

Dlaczego warto grzebać w śmieciach

            W czasie świąt prowadziłem życie rodzinne i przy posiłku dowiedziałem się, że Anna Szałapak napisała doktorat z szopek krakowskich na 800 stron. Skoro zaś mowa o kwestiach literatury naukowej, po raz kolejny pokazało się kruche ego historyków: autor popularnonaukowej książki o Saladynie straszył na fejsie recenzenta adwokatem za stwierdzenie, że książka nic nie wnosi do historiografii. A tak poza tym recenzja była pozytywna.

 

Róża grudniowa

            Dzięki uprzejmości HBO zacząłem oglądać hurtowo filmy z Jamesem Bondem, ale przed sylwestrem nie wyszedłem poza epokę Seana Connery’ego (osobiście preferuję Moore'a). W noc sylwestrowa zapodałem sobie natomiast Bonda nieoficjalnego: pierwsze Casino Royale z 1967 r., ten film, w którym agenta 007 grają David Niven, Peter Sellers, Chudy Allen, Ursula Andress i ktoś tam jeszcze. O skali tej stłuczki świadczy fakt, że film miał sześciu reżyserów. Sellers dał się zwerbować w przekonaniu, że film będzie na serio (co zresztą twórcy mieli początkowo w planach, ale im się zmieniło). Kiedy się dowiedział, że to parodia, nie był zadowolony, a że był to człowiek o trudnym charakterze, praca z nim stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. W końcu trzasnął drzwiami, a ekipa zaczęła chybko przerabiać scenariusz i dokręcywać sceny z Nivenem.           

A, jeszcze Dalilah Lavi.

Efekt? Osobliwy. Początkowo oglądało się to jak staroświecką brytyjską komedię o przyciężkawym poczuciu humoru (inkluding żarty z gwałtu). Nie jestem szczególnie zapoznany z serią Do dzieła!, ale to wyglądało trochę jak moje wyobrażenie o niej. Mniej więcej po godzinie, czyli wraz z pojawieniem się Sellersa, fabuła zaczyna już mieć jakiekolwiek punkty styczne z powieścią Iana Fleminga. Od pewnego jednak momentu wyłączyłem myślenie, przyjmując trochę optykę kontemplacyjną, a trochę „szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”. Przy takim założeniu film zaczął mieć pewien surrealistyczny posmak, niczym dzieła Davida Lyncha. A potem nastało zakończenie: o ostatnich dziesięciu minutach można bez spoilerowania powiedzieć jedynie, że „to już i dla szlachty podolskiej za głupie!” oraz że brak w tym całym szaleństwie dinozaura można wytłumaczyć jedynie tym, że pod koniec lat sześćdziesiątych dinozaury były stosunkowo niemodne.

Ursula Andress w ostrym cieniu mgły
to nie jest nawet pierwsza dziesiątka
najdziwniejszych widoków w 
Casino Royale.

ZOZO już skończon, teraz pora na ZOZI. Jakie mam aspiracje? Przeżyć, przeczytać co najmniej 15 książek, szesnastą sam napisać, pojechać do Sieradza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz