wtorek, 1 listopada 2022

Zaduszki rockowe 2022

 W ciągu ostatniego roku (od października do października) odeszło wyjątkowo wielu spośród artystów, których twórczość mam w płytotece.

  

Jeszcze w październiku 2021, o czym wcześniej się nie dowiedziałem, zmarł Sean Kilkenny, gitarzysta nowojorskiej grupy Dog Eat Dog. Zespół łączył brzmienia punkowe z rapem i instrumentami dętymi, a popularny był w latach 90., głównie w Nowym Jorku i… w Polsce.  Kilkenny odszedł z zespołu po trzeciej płycie.

 

11 listopada 2021 zmarł Graeme Edge, perkusista The Moody Blues przez cały okres jego istnienia. Śpiewał rzadziej niż koledzy, ale, jak wspominałem w jednej ze wcześniejszych notek, należał do pionierów elektronicznej perkusji.

 

Tydzień później odszedł gitarzysta Andrzej Urny, najbardziej znany jako członek Perfectu z lat 80. – to on grał na słynnej płycie Live, a jego wersja solówki w Chcemy być sobą moim zdaniem przebija oryginał. Jak to zwykle Ślązacy, był bluesmanem i przed Perfectem grał w grupie Krzak, a nawet we wczesnym, przedpłytowym składzie Dżemu. Bywał także związany z projektami jazzrockowymi Janusza Yaniny Iwańskiego.

 

22 sierpnia 2022 zmarł kolejny z muzyków Perfectu – Piotr Szkudelski, perkusista. Grał w zespole od 1979 r. (zastąpił Wojciecha Morawskiego) aż do chwili jego rozwiązania w 2021.

 

6 grudnia, akurat w moje urodziny, zmarł János Kobor, złotowłosy wokalista zespołu Omega. Takim obrazem z klasycznego składu, który nagrał Perłowowłosą, żyją tylko György Molnar i – niebędący od 1971 członkiem Omegi – Gábor Presser; ze składu zaś późniejszego – jeszcze perkusista Ferenc Debreceni. 


19 grudnia zmarł perkusista Billy Conway, członek tria Morphine, które wykonywało rocka alternatywnego z silnymi wpływami jazzu, ale bez gitary – tylko bas (w dodatku dwustrunowy), perkusja i saksofon. Jak na tak skromny skład, muzyka Morphine była całkiem urozmaicona. Zespół rozpadł się po nagłej śmierci lidera, Marka Sandmana, w trakcie koncertu w 1999 r. Tym samym jedynym żyjącym członkiem składu pozostaje saksofonista Dana Colley. 


4 stycznia 2022 zmarł Andrzej Nowak, ale nie ten z IPN, tylko ten z TSA. Jako jeden z pierwszych w Polsce realizował archetyp heavymetalowego gitarzysty-harleyowca. Zdarzało mu się wjeżdżać na motorze na scenę. Z TSA kilka razy odchodził i wracał, wyjechał też do Stanów. W latach dwutysięcznych założył własny zespół Złe Psy, a później niestety widywano go na wiecach Kukiza oraz w towarzystwie wykonawców węgierskiego „rocka narodowego”. 


25 stycznia zmarł Pat King, basista zespołu Manfred Mann’s Earth Band w okresie mojego ulubionego albumu Watch. 


7 lutego zmarł Zbigniew Namysłowski, wybitny saksofonista jazzowy, współpracownik m.in. Krzysztofa Komedy. Jego związki z rockiem polegały m.in. na udziale w dwóch odsłonach projektu Niemen Enigmatic; w latach 80. pojawiał się też gościnnie w nagraniach Maanamu czy Lady Pank. 


22 lutego zmarł Paweł Młynarczyk, klawiszowiec puławskiej Siekiery z okresu, kiedy od brutalnego punk rocka przeszła ona do muzyki zimnofalowej w stylu Killing Joke; bez jego lodowatych klawiszy Nowa Aleksandria nie miałaby tego zapadającego w pamięć brzmienia. Współtworzył też grupę Zoo z panem Krzysiem z „Tik-Taka” i panem prowadzącym z „Jaka to melodia”. Po latach wspomógł Tomasza Adamskiego w trzeciej, balladowej odsłonie Siekiery.

  

10 stycznia zmarł Walijczyk Burke Shelley, lider i przez lata jedyny stały członek zespołu Budgie. Miałem okazję widzieć go na żywo w nieistniejącym już częstochowskim klubie Zero. Jakiś czas później, w czasie dalszej trasy po Polsce, przeżył pęknięcie tętniaka wyłącznie dzięki pracy polskich lekarzy. Obdarzony wysokim, „genderowo nieoczywistym” głosem, w latach 70. patałętał się po drugiej lidze hard rocka, ale w PRL cieszył się popularnością na miarę Deep Purple czy Black Sabbath. Nic dziwnego, że w 1982, zaraz po uchyleniu stanu wojennego, Budgie, będąc już w fazie schyłkowej, zagrał po Polsce całą trasę, a pod Pałacem Kultury młody Wiesław Weiss nadaremnie starał się odwieść artystę od pomysłu zjedzenia bułki z sosem pieczarkowym (kryzysowego zamiennika hot doga). Charakterystyczną cechą stylu Shelleya były gargantuiczne tytuły piosenek w rodzaju Naked Disintegration Parachutist Woman czy In the Grip of Tyrefitter’s Hand.

 

21 stycznia zmarł Marvin Lee Aday, bardziej znany pod pseudonimem Meat Loaf. O jego śmierci dowiedziałem się, słuchając świeżo kupionej jego najsłynniejszej płyty – Bat out of Hell, owocu współpracy ze zmarłym w zeszłym roku Jimem Steinmanem. Obaj wypracowali kompletnie przegiętą stylistykę zwaną „wagnerowskim rockiem”, która była tak kiczowata, że aż fajna. Prywatnie Meat Loaf prowadzał się m.in. z Cher, a także był niestety antyszczepionkowcem, co doprowadziło do jego zgonu. 


10 lutego zmarł jeden z najbardziej pokręconych (czytaj: oryginalnych) przedstawicieli polskiego metalu – Roman Kostrzewski. Ten były górniczy kaowiec zasłynął w latach 80. jako lider zespołu Kat, łączącego thrash metal z diabelsko-horrorowymi treściami. Deklarował się jako satanista, jednak reprezentował laveyańską, humanistyczną formę satanizmu (nagrał nawet audiobooka z Biblią Szatana), a nie jakąś ezoteryczną mizantropię. Mimo wszystko robił za dyżurnego polskiego satanistę we wszelkich przypadkach paniki moralnej, aż do momentu, kiedy popularniejszy stał się Nergal. „Nawiedzona” maniera wokalna i „neomłodopolskie”, makabryczno-obsceniczno-kiczowate teksty Kostrzewskiego sprawiały, że Kat był jedyny w swoim rodzaju na krajowej scenie. Kiedy zaś w 2005 doszło do rozłamu, to zespół Romana kontynuował dotychczasowe tradycje, podczas gdy Kat Piotra Luczyka, mimo zachowania oryginalnej nazwy i logo, stał się tuzinkowym zespołem heavymetalowym. 


9 lutego zmarł multiinstrumentalista Ian McDonald, członek pierwszego składu King Crimson, z najsłynniejszego, debiutanckiego albumu. Opis In the Court of the Crimson King wyszczególnia jego rolę jako „instrumenty dęte drewniane, wibrafon, klawisze, mellotron i śpiew”. W sławnym Epitaph wykorzystał rzadko spotykany w rocku instrument, jakim jest klarnet basowy. Po odejściu z Crimso stworzył efemeryczny duet z Mike Gilesem. Później był współtwórcą grupy Foreigner, klasyka stylu AOR, a pod koniec lat 90. koncertował ze Steve’em Hackettem. 


22 lutego zmarł Gary Brooker, pianista, wokalista i kompozytor, lider i jedyny stały członek zespołu Procol Harum. Grupa zasłynęła z aranżowanej na dwie klawiatury (fortepian + organy) eleganckiej hybrydy art rocka z muzyką poważną, ze szczególnym uwzględnieniem inspiracji barokowych – największy hit, A Whiter Shade of Pale, opierał się przeca na motywie wywiedzionym z Bacha. 


17 maja zmarł Vangelis Papathanassiou, szerzej znany jako po prostu Vangelis – grecki klawiszowiec, spec od muzyki elektronicznej. Zaczynał w latach 60. jako lider grupy Aphrodite’s Child, znanej z albumu 666 na motywach Apokalipsy św. Jana, o którym już tu kiedyś pisałem. Potem zwrócił się ku syntezatorom. Zajmował się też muzyką filmową – do jego najbardziej znanych dzieł należy ścieżka filmu Rydwany ognia. Ponadto z Jonem Andersonem z Yes stworzył duet Jon & Vangelis, który m.in. piosenką I’ll Find My Way Home wbił pierwszy nr 1 w dziejach Listy Przebojów Trójki. 

Kilka miesięcy później zmarła wybitna grecka aktorka Irene Papas, która na wspomnianym 666 wykonała słynną i kontrowersyjną wokalizę orgazmiczno-porodową.

 

Skoro mowa o Yes, 26 maja odszedł jego wieloletni perkusista Alan White. Na początku lat 70. grał z Johnem Lennonem, m.in. na słynnej płycie Imagine. Do Yes przybył na miejsce Billa Bruforda, który zasilił King Crimson – zmiana warty dokonała się na albumie koncertowym Yessongs. Nie mylić z innym perkusistą Alanem White’em, który grał w grupie Oasis. 


Tego samego dnia zmarł Andy Fletcher, członek zespołu Depeche Mode, chyba ten najmniej rzucający się w oczy, ale nie najmniej istotny. Wprawdzie nie miał na koncie roboty kompozytorskiej i rzadko śpiewał, ale za to ogarniał wiele innych rzeczy. 


30 maja zmarł Steve Broughton, brat Edgara Broughtona i perkusista, rzecz jasna, brytyjskiego zespołu Edgar Broughton Band, który już tu kiedyś omówiłem.   


4 czerwca zmarł Alec John Such, basista zespołu Bon Jovi w pierwszym, najpopularniejszym okresie działalności. W latach 90. zastąpił go Hugh McDonald. 


5 lipca zmarł gitarzysta Manuel Charlton, Szkot urodzony w Hiszpanii i współzałożyciel zespołu Nazareth. Grał w nim aż do końca lat 80, od pewnego momentu robił też za producenta nagrań.

 

Dziesięć dni później odszedł Paul Ryder, basista Happy Mondays, czołowej kapeli nurtu zwanego Madchesterem, brat wokalisty Shauna Rydera.

 

8 sierpnia zmarł Darryl Hunt, basista The Pogues. Do zespołu dołączył na miejsce Cait O’Riordan, która wyszła za Elvisa Costello. Polski tłumacz Encyklopedii muzyki popularnej – Folk w haśle o The Pogues pomieszał ich genderowo.

 

28 września pojawiła się informacja, że zmarł John Fredriksz, wokalista holenderskiej grupy Livin’ Blues. Nie był on pierwszym, który w tej kapeli stał przy mikrofonie, ale to jego głos słychać na wydanych w PRL albumach Blue Breeze i Live ’75, dzięki którym Livin’ Blues doceniła publiczność polska i radziecka.

 

Tego samego dnia zmarł Coolio, raper, który swoje pięć minut miał w czasach moich nastoletnich, m.in. dzięki przebojowi Gangsta’s Paradise, opartemu na motywie z Pastime Paradise Steviego Wondera. Niektórzy myśleli potem, że kiedy Patti Smith nagrała przeróbkę Pastime Paradise – to kowerowała Coolia. Związek ze światem rocka miał ci on taki, że wystąpił gościnnie w tytułowym utworze płyty No Exit reaktywowanego zespołu Blondie.

 

15 października zmarł natomiast irlandzki gitarzysta Noel Duggan, który wraz z bratem bliźniakiem, Padraigiem  (głównie mandolinistą), współtworzył słynną grupę Clannad, łączącą irlandzki folk z elementami rocka i popu. Zespół zasłynął m.in. jako twórcy ścieżki dźwiękowej do serialu Robin z Sherwood z Michaelem Preadem, który w czasach podstawówkowych zrobił na mnie ogromne wrażenie. Poza Clannadem bracia występowali też na własny rachunek jako The Duggans. Padraig zmarł w 2016, co doprowadziło do zakończenia działalności Clannadu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz