środa, 25 lipca 2018

Setka na sześciu, czyli jubilejusz






Niniejsza nocia jest już setną na tym blogasku. Tak jakoś wyszło, że po sześciu i pół roku ani się obejrzałem, jak liczba zrobiła się trzycyfrowa.
Częstotliwość publikacji wyniosła średnio 15,3 noci na rok, a 1,2 na miesiąc. Przy tym najwięcej wrzuciłem w roku 2017 (22), a najmniej w 2014 (7). W skali miesiąca maksimum wyniosło 4 notki – taką płodność osiągnąłem trzykrotnie.
            Zakładając bloga zimą 2012 r., jeszcze nie wiedziałem, jaką będzie miał koncepcję. Po prostu chciałem mieć bloga, bo zdążyłem już poznać kilka blogów i uznałem, że fajne to jest. Potem się dowiedziałem, że blogi wychodzą z mody, bo Faczebuk pożera wszystko. Ale ja zawsze z opóźnieniem brałem się za nowe technologie, jeszcze w połowie lat zerowych XXI wieku operując dyskietkami 3,5-calowymi. Z najwcześniejszych blogonotek wyziera pewien chaos, bo faktycznie nie miałem wtedy sprecyzowanej wizji. Dziś też nie mam ścisłego planu, ale tak czy inaczej nie jest już mój blog tak amorficzny jak ongiś. Generalnie jest to miejsce w internetach, gdzie piszę o tym, na co mam ochotę.
            Trzeba przyznać, że zazwyczaj mam ochotę na określone tematy. Ponad połowa tekstów dotyczy szeroko rozumianej kultury. 35% treści bloga poświęcone jest muzyce, szczególnie omówieniom płyt, których znalazło się tu 122; najstarsza została wydana w roku 1964, najnowsza – w 2017. Każdego 1 listopada wspominam też artystów rockowych zmarłych w ciągu ostatniego roku (4%). Najczęściej goszczący na blogu wykonawca to Ronnie James Dio (6%), można się też natknąć na Davida Bowiego i King Crimson (po 4%), ale nie jest to statystyka reprezentatywna dla moich gustów muzycznych, bo piszę prawie wyłącznie o płytach kupowanych na bieżąco (a i tak nie wyrabiam czasowo), pomijając te wszystkie, które wcześniej miałem w kolekcji.
            21% notek mówi o książkach. Na ogół dotyczą one historii – 9% zajęła seria Historyczne bitwy, 8% zaś książki o Chinach (przy czym oba zbiory mają część wspólną). Uwaga: te procenty dotyczą liczby notek, a nie samych książek, których było 51, z czego 27 opracowań historycznych i 12 powieści. Najstarsza pochodziła z III (o ile nie V) w. p.n.e., a dwie najnowsze z roku 2014, ale i tak jedna z nich dotyczyła III w. p.n.e. Poza tym z kultury mamy jeszcze telewizję (6%) i kino (5%). O grach komputerowych jest mało, ale może będzie więcej.
Jedna z książek, o których nie pisałem.

Kolejną istotną kategorią notek jest to, co określam mianem „prywata” i co dotyczy generalnie moich obserwacji życiowych – 19%. Z tego większość, bo aż 12% wszystkich notek, stanowią relacje z podróży. Wreszcie, jako lokalny patryjota, 5% notek poświęciłem miastu Cz.            
O krótkim wypadzie do Hercowiny w 2009 nie pisałem, bo nie miałem jeszcze blogu.
Nie można też zapomnieć o małej, ale udałej grupie notek obejmującej różne dziwactwa. Obejmuje ona zbiorczo tagi „teoria spiskowa”, „otchłanie internetów”, „grafomania”, „oszustwo” i częściowo „telewizja”. Inne tematy też się pojawiają, ale już bardziej sporadycznie.
             Największą popularnością ever cieszyła się niestety notka o fladze Polski i jej odmianach. Dlaczego niestety? Ano dlatego, że przez te lata wygenerowała jedną trzecią wszystkich wyświetleń, a szczytem była jesień 2012. Nie podobała mi się taka dysproporcja, więc przerobiłem tekst w taki sposób, żeby wyszukiwarki go rzadziej łapały. Swoją drogą, pod tą właśnie notką dostałem pierwszy i jak dotąd jedyny hejterski komentarz, ale już go nie przeczytacie, bo nie bede promować prostactwa. Na następnych miejscach znalazły się notki o imperium Lechitów, o My Słowianach i o tekstach Lady Pank.
Moderacyjna kosa zawsze pod ręką.

Ciekawych referrali nie udało mi się uzbierać, nikt nie zawitał na bloga mego po wpisaniu w wyszukiwarkę haseł typu „grube gołe papieże w ogniu” czy, za przeproszeniem, „baba trzyma miotłę cycami”. Notka o fladze jest winna również i tego, że rubryka „Wyszukiwane słowa kluczowe” w statystykach bloga wygląda, jak wygląda:

Zdając się na własną pamięć, dochodzę do wniosku, że najbardziej szokująca fraza, po której ktoś odnalazł mojego bloga, brzmiała: „krakowie przez bokserki obnazal sie”. Takie są skutki, kiedy się pisze o powstaniu bokserów.
Pora ostrzyć pazury na kolejne wpisy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz