Na
jesieni moja lista lektur skręciła w klimata ugrofińskie z czasów II wojny światowej,
choć nie tylko.
26. Väinö Linna, Żołnierz nieznany, Poznań
1986, przeł. Cecylia Lewandowska
(Seria dzieł pisarzy skandynawskich)
Powieść wojenna Väinö Linny z roku 1954 należy w Finlandii już do klasyki literatury,
cytaty weszły tam do języka potocznego, a ekranizacji doczekała się aż czterech,
w tym jednej telewizyjnej.
Mój zemplarz należał kiedyś do Biblioteki Publicznej Dzielnicy Praga-Południe |
Rzecz się dzieje w czasie wojny kontynuacyjnej, kiedy to Finlandia
w luźnym sojuszu z Niemcami zaatakowała ZSRR, aby odzyskać terytoria utracone
po wojnie zimowej. Kompania karabinów maszynowych otrzymuje rozkaz wymarszu na
front w Karelii. Ponad połowa akcji toczy się latem 1941 r., później mamy kilka
przeskoków chronologicznych aż do odwrotu w 1944.
Przede wszystkim kapitalnie jest tu przedstawiony obraz frontowego
rozprzężenia: żołnierze kombinują, szukają sobie rozrywek, „organizują” to,
czego nie mogą dostać z oficjalnych przydziałów, nie mają większego
szacunku dla oficerów. Ich pochodzenie i motywacje są rozmaite, ale mało kto
bierze poważnie propagandowe slogany czy uważa atak na ZSRR za właściwy (chyba
że ktoś był z Karelii i chciałby wrócić do rodzinnej wsi). Z drugiej strony
Linna dobitnie opisuje niedole frontowego żołnierza – głód, zmęczenie,
niewyspanie. Kiedy zaś dochodzi do walk, czytelnik zaczyna się bać o życie
bohaterów. Końcowe rozdziały, rozgrywające się podczas odwrotu, pod względem
brutalności dorównują niemal Na zachodzie bez zmian.
Żołnierz nieznany nie jest
jednak aż tak dołujący – po pierwsze dlatego, że (SPOILER) niektórym bohaterom
jednak udaje się przeżyć, a po drugie, ze względu na obecność ludowego, nieraz
mocno wisielczego humoru. Patos militarystyczno-bogoojczyźniany został w tej
powieści nie tylko starannie wykpiony, ale wręcz obalony na szczeblu kultury
fińskiej. Żołnierze sami mają alergię jak na patriotyczną propagandę wciskaną
przez państwo, tak i na czarnowidztwo komunizującego Lahtinena. Szeregowy
Vanhala z początku śmieje się dużo sam do siebie, z czasem jego znakiem
firmowym staje się ironiczne cytowanie propagandowych sloganów. Z nich w sumie
też się śmieje sam do siebie, mało kto mu odpowiada.
Bohaterem zbiorowym jest cała kompania i chociaż bohaterowie są
pełnokrwiści –chłopski filozof mł. sierż. Hietanen, brutalny Lehto, wesołek
Rahikainen, skąpy kwatermistrz Mäkilä –
to prawie żaden nie przechwytuje uwagi czytelnika dużo dłużej niż inni.
Podobnie zróżnicowane są postaci oficerów: bezduszny
służbista Lammio, dbający o podwładnych weteran Koskela, pełen naiwnych ideałów
Kariluoto itp. Najbardziej podobał mi się (i chyba w ogóle jest
najpopularniejszy) Antti Rokka, pełen energii Karelczyk. Dla żołnierzy –
najlepszy kumpel, zawsze skłonny pomóc; wobec oficerów – zupełnie pozbawiony
respektu i wszystkim mówiący na „ty”; wobec nieprzyjaciela – zabójca
systematyczny, ale pozbawiony sadyzmu; do tego nieustannie gadatliwy – sprawia
wrażenie ludowego herosa czy pogańskiego leśnego bożka, który wychynął z
puszczy, aby dołączyć do oddziału.
W tle pozostają kwestie społeczne, jako to przepaść klasowa między
prostym żołnierzem a „panami”, żywe są też rachunki krzywd z wojny domowej w
1918 roku. Zresztą Linna osadził w tamtych czasach swoją późniejszą trylogię Tu,
pod gwiazdą polarną; Ville Koskela jest synem jednego z jej bohaterów.
Wiele scen zapada w pamięć: „heroiczne” zniszczenie czołgu przez
Hietanena, samotna śmierć Lehtona, rozrywki w okupowanym Petroskoi
(Pietrozawodsku), popijawa pokątnie uwarzonym piwem kilju… Zaletą jest
również język, od narracji – momentami nieco ironicznej, a kiedy trzeba,
poważniejszej, po żywe, potoczyste dialogi. Często występuje przekleństwo „do
pioruna”, w którym łatwo się domyślić fińskiego „perkele”, chociaż po fińsku
brzmi to dużo mocniej niż przyjęty przez tłumaczkę polski odpowiednik – jednak
znaczy to samo.
Jakkolwiek odmiana nazwisk zakończonych na -o według wzoru Brunona,
Hugona i Ottona („Kariluotonowi wydarł się jęk”, „spojrzał na Lehtona”) może
być uznana za kontrowersyjną, to ogólnie rzecz biorąc, Cecylia Lewandowska
dobrze się spisała. Interpunkcję można było jednak poprawić.
Chociaż książka ukazała się przed zniesieniem cenzury, to jednak
widać w niej stosunek Finów do „Ruskich”, których bohaterowie nazywają
eufemistycznie „sąsiadem”. Widać cenzor uznał, że sprawę załatwia odpowiednie
posłowie Witolda Nawrockiego.
27. József Balázs, Madziarzy,
Warszawa 1979, przeł. Tadeusz Olszański
O
literaturze węgierskiej mam jeszcze mniejsze pojęcie niż o fińskiej, zawsze
jednak kojarzyła mi się z jakiegoś powodu z prozą psychologiczną. W odróżnieniu
od Linny, József Balázs był za młody,
żeby pamiętać wojnę z autopsji (rocznik 1944).
Madziarzy to
opowieść dziesięciorga ubogich chłopów węgierskich, którzy postanowili wyjechać
na roboty do Niemiec, żeby zarobić na nowy dom albo chociaż rower o grubej
ramie. Porywczy András Fábián to główny bohater i to z jego perspektywy obserwujemy
zwykle zdarzenia, jest też nieformalny przywódca grupy Dániel Gáspár, dryblas János
Szabó, mniej charakterystyczni (i bardziej milczący) Elek Tar i Dani Kis, a
także słabowity nastolatek Ábris Kondor. Z wyjątkiem kawalerów Gáspára i
Kondora, wszyscy zabrali żony. Z tych najbardziej zarysowana jest żona Fábiána,
która wykazuje rozmaitą inicjatywę, a o Kisowej można powiedzieć przede
wszystkim, że jest pobożna. Co charakterystyczne, narrator prawie za każdym
razem nazywa mężczyzn pełnym imieniem i nazwiskiem. Wyjątkiem jest Brainer,
węgierski rządca w niemieckim majątku, którego imienia nawet nie znamy. Kobiety
występują jako „żona Kisa” lub „Fábiánowa” (co zresztą może być legitne w węgierskiej
tradycji z jej „imionami odmężowskimi” – w tym przypadku byłaby to Fábiánne). W jednym
miejscu pada wprawdzie okrzyk: „Irma, Zsófi, Ilona! Chodźcie tu!”, ale nie
wiadomo, które z imion do kogo należy i jak ma na imię czwarta z kobiet.
Przez większość czasu nic się nie dzieje. Bohaterowie
orzą pole, palą papierosy, suszą onuce, kłócą się (ale szybko odpuszczają) i
dziwią się światu. Wojna dzieje się gdzieś tam w oddali i węgierscy chłopi nie
zaprzątają sobie nią głowy – tylko o tyle, że wyjechali także po to, żeby ich
nie wzięto do wojska. Ale dokąd dokładnie jadą, to już niespecjalnie się
interesują. Ich wieś musi być bardzo oddalona od cywilizacji: nie wiedzą, kto
to Hitler („Po nazwisku biorąc, to chyba nie Węgier”), nie znają gramofonu,
András Fábián nie wie nawet, co to parówki, przynajmniej żona mu powiedziała. A
jednak wojna obecna jest nawet w tym odległym od frontu folwarku. Bohaterowie
napotykają grupę francuskich jeńców wojennych oraz polskie robotnice przymusowe,
słychać też czasem strzały. Wszystko to niepokoi naszych Madziarów, ale nie
ogarniają szerokiego obrazu.
Szatę graficzną stanowią ilustracje Jerzego
Markiewicza na okładce i wyklejkach.
W roku 1979 Zoltán Fábri
nakręcił na podstawie powieści film z Gáborem Konczem jako Fábiánem i zmarłą w
zeszłym roku Évą Pap w roli jego żony (w filmie chociaż wiadomo, że to ona jest
Iloną). Ekranizacja doczekała się nominacji do Oscara. Sam József Bálazs
pracował zresztą jako scenarzysta i kierownik literacki w wytwórni filmowej.
28. Pentti Haanpää, Wędrujące buciory, Poznań
1984, przeł. Joanna Trzcińska-Mejor
(Seria dzieł pisarzy skandynawskich)
I znowu Finlandia. Drwal Pentti Haanpää należał do cenionych przedstawicieli fińskiego realizmu. Wędrujące
buciory, minipowieść z roku 1945, to znów tematyka wojny kontynuacyjnej.
Życie na froncie i tyłach widzimy z perspektywy pary wojskowych butów z cholewami,
które wisiały spokojnie w magazynie, dopóki nie wyfasował ich pewien starszy
sierżant, który sam siebie awansował na chorążego. Buty były świadkiem jego
groteskowej randki z korespondencyjną znajomą, potem trafiły do podporucznika
odwiedzającego matkę, do sierżanta kawalerii, sanitariusza, robotnika
budującego kościół, pijanego kaprala, nałogowego hazardzisty i paru innych
gości. Utwór ma charakterystyczny, lekko ironiczny klimat, dość spójny z Żołnierzem
nieznanym. Wojna przedstawiona jest jako żołnierskie cwaniactwo, slogany
propagandowe, wyczekiwane urlopy i las wokół. Zapadła mi w pamięć sekwencja
dłużącej się podróży ciężarówką po błotnistych drogach.
Wydany w Poznaniu zbiór, oprócz utworu tytułowego,
zawiera jeszcze kilka krótszych opowiadań. Niestety, nie podano dat publikacji,
a bariera językowa nie pozwala mi zrobić riserczu – wiem jedynie, że Powrót
syna pochodzi z 1933 r., ale najwyraźniej początkowo był dramatem. W
blurpie stoi, że „Większość (…) zawiera elementy tragiczne, ich bohaterowie
umierają, zabijają się, czy też giną przypadkowo”. Nie jest tak źle – ten opis
pasuje tylko do jednego z dziewięciu opowiadań, a w dodatku bohater sam sobie
zasłużył brakiem szacunku dla surowej lapońskiej przyrody. W dwóch innych
utworach bohaterowie co prawda przeżyli, ale mieli więcej szczęścia niż rozumu,
a w Ostatniej drodze zgon jest niegwałtowny i w ogóle stanowi punkt
zawiązania akcji.
Utwory rozgrywają się na ogół w środowisku wiejskim,
wśród ubogich wieśniaków i ludzi lasu. Tematykę wojenną porusza jeszcze tylko Śpiwór. Bohaterką dwóch opowiadań jest
znachorka Heta Rahko – raz załatwia sprawę po śmierci współlokatorki, a potem
idzie w świat i wymyśla się na nowo. Motyw wykreowanej tożsamości występuje też
w opowiadaniu Powrót syna. Szczególne wrażenie zrobił na mnie Wariat
i koń, a to ze względu na ironiczny kontrast między tym, jak gospodarz
Harmaa traktował swojego chorego psychicznie brata, a tym, jak to opisuje
narrator.
Ostatnie w zbiorze opowiadanie nosi tytuł O tym, jak stary Päntä tonął.
Będzie niejakim spoilerem, że stary Päntä jednak (znowu) przeżył – natomiast sam autor w
roku 1955, w wieku pięćdziesięciu lat, rzeczywiście utonął.
Jakość tłumaczenia na ogół jest dobra, ale Joanna Trzcińska-Mejor przegrywa na punkty z Cecylią Lewandowską.
Tej ostatniej nie zdarzało się „wracać z powrotem” ani „kontynuować dalej”, nie
pamiętam też w jej przekładach gramatyki w rodzaju „potrafił zgasić w bratu (…)
płomyki niezadowolenia”
Tytułowa minipowieść została zekranizowana w 1969 r. jako
dziewięcioodcinkowy serial.
28,5. Philip Jowett, Brent Snodgrass, Raffaele Ruggier, Finlandia
w wojnie 1939-1945,
Warszawa 2010, przeł. Urszula Ruzik-Kulińska (Osprey Elite 141)
Przy okazji tematyki wojenno-fińskiej postanowiłem sobie odświeżyć
Ospreya na ten temat. Wydawnictwo omówiło już kiedyś częściowo armię fińską w
tomiku poświęconym sojusznikom Niemiec na froncie wschodnim, a w 2006
sprokurowało szersze opracowanie. Kilka lat później ukazała się polska wersja –
jako drugi tom w ramach drugiej już krótkotrwałej próby wydawania Ospreyów
przez Bellonę.
Publikacja przedstawia najpierw kalendarium trójdzielnego udziału
Finlandii w II wojnie światowej: wojny zimowej (1939-40, Rosjanie atakują, Finowie
się bronią), wojny kontynuacyjnej (1941-44, na odwrót) oraz wojny lapońskiej
(Finowie po rozejmie z ZSRR wypędzają Niemców z północy kraju). Dalej następuje
opis organizacji armii fińskiej z uwzględnieniem zmian zachodzących na
poszczególnych etapach: można się dowiedzieć, że stan pułkowej kuchni polowej
wynosił 27 ludzi. Osobno omówione są jednostki specjalizowane: jegrzy,
pogranicznicy, zwiadowcy dalekiego zasięgu. Wspomniano też o ochotnikach
cudzoziemskich, z których największe grupy stanowili Szwedzi i Estończycy. Osobne
omówienie dotyczy oddziałów samoobrony Suojeluskunta oraz pomocniczej służby
kobiet „Lotta Svärd”.
Rozdziały końcowe dotyczą taktyki oraz uzbrojenia armii fińskiej.
Tu się pojawia słynny pistolet maszynowy Suomi wz. 1931 – stał się on inspiracją
dla radzieckiej pepeszy, której zresztą Finowie również używali jako broni zdobycznej.
Natomiast bohaterowie Żołnierza nieznanego strzelali z pewnością z
któregoś z fińskich wariantów kaemu Maxim. Skoro zaś radziecka propaganda z
komisarzem Mołotowem na czele twierdziła, że lotnictwo czerwone wcale nie
bombarduje Finów, tylko zrzuca im chleb, to Finowie opracowali popitkę do tego
posiłku – i tak butelka zapalająca stała się na świecie szerzej znana pod nazwą
„koktajlu Mołotowa”.
Na omówienie umundurowania pozostały opisy plansz barwnych. Samych
plansz jest tradycyjnie osiem (chociaż seria „Elite” miała ich ongiś po 12), po
trzy sylwetki na każdej plus detaliczne ukazanie niektórych oznak i odznak. Wykonał
je Raffaele Ruggieri, którego wysmukłe a obłe sylwetki trochę niedolubiwam. Spośród
24 żołnierzy aż 10 nosi charakterystyczne lapońskie buty z zadartymi nosami.
Przedstawiono członków Suojeluskunta, jednak lotty się nie załapały.
Przynajmniej są na jednym ze zdjęć. Fotografie, w dość dobrej jakości, pochodzą
głównie z kolekcji prywatnych i przedstawiają różne rodzaje umundurowania i
uzbrojenia, pojawia się też słynny snajper Simo Häyhä.
Tłumaczenie jest przyzwoite jak na standardy Bellony (wydane wcześniej w tej samej serii Dzieje snajperów to była jedna wielka stłuczka). Tłumaczce przytrafiły się mimo wszystko dwa błędy rzeczowe. Napisała mianowicie, że Petsamo leży „na południowy wschód od Murmańska”, kiedy nawet na mapie w książce widać, że na północny zachód. Poza tym pojawia się jednostka zwana „Plemienny Batalion Olonetów z Aunus”. Nie było żadnych „Olonetów” – Olonets to po prostu angielska transkrypcja miasta Ołoniec, które po fińsku nazywa się Aunus, a w pokrewnym języku karelskim nosi dźwięczną nazwę Anus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz