środa, 1 stycznia 2025

Podsumowanie średniego roku

Minął rok zapisywany niekiedy jako ZOZA. Nie spadło na nas żadne nowe spektakularne nieszczęście, ale i sukcesy były dość umiarkowane. Co prawda klimat nadal się psuje i nie ma co liczyć na porządną zimę, a Władimirowicz ciągle jeszcze nie został zapędzony do bunkra pod jakąś kancelarią.

W dziedzinie życia towarzyskiego i zawodowego nastąpiła pewna stagnacja, a dotychczas podjęte przeciwdziałania jeszcze nie przyniosły efektów, ale nadziewam się, że w roku następnym one zaowocują. Moja bibliografia o mały włos nie powiększyła się o Książkę z Brzydką Okładką™, ale odzew czytelników sprawił, że artysta i graficy poprawili projekt.

Asystent Kreatywny

Względem twórczości ludowej - dawne projekty leżą odłogiem, za to lody ruszyły, panowie przysięgli, jeśli chodzi o pisane od paru lat opus kałasznikow. Na niniejszym blogu ukazało się 30 wpisów, czyli tyle samo co w każdym z dwóch lat poprzednich. Notki o płytach postanowiłem skondensować do podsumowań miesięcznych. Opowiadanie, które w zeszłym roku wysłałem na nabór do pewnej antologii (i zdążyłem już o nim zapomnieć), nie zostało wprawdzie przyjęte, ale być może wzbudziło burzliwe dyskusje wśród komisji.

Przyszłe miejsce akcji

W wolnych chwilach zajmowałem się studiowaniem starych czasopism, ale w dalszym ciągu nie znalazłem dla nich zadowalającej formuły blogowej.

Tadeusz Łomnicki, "Film" 1976

Niestety, ciągle jeszcze nie pokonałem letkiego uzależnienia od obrazków generowanych przez sztuczną teligencję, ale przynajmniej się ograniczam.

Po ręcach ich poznacie

O urobku książkowym i płytowym będzie w następnych notkach. Na granie w komputer znalazłem mniej czasu niż w zeszłym roku, a jeśli już się zdarzało, to był to Skyrim z dodatkami Dawnguard i Dragonborn – wątki z wyspy Solstheim to całkiem udatna próba odtworzenia klimatu starego Morrowinda (nie w stu procentach, ale też stary Morrowind w IV Erze Tamriel już właściwie przestał istnieć).

Powraca też mistrz Neloth, znacznie bardziej przyjazny niż wtedy
(jego gburowatość mogła wynikać z tego, że mu gwizdnęli brzytwę)

W dziedzinie seriali najważniejsze były latoś Rodzina Soprano (szczególnie odcinek, w którym Paulie i Chris ganiają Ruskiego po lesie), Better Call Saul, Dobre Miejsce, Resident Alien (komediowy – kosmita na amerykańskiej prowincji usiłuje wtopić się w otoczenie), Dzieci zła (serbski kryminalno-sądowy), II sezon Rodu Smoka (za dużo ględzenia!) Do tego oczywiście trzeci Rojst z Gajosem w roli romskiego ważniaka oraz kolejnymi plenerami Częstochowej. Niezłe wrażenie odniosłem po paru pierwszych odcinkach Problemu trzech ciał na podstawie powieści sajęs fikszyn Liu Cixina. 

Saul Goodman, Eleanor Shellstrop,
Carmela Soprano, dr Harry Vanderspeigle

Spośród filmów pełnometrażowych najbardziej zapamiętały mi się Wawrzyniec z Arabii z idiotycznym tłumaczeniem „guns” na „pistolety”, druga część Diuny Denisa Villeneuvue’a oraz dwie części Duchołapów Ivana Reitmana.

Prawie co miesiąc byłem na miejskiej giełdzie staroci (na wyjeździe zaliczyłem nawet jedną w Olsztynie, a drugą w Kuliszu). Urok takich miejsc polega na tym, że trudno przewidzieć nie tylko, na co się trafi, ale ile będzie kosztować. Jedna pani miała uroczo pokracznego plastikowego kotka z czasów PRL, ale wołała za niego 130 zł, czyli tylko 10 mniej, niż wzięła od poprzedniej klientki za srebrny naszyjnik. Inny gościu sprzedawał rzeźby z brązu. Miał np. gołą babę za 8800, ale najbardziej rzucał się w oczy bycuś naturalnej wielkości, załadowany na przyczepę. Kosztował on 80 patyków – za taką kwotę można by kupić nieduże stado prawdziwego bydła.

To tylko niektóre skarby, które można zobaczyć na targowiszczu


Styczeń

W styczniu spadło trochę śniegu i różni mądrale zaczęli pokazywać go palcem na dowód, że nie ma żadnych zmian klimatu. Otóż najlepszym dowodem na zmiany klimatu są właśnie osobnicy, którzy po paru śnieżnych dniach w połowie stycznia ekscytują się jak rolnik w podorywki, podczas gdy dawniej nikogo nie dziwił śnieg od listopada do marca.

Ruszyło rozliczanie poprzedniej ekipy rządzącej i jej aparatczyków, w tym różnego rodzaju Instytutów Mieszka Plątonogiego, specjalizujących się w przywłaszczaniu publicznych pieniędzy. Szczególną satysfakcję przyniosło mi wywalenie z dyrektorskiego stołka pewnego gagatka, który przed laty, jako pracownik uniwersytecki, zrobił mi kupę przykrości. Teraz najwyższa pora wziąć się już za poprawę transportu publicznego i ochronę lasów, serio.

            Po wielu miesiącach słuchania płyt na komputrze udało mi się w końcu kupić wieżę stereo na kompakty. Różnica w brzmieniu niebotyczna. Ze względu na problem z długością kabli od głośników musiałem zrobić rewolucję na biurku. Ze sprzętu elektrycznego kupiłem także wyciskarkę do cytrusów, która w ciągu roku zaoszczędziła mi wiele roboty. Ponadto odzyskałem dostęp do Netfliska, mogłem więc powrócić np. do Better Call Saul.            

            Na działce odnotowano wizyty sarniny.            

 

Luty

W lutym wybrałem się do Kielców, ale o tym już było.

Pewnego dnia Instagram obniżył mi widoczność zdjęcia opuszczonej piekarni za rzekomą mowę nienawiści i zakazane symbole. Uznałem, że pewnie algorytmy zinterpretowały kraty w oknie jako swastykę. Potem okazało się, że to szersza awaria: antykwariuszowi z Rzeszowa oznaczyli zdjęcie kota jako mowę nienawiści, komuś innemu komiks o Smerfach jako nagość, innemu restaurację na Śnieżce za nękanie, a słynną Zjeżdżalnię w Tychach, przez folklor internetowy błędnie przypisywaną Czelabińskowi – za nagość (goły beton?) W każdym razie odwołałem się; już po 10 godzinach otrzymałem weryfikację i przeprosiny.

Lutowy kwiat

9 lutego odszedł Uncle Łinston w sędziwym wieku 16 lat. Mgr Andrzej Niedźwiecki upamiętnił go, sadząc drzewo, ale nie przyjęło się.

Wracając pewnego wieczoru z działki, widziałem w parku faceta spacerującego ze świnią.

29 lutego zdarza się raz na cztery lata, z tej okazji urządziłem sobie wycieczkę do Jaskrowa. Dotarłem nad brzeg Warty, miałem też okazję chłonąć klimata wsi podmiejskiej Małopolski Północnej.


Marzec-kwiecień

Wielkanoc wypadła w tym roku równo na przełomie marca i kwietnia.

Mgr Andrzej Niedźwiecki przestawiał płot na działce, żeby sąsiedzi nie zaorywali miedzy.

Ziemie Odzyskane

Odbyły się wybory samorządowe – moja kandydatka weszła do rady miasta.

Wiosna przyszła za szybko i wszystko kwitło w koło, nawet to, co powinno w maju. W rezultacie nie było latoś na działce orzechów, bo co zakwitło, to przemarzło w czasie późniejszych przymrozków.


            Maj

            W weekend majowy wypuściłem się na wycieczkę do Lignicy. Kilka tygodni później zobaczyłem tamtejsze zrujnowane kino w trzecim sezonie Rojstu.

Iglica Pobożnego

            Wiosną trwał potężny beef hiphopowy pomiędzy Drakiem a Kendrickiem Lamarem, z udziałem jeszcze jakichś raperów drugoplanowych. Śniła mi się w związku z tym polska odnoga tej historii, w której przedstawiciel jednej strony chodził po mieście i wypytywał listonosza, psa i kolegów uczelnianych oponenta o pikantne szczegóły na jego temat.

Zrobiłem sobie wycieczkę do Gnaszyna. Moim celem był cmentarz parafialny, ale po drodze widziałem różne inne ciekawostki, m.in. „boga maszynę” przy warsztacie, kapliczkę przydrożną i piramidę Gabriela Narutowicza przy SP 11, gdzie uczyła się Kalina Jędrusik.

Dojechałem do granicy miasta, gdzie zaczynają się Łojki, a potem zawróciłem i obok modernistycznego kościoła Przemienienia Pańskiego dotarłem do cmentarza. Jak to na parafialnych – większość nagrobków jest nowa, z lat 80. i późniejszych, ale znalazło się też trochę z lat 60.-70., a najstarsze pochówki pochodzą z czasów wojny. Należy do nich metalowy krzyż na grobie 16-latka zabitego „przez bandę chitlerowską” 17 stycznia 1945 oraz wspólna mogiła (ale ze współczesnym nagrobkiem) dwóch żołnierzy radzieckich poległych tegoż dnia oraz dwóch polskich lotników bombowych z września 1939.

W drodze powrotnej dowiedziałem się, że istnieje w Częstochowej ulica o nazwie Mała Warszawka. Nieopodal, przy ul. Przestrzennej, zwraca uwagę betonowy płot ze scenami myśliwskimi.

W maju wybuchł skandal w nauce polskiej: profesor z AGH – równolegle z legitną karierą naukową chemika – od kilku lat trollował system punktów za dorobek naukowy, wysyłając do różnych wydawnictw bzdurne artykuły. Niektóre z nich bez gadania przyjmowano do druku – np. „Wschodni Rocznik Humanistyczny” opublikował artykuł Filumenistyczna pasja Karola Wojtyły. Jako współautor dopisany był w wielu przypadkach fikcyjny teofizyk i muzykolog z Aszchabadu, prof. Kapela Pilaka.

Kapela Pilaka sztucznymi oczami sztucznej inteligencji (NightCafe)

Dobiegł końca remont trasy DK1 alias Alei Wojska Polskiego vel „gierkówki” na terenie miasta Cz., mogłem więc wreszcie znowu przejeżdżać przejściem podziemnym pomiędzy ul. Michała Faradaguła a Galerią Jujarską. Przy okazji budowniczowie wyrychtowali wzdłuż trasy ścieżkę pieszo-rowerową, dzięki której można się dostać z Zawodzia na Last Grosz.



Czerwiec

Czerwiec był porą festynów. Udałem się więc na imprezę parafialną, ale nie doczekałem się ani specjalnych atrakcji artystycznych, ani społecznych.

Pomnik św. Colbego sprzyja organizowaniu pod nim zabaw tanecznych

Byłem też na organizowanym przez szkołę podstawową festynie w konwencji country and western.

Wybory do europarlamenta trudno zaliczyć do festynów, ale też się odbyły.

Widziałem też pustułkę-podlota grasującą wokół bloku. Jakaś kobieta rzucała jej kawałki chleba. Pomijając, że ptakom nie powinno się dawać chleba, bo niszczy im żołądek – od kiedy w ogóle sokoły jedzą pieczywo?

Omijajcie jezdnie, chodniki, szkoły

 

Lipiec

W czasie wakacji wydarzyła się ekspedycja do Olsztyna, a później jeszcze wyjazd do Ratsiborza, z wycieczką do Ostrawy.

W mieście Cz. tymczasem odnowiono smocze rzeźby Stanisława Łyszczarza koło pętli tramwajowej na Północy; postawione tam jakieś ćwierć wieku temu, od tej pory zaplątały się w wyrosłe wokół zarośla (które posadzono specjalnie, żeby młodzież nie siadała na smokach), aż wystawały jeno łeby.

Zajrzałem też w okolice plaży miejskiej, gdzie natrafiłem na spustoszony piwobus.


Sierpień

Wojska ukraińskie rozpoczęły ofensywę w obwodzie kurskim.

Kozak Gołota - nie boi się ognia ni wody, ni błota

Przytrafiło się wesele: on dentysta, ona po studium pielęgniarskim. Jako przykład nierozerwalności małżeństwa, ksiądz na kazaniu przywołał Katarzynę Jagiellonkę i księcia finlandzkiego Jana. Stwierdził jednak, że Katarzyna była córką Zygmunta III Wazy i królowej Bony. Jak wyszedł z tego lapsusu, kiedy na finał przyszło mu wspomnieć, że syn Katarzyny i Jana został później królem polskim? Wymyślił Zygmunta IV…

Zygmunt III Taca
(ze zbiorów Muzeum Miedzy w Legnicy)

Potem wszyscy przejechali do sali weselnej we wsi Rękoczyn Rakoszyn, gm. Nogawice Nagłowice. Zaproszonych było 300 osób, dojechało ok. 190. Większość stanowili ludzie zupełnie mi nieznani. Najpierw pozwolono nam coś zjeść (rosół, kotlet, dewolaj, sałatki, ciasta), a potem państwo młodzi zatańczyli pierwszy taniec do czegoś sanahoidalnego w kłębach dymu z wytwornicy obsługiwanej przez jednego z pracowników. Bloki taneczne przeplatane były normalną wyżerką. Kelnerki nosiły dania gorące i zimne, na stołach stała wódka „Stumbras” z kłosem pszenżyta w środku oraz napoje gazowane i soki owocowe, a w kącie sali znajdował się bufet z herbatą, kawą, winem, piwem, nalewkami oraz przeróżnym ciastem.

Muzykę i rozrywkę zapewniał didżej/wodzirej z brodą. Nawet pół biedy, że było disco polo, ale oprócz tego grał normalne przeboje pop wzbogacone o taneczną rąbankę rytmiczną, do tego stopnia, że minęło kilka utworów, a drumbeat pozostawał jeden i ten sam. Później pojawił się tradycyjny megamix przebojów rockandrollowych, następnie DJ zapowiedział, że teraz też coś z rock and rolla, ale dla odmiany po polsku… a tu Łydka Grubasa z piosenką o „ryju jak kopara”.

Umywalka w tualecie

Na szczęście w każdej chwili można było opuścić salę i wyjść na rozległy teren (tym bardziej, że w sali prawie nie było zasięgu internetowego). Przed budynkiem kilka altan, za budynkiem parking, a za nim z kolei fontanna i huśtawki. Zza szpaleru krzewów widać było jeszcze przed zmrokiem pracujące traktory. Z boku znajdowała się strefa rekreacyjna z rozmaitymi obszarami dla dzieci, a także kolorowo podświetlone baseny z wysepkami. 

Nie było zbyt wielu okazji do zawarcia znajomości. Pan młody zapowiadał wprawdzie, że podejdzie do stolika, żeby ze mną wypić, ale miał za dużo obowiązków i nie wyszło.

Około 22 DJ wyprowadził gości na zewnątrz w postaci węża, ustawił państwa młodych przed fontanną, a pracownik z wytwornicą narobił dymu. Odbył się pokaz sztucznowerków, a potem pokroili tort, po kawałku dla każdego. Z trudem go już zjadłem. Około północy odbyły się niby-oczepiny, czyli ciąg gier i zabaw: polonez, „Jaka to melodia” i inne, które obserwowałem, ale się znudziłem. Opuszczając wesele o 2:04, miałem w torbie dwie butelki Stumbrasa podarowane na odchodne.

Droga powrotna wiodła przez Szczekociny i Lelów, żeby uniknąć remontów, częstych ostatnio na Świętokrzyszczyźnie. Skutek był taki, że gdzieś w okolicach Irządzów zabłądziliśmy, a w Janowie i tak wjechaliśmy na remontowany odcinek z zerwanym asfaltem. Szwagier za kierownicą narzekał, że go brzuch boli z przejedzenia. Kilkakrotnie przysypiałem i budził mnie okrzyk szwagierki na widok lisów przebiegających przez jezdnię.

Szyld włoszczowski

W sierpniu wydarzyła się także wycieczka do Ćmielowa. Pod Suledżowem wpakowaliśmy się w półtoragodzinny korek, związany z przebudową mostu. Gdyby kierowca sprawdził komunikaty wiszące w internecie, to wcześniej by wiedział, a tak straciliśmy sporo czasu.

Na litość, a któż ją polał?

Postój na stacji benzynowej przypadł w Trojanowicach koło Żarnowa, gdzie stał obok odrzutowiec Suchoj. Kiedy wsiedliśmy, kierowcy nie mógł się skonfigurować GPS i zamiast przez Końskie pojechaliśmy jakoś inaczej, w kierunku Kielców. W każdym razie mijaliśmy Bodzentyn, Kolejny przystanek wypadł w Zagnańsku, pod sławnym dębem Bartkiem.

Poprzez południowe przedmieścia Ostrowca Świętokrzyskiego dojechaliśmy w końcu po 14 do Ćmielowa. Jest to w zasadzie duża wieś-ulicówka, z wielu posesji szczekały do nas psy. Strzeliliśmy parę fotografii wokół fontanny w kształcie imbryka i filiżanki, po czym ruszyliśmy do Żywego Muzeum Porcelany.

W fabryce porcelany stanęliśmy około 14:50, na dziesięć minut przed wejściem ostatniej grupy zwiedzających. Powiedzieli nam, że skoro nie mamy rezerwacji, to już nie wejdziemy. 

Na szczęście w ostatniej chwili okazało się, że ktoś zarezerwował, a nie przyjechał. Przewodniczka puściła film przedstawiający proces wyrobu porcelany, a potem opowiadała o poszczególnych etapach, prezentując odlewanie figurki kota z piłką, szkliwienie, malowanie itp. Wystawione były m.in. rozmaite ciekawe niedoróbki – np. pracownik wstawił do pieca kilkadziesiąt pojedynczych aniołków, jeden się przewrócił, powodując efekt domina, i skleiły się w cały chór.

Na ekspozycji była też sala z rozmaitymi wyrobami porcelanowymi, m.in. okolicznościowymi talerzami z PRL. Są także oryginalne wyroby Ćmielowa zestawione z zagranicznymi podróbkami. 

Osobna rzecz to wystawa obrazów porcelanowych z małpami reprezentującymi poszczególne kraje europejskie (reprezentant Polski ewidentnie przypomina Tytusa de Zoo). Popiersia małp stoją na podwórzu przed fabryką.

Na piętrze natomiast urządzono wystawę sztuki Lubomira Tomaszewskiego, Józefa Wilkonia, Pawła Orłowskiego i paru innych artystów.

Po zwiedzaniu poszliśmy do przymuzealnej kawiarni „Leżąca Kotka”, gdzie w filiżankach ze szmaragdowej porceneli piliśmy herbatę i kawę za jedyne 25 zł od czarki. W menu mieli też kopi luwak, kawę parzoną z ziaren wydefekowanych przez cywetę – filiżanka po 99 złych.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Wąchocku. Główną atrakcją jest pomnik sołtysa, stojący nad rzeką Kamienną na końcu alejki wyłożonej płytami, na których wyryto kawały o Wąchocku. Poza tym są w mieście (sic!) pomniki mjr. Ponurego oraz Mariana Langiewicza, ten ostatni przed szkołą o interesującej kamiennej elewacji.

Sołtys z Wąchocka, to nawet nie jest on

Do tego oczywiście słynne opactwo cystersów, naprzeciw którego regularnie pasą się krowy.

Centrum miasta

W tymże miesiącu poszedłem do częstochowskiej Popówki na wystawę retrospektywną Jacka Pałuchy z okazji okrągłej 31. rocznicy działalności twórczej. Było tam parędziesiąt obrazów, głównie z ostatnich 10 lat – m.in. cykl „Siedem grzechów głównych”. Należy dodać, że fanem Pałuchy jestem od V klasy podstawówki, kiedy na wystawie „Surrealiści polscy” zobaczyłem jego obraz Widok z gniazda jadowitych ptaków. Zajmował się on też w życiu muzyką – jako współzałożyciel i pierwszy wokalista Formacji Nieżywych Schabuff (niektórzy mówią, że album z jego udziałem, Wiązanka melodii młodzieżowych, jako jedyny się liczy z twórczości tego zespołu). Potem okazjonalnie zakładał takie kapele jak Furmanka albo Superpałka i Najeźdźcy z Kosmosu. On ci jest również projektantem okładki Spokojnie Kulcich.

Na piętrze wystawiają kolekcję malarstwa polskiego, jak to w każdym muzeum – jakiś Axentowicz, jakiś Malczewski, trochę Marii Jaremy, Jonasza Sterna, Kazimierza Mikulskiego i Jerzy Krawczyka.

W ramach Festiwalu Kultury Alternatywnej „eFKA” odbył się koncert grupy Akurat. Ulica Mielczarskiego, którą pamiętałem sprzed lat jako slumsa, zmieniła się do dziś w enklawę artystyczną. Nad całą imprezą patronat miało stowarzyszenie „Oczami Brata”. Na jednym z podwórek odbywał się pener malarski, a na drugim urządzono scenę.

Już od dawna Akurat obywa się bez wokalisty Tomasza Kłaptocza; obecnie śpiewają gitarzyści Wojciech Żółty i Piotr Wróbel (i mają w repertuarze piosenkę Żółty wróbel). Moją uwagę zwracał przede wszystkim basista Eugeniusz Kubat (tym bardziej, że stałem bliżej niego), a poza tym byli jeszcze perkusista i saksofonista. Zagrali prawie półtorej godziny urockowionego reggae i ska, m.in. utwór do słów Jacka Kleyffa. Publika tańczyła dość żywiołowo, a niektóre osoby nawet znały teksty i w widoczny sposób śpiewały. Największy entuzjazm wywoływały utwory z pierwszej płyty Pomarańcza (na Allegro chodzi po 750 złych, bo od premiery nie widziała reedycji), jak Lubię mówić z tobą, w którym  zespół namówił publiczność do wspólnego śpiewu. Była też Nuta o ptakach do wiersza Wierzyńskiego, a mie najbardziej podobała się Łyżeczka. Nowy Lepszy Świat z najnowszej (2016) płyty podobał się mniej, ze względu na elektroniczne rytmy. Na koniec zagrali polityczne Wiej-ska oraz Hahahaczyk. Potem jeszcze dali się wyciągnąć na bisy: Espania i oczywiście Tuwimowe Do prostego człowieka.


 

Wrzesień

Już na początku września dał o sobie znać System Dystrybucji Kotów. Mgr Andrzej Niedźwiecki znalazł pod blokiem miauczącą trikolorkę i zabrał do mieszkania. Wystawił na fejsie ogłoszenie, że znaleziono i może ktoś szuka, ale nikt się nie odezwał, więc kotka pozostała w domu. Otrzymała imię Hania, ale dopiero w przeddzień Sylwestra zaakceptowała mnie na tyle, żebym mógł ją głaskać i bawić się wędką – chociaż nie reaguje mruczeniem.

Teścioszwagrowie mieli pojechać na jedną noc do Zakopca, ale zmienili zdanie i wybrali się do Soliny. Z drogi meldowali, że widoki są ładne, ale nie ma co robić, a od Tarnowa to już w ogóle nie ma porządnych dróg. Kilka tygodni później wysłuchałem pełnej relacji z wyprawy w Bieszczady i była to historia niemalże w stylu Sumaszedszego Maksa.

Pasażer specjalny 
(ostatecznie najwygodniej było przytroczyć go sobie do pleców)

Wybraliśmy się do Kalosza, miasta ze wszystkich w Polszcze najstarszego. Kierowca pomylił zjazd z ronda i zamiast przez Sieradz pojechaliśmy nie najlepszymi drogami przez Brąszewice. Po drodze widziałem wiele ciekawych ogrodzeń, ale zdjęcia z pędzącego samochodu przeważnie nie powychodzili.

W samym Kaloszu zajrzeliśmy na Główny Rynek. Wyryto tam w chodniku mapę Europy z Calisią zaznaczoną według wskazań Ptolemeusza oraz wpuszczono reprodukcje średniowiecznych monet bitych w mieście. Stoi tam też replika fortepianu Calisia.

Szopień

Zawędrowaliśmy nad Prosnę i Kanał Rypinkowski, a na Śródmiejskiej minęliśmy pochód absolwentów Technikum Budowy Fortepianów. Rodzinny dom zmarłego w tym roku Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego ozdobiony był jego wizerunkami.

Wykonaliśmy też spacer Plantami w stronę targowiska i galerii handlowej. Po drodze napotkaliśmy pomnik książek zniszczonych przez hitlerowców. Tymczasem ich ideowi spadkobiercy protestowali przeciw odbywającemu się w Kaloszu marszowi równości oraz rzekomemu uczeniu dzieci o nasturcji.

Na miejskim jamrajku widziałem rozmaitości: rękodzieło, produkty lokalne, ekspozycję biblioteki, grupy rekonstrukcyjne, stare samochody. Kupiłem lalkę z krzywą minką, ale że sprzedawca nie miał reklamówki, niosłem ją pod pachą przez miasto.

Zajrzeliśmy do kościoła św. Józefa i katedry św. Mikołaja. Na plebanii tej ostatniej proboszcz opowiadał o swoich doświadczeniach z podróżą lotniczą. Równocześnie miał na stole smartfona i nasłuchiwał kontrolnie transmisji z mszy prowadzonej przez podwładnego, a w odpowiednim momencie narzucił sutannę i poszedł przeprowadzić kwestę.

W drodze powrotnej aż trzykrotnie stawano na poboczu, żeby przepuścić policję na sygnale. W jednym miejscu auto z przyczepą po chamsku wcięło się przed jadącą przed nami furgonetkę i o włos nie doszło do wypadku. Zatrzymaliśmy się też zwiedzić kościół w Brąszewicach, gdzie ponoć raz ksiądz, co przyjechał odwiedzić proboszcza, wjechał autem do stawu, bo go nie zauważył.

W połowie września nastąpiła powódź. Najbardziej ucierpiał Dolny i Opolski Śląsk, szczególnie Kłodzko. Miasto Cz. lepiej sobie poradziło, bo stoi na wzgórzach. Mimo wszystko  zalało mi korytarz w piwnicy, ale do komórki lokatorskiej woda nie doszła dzięki temu, że podłoga była nierówna. Przydały się gumowe buty plażowe, służące zwykle do chodzenia po kamienistych plażach. Wywaliłem na dwór kilka wiader wody, zakleiłem taśmą przecieki w rurach, a w drzwiach do komórki zrobiłem wał przeciwpowodziowy z folii bąbelkowej, szmat, worków po kartoflach i paru ciężkich elementów utrzymujących wszystko na miejscu.

Nieznajomy

            Uratowałem ze śmietnika całkiem sporo książek: Panią Bovary, dyptyk Gojawiczyńskiej, trzy Dołęgi-Mostowicze, dwóch Pauksztów, dwa Wiechy, Bratnego, Wańkowicza, Rodziewiczównę, Słówka Boya, Awanturę o Basię, Wściekłe rodzynki Steinbecka, Przeminęło z wiadrem, wspomnienia Eugeniusza Kwiatkowskiego, podręcznik położnictwa i regulamin dla maszynistów.

To dopiero około 1/4 łupów

              Byłem także na wycieczce w Rędzinach.

Casterly Rock

 

Październik

W październiku tradycyjnie pojechałem na Męzury. W Warszawie zastałem Dworzec Zachodni zmieniony nie do poznania, chociaż jeszcze nie do końca zbudowany. Przeszedłem na autobusowy, który wygląda po staremu – prawie wszystkie reklamy po ukraińsku, autobusy jeżdżą do Brześcia, Kamieńca Podolskiego, Kiszyniewa itp. Dwaj faceci próbowali mnie naciągnąć na kasę.

Hello Wowsaw

Autobus dalekobieżny do Suwałk (kurs z Monachium do Rygi) miał być o 10:15, ale spóźnił się godzinę. Po drodze miał dłuższe postoje w Łomży i Ełku, a prognozowana godzina przyjazdu do Suwałk coraz bardziej się oddalała. Ostatecznie autobus wylądował o 15:45, i to nie na dworcu, a gdzieś na stacji benzynowej przy Mickiewicza. Marszem, a potem biegiem pokonałem trasę: Mickiewicza – Konopnickiej przy parku – Chłodna – Noniewicza – na przełaj między blokami. Nastresowałem się na przejściu dla pieszych przed dworcem, bo czerwone światło wydawało się dłużyć w nieskończoność. Po przejściu przez jezdnię puściłem się sprintem i wskoczyłem na schody autobusu, gdy ostatni pasażer już kupował bilet.

Na wsi czekało mnie wiele prac gospodarczych. Wyciąłem kosą i maczetą drogę do garażu i szopy, a sekatorem i piłą – do piwnicy, przez rozłożystą tuję, całkiem blokującą wejście (zajęło mi to kilka dni). Poza tym należało oczyścić całe schody piwniczne z nagromadzonych przez rok uschłych igieł. Przy okazji nazbierałem owoców z winorośli porastającej budynek, chociaż orbitowało wokół nich tyle ós, że musiałem pożyczyć od sąsiadki kapelusz pszczelarski.

Ponadto udrażniałem rynny, wywalając łopatką badziewie w postaci biomasy ze zgniłych liści, szpilek, winogron etc., w niektórych przypadkach tak już zgliwiałego, że rosły na nim nowe rośliny. Ze strychu należało wymieść kunie odchody i asystować miejscowemu fachowcowi, który przyjechał przymocować deski w ścianie szczytowej, przez które właśnie kuny wchodziły do środka. Pomagałem mu rozstawić drabinę, ale okazało się, że za krótka, więc musiałem go wpuścić przez strych. W czasie wszystkich prac porozumiewał się głównie nierządnicami, aż przypomniała mi się scena oględzin miejsca zbrodni w The Wire.

Kobieta z sękaczem

W drodze powrotnej przeszedłem się po deszczowym Białostoku. Tak zawędrowałem pod cerkiew św. Marii Magdaleny na wzgórzu, a dalej do Teatru Lalek i Fisharmonii potężnej, winobluszczem porośniętej.

W Radiu Kraków ogólnopolski skandal. Dyrektor wywalił całą obsadę kanału Off Radio Kraków i zastąpił trojgiem prezenterów wygenerowanych przez sztuczną inteligencję. Jedna syntetyczna prezenterka przeprowadziła wywiad z nieżyjącą od 10 lat Wisławą Szymborską, która opowiadała o czyimś poście na Instagramie. A sam dyrektor mówi, że to nieprawda, nikogo nie zwolnił, tylko rozwiązał umowę. I pomyśleć, że ta sama stacja kilkanaście lat temu reklamowała się sloganem "Radio prawdziwych ludzi"...

W następnej kolejności - wywiad z Szekspirem (NightCafe)

     Ponadto nastąpiła w październiku wyprawa do Krykowa, już omówiona wcześniej, ale pod Radio Kraków na Al. Słowackiego nie dotarłem.

Pojechałem za to w końcu na Raków zwiedzić kościół św. Józefa Robotnika z malowniczym witrażem, przedstawiającym diobła siedzącego na homoseksualiźmie i biseksaborcji.


Listopad

W amerykańskich wyborach prezydenckich wygrał prawomocnie skazany Trump. Trudno, chcą mieć Amerykanie splendid isolation, będą mieli isolation, a czy splendid, to już sami sobie zapracują.

Covfefe (NeuralBlender)

            Tradycyjne listopadowe łazęgowanie po cmentarzach było mniej intensywne niż w poprzednich latach, ale ciągle jeszcze znajduję nieznane dotąd portrety i pomniki.

Irena T., zm. 1936, cmentarz Kule
Ostatecznie zburzony został komin elektrowni na Zawodziu - ku niezadowoleniu wielu mieszkańców. Od dziesięcioleci stanowił on w panoramie miasta Cz. przeciwwagę dla chramu Yasunagura na przeciwległym końcu osi wschód-zachód, jaką tworzą Aleje Trzy. Podobno planuje się postawić na jego miejscu 110-metrowy pomnik doktora Biegańskiego, który będzie centralnym punktem między wieżą klasztorną a monstrualnym papieżem na Mirowie. 

Jerusaleeeem is lost!

Około 22 listopada spadł jedyny porządniejszy śnieg pod koniec tego roku.


Grudzień

Skoro grudzień, to stan wojenny. Tym razem ogłosił go predydent Korei Południowej. Trwało to zaledwie dwie i pół godziny, bo nie tylko ludność zaczęła demonstrować, ale nawet nie dogadał sprawy z własną partią.

A u nas rosną serwisy pojazdów specjalizowanych

Nicko McBrain odszedł z Iron Maiden – był w zespole nieprzerwanie od 1983 r., miał więc trzeci co do długości staż po grających od zawsze Steve Harrisie i Davie Murrayu. Wcześniej przewinął się przez francuską grupę hardrockową Trust. 

A u nas - śniegu, co kot napłakał, za to wilgoci tyle,
że prawie można pływać w powietrzu

Po 13 latach wojny domowej w Syrii powstańcy zdobyli Damaszek, al-Assad odleciał w nieznanym kierunku (jak się później okazało – moskiewskim), armia rządowa rozsypała się w ciągu dwóch tygodni, a Rosjanie nic nie byli w stanie zrobić. Wygląda na to, że to koniec Syryjskiej Republiki Arabskiej, pytanie tylko, co na jej miejsce. Prognozy nie są najciekawsze, zwłaszcza dla Kurdów.

A u nas - słońce świeci nad Sekwaną i odbija się w Warcie

     Zabłądziłem na rekolekcje z udziałem biskupa Długosza, ale nie zaśpiewał Chrześcijanin tańczy.
W wieczerniku chramu Yasunagura jak zwykle wystawa choinek

            Święta spędziłem w rodzinnej atfosmerze, chociaż Gwiazdor był latoś dosyć oszczędny.

            Miniony rok nie wydaje mi się ani lepszy, ani gorszy od kilku poprzednich, ale pierwsza połowa bardziej mi się podobała niż druga. Oby następny był zdecydowanie lepszy!

A już na pewno oby był lepszy niż 1939!


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz