niedziela, 1 stycznia 2017

Jak spędziłem 2016


W internetach rok 2016 uchodzi za wyjątkowo parszywy. Praktycznie co tydzień pojawiała się informacja o śmierci jakichś sławnych ludzi, wśród których znaleźli się zarówno artyści, których ceniłem, jak i jedna z pierwszych niespokrewnionych ze mną osób, jakie pozytywnie oceniły moją pisaninę, dawno temu. W polityce krajowej i zagranicznej miało miejsce wszelakie syfistwo, nie za wesoła była też kondycja środowiska naturalnego. Z Włoch zaczęły dochodzić niepokojące doniesienia o wzroście aktywności superwulkanu, przy którym Wezuwiusz to szczeniak, zaś Axl Rose został wokalistą AC/DC. Dla mnie jednak miniony rok, pomimo pewnych downsajdów, nie był taki znów najgorszy.
Byłem w kilku miejscowościach, głównie w kraju. Zacząłem się udzielać towarzysko w mieście Cz. W dziedzinie książkowej udało mi się zrealizować plan – co do ilości (15), ale nie co do tematyki, bo sterta książek o Chinach, którą miałem przeczytać, od roku leży odłogiem, a zamiast niej czytałem głównie o obu wojnach światowych. Co do płyt, to zdobyłem ich aż tyle (38!), że nie nadążałem z opisywaniem na blogu. Która była moja ulubiona? Wygląda na to, że The Darkness – One Way Ticket to Hell …and Back. Zarówno w dziedzinie muzyki, jak i litratury dokładną statystykę przedstawię później. Jeśli idzie o filmatografię – obejrzałem parę filmów, raz nawet byłem w kinie, ale rok zdominował serial o lekarzu zwanym Grzegorzem Domem.
W dziedzinie twórczości ludowej udało mi się skończyć jedną opowieść, zacząć drugą (całkiem nieźle przyjętą) i porządnie skontynuować trzecią (były nawet seksy). Nieco marniej wyglądały moje osiągnięcia pod sztandarem Kolonasa Waazona, ale wiąże się to w pewnym stopniu ze stosunkowo niższą aktywnością Niezatapialnej Armady w tym roku.


Styczeń
Styczeń był miesiącem, w którym zmarł David Bowie, pożegnawszy się wysoko ocenianą płytą Blackstar. A co tymczasem działo się u mnie? Po prawie sześciu latach znalazłem w szafie tureckie przyprawy, które kupiłem gdzieś na poboczu w Anatolii jako pamiątkę dla przyjaciół, a potem zgubiłem. Teraz są już po terminie ważności… ;( Prócz tego poszedłem se rekreacyjnie do chirurga.
Podobnie jak w zeszłym roku, styczeń przyniósł silną chaję na Niezatapialnej Armadzie – daleką wprawdzie pod względem natężenia od Draki z Tradycjami. Tym razem chodziło o oburz autora opka pod tetułem “Arena”, którego główny bohater był tak potwornym bucem, że aż bucometr nam się spalił.
Oto dowód, że w styczniu był śnieg.

Luty
2016 był rokiem przestępczym, luty przeto miał 29 dni. Tego wyjątkowego dnia dobiegła końca historia, która angażowała mnie od blisko czterech lat. Wybrałem się do Warszawy pospacerować se trochę oraz kupiłem se statyw fotograficzny, którego i tak nie używam.
Efendi, tu nie wolno parkować!

Marzec
Zimą i wczesną wiosną całkiem mi się zdezintegrował mój stary rower, na którym jeździłem od 2001 roku. Ponieważ chwilowo nie było mnie stać na zakup nowej masziny, postanowiłem zrealizować plan, z którym nosiłem się od czterech lat, czyli odświeżyć rower po dziadku. Sprowadziło się to do wymiany opon i montażu hamulca. Któregoś razu przy pompowaniu pompka wybuchła mi w ręku.
Tymczasem u mego teścia nieznany sprawca, zdecydowanie nie bóbr, własnymi zębami ściął drzewo w ogródku – tylko jedno i w dodatku pobielone.
"ZZR" - to znaczy, że rower wykonany w Związku Radzieckim. Tako rzecze Inżynier Kostka.

Kwiecień
Marcokwiecień przyniósł znaczne zmiany w stanie zwierzyny okołodomowej. Pod koniec marca nadeszła z Mazur smutna wiadomość, że kot Bolesław, w rodzinie od 9 lat, odszedł do przodków. Jeszcze wcześniej, zimą, stado zewnętrzne straciło dwie członkinie.
Na początku kwietnia zmieniła się za to sytuacja na działce. Z niewiadomej strony przyszła nieznana dotychczas kotka i porodziła w stajence kurniku dwoje młodych. Ojca nie stwierdzono. Początkowo planowano znaleźć im dom, ale w końcu się do nich przywiązano i zostały (choć podejrzewa się, że matka prowadzi podwójne życie i pomieszkuje gdzie indziej). Kot Ablack i Kreska rosną jak na drożdżach i w kręgach rodzinnych cieszą się statusem wręcz kultowym. Efekt uboczny był jednak taki, że Gościu się obraził i tyle go widziano.

W kwietniu też dokonałem strategicznego zakupu. Ponieważ w dziadkowemu rowerze posypała się przekładnia, nie było wyjścia: musiałem se kupić nową maszinę. Zamówiłem ją przez internety z odbiorem w sklepie, pod sklepem własnymi ręcami zmontowałem i od razu pojechałem do domu. Różnica z poprzednimi rowerami była kolosalna.
Saiko baisyko!

Maj
W mieście Cz. nastąpiły drastyczne zmiany w kursowaniu tramwajów, a to dlatego, że rozpoczęto remont przejścia podziemnego pod torowiskiem na Alei Wyzwolenia, koło dawnego “Mleczarza”. W związku z tym tramwaje zaczęły jeździć dopiero od trzeciego przystanku, na dawnej pętli przy Promenadzie Czesława Niemena (dawniej XXX-lecia PRL), ruch kołowy także uległ ograniczeniu, a ja jako rowerzysta nie mogłem już jeździć “pod tunelem”, tylko musiałem przekraczać dwupasmową jezdnię i nieczynne torowisko przez prowizoryczne zebry. W chwili pisania tych słów, to znaczy 1 stycznia roku MMXVII, remont jeszcze się nie zakończył (choć w międzyczasie wyporządkowano kilka innych kawałków dróg w mieście).
Maj stał pod znakiem wycieczek indywidualnych. Małżonka wybrała się wraz z kowerkerami do Budapesztu, a ja pojechałem do Chrocławia na Dni Fantastyki, gdzie za bardzo w program się nie wdrożyłem, ale za to spotkałem ludzi z internetów, a nawet z Norwegii.
A to nie Wrocław, jeno Radomszczańszczyzna.

Czerwiec
W czerwcu po raz pierwszy w tym roku odbyłem tradycyjną wyprawę do mazurskiego buszu, gdzie ścigałem się z dzikiem, nosiłem opał, a przed telewizorem byłem świadkiem Brexitu. Poza tym udało mi się nawiązać współpracę z pewnym niszowym wydawnictwem (nie, nie jako autor).
Takiego Niebołaza można było znaleźć w Biedronce

Lipiec
Wyskoczyłem na wycieczkę rodzinną do Toruni i Bydgoszczu, a w drodze powrotnej udało się zahaczyć jeszcze nawet o miasto The Boat. Do słynnej Kaziufaktury jednak nie zajrzałem, bo kierowca zakałapućkał się w układzie łódzkich ulic i skręcił nie w tę stronę.
Lipiec upływał pod znakiem Światowych Dni Młodzieży, więc na wszelki wypadek starałem się zostawać w domu w czasie największych tłoków. Co ciekawe, pewną ilość pielgrzymów napotkałem także w Toruniu – m.in. z Nowego Meksyku i Nowej Gwinei.
Prócz tego pojechałem na ślub dalszego kuzynostwa małżonki w Brooklynie Radomszczańskim. Duże niedopatrzenie, że nie wziąłem ze sobą sztucznego węża, który niechybnie pomógłby niektórym lokalsom na długo zapamiętać tę imprezę. Byłem zresztą na samym weselu, nie na ślubie (częściej spotyka się sytuację odwrotną). Jakieś pół godziny przed ceremonią zadzwonił do mnie w panice sąsiad z dołu: “Ależ mospanie, mnie kapie po głowie!” Musieliśmy z teściem zapakować się w samochód i co koń mechaniczny wyskoczy wracać na chatę, gdzie pękła jakaś rura, zakręcić wodę i omówić sprawę z blokowym hydraulikiem. Kiedy wróciliśmy na wieś, nabożeństwo ślubne już dobiegało końca. Strach pomyśleć, co by było, gdyby to żeniło się kuzynostwo z Kanady…
"Tu byłem. Jerzy Kędziora"

Sierpień

Drugi miesiąc wakacyjny spędziłem częściowo na Wolinie, z okazjonalnymi wypadami na Uznam. Zdarzyło mi się też zajrzeć do Reichu, a przy okazji kupiłem sobie wypasione kapturu oraz indyjską koszulę do kolan.
Kosplej

Wrzesień
W tym miesiącu wszystko płynęło całkiem normalnie. Do nielicznych istotnych zdarzeń należał drugi wyjazd na spacer do Warszawy. Na rowerze jeździłem tak często, że po pewnym czasie w komunikacji miejskiej czułem się nie na swoim miejscu. Dostrzegłem też w mieście Cz. ludzi rzucających jajami w kapitalizm.
Natomiast na Armadzie Waazona pojawiła się analiza utworu wyjątkowej urody, jakim był straszliwy fanfik do “Lalki”, opowiadający dalsze dzieje Wokulskiego, który po swojej rzekomej śmierci pod ruiną zrobił majątek w Anglii i teraz funkcjonuje jako lord Golden – a biorąc pod uwagę jego zachowanie, należałby mu się raczej ustanowiony przez niezrównaną Marguerite tytuł księcia Bucichama. W pakiecie Henryk Szlangbaun (sic!) oraz Izabela jęcząca do rana.
蛤噴凝 (Há pēn níng)


Październik
Wydarzeniami, które wstrząsnęły krajem, były ogólnopolski strajk kobiet oraz Czarny Protest, powszechnie zresztą w internetach utożsamiane, czego skutkiem są flejmy pt. “kto był prawdziwym tró organizatorem”. Wiadomo jedno: była moc, a symbolu parasolki akurat nikt nie wymyślił, bo zrodził się spontanicznie i z potrzeby chwili – owego dnia konkretnie lało.
W międzyczasie wybraliśmy się z małżonką do Krakowa, wymieniliśmy w domu parę oknów, zgubiliśmy szalik i znowu poszliśmy rekreacyjnie (my, BW) do chirurga.
But z diodą świecącą przy nacisku - Chruszczow marzyłby o takim.

Listopad
Drugi raz pojechałem na Mazuty i znów byłem tam świadkiem bulwersującego wydarzenia potylicznego w postaci wyboru Donalda Trumpa na prezydenta US of A. Poza tym pracowałem.
To nie "Patolodzy na Klatce", to ciasto z jagodami

Grudzień
Grudzień upływał pod znakiem przygotowań do okresu bożonarodzeniowo-noworocznego i robienia jednej roboty za drugą. W drugi dzień świąt byłem na mszy na Jasnej Górze; młody ojciec (zakonny, rzecz jasna) odstawił kazanie, jakiego dawno nie słyszałem Przy okazji dnia św. Szczepana zaserwował nam sporo eschatologii, suto doprawionej własnymi przemyśleniami, z ogólnym wnioskiem, że to całe męczeństwo to w sumie fajna sprawa, Rozbrajająco przyznał: “gdybym miał do wyboru kulkę w łeb albo 40 lat ascezy, tobym wybrał kulkę w łeb”. Zacząłem się poważnie zastanawiać, co oni za ziółka uprawiają w swoim klasztornym ogrodzie.

Piosenkę roku tradycyjnie trudno wybrać, ale przyjmijmy, że było nią Seek And Destroy The Stooges, które już tu wcześniej nazwałem "archetypicznym czadem". I’m a street-walking cheetah with a heart full of napalm… Linku nie będzie, bo nie mogę znaleźć wykonania, które by mi odpowiadało. Był jeden niezły kower, ale to nie to samo.

Słowo roku: “syfistwo”.

Borys Jancyn na swym pasterunku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz